Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Analiza opublikowana przez Rzeczpospolitą wskazuje, że deklarowane wydatki w wysokości 187 mld zł mogą spaść nawet o 20 mld.
Rząd przyjął ustawę budżetową na rok 2025. Zgodnie z jej założeniami Polska przeznaczyć ma na obronność 187 mld zł, czyli aż 4,7 proc. PKB. To rekord w historii III RP.
Rzeczpospolita opublikowała analizę, z której wynika, że wydatki te ostatecznie będą nieco mniejsze. Podobnie jak działo się w poprzednich latach. W 2023 roku według wstępnych szacunków NATO Polska miała przeznaczyć na obronność 3,92 proc. PKB. Ostateczne zestawienia pokazały, że było to jednak 3,26 proc. PKB.
„Bardzo prawdopodobne jest, że podobna sytuacja będzie z wykonaniem budżetu na obronność w tym roku. Zamiast deklarowanych ok. 160 mld zł, czyli ok. 4,1 proc. PKB, realne jest wydanie ok. 140–150 mld zł” – czytamy.
Finansowanie potrzeb obronnych RP odbywa się poprzez wydatki budżetowe Ministerstwa Obrony Narodowej (z tego pokrywane są m.in. uposażenia żołnierzy, zakup środków trwałych) oraz pozabudżetowy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, którego operatorem jest Bank Gospodarstwa Krajowego, a środki przeznaczane są na zakup nowego uzbrojenia. Odbywa się to zazwyczaj poprzez zaciąganie zobowiązań wobec innych państw m.in. USA, Korei, Szwecji.
Jednym z powodów rozjeżdżania się deklaracji rządowych z rzeczywistymi wydatkami są właśnie problemy z pozyskiwaniem zagranicznych środków. W 2023 r. Wydatki z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych zaplanowano na poziomie 50 mld. Ostateczna kwota sięgnęła jednak 25 mld. Jak twierdzi Rzeczpospolita, w tym roku dojdzie do podobnej sytuacji.
Oprócz tego rządzący mogą mieć problem z przelewaniem niewykorzystanych środków z budżetu MON na poczet zakupów dużych amerykańskich systemów obronnych. Praktyka ta pozwalała na 100 proc. wykonywanie założeń wydatkowych, ale była wielokrotnie kwestionowana przez NIK.
„Zamach na mnie to do pewnego stopnia wina Bidena i Harris” – powiedział w wywiadzie Donald Trump. Tymczasem Kamala Harris wysuwa się w sondażach na nieznaczne prowadzenie.
Donald Trump udzielił wywiadu psychologowi-celebrycie Philowi McGraw. Kanał “dr Phila” na YouTube subskrybuje ponad 6 milionów użytkowników.
“Myślę, że to [zamach – przyp.red.] w pewnym stopniu wina Bidena i Harris. (...) Używali aparatu władzy jako broni przeciwko mnie (...) Nie byli zbyt zainteresowani moim zdrowiem i bezpieczeństwem” – powiedzial Trump w wywiadzie.
“Nasi ludzie zawsze walczyli o więcej bezpieczeństwa, więcej Secret Service, a on wiedział, że nie mieliśmy tego wystarczająco” – dodał Trump.
Tuż po zamachu media donosiły, że otoczenie Trumpa prosiło Secret Service o więcej agentów do ochrony wieców z jego udziałem. Agencja ochraniająca najważniejszych polityków w USA odmówiła jednak dodatkowego wsparcia.
Trump dodał także, że zamachowca mogła zainspirować retoryka demokratów i ciągłe oskarżanie kandydata republikanów o zagrażanie amerykańskiej demokracji.
“To była ich standardowa linia, wystarczy ciągle to mówić i wiesz, że to może zmotywować zabójców czy potencjalnych zabójców. Może ten pocisk był wynikiem ich retoryki" – powiedział Trump.
FBI nadal nie potrafi ustalić motywów zamachowca, który został zastrzelony na miejscu wiecu w Pensylwanii. 20-letni Thomas Matthew Crooks był zarejestrowany jako wyborca Partii Republikańskiej, ale według śledczych, jego działalność w mediach społecznościowych wskazuje na “miks różnych ideologii”.
Kamala Harris wysuwa się na prowadzenie w sondażach
W sondażu dla Fox News opublikowanym w środę 28 sierpnia 2024 roku, Kamala Harris zyskuje niewielką przewagę nad Donaldem Trumpem w kluczowych stanach.
Chodzi o tzw. swinging states, których głosy elektorskie zwykle przesądzają o wyniku amerykańskich wyborów prezydenckich.
Według sondażu dla Fox News Kamala Harris wygrywa z Trumpem jednym punktem procentowym w Arizonie oraz 2 punktami w Georgii i Nevadzie. Trump prowadzi z kolei 1 punktem procentowym w Karolinie Północnej.
Jest to jedno z pierwszych badań nastrojów wyborców po konwencji Partii Demokratycznej oraz poparciu Donalda Trumpa przez dotychczasowego kandydata niezależnego, Roberta F. Kennedy’ego Juniora, czyli bratanka prezydenta Kennedy’ego, który zginął w zamachu w Dallas w 1963 roku.
Według średniej sondaży obliczanej przez „New York Timesa”, Kamala Harris ma 3 punkty procentowe przewagi nad Trumpem w skali całego kraju.
To wynik wciąż mieszczący się w ramach błędu statystycznego i nie dający gwarancji zwycięstwa.
Warto przypomnieć, że w 2016 roku Hillary Clinton w podobnym momencie kampanii wyborczej miała 8 punktów procentowych przewagi nad Trumpem. W dniu wyborów uzyskała więcej głosów wyborców w skali całego kraju (H. Clinton – 47,7%, D. Trump – 47,5%), ale przegrała w kluczowych stanach i uzyskała mniej głosów elektorskich (H.Clinton – 227 głosów elektorskich, D. Trump – 304 głosy elektorskie).
Poszukiwany listem gończym były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych ujawnił w wywiadzie, że przebywa w Londynie i nie zamierza na razie wracać do Polski. Prokuratura komentuje: to ucieczka.
Michał Kuczmierowski to były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych z czasów rządów PiS. W poniedziałek 26 sierpnia 2024 prokuratura wystawiła za nim list gończy.
Były urzędnik jest ścigany w związku z kontraktami zawieranymi przez rządową agencję z producentem odzieży patriotycznej Red is Bad.
Kuczmierowski udzielił wywiadu portalowi wpolityce.pl. Ujawnił w nim, że przebywa w Londynie, gdzie szuka pracy, a do Polski wróci dopiero wtedy, kiedy zyska gwarancję uczciwego procesu.
“Jeśli będę miał gwarancję uczciwego procesu, jeżeli będę mógł odnieść się rzeczowo do dokumentów, będę mógł się wypowiedzieć swobodnie, to z przyjemnością stawię się następnego dnia” – deklaruje.
Dopytywany przez Jacka Karnowskiego, co jego zdaniem zagwarantowałoby uczciwy proces, Kuczmierowski wymienia list żelazny, który zapewniłby mu możliwość odpowiadania przed sądem z wolnej stopy.
“Nie chcę być w żaden sposób używany do politycznego przedstawienia, nie chcę być pacynką w teatrzyku pt. „PO rozlicza poprzedników ku uciesze rozochoconej publiczności pod sztandarem ośmiu gwiazdek” – komentuje Kuczmierowski.
Słowa Kuczmierowskiego skomentował w rozmowie z TVN24 rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.
“W tym wywiadzie, jeżeli wywiad jest autentyczny, pan Kuczmierowski mówi, że nie wróci do Polski. Czyli dokona ucieczki w rozumieniu prawa karnego i ukrywania się przed organami ścigania do czasu spełnienia jakichś tam warunków” – ocenia rzecznik PK.
Sprawa Kuczmierowskiego dotyczy wielomilionowych kontraktów zawieranych przez kierowaną przez niego Rządową Agencję Rezerw Strategicznych z biznesmenem Pawłem Szopą, właścicielem marki odzieży patriorycznej Red is Bad.
Jako pierwszy sprawę ujawnił Onet. Według źródeł portalu CBA ustaliło, że pracownicy RARS i KPRM “realizują mechanizm przestępczy polegający na zlecaniu zakupu towarów i usług z wyłączeniem ustawy Prawo zamówień publicznych, korzystając powszechnie z zapisów obejmujących jedynie sytuacje wyjątkowe".
Paweł Szopa miał zarabiać nie tylko na sprzedawaniu odzieży patriotycznej. Dostawał od rządu PiS pieniądze za zlecenia, w których nie miał żadnych wcześniejszych doświadczeń:
Prokurator generalny Adam Bodnar zwrócił się do przewodniczącej PE Roberty Metsoli z wnioskiem o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej europosła PiS Michała Dworczyka. Chodzi o tzw. aferę mailową.
Już w lipcu 2024 roku informowaliśmy w OKO.press, że prokuratura będzie chciała kontynuować trwające postępowania przeciwko Grzegorzowi Braunowi i Michałowi Dworczykowi.
Ponieważ obaj politycy zostali w czerwcu wybrani posłami do Parlamentu Europejskiego, aby mogli odpowiadać przed sądem, PE musi wyrazić zgodę na uchylenie ich immunitetów.
Dworczyk, czyli były szef Kancelarii Premiera za rządów Mateusza Morawieckiego, ma usłyszeć zarzuty utrudnianie postępowania karnego w związku z tzw. aferą mailową.
Śledczy zarzucają Dworczykowi niedopełnienie obowiązków ciążących na funkcjonariuszu publicznym oraz utrudnianie postępowania.
Jak czytamy w komunikacie Prokuratury Krajowej, niedopełnienie obowiązków miało polegać na “posługiwaniu się niecertyfikowaną i niezabezpieczoną prywatną skrzynką mailową do prowadzenia korespondencji w zakresie realizacji zadań służbowych wynikających z pełnionych funkcji, mających znaczenie dla bezpieczeństwa publicznego i prawidłowego funkcjonowania organów państwa”.
Śledczy wymieniają konkretne informacje, które nie powinny znaleźć się w prywatnej korespondencji Dworczyka. Są nimi informacje niejawne oraz te dotyczące:
Funkcjonariusze publiczni w sprawach służbowych powinni komunikować się tylko za pomocą certyfikowanych narzędzi, aby ich korespondencja nie stała się łupem ataków hakerskich.
A taki miał miejsce w przypadku Michała Dworczyka.
W czerwcu 2021, służby zabezpieczyły prywatną skrzynkę mailową Michała Dworczyka, z której hakerzy wykradli korespondencję. Tyle że, jak ustalili śledczy, zanim służby wykonały kopię, część maili została usunięta. I to w taki sposób, by nie można ich było odzyskać.
„Skutkiem takiego działania było zniszczenie danych stanowiących istotny dowód dla ustalenia okoliczności ataku hakerskiego, co jest przedmiotem postępowania w sprawie Prokuratury Okręgowej w Warszawie” – tłumaczyła w czerwcu prokurator Anna Adamiak, rzeczniczka Prokuratury Generalnej.
Zdaniem śledczych to sam Dworczyk polecił komuś usunięcie niewygodnych dla niego maili. I według nich jest to "pomaganie sprawcy ataku hakerskiego w uniknięciu odpowiedzialności karnej”.
Śledczy zarzucają więc Dworczykowi poplecznictwo, czyli przestępstwo z art. 239 § 1 Kodeksu karnego.
Popełnia je ten, kto:
“Utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa, tworzy fałszywe dowody, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego, albo odbywa za skazanego karę”
Za poplecznictwo grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Michał Dworczyk skomentował już sprawę w mediach społecznościowych. Jego zdaniem wniosek o uchylenie mu immunitetu jest „kolejnym atakiem ministra Bodnara i jego akolitów”.
„Jak rozumiem zarzut jest taki, że utrudniam prokuraturze poszukiwania hakerów, którzy włamali się na moją skrzynkę mailową oraz skrzynki kilkudziesięciu innych polskich polityków. (...) Według amerykańskiej firmy Mandiant, zajmującej się cyberbezpieczeństwem, byli to hakerzy powiązani z białoruskimi i rosyjskimi służbami specjalnymi. Wychodzi na to, że miałbym być elementem naprawdę złożonej intrygi…” – napisał na platformie X były szef Kancelarii Premiera.
Polityk podkreślił, że w postępowaniu, które zdaniem śledczych miałby utrudniać, ma status pokrzywdzonego.
„Ale rozumiem, że dziś zapotrzebowanie na polityczne zlecenia może czynić cuda…” – skomentował.
„Mam nadzieję, że w ciągu kilku godzin decyzja dotycząca sprawozdania finansowego komitetu wyborczego zostanie podjęta. Zwłaszcza że termin na jej podjęcie minął moim zdaniem w połowie lipca” – powiedział przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak tuż przed rozpoczęciem dzisiejszego posiedzenia PKW.
Na posiedzeniu członkowie PKW mają wreszcie zdecydować, czy przyjąć sprawozdanie finansowe PiS z ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu. Jeśli go odrzucą, PiS straci część środków z państwowej subwencji i dotacji partyjnej. Chodzi o miliony złotych.
To już trzecie posiedzenie PKW w tej sprawie. Na poprzednich decyzję odraczano, aby ustalić szczegóły możliwych naruszeń przepisów o finansowaniu kampanii wyborczej przez kandydatów PiS. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że przepisy kodeksu wyborczego (znowelizowane za czasów PiS) ograniczają możliwość PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego – jeśli są interpretowane literalnie.
Jednocześnie informacje o stosowanych przez PiS w czasie kampanii wyborczej praktykach wyraźnie pokazują, że kandydaci tej partii wykorzystywali pieniądze państwowe, instytucjonalne, do wyborczego promowania się. A to niezgodne z prawem. Używanie państwowych pieniędzy sprawiało też, że kandydaci PiS mieli nieuprawnioną przewagę nad innymi startującymi w wyborach. Stosowane przez nich niedozwolone praktyki powinny więc skutkować negatywnymi konsekwencjami, uwidaczniającymi się właśnie w decyzji PKW.
Prawdopodobnie rozterką związana z tymi rozbieżnościami podzielił się w czwartek Sylwester Marciniak.
„Idealnie byłoby, gdyby można było rozstrzygnąć sprawę nie tylko zgodnie z prawem i sprawiedliwie. Istnieje jednak także możliwość, że będzie rozstrzygniecie sprawiedliwe, ale niezgodne z prawem, czy wręcz niesprawiedliwe” – stwierdził przewodniczący PKW.
Poinformował także, że zarówno PKW, jak i Krajowe Biuro Wyborcze są zasypywane pismami, w których zarówno instytucje i ministerstwa, jak i pojedynczy posłowie wskazują na nieprawidłowości w kampanii PiS.
„Te pisma liczące często ponad kilkadziesiąt stron. Nie ma dnia, aby nie wpłynęło kolejne pismo, nawet dzisiaj w nocy” – mówił Marciniak. To był zresztą jego kolejny argument za tym, by PKW podjęła wreszcie decyzję w sprawie sprawozdania i nie przeciągała jej. Bo inaczej, jak podkreślał, będzie to „niekończąca się opowieść”.
Zgodnie z przepisami, komitet wyborczy może odwołać się od niekorzystnej decyzji Państwowej Komisji Wyborczej do Sądu Najwyższego. PiS zapewne tak postąpi, jeśli jego sprawozdanie zostanie odrzucone. Wtedy sprawę rozpatrywać będzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN.
Tyle tylko że jest to izba powołana w 2018 roku na skutej „reform” w sądownictwie, wprowadzanych przez rząd Zjednoczonej Prawicy. W jej skład wchodzą wadliwie powołani sędziowie, wskazani przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa w 2018 roku. Może się więc okazać, że decyzja PKW nie zakończy sprawy subwencji budżetowej PiS. Nie ma wątpliwości, że PiS będzie walczył do końca o partyjne pieniądze.