Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
To była pomyłka — stwierdził Donald Trump po rosyjskim ataku na Sumy w Niedzielę Palmową. Według amerykańskiego prezydenta można wierzyć zapewnieniom rosyjskich władz, które tak w rozmowie z Waszyngtonem miała tłumaczyć wczorajsze wydarzenia.
W niedzielny poranek Rosjanie zaatakowali Sumy na północnym wschodzie Ukrainy pociskami balistycznymi. Co najmniej dwie rakiety eksplodowały w ścisłym centrum tego 250-tysięcznego przed wybuchem pełnoskalowej wojny miasta. W wyniku ataku zginęły 34 osoby, około 120 zostało rannych.
„Myślę, że to było straszne. I powiedziano mi, że popełnili błąd. Ale uważam, że to okropna rzecz. Uważam, że cała wojna jest okropna. Uważam, że to, że ta wojna się zaczęła jest nadużyciem władzy” – stwierdził Donald Trump. Jednocześnie odpowiedzialnością za ofiary obarczył... swojego poprzednika Joe Bidena. – „ Uważam, że tak było – sami ich zapytacie. To jest wojna Bidena. To nie jest moja wojna. To wojna, która toczyła się za Bidena. Po prostu próbuję ją zatrzymać, abyśmy mogli uratować wiele istnień” – mówił prezydent Stanów Zjednoczonych. Według niego ofiar w Ukrainie nie byłoby, gdyby nie „sfałszowane wybory” w 2020 roku, w których przegrał z politykiem Demokratów.
Celem ataku mogli być żołnierze 117 Samodzielnej Brygady Obrony Terytorialnej, którzy w niedzielę w Sumach mieli otrzymywać państwowe odznaczenia. Podczas ataku znajdowali się jednak w schronie, żaden z nich nie ucierpiał.
W poniedziałek o wsparciu militarnym dla Ukrainy w Brukseli rozmawiają ministrowie spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej. Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas przekazała przed południem, że stara się skompletować dwa miliony sztuk amunicji artyleryjskiej. Na razie udało się zagwarantować dwie trzecie tej pomocy.
Bez zmian na podium, ale poparcie Konfederacji dynamicznie spada – wynika z najnowszych sondaży prezydenckich.
Znamy wyniki pierwszych sondaży po piątkowym przedwyborczym starciu w Końskich. Widać w nich przede wszystkim stabilizację na pierwszych dwóch miejscach prezydenckiego podium i znaczne osłabienie notowań Sławomira Mentzena i Konfederacji.
Badanie pracowni United Surveys dla Wirtualnej pokazuje zmniejszenie dystansu pomiędzy kandydatami Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. W pierwszej turze wyborów prezydenckich 33,5 proc. badanych zagłosowałoby na Rafała Trzaskowskiego (4,8 proc. mniej w stosunku do poprzedniego badania). Głos na Karola Nawrockiego chciałoby oddać 25,5 proc. zapytanych (5,4 proc. więcej). Tąpnięcie zaliczył utrzymujący się na trzecim miejscu Sławomir Mentzen – z prawie 19 proc. do 13,4 proc. Dwa punkty procentowe po debacie zyskał Szymon Hołownia (9,1 proc.), spory wzrost zanotowała piąta Magdalena Biejat (o 3,6 punkty procentowe do 6,3 proc.)
Problemy Konfederacji widać również w wynikach badania preferencji partyjnych Opinia24 dla RMF FM. Jej wynik – 16 proc. – nadal jest stosunkowo wysoki i daje formacji trzecie miejsce. To jednak spadek o aż 5 punktów procentowych w stosunku do poprzedniego badania na zlecenie rozgłośni. Bez zmian na pierwszych dwóch pozycjach – prowadzi Koalicja Obywatelska z 34-procentowym poparciem przed Prawem i Sprawiedliwością z 26,3 proc. Trzecia Droga może liczyć na 7,5 proc. poparcia., Lewica – na 5,6 proc., Razem – na 3,2 proc.
Spadek notowań Mentzena i Konfederacji może mieć związek z serią wypowiedzi kandydata partii na temat praw człowieka, w tym praw kobiet i praw reprodukcyjnych. Niektórzy z komentatorów zwracali w ostatnich tygodniach uwagę, że w ten sposób może zrazić do siebie część wyborców. W wywiadzie dla Kanału Zero Mentzen stwierdził, że poród dziecka z gwałtu ocenia jako „nieprzyjemność”. Kilkukrotnie sprzeciwiał się aborcji nawet w przypadkach, w których jest ona dozwolona w wyjątkowo restrykcyjnym polskim prawie.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 18 maja. Ewentualna i prawdopodobna druga tura – 1 czerwca.
Według badania IBRiS Polacy wskazali jako zwycięzców piątkowej debaty telewizyjnej kolejno Rafała Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego i Szymona Hołownię
Sondażownia IBRiS opublikowała wyniki przeprowadzonego już po piątkowej telewizyjnej debacie kandydatów na prezydenta badania dotyczącego tego, kogo Polki i Polacy uważają za jej zwycięzcę. Co ciekawe, wyniki tego badania tylko w części pokrywają się z wynikami klasycznych sondaży dotyczących szans w wyborach poszczególnych kandydatów regularnie przeprowadzanych przez ten sam ośrodek badania opinii publicznej. Dlatego interesujące wydają się wnioski wynikające z zestawienia wyników sondażu dotyczącego debaty z wynikami ostatniego standardowego badania sondażowego IBRiS dotyczącego wyborów prezydenckich przeprowadzonego dla Rzeczpospolitej 4 i 5 kwietnia. Rzecz jasna nie prognozuje to żadnych przesunięć, jeśli chodzi o poparcie wyborcze dla kandydatów – daje jednak pewien obraz, kto zyskał, a kto stracił na swym udziale w debacie.
Rafała Trzaskowskiego jako zwycięzcę piątkowej debaty telewizyjnej wskazało 32 procent respondentów. To daje mu oczywiście pierwsze miejsce. Zarazem jednak to wynik zauważalnie niższy niż w ostatnim standardowym sondażu prezydenckim tego samego ośrodka (IBRiS), w którym poparcie dla Trzaskowskiego wyniosło 36, 2 proc. badanych. Może to wskazywać, że Trzaskowski wypadł w debacie trochę poniżej oczekiwań, które pokładali w nim wyborcy.
W sondażu dotyczącym wygranej w debacie drugie miejsce zajął Karol Nawrocki – wskazało go 28 proc. badanych. Ale uwaga, to zauważalnie więcej niż ostatni wynik Nawrockiego w sondażu wyborczym IBRiS – tam dostał 22,6 proc. Być może więc udział Nawrockiego w debacie został oceniony przez widzów nieco wyżej niż sam Nawrocki jako kandydat.
W przypadku Szymona Hołowni można zobaczyć coś podobnego, choć w innej skali. W sondażu dotyczącym zwycięzcy w debacie otrzymał 11,8 proc. wskazań. Tymczasem w ostatnim sondażu prezydenckim IBRiS głos na niego zadeklarowało jedynie 8,3 proc. uczestników badania.
Zdecydowanie lepiej niż w sondażach prezydenckich wypadła w debacie również Magdalena Biejat. O ile (według ostatniego sondażu IBRiS) zamierza na nią głosować jedynie 2,6 proc. badanych, o tyle jako zwyciężczynię debaty wskazało ją aż 10,6 proc. respondentów. To zdecydowanie największy „zysk” w tym badaniu wśród kandydatek i kandydatów partii parlamentarnych, którzy uczestniczyli w debacie (nie było na niej Sławomira Mentzena i Adriana Zandberga).
Rosjanie zaatakowali centrum miasta, gdy jego prawosławni i katoliccy mieszkańcy zmierzali do kościołów na obchody Niedzieli Palmowej
Aktualizacja 14.30: Wiadomo już o 32 ofiarach śmiertelnych rosyjskiego ataku na centrum miasta. Wśród nich jest dwoje dzieci.
Aktualizacja 12.30: Liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 24. Jest wśród nich dziecko.
Aktualizacja 11.30: Liczba rannych po ataku rakietowym w Sumach wzrosła do 83. Wśród nich jest siedmioro dzieci. Wiadomo o 21 ofiarach śmiertelnych.
W niedzielny poranek (między 10 a 11) Rosjanie zaatakowali Sumy na północnym wschodzie Ukrainy pociskami balistycznymi. Co najmniej dwie rakiety eksplodowały w ścisłym centrum tego 250-tysięcznego przed wybuchem pełnoskalowej wojny miasta. W wyniku ataku zginęło nie mniej niż 20 osób – informuje cytowany przez Kiev Independent mer miasta Artem Kobzan. Pełna liczba ofiar nie jest jeszcze znana.
Rosjanie zaatakowali w momencie, w którym część mieszkańców miasta zmierzała do kościołów i cerkwi na uroczyste msze i procesje – w tym roku bowiem Wielkanoc i Niedziela Palmowa, wypadają w dokładnie te same dni 13 i 20 kwietnia, zarówno w katolickim, jak i prawosławnym kalendarzu. W prawosławiu Niedziela Palmowa jest jeszcze ważniejszym elementem obrządku paschalnego, niż w katolicyzmie – to jedno z najistotniejszych świąt religijnych w prawosławnym roku liturgicznym. Palmy wielkanocne w obu wyznaniach mają symbolizować odrodzenie, zmartwychwstanie, nadzieję i radość.
W wyniku rosyjskiego ataku rakietowego dwie osoby cywilne zginęły również w Kupiańsku. Tam rosyjski pocisk trafił bezpośrednio w budynek mieszkalny.
Jak podała Wyborcza za ukraińskimi mediami, 13 kwietnia rano w centrum Sum miała się odbyć uroczystość nagradzania żołnierzy 117 Samodzielnej Brygady Obrony Terytorialnej. Z nieoficjalnych informacji wynika, że podczas uderzenia żołnierze znajdowali się w schronie i nie ucierpieli.
Donald Trump żąda od Ukrainy kontroli nad południową odnogą rurociągu Przyjaźń przebiegającą przez terytorium broniącego się przed Rosją kraju. Dzieje się to w 3 miesiące po tym, jak Ukraina wstrzymała transfer rosyjskiego gazu
Reuters i Guardian poinformowały o szczegółach piątkowego spotkania przedstawicieli USA i Ukrainy dotyczącego umowy o ukraińskich minerałach. Na spotkaniu miało zostać przedstawione nowe żądanie Donalda Trumpa: prezydent Stanów Zjednoczonych chce, by Ukraina przekazała USA kontrolę nad gazociągiem, którym rosyjski gaz był dostarczany do krajów Europy Środkowej i Południowej. Ukraiński analityk Wołodymyr Landa, cytowany przez „Guardiana” nazwał to „zastraszaniem w kolonialnym stylu”.
Reuters informuje, że negocjacje dotyczące ukraińskich zasobów naturalnych stają się coraz ostrzejsze. Obecne oczekiwania Trumpa mają być „bardziej maksymalistyczne” niż pierwotna wersja umowy zakładająca, że Ukraine przekaże USA kontrolę nad minerałami i surowcami naturalnymi o łącznej wartości 500 miliardów dolarów. Od podpisania umowy Trump uzależnia dalsze udzielanie Ukrainie przez USAT pomocy finansowej, sprzętowej, amunicyjnej i wywiadowczo-doradczej.
Nowe żądania Trumpa dotyczą południowej odnogi dwunitkowego gazociągu „Przyjaźń” (ros. „Drużba”) wiodącej z Rosji przez terytorium Ukrainy do Słowacji. Tymi rurami rosyjski gaz do końca 2024 roku był wciąż dostarczany m.in. do Słowacji, Węgier i części krajów południa Europy. Od początku roku Ukraina ostatecznie wstrzymała transfer rosyskiego gazu przez terytorium (co zresztą wywołało wściekłe reakcje prorosyjsko nastawionych premierów Słowacji i Węgier – Roberta Ficy i Viktora Orbana.
Gazociąg miał już pewien wpływ na przebieg wojny. Jednym z celów ukraińskiej ofensywy w obwodzie kurskim było zajęcie miasteczka Sudża, w którym mieści się ważna dla Rosjan graniczna stacja przesyłowa „Przyjaźni”. Zażarte (i ostatecznie skuteczne) walki o odzyskanie Sudży prowadzone przez Rosjan przy wsparciu żołnierzy z Korei Północnej w ostatnich miesiącach miały bezpośredni związek z koniecznością przywrócenia kontroli również na tym strategicznie istotnym obiektem.