Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Oleśnicka prokuratura postawiła zarzuty trzem osobom, które w sieci hejtowały doktor Gizelę Jagielską. Zarzuty dotyczą gróźb karalnych, zniesławienia i znieważenia. Wśród zatrzymanych jest m.in. ksiądz z Podkarpacia.
Oleśnicka prokuratura postawiła zarzuty trzem osobom, które hejtowały ginekolożkę doktor Gizelę Jagielską w sieci. Jak informuje radio RMF FM, zarzuty dotyczą hejtu i gróźb karalnych kierowanych wobec doktor Gizeli Jagielskiej po tym, jak w zeszłym tygodniu w środę 16 kwietnia do oleśnickiego szpitala wtargnął europoseł Grzegorz Braun. Braun twierdził, że dokonuje obywatelskiego zatrzymania lekarki, która według niego miała niezgodnie z prawem dokonać aborcji w 37 tygodniu ciąży.
W związku z akcją Brauna doktor Jagielska stała się celem bardzo agresywnej kampanii hejtu w internecie. Jak na antenie radia TOK FM mówił dziennikarz „Gazety Wyborczej” Marcin Rybak, który zajmował się sprawą, hejt na doktor Jagielską „to nie była fala, to było tsunami”. Wobec Jagielskiej kierowano groźby przemocy i śmierci, a w atakach na nią pojawiły się nawet wątki antysemickie. Do sieci trafił adres zamieszkania lekarki wraz z groźbą śmierci dla lekarki.
Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy nie ujawniła, kim są podejrzani, ale jak wynika z doniesień mediów, w tym RMF FM, jednym z zatrzymanych jest katolicki ksiądz z Podkarpacia.
Doktor Gizela Jagielska to jedna z nielicznych ginekolożek w Polsce, która publicznie mówi o tym, że wykonuje legalne aborcje.
W marcu 2025 „Gazeta Wyborcza” opisała przypadek pani Anity, której doktor Jagielska wykonała aborcje w 37 tygodniu ciąży z uwagi na ciężkie i nieodwracalne upośledzenie płodu zagrażające jego życiu. Aborcja została wykonana tak późno, bo lekarze, z którymi konsultowała się Pani Anita, zwlekali z podaniem jej rzeczywistej informacji o stanie zdrowia płodu, uspokajali, że wada nie jest poważna i zamknęli ją w szpitalu psychiatrycznym.
Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy zdecydowała się wszcząć postępowanie w sprawie tej aborcji. Rzeczniczka prokuratury przyznała, że decyzja w tej sprawie została podjęta w oparciu o doniesienia medialne.
To dlatego od wielu dni trwa nagonka na szpital w Oleśnicy i na doktor Jagielską. Sprawa została jeszcze bardziej nagłośniona w związku z agresywnym wtargnięciem do szpitala w środę 16 kwietnia europosła Grzegorza Brauna. Braun przetrzymywał lekarkę wbrew jej woli w pomieszczeniu socjalnym, uniemożliwił wyjście do pacjentek, ubliżał lekarce, a po przybyciu na miejsce wezwanej przez szpital policji, domagał się aresztowania dr Jagielskiej za „morderstwo”.
Obecnie Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy prowadzi w sumie trzy postępowania związane ze sprawą: jedno postępowanie dotyczy zbadania prawidłowości przeprowadzenia zabiegu przerywania ciąży przez doktor Jagielską, drugie dotyczy wtargnięcia europosła Brauna do szpitala i przetrzymywania wbrew woli pracowników szpitala, a trzecie związane z hejtem w internecie wobec doktor Jagielskiej.
Jak wynika ze śledztwa Wirtualnej Polski rektor Uniwersytetu w Siedlcach płk. prof. Mirosław Minkina miał wysyłać erotyczne smsy do pracownic oraz szykanować pracowników. Portal dysponuje też nagraniem próby korupcyjnej. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego domaga się wyjaśnień
Wirtualna Polska przeprowadziła śledztwo dziennikarskie w sprawie pułkownika profesora Mirosława Minkiny, rektora Uniwersytetu w Siedlcach. Jego wyniki zostały opublikowane w czwartek 24 kwietnia.
Jak wynika z ustaleń portalu, rektor miał wysyłać erotyczne wiadomości do podwładnych oraz miał szykanować pracowników. Wirtualna Polska dysponuje także nagraniem, na którym zarejestrowana jest próba korupcji.
Portal dysponuje wiadomościami o charakterze seksualnym wysyłanymi do jednej z pracownic przy okazji zgłaszania przez nią nieobecności w pracy. WP przywołuje też relacje innych osób, które także otrzymywały takie wiadomości oraz osób, które usłyszały od rektora słowne komentarze z podtekstem erotycznym.
„To erotoman, który nie szanuje kobiet” – mówi WP jedna z pracownic uniwersytetu. „O jednej z pracownic powiedział mi: »A widzisz, jak dobrze pracuje. A wczoraj mi zaproponowała, żebym ją wziął na stole«. Kiedyś poinformowałam go, że wyjeżdżam na weekend. Powiedział: »Jak się wybzykasz, to do mnie zadzwoń«” – relacjonuje kobieta.
Skonfrontowany z tymi dowodami Minkina nie zaprzeczał, że jest ich autorem. Jak przytacza WP, stwierdził, że były to żarty, a kobiety nie mają prawa czuć się urażone.
Wirtualna Polska ma też nagranie, na którym Minkina w zamian za poparcie w wyborach rektorskich oferuje jednemu z wykładowców dodatkowo płatne stanowisko oraz zatrudnienie jego żony. Rektor zapytany, czy to nie korupcja, miał stwierdzić w rozmowie z dziennikarzami, że „przecież wszyscy tak robią”.
Portal opisuje też sprawę awansu jednej ze współpracowniczek rektora, z którą ten — jak wynika z relacji pracowników uniwersytetu zebranych przez WP — ma pozostawać w związku. Kobieta miała też otrzymać działkę z zasobów gruntowych uniwersytetu. Rektor oraz jego współpracowniczka zaprzeczają, że są parą.
Na doniesienia Wirtualnej Polski zareagowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wiceministra Karolina Zioło-Pużuk z Lewicy poinformowała, że „ministerstwo domaga się wyjaśnień”, a sprawa „będzie traktowana priorytetowo”.
„Przytoczone w tekście wydarzenia i zachowania pułkownika profesora Mirosława Minkiny – Rektora Uniwersytetu w Siedlcach, wymagają niezwłocznego wyjaśnienia i w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego ta sprawa będzie traktowana priorytetowo. Chcę z całą mocą podkreślić, że sytuacje, o których piszą dziennikarze, nigdy nie powinny mieć miejsca, niezależnie od środowiska zawodowego i statusu ich uczestników. Kiedy dotyczą zaś osoby szczególnego zaufania publicznego – kierującego placówką naukową kształtującą kolejne pokolenia, uderzają ze szczególną mocą i budzą silny niepokój” – napisała wiceszefowa MNiSW.
Zioło-Pużuk zapewniła to wsparciu dla ofiar, „szczególnie tym, które ze strachu, o swoich doświadczeniach zdecydowały się mówić anonimowo”. Podkreśliła też, że „pozostaje do dyspozycji wszystkich, którzy na polskich uczelniach spotykają się z zachowaniami, które urągają wszelkim standardom”.
„Każda uczelnia wyższa powinna być przestrzenią wolną od zachowań noszących znamiona anomalii, przestrzenią bezpieczną, oferującą zarówno studentom, jak i pracownikom, możliwość funkcjonowania opartego na wzajemnym szacunku i poszanowaniu przestrzeni osobistej drugiego człowieka. Każde odstępstwo od tej normy, do której dążymy, jest niegodne i nieakceptowalne (...) Zapewniam, że MNiSW intensyfikujemy prace mające na celu przeciwdziałanie mobbingowi na uczelniach. Widzimy potrzebę wprowadzania kolejnych narzędzi i rozwiązań systemowych. Autonomia uczelni jest bezdyskusyjna i nie podlega negocjacjom, ale autonomia nie oznacza bezkarności” – napisała Zioło-Pużuk.
Jak pisze Wirtualna Polska, Mirosław Minkina od 2020 r. jest rektorem Uniwersytetu w Siedlcach. To absolwent Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego, były wojskowy, pułkownik Wojskowych Służb Informacyjnych, który działał w wywiadzie.
Uniwersytet w Siedlcach to szkoła publiczna, działa od 1969 roku. Kształci studentów na pięciu wydziałach, oferując niemal 40 kierunków studiów. Uniwersytet zatrudnia ponad 500 pracowników naukowych.
Jak informuje WP, w 2024 r., pomimo sprzeciwu sporej grupy pracowników, Minkina ponownie został rektorem. Popularnej konkurentki Minkiny nie dopuszczono do wyborów. Rektor był jedynym kandydatem. Zdobył 87 głosów ze 157 oddanych, mimo że nie można było głosować na nikogo innego.
To niejedyna tego rodzaju sprawa, która dotyczy uczelni wyższych w Polsce. W marcu 2025 po oskarżeniach o mobbing i molestowanie zwolniony został dr hab. Daniel Przastek, dotąd dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwsze oskarżenia wobec Przastka pojawiły się w maju 2024 r., studenci uczelni twierdzą, że niewłaściwe zachowania powtarzały się od lat.
W listopadzie 2024 roku OKO.press opublikowało rozmowę z absolwentką Gdyńskiej Szkoły Filmowej, która w maju 2021 roku miała zostać wykorzystana seksualnie przez profesora Andrzeja Fidyka, wykładowcę uczelni i autora filmów dokumentalnych. W sprawie Fidyka w grudniu prokuratura wszczęła śledztwo.
Senat przyjął bez poprawek nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw. Nowelizacja obniża składkę zdrowotną przedsiębiorcom od 2026 roku.
Za przyjęciem ustawy zagłosowało w środę 23 kwietnia 58 senatorów, przeciwko było 36 senatorów, trzech wstrzymało się od głosu. Za opowiedzieli się wszyscy senatorowie Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi (PSL i Polski 2050) oraz koła senackiego Niezależni i Samorządni. Przeciwko ustawie zagłosowali senatorowie PiS (28 osób) i Lewicy (8 osób).
Trzy osoby z PiS-u oraz jedna z Lewicy wyłamały się z dyscypliny partyjnej i poparły ustawę. Senatora z Lewicy – Piotra Woźniaka – mogą czekać z tego tytułu konsekwencje.
Jak wynika z zapowiedzi opublikowanej na platformie X, przewodnicząca klubu parlamentarnego Lewicy Anna Maria Żukowska złożyła wniosek o wykluczenie Woźniaka z klubu za złamanie dyscypliny klubowej.
„Dla Lewicy priorytetem jest dobro pacjentów i wydolność ochrony zdrowia. To są kwestie nienegocjowalne” — napisała przewodnicząca klubu na platformie X.
O komentarz do sprawy senatora poprosił Onet. Woźniak poinformował, że o wniosku o wykluczenie go z klubu dowiedział się z internetu.
„Z chęcią wysłucham argumentów, dla których pani przewodnicząca składa ten wniosek. Ja w sprawie składki zdrowotnej wypowiadałem się dość konsekwentnie od wielu miesięcy. Uważam, że senatorowie, którzy zostali wybrani z Paktu Senackiego, nie reprezentują interesów jednej partii, tylko szerszego spektrum” — powiedział Piotr Woźniak w rozmowie z Onetem.
4 kwietnia 2025 Sejm uchwalił ustawę, która ma obniżyć składkę zdrowotną dla przedsiębiorców od 2026 roku. Według Ministerstwa Finansów na zmianach zyska ok. 2,45 mln przedsiębiorców. Według wielu ekspertów: stracą wszyscy, a zwłaszcza osoby mniej zarabiające i starsze.
Jak na łamach OKO.press pisał Bartosz Kocejko-Szukalski, zmiany sprawią, że przedsiębiorcy będą płacić znacząco niższą składkę niż pracownicy o tych samych dochodach.
Np. przedsiębiorca z dochodem odpowiadającym przeciętnemu wynagrodzeniu (dziś ok. 8,5 tys. zł brutto) zapłaci dwa razy niższą składkę niż pracownik z taką pensją. Ppracownik na minimalnym wynagrodzeniu zapłaci wyższą składkę niż przedsiębiorcy z dochodem na poziomie 10 tys. zł, albo ryczałtowcy z 25 tys. zł przychodu.
Ustawa była przyczyną konfliktu w koalicji rządzącej między Trzecią Drogą i Lewicą. Lewica od początku nie popierała zmian, a Trzecia Droga była za.
Zmiany ma zamiar zawetować prezydent Andrzej Duda.
W ostatnim czasie w tej sprawie z Dudą spotkało się dwoje kandydatów na prezydenta: Magdalena Biejat z Nowej Lewicy i Adrian Zandberg z Razem. Jak relacjonowała na łamach OKO.press Agata Szczęśniak, przekonywali prezydenta do zawetowania ustawy. Ich zdaniem najwięcej na ustawie zyskają ci, którzy nie potrzebują „prezentów do władzy”, a w dalszej perspektywie przyjęcie ustawy doprowadzi do prywatyzacji ochrony zdrowia.
O tym, jak szkodliwe są te przepisy, pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie.
Poza wprowadzeniem nierówności w zakresie obciążenia składką osób o tych samych dochodach zmiana spowoduje znaczny ubytek w budżecie NFZ. Jeśli nie zostanie on skompensowany, będzie skutkował osłabieniem publicznego systemu zdrowotnego, obniżeniem jakości i dostępu do świadczeń.
Obniżce składki dla samozatrudnionych sprzeciwiają się m.in. Naczelna Izba Lekarska i liczne organizacje pacjenckie.
Publiczna ochrona zdrowia jest w Polsce dramatycznie niedofinansowana. Jak przewidują eksperci z SGH w latach 2025-2027 luka finansowa w budżecie NFZ sięgnie łącznie 111,4 mld zł. (w 2025 – 21,7 mld zł, w 2026 – 37,6 mld zł, a w roku 2027 – aż 52,1 mld zł).
Ministerstwo Finansów zapewnia jednak, że luka zostanie pokryta z budżetu państwa.
W nocy na 24 kwietnia wojska rosyjskie przeprowadziły zmasowany atak na ukraińskie miasta. W Kijowie zginęło osiem osób, 70 zostało rannych. Pod gruzami domu mieszkalnego, gdzie trafiła rakieta, wciąż może znajdować się około dziesięciu osób.
Według ministra spraw wewnętrznych Ihora Kłymenki ostatniej nocy Rosjanie zaatakowali 9 regionów Ukrainy: Kijów oraz obwód kijowski, żytomierski, dnipropetrowski, charkowski, połtawski, chmielnicki, sumski, zaporoski.
Siły Powietrzne Ukrainy wykryły 215 wrogich celów powietrznych: 70 rakiet różnych typów oraz 145 dronów. Udało się zestrzelić 48 rakiet oraz 64 dronów. Najbardziej ucierpiał Kijów. Rakiety i drony miały uderzyć w trzy dzielnice stolicy Ukrainy. Zostały zniszczone domy mieszkalne, płonęły auta i budynki, garaże. W dzielnicy Swiatoszyńskiej pod gruzami swojego domu znaleźli się ludzie. Nadal trwa akcja ratunkowa.
„Spod gruzów słychać dźwięki telefonów – poszukiwania będą kontynuowane, dopóki ratownicy nie będą pewni, że znaleźli wszystkich. Pojawiły się informacje o dwójce dzieci, których wciąż nie można znaleźć na miejscu zdarzenia [według ostatnich danych poszukują 10 osób]” – napisał Kłymenko. Dodał, że w nocy służby pracowały pod zagrożeniem powtórnego ostrzału. Jest to częsta taktyka Rosjan – atakować po raz drugi w to samo miejsce, żeby zwiększyć liczbę ofiar. W ten sposób w obwodzie żytomierskim Rosja zaatakowała ratowników, którzy mieli gasić pożar. Ranny został 39-letni ratownik.
Wskutek rosyjskiego ataku w Kijowie zginęło co najmniej osiem osób, ponad 70 zostało rannych, 31 osób trafiło do szpitala, w tym pięcioro dzieci.
Ratownicy w ciągu dnia wyciągnęli spod gruzów cztery ciała, w związku z tym według ostatnich danych w Kijowie zginęło 12 osób, ponad 100 zostało rannych. Akcja poszukiwawcza nadal trwa.
Wczoraj (23 kwietnia) również zginęło dziewięć osób oraz 54 osoby odniosło obrażenia w mieście Marhaneć w obwodzie dnipropetrowskim. Rosyjskie drony zaatakowały autobus z ludźmi, którzy jechali do pracy.
„Wczorajsze maksymalistyczne żądania Rosji, aby Ukraina wycofała swoje wojska z jej regionów, w połączeniu z tymi brutalnymi atakami, pokazują, że to Rosja, a nie Ukraina, jest przeszkodą na drodze do pokoju. To wobec Moskwy, a nie Kijowa powinna być presja” – napisał w mediach społecznościowych Andrij Sybiha, minister spraw zewnętrznych Ukrainy.
„Swoimi działaniami, a nie słowami, Putin pokazuje, że nie szanuje żadnych wysiłków pokojowych i chce tylko kontynuować wojnę. Słabość i ustępstwa nie powstrzymają jego terroru i agresji. Tylko siła i presja”.
Minister obrony Ukrainy Rustem Umerow dodał, że kraj potrzebuje dodatkowej obrony powietrznej, aby chronić się przed rosyjskim terrorem.
Ataki na ukraińskie miasta zwiększyły się na tle tzw. rozmów pokojowych, które odbywają się pomiędzy Ukrainą, Rosją a Stanami Zjednoczonymi, które pośredniczą w tym procesie.
Prezydent Zełenski przypomniał, że minęło 44 dni od tego, jak w Arabii Saudyjskiej Ukraina zgodziła się na propozycje USA o całkowitym zawieszeniu broni i zaprzestaniu ostrzałów. Rosja zignorowała tę propozycję.
W ciągu ostatnich dni zachodnie media pisały o tym, że Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie kolejne propozycje w sprawie zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej (jest to propozycja zamrożenia wojny po linii frontu), m.in. jest to uznanie aneksji Krymu, rezygnacja z dążeń Ukrainy do wejścia do NATO. W przededniu spotkania przedstawicieli Ukrainy, Wielkiej Brytanii, Francji i USA w Londynie, które odbyło się wczoraj (23 kwietnia) i na którym miało być omawiane „pokojowe rozwiązanie” wojny, prezydent Ukrainy odniósł się do tych przecieków w mediach, podkreślając, że Ukraina nie zgodzi się na uznanie okupacji Krymu. W związku z tym ranga spotkania została obniżona, m.in. odwołał swój udział Marco Rubio, sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych.
Wczoraj (23 kwietnia) prezydent USA Donald Trump w TruthSocial uznał wypowiedź prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego „bardzo szkodliwą dla rozmów pokojowych z Rosją”.
„Nikt nie prosi Zełenskiego o uznanie Krymu za terytorium Rosji, ale jeśli chce Krymu, dlaczego nie walczył o niego jedenaście lat temu, kiedy został przekazany Rosji bez wystrzału? Na tym obszarze znajdowali się również, przez wiele lat przed „przekazaniem Obamy”, główne rosyjskie bazy okrętów podwodnych. To właśnie takie podburzające wypowiedzi jak Zełenskiego sprawiają, że tak trudno jest rozstrzygnąć tę wojnę” – stwierdził Trump. Jest to kolejny przekaz bardzo bliski rosyjskiej narracji na temat Ukrainy oraz kolejna próba obwinienia o niepowodzenie w negocjacjach Ukrainę – kraj napadnięty i jej prezydenta.
Trump dodał, że „jesteśmy bardzo blisko porozumienia”, ale „człowiek, który >>nie ma kart do gry<<, musi to w końcu zrobić”.
Warto dodać, że w podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa 25 lipca 2018 r. Stany Zjednoczone przyjęły Deklarację Krymską, w której odrzuciły próbę aneksji Krymu przez Rosję i zobowiązały się do utrzymania tej polityki do czasu przywrócenia integralności terytorialnej Ukrainy. Prezydent Zełenski dodał na X zdjęcie dokumentu:
„Rosja, poprzez inwazję na Ukrainę w 2014 r. i próbę aneksji Krymu, usiłowała podważyć podstawową zasadę międzynarodową podzielaną przez państwa demokratyczne: że żaden kraj nie może zmieniać granic innego kraju siłą” – czytamy w deklaracji. „Stany Zjednoczone wzywają Rosję do poszanowania zasad, których od dawna twierdzi, że przestrzega, i do zakończenia okupacji Krymu”.
Propozycja USA o zakończeniu wojny (o ile rzeczywiście padła) nie pasuje nie tylko Ukrainie, ale też Rosji. Rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow powiedział w rozmowie z Le Point, że Rosja jest gotowa zakończyć wojnę na Ukrainie, jeśli Ukraina wycofa swoje wojska z czterech regionów. Tzn. Rosja nie zgadza się na zawieszenie broni wzdłuż linii frontu, a chce w całości kontrolować cztery obwody Ukrainy, które wpisała do swojej konstytucji, ale nie może ich zająć drogą wojskową. „Chcemy osiągnąć nasze cele i osiągniemy je. Środkami pokojowymi lub militarnymi” – mówił Pieskow. Potwierdził również, że trwają przygotowania spotkania prezydenta USA i Rosji. Jak podaje CNN, Trump może spotkać się z Władimirem Putinem na Bliskim Wchodzie w połowie maja.
Komisja Europejska ukarała Apple i Metę za naruszenie nowych unijnych przepisów cyfrowych. Grzywny są wynikiem rocznych dochodzeń w sprawie działalności amerykańskich gigantów technologicznych na rynku UE.
Komisja Europejska ukarała Apple grzywną w wysokości 500 mln euro za sposób, w jaki działa należący do firmy sklep z aplikacjami. „Twórcy aplikacji dystrybuujący swoje aplikacje za pośrednictwem sklepu App Store firmy Apple powinni mieć możliwość bezpłatnego informowania klientów o alternatywnych ofertach poza App Store, kierowania ich do tych ofert i umożliwiania im dokonywania zakupów” – podała KE.
Jak podaje Politico, firma dostała również nakaz zaprzestania niezgodnej z przepisami UE działalności do końca czerwca. Jeśli się do niego nie zastosuje, Komisja może nałożyć na nią grzywnę za każdy kolejny dzień naruszenia prawa.
Z kolei Meta musi zapłacić 200 mln euro za model reklamowy „płać lub zgadzaj się [na reklamy]”. Chodzi o to, że dostęp do wolnych od reklam wersji Facebooka i Instagrama dla użytkowników z UE jest dostępny za opłatą. „W ramach tego modelu użytkownicy Facebooka i Instagrama z UE mieli wybór między wyrażeniem zgody na łączenie danych osobowych w celu personalizacji reklam a opłaceniem miesięcznej subskrypcji za usługę bez reklam. Komisja stwierdziła, że ten model (...) nie daje użytkownikom wymaganego konkretnego wyboru, aby wybrać usługę, która wykorzystuje mniej ich danych osobowych, ale jest w inny sposób równoważna usłudze »reklam personalizowanych«” – czytamy w wyjaśnieniach KE. W listopadzie 2024 r., po uwagach KE, Meta wprowadziła kolejną wersję bezpłatnego modelu spersonalizowanych reklam, oferując nową opcję, która ma wykorzystywać mniej danych osobowych. „Komisja obecnie ocenia tę nową opcję” – czytamy.
Kary zostały nałożone na mocy przyjętej w 2024 roku rozporządzenia Digital Markets Act (DMA). „Firmy Apple i Meta mają obowiązek zastosować się do decyzji Komisji w ciągu 60 dni, w przeciwnym razie grozi im ryzyko zapłaty okresowych kar pieniężnych” – informuje KE.
Jak wyjaśnia Fundacja Panoptykon, celem DMA jest ograniczenie dominacji największych graczy w sieci, stworzenie warunków dla uczciwej konkurencji w sieci oraz ukrócenie nieuczciwych praktyk.
"DMA:
DMA obejmuje wyłącznie cybergigantów, określanych w unijnych przepisach strażnikami dostępu (gatekeepers). Panoptykon podkreśla, że kryteria, które trzeba spełnić, żeby być uznanym za gatekeepera, są wyśrubowane. Należy: