Iran formułuje nowe groźby pod adresem Izraela i USA. 14 ofiar katastrofy budowlanej w serbskim Nowym Sadzie – zawalił się dach dworca kolejowego oddanego do użytku 4 miesiące temu po remoncie prowadzonym przez chińskie firmy
Od dziś armia Korei Północnej ma rozpocząć operację fizycznego odcinania nielicznych fizycznie jeszcze istniejących połączeń kraju z Koreą Północną. Granica i tak od dawna jest nieprzekraczalna
Na rozkaz dyktatora Korei Północnej Kim Dzong Una armia ma fizycznie zniszczyć ostatnią linię kolejową łączącą kraj z jego południowym sąsiadem oraz drogi prowadzące do granicy. Celem ma być „całkowite i nieodwracalne” odcięcie obu krajów.
De facto Korea Północna i Południowa są niemal całkowicie odcięte od czasu utworzenia po wojnie koreańskiej 4-kilometrowej szerokości strefy zdemilitaryzowanej wzdłuż granicy. Otwarte w 2003 roku w okresie chwilowego ocieplenia wrogich stosunków między obydwoma krajami nowe przejście graniczne nigdy nie było stale używane. Podobnie było z dwiema liniami kolejowymi wzdłuż wschodniego i zachodniego wybrzeża Półwyspu Koreańskiego, jedna z nich została wykorzystana jedynie do jazdy próbnej przeprowadzonej prawie dwie dekady temu.
Obecnie natomiast stosunki Korei Południowej i Północnej są napięte w stopniu przywodzącym na myśl najtrudniejsze okresy Zimnej Wojny. Wzdłuż granicy ponownie rozstawiono pola minowe, a każda próba jej sforsowania grozi natychmiastowym zastrzeleniem przez żołnierzy Północy.
Kim Dzong Un zapowiadał „totalną blokadę” niemal nieistniejących połączeń transgranicznych już w styczniu. W czerwcu pojawiły się doniesienia o rozbiórce ostatniej istniejącej (choć nieużywanej) linii kolejowej.
Co zatem ma właściwie zrobić północnokoreańska armia tym razem? Najprawdodopodobniej chodzi o zerwanie nawierzchni drog prowadzących w kierunku granicy i budowę kolejnych systemów fortyfikacji „fizycznie” odcinających możliwość przekroczenia linii demarkacyjnej.
Kolejny dzień przesłuchań przed komisją ds. Pegasusa, nagrody dla „ojców” AI i myśliwi domagający się, żeby wiceminister Mikołaj Dorożała zrezygnował z reform łowiectwa. Podsumowujemy wydarzenia 8 października
Dziś komisja śledcza do spraw Pegasusa miała przesłuchać Ernesta Bejdę, szefa CBA w latach 2016-2020. Rano do sekretariatu komisji wpłynęło jednak pismo z informacją, że Bejda na przesłuchaniu się nie stawi. Były szef CBA powołuje się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, według którego zakres działania komisji jest niezgodny z konstytucją.
„Zaprzyjaźnieni politycy PiS-u będą używać tego wytrychu, jaki dał im Trybunał Julii Przyłębskiej” – skomentowała przewodnicząca komisji Magdalena Sroka z Trzeciej Drogi.
Później komisja przesłuchiwała prokurator Ewę Wrzosek. „Staję przed komisją jako jedna z wielu ofiar inwigilacji programem Pegasus. Choć może powinnam powiedzieć, że jestem przestępcą. Według byłego wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia mogę być szpiegiem, terrorystą, członkiem zorganizowanej grupy przestępczej, według byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego, mogę być zabójcą lub handlarzem narkotyków, a według jego zastępcy Macieja Wąsika – pedofilem” – mówiła na początku przesłuchania.
Jak podkreślała, informacje pozyskane przy użyciu Pegasusa zostały wykorzystane przeciwko niej w śledztwie, które wszczęła Prokuratura Regionalna w Szczecinie. Postępowanie było związane z wypadkami autobusów w Warszawie w 2020 r. „Szczecińscy prokuratorzy postawili w tej sprawie zarzuty dyrektorowi w stołecznym ratuszu Michałowi Domaradzkiemu (w przeszłości komendantowi stołecznej policji). Według nich miał nakłaniać prokurator Ewę Wrzosek do pozyskiwania informacji ze śledztwa, a ta wydobywała je od znajomej, prok. Małgorzaty M. Wersja prokuratury brzmiała, że Domaradzki miał je przekazywać prezydentowi stolicy Rafałowi Trzaskowskiemu, wówczas kandydatowi w wyborach prezydenckich” – przypomina „Wyborcza”.
„We wniosku wskazano, że była wobec mnie wdrożona kontrola operacyjna, na którą w pierwszym kroku warszawski sąd okręgowy nie wyraził zgody. Zgodę wyraził sąd apelacyjny, po rozpoznaniu zażalenia CBA” – mówiła prok. Wrzosek.
Królewska Akademia Szwedzka ogłosiła: tegorocznymi laureatami Nagrody Nobla z fizyki są Amerykanin John J. Hopfield z Uniwersytetu Princeton i Brytyjczyk Geoffrey E. Hinton z Uniwersytetu w Toronto za „fundamentalne odkrycia i wynalazki, które umożliwiają uczenie maszynowe za pomocą sztucznych sieci neuronowych”.
Ich badania pozwoliły na rozwój technologii, którą dziś zbiorczo i potocznie nazywamy sztuczną inteligencją. Chodzi o sieci neuronowe, które przy pomocy metody uczenia maszynowego szkolone są do wykonywania różnorodnych zadań. To choćby rozpoznawanie twarzy na zdjęciach czy automatyczne generowanie obrazów.
"W warunkach, w jakich pracowałem, zrobiłbym to samo, ale martwi mnie, że konsekwencją tej pracy mogą być inteligentniejsze od nas systemy, które ostatecznie przejmą kontrolę” – mówił Hinton po otrzymaniu informacji o nagrodzie.
Myśliwi od rana protestowali przed resortem klimatu, sprzeciwiając się reformom łowiectwa i decyzjom wiceministra Mikołaja Dorożały. Mieli ze sobą flagi biało-czerwone i banery z napisem: „Nie dla ekooszołomów w rządzie”. Na transparentach można było również zobaczyć napisy „Myśliwi razem z rolnikami”. Protestujący na skwerze im. Sue Ryder na tyłach ministerstwa ustawili także grille, na których piekli kiełbasę.
Wcześniej protest zapowiadała łowiecka inicjatywa Wspólna Sprawa, pisząc: „Projektowane zmiany mają za zadanie uderzyć w myśliwych, których obecne władze resortu postrzegają jako głównych wrogów, gdyż mając wiedzę i wielokrotne doświadczenie w zakresie ochrony, równowagi w przyrodzie, obnażamy niekompetencje i brak merytorycznych argumentów po stronie organizacji EKOLOGISTYCZNYCH, mających źródło utrzymania z grantów na zadania, które myśliwi wykonują za darmo”.
O proteście i inicjatywie Wspólna Sprawa piszemy w OKO.press:
Izrael wystrzelił trzy rakiety w stronę budynku mieszkalnego w Damaszku.
Syryjskie media państwowe informują o siedmiu ofiarach śmiertelnych i 11 rannych w wyniku ataku na budynek mieszkalny w dzielnicy al-Mazzeh w zachodniej części Damaszku. Według wstępnych doniesień wśród ofiar są kobiety i dzieci. Liczba rannych i zabitych w ataku może jeszcze wzrosnąć, bo ratownicy szukają poszkodowanych w gruzach.
Za atak lotniczy odpowiada Izrael. Przeprowadzono go za pomocą trzech rakiet wystrzelonych z kierunku Wzgórz Golan.
Agencja AFP podała, że izraelski atak trafił w budynek „często odwiedzany przez starszych członków Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej i bojowników Hezbollahu".
Rakiety uszkodziły zaparkowane w okolicy samochody i pobliskie zabudowania.
Izrael od lat przeprowadza ataki na cele powiązane z Iranem w Syrii, ale od nasilenia konfliktu w Strefie Gazy, liczba tych nalotów znacząco wzrosła.
Akcjonariusze Cyfrowego Polsatu stanęli za Zygmuntem Solorzem. Po godzinnym walnym zgromadzeniu odwołano z rady nadzorczej jego syna Tobiasa oraz prawnika Jarosława Grzesiaka.
W poniedziałek walne zgromadzenie ZE PAK odwołało dwóch synów Zygmunta Solorza – Tobiasa Solorza i Piotra Żaka z rady nadzorczej. We wtorek zebrało się walne zgromadzenie kolejnej spółki, w której Zygmunt Solorz posiada większość akcji — Cyfrowego Polsatu.
Właściciel Polsatu pojawił się na obradach online, otworzył posiedzenie i zaproponował wybór prowadzącego walne zgromadzenie. Spółka transmitowała zgromadzenie, ale Solorz więcej się na nim nie pojawił.
Akcjonariusze podjęli w głosowaniu uchwałę o odwołaniu Tobiasa Solorza z rady nadzorczej, gdzie pełnił funkcję wiceprzewodniczącego.
Decyzja zyskała poparcie 80 proc. głosów. Wcześniej akcjonariusze odwołali z rady prawnika Jarosława Grzesiaka. Nie wybrano nowych członków – zdecydowano, że rada pomniejszy się o dwie osoby.
To kolejna odsłona sporu w rodzinie Solorzów, porównywanego do serialowej „Sukcesji”. Jak już pisaliśmy w OKO.press, 25 września 2024 r. „Wyborcza” ujawniła, że Tobias Solorz, Piotr Żak i Aleksandra Żak wysłali do kilkudziesięciu osób w grupie Polsat list przestrzegający przed wykonywaniem poleceń osób nieuprawnionych. W liście podkreślali, że od dłuższego czasu kontakt z ich ojcem jest utrudniony z powodu choroby. Obecnie nie mają nawet pewności, gdzie przybywa.
Zdaniem „GW” dzieci Solorza mają być skonfliktowane z Justyną Kulką, obecną partnerką, a od marca żoną Zygmunta Solorza.
Dzień później Zygmunt Solorz wysłał do swoich pracowników informację, że planuje odwołać dzieci z władz wszystkich należących do niego spółek.
Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek wyraźniej niż w poprzednich latach skrytykował działania Straży Granicznej przy granicy z Białorusią.
„To nie jest tylko moje czy nasze stanowisko, to zostało potwierdzone przez sądy ” – mówił RPO Marcin Wiącek na posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, gdzie przedstawiał sprawozdanie z działań RPO z 2023 roku. „Push-backi są niekonstytucyjne i naruszają standardy międzynarodowego prawa ochrony praw uchodźców” – wyjaśniał.
Push-backi to zawracanie migrantów na linię granicy Polski, w tym przypadku na Białoruś. Aktywiści działający na granicy od początku kryzysu podkreślali wielokrotnie, że strażnicy mają obowiązek przyjąć wniosek migranta o ochronę międzynarodową. Taki wniosek powinien być później rozpatrzony — niezależnie od tego, czy składająca go osoba przekroczyła granicę w wyznaczonym do tego miejscu, czy w środku lasu.
Jak wyjaśniał Marcin Wiącek, zawrócenie na granicę powinno być stosowane jedynie, jeśli zagrożone jest bezpieczeństwo państwa. „Jednocześnie może to nastąpić wyłącznie na podstawie precyzyjnych przepisów ustawy, z poszanowaniem godności człowieka. A u nas dzieje się to na postawie rozporządzenia” – dodał. Jak mówił, „sądy administracyjne potwierdziły to, że tzw. rozporządzenie graniczne, wprowadzone w sierpniu 2021 roku, które umożliwia w każdej chwili, na podstawie dowolnych przesłanek zawrócenie człowieka do granicy, jest po prostu niekonstytucyjne. I od 2021 roku do dzisiaj my apelujemy o uchylenie tego rozporządzenia”.
RPO zaapelował o zmianę przepisów.
„Nie może być tak, że człowieka zawraca się do kraju takiego, jak Białoruś na podstawie blankietowego przepisu rozporządzenia, bez ustalenia jego tożsamości, sytuacji osobistej i bez wyjaśnienia tego, czy człowiek ten nie potrzebuje pomocy humanitarnej” – mówił.
Pytany o to, ile skarg w sprawie push-backów trafiło do biura RPO, odpowiedział, że kilkaset. „Zwracamy się z interwencjami, w szczególności do Straży Granicznej. Wyjaśniamy te sprawy i niejednokrotnie wnosimy o wszczęcie postępowania o wyrażenie zgody na pobyt humanitarny” – zaznaczał.