0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Robyn Beck / AFPFoto Robyn Beck / AF...

Dzień na żywo. Twórca Red is Bad z zarzutami, nowe aresztowania ws Funduszu Sprawiedliwości

Izrael drugi dzień z rzędu nawołuje do ewakuacji całe, ponad 80-tysięczne miasto Baalbek. Wczoraj naloty zabiły tam przynajmniej 19 osób.

Google News

14:20 29-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka JędrzejczykFot. Agnieszka Jędrz...

Protest OzN pod sejmem: gdzie jest obiecana w 100 konkretach ustawa o asystencji osobistej?

Jak Straż Marszałkowska uratowała sejmowy chodnik przed demonstracją upominającą się o prawa osób z niepełnoprawnościami. I o co chodzi z ustawą o asystencji?

“Mamy z bratem po dwadzieścia parę lat. Bez porządnej ustawy o asystencji osobistej będziemy skazani na siebie do końca życia. Konrad potrzebuje wsparcia 24 h na dobę i ja będę musiała mu to zapewnić. Rezygnując z pracy i swojego życia. Będziemy zamknięci w mieszkaniu, którego nie będziemy w stanie utrzymać – bo z czego" – mówi Karolina Kosecka (na zdjęciu u góry)

29 października zorganizowała pod sejmem protest, by upomnieć się o prawa osób z niepełnosprawnościami (OzN) i o ustawę o asystencji osobistej. Protest miał pokazać, że państwo nie wywiązuje się z elementarnych zobowiązań wobec osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin.

Łamie więc zasadę praworządności w sposób spektakularny – prawa osób z niepełnosprawnościami są gwarantowane przez Konstytucję.

Tymczasem obietnica przyjęcia ustawy o asystencji zawarta była w przedwyborczych 100 konkretach KO. Niestety, obiecanego rządowego projektu nikt nie widział. Sejm proceduje natomiast projekt prezydencki Andrzeja Dudy – przygotowany ze złamaniem prawa, bo bez konsultacji ze środowiskiem i przez środowisko odrzucany.

„Mój brat Konrad miałby dzięki ustawie prezydenckiej 3 godziny pomocy – to przecież na nic nie starczy” – mówi Karolina. „A jeśli taka ustawa przejdzie, sytuacja zostanie zabetonowana na lata. Projekt prezydencki trzeba wycofać i zająć się problemem porządnie”.

Co się zdarzyło?

Happening pod Sejmem miał polegać na umieszczeniu dużych zdjęć chłopaka z niepełnosprawnością w objęciach matki tak, by wszyscy wchodzący do kompleksu sejmowego w Warszawie musieli po nim przejść. I uświadomić sobie, jak bardzo prawa osób z niepełnosprawnościami są w Polsce łamane.

Protest był legalny, wspierany wzorcowo przez policję (która długo tłumaczyła, w jaki sposób będzie chronić prawo do zgromadzeń). Wszystko udałoby się gładko, gdyby Straż Marszałkowska nie wypatrzyła, że chodnik przed sejmowymi barierkami należy już do Kancelarii Sejmu. Młodzi strażnicy, po konsultacji z przełożonymi kategorycznie kazali się ze zdjęciami odsunąć.

Straz marszałkowska nakazuje przesunięcie plakatów
Ten kawałek podłogi należy już do Sejmu. Karolina Kosecka i Joanna Dryjańska przenoszą plakaty na polecenie straży marszałkowskiej. Fot. Agnieszka Jędrzejczyk
W efekcie do sejmu można już było wejść, omijając problem praw osób z niepełnosprawnościami.

Happening by się nie udał, gdyby nie grupa młodzieży, która przyjechała na wycieczkę do Sejmu i czekała na przepustki. Wysłuchawszy, o co chodzi, młodzi ludzie zgodzili się, choć z oporami, przejść po zdjęciach wchodząc do sejmu.

Młodzi ludzie przechodzą po plakatach na chodniku
Plakaty odsunięte od  szlabanu do parlamentu. Wycieczka szkolna do sejmu godzi się wziąć udział w happeningu i pokazać, jak w Polsce traktuje się prawa osób z niepełnosprawnościami. Fot. Agnieszka Jędrzejczyk

O co chodzi?

Zgodnie z ratyfikowaną przez Polskę 12 lat temu Konwencją ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami obowiązkiem państwa jest zapewnienie osobom z niepełnosprawnościami prawa do niezależnego życia. Czyli stworzenie takich warunków, by mogły decydować o sobie na tyle, ile to jest możliwe – czyli tak jak inni.

Polska tymczasem utknęła w modelu opiekuńczo-pańszczyźnianym: takim, w którym zadanie wspierania osób z niepełnosprawnościami zepchnięto na rodziny, w zamian za minimalne świadczenia finansowe i to nie dla wszystkich (bo np. nie dla osób rezygnujących z pracy, by zająć się wymagającymi wsparcia seniorami, praktycznie nie istniało). Dodatkowo nie wolno było dorabiać: zakaz pracy dla opiekunów dzieci z niepełnosprawnościami został zniesiony dopiero od 1 stycznia 2024 r.

Same osoby z niepełnosprawnościami mogą liczyć na renty, przyznawane w niezwykle skomplikowanym i uciążliwym systemie – za to, że są niezdolne, nie potrafią, nie umieją... Państwo nie zawracało sobie głowy pytaniem, co danej osobie jest potrzebne, by mogła samodzielnie żyć, uczestniczyć w życiu społecznym, a nawet pracować.

W ten system „opieki” wpisana była zasada, że opiekun podejmuje też decyzję za „podopiecznego”. Zawsze — choć niepełnosprawność nie ogranicza się tylko do bardzo trudnych i skomplikowanych przypadków, kiedy to osoba wspierająca rzeczywiście musi podejmować decyzję za osobę z niepełnosprawnościami.

„Mój brat Konrad nie może wyjść z domu inaczej niż w asyście mamy lub siostry. A jest młodym człowiekiem” – tłumaczy Karolina Kosecka. I na młodych ludziach czekających na przepustki do sejmu robi to wrażenie.

Aby wszystkim nam się w tym systemie wygodnie żyło, państwo nakłania rodziny do ubezwłasnowolniania dorosłych osób z niepełnosprawnościami — bo ustalanie ich woli może wymagać wysiłku. Zaś załatwienie sprawy w urzędzie, u lekarza czy w instytucji finansowej będzie prostsze, jeśli daną osobę pozbawi się pełni praw. Czyli – jak to nazywają prawnicy – doprowadzi do jej cywilnej śmierci.

Protesty i oddolna organizacja

To jest stan, z którego próbują wydobyć Polskę aktywiści na rzecz praw osób z niepełnosprawnościami. Przede wszystkim organizując się i organizując cywilizowane wsparcie: usługi asystenckie, mieszkania wspomagane, opiekę wytchnieniową dla osób wspierających.

Konrad Kosecki korzysta dziś z usług asystenckich – ale nie stale, tylko w ramach wsparcia rozdzielanego w ramach dorocznych konkursów.

Na poziomie systemowym, centralnym, udało się przepchnąć jedną, za to rewolucyjną ustawę: o świadczeniu wspierającym. Obowiązuje od 1 stycznia 2024 r. To pieniądze dla samej osoby z niepełnosprawnościami, przyznawane jej nie za to, że jest chora i niezdolna do niczego, ale na dodatkowe wydatki, które ponosi z racji niepełnosprawnościami. Świadczenie jest przyznawane na podstawie indywidualnej oceny sytuacji danej osoby (a nie jej choroby). Wdrażanie tej ustawy przebiega z ogromnymi kłopotami, są miejsca w Polsce, gdzie na rozpatrzenie wniosku o świadczenie przyjdzie poczekać nawet półtora roku.

Kulawy prezydencki projekt

Rzecz w tym, że samo świadczenie nie zadziała bez drugiej części reformy: ustawy o asystencji osobistej, czyli usługach dla osoby z niepełnosprawnościami ułatwiających jej niezależne funkcjonowanie. Usługi te świadczyć powinni asystenci wybrani przez OzN, a nie zatrudniona w trybie 24/7 rodzina. Powinny być skalkulowane zgodnie z potrzebami danej osoby. Ponieważ społeczeństwo się starzeje, i ryzyko długiego życia bez pełnej sprawności grozi wielu z nas, jest to dobra inwestycja w przyszłość.

Problem polega na tym, że ustawy nie ma. Zobowiązał się ją lata temu przygotować prezydent Duda. Ostatecznie jego projekt trafił do Sejmu i jest tam procedowany. Zdaniem środowiska osób z niepełnosprawnościami nie spełnia podstawowych warunków: gdyby wszedł w życie, pozbawiłby prawa do usług asystenckich mnóstwo ludzi w potrzebie.

Jest też drugi projekt, wypracowany w ministerstwie rodziny bez pomijania udziału środowiska osób z niepełnosprawnościami. Informacje o nim kończą się na etapie prekonsultacji, które odbyły się wiosną. Ten projekt nie jest jednak formalnie procedowany. Wieść gminna niesie, że nie dostał zgody Ministra Finansów. Wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami jest bowiem kosztowne, tymczasem opinia publiczna nie uważa tych wydatków za pilne (dopóki osobiście się ze znalezieniem wsparcia dla osoby bliskiej nie zmierzy).

Protestujący pod sejmem domagają się wycofania projektu prezydenckiego. „Jeśli go uchwalą, zabetonują naszą sytuację na lata” – mówią.

„Co trzeba zrobić, by ludzie zrozumieli, jak ważny to problem?” – pytamy.

“Nie wiem — mówią organizatorki protestu. Problem niepełnosprawnościami jest wypierany. Ludzie nie chcą po protsu o tym myśleć”.

Większość przechodniów na Wiejskiej plakaty na chodniku omijała. Ignorowała zachęty organizatorek “Ależ proszę spokojnie wejść na zdjęcie. To tylko zdjęcie – a nasze prawa naprawdę są deptane”.

Pisaliśmy na ten temat

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

13:36 29-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.plFot. Adam Stępień / ...

Audyt w Totalizatorze Sportowym. Niemal 900 tys. zł poszło na kampanię PiS?

Pracownicy Totalizatora Sportowego rozwozili i rozwieszali plakaty wyborcze PiS. W niektórych przypadkach dochodziło nawet do ich przymuszania pod groźbą utraty zatrudnienia lub premii.

Totalizator Sportowy, czyli operator loterii Lotto, opublikował wstępne wyniki audytu wewnętrznego w sprawie nieprawidłowości w funkcjonowaniu spółki za kadencji poprzedniego zarządu. Ustalenia audytu ujawnił portal Money.pl i TVN24.

Okazuje się, że wykryto szereg nieprawidłowości. Najbardziej rażące z nich dotyczą zaangażowania politycznego podczas kampanii wyborczych prowadzonych w trakcie kadencji poprzedniego zarządu spółki, czyli w latach 2019-2023.

„Budzące wątpliwości umowy" dotyczą w sumie kwoty 865 tysięcy złotych. W ten sposób pośrednio mogły być finansowane kampanie wyborcze.

O co chodzi?

„Po przeprowadzeniu analizy dokumentów dotyczących zlecania usług reklamowych przez spółkę w latach 2022-2023, audytorzy zidentyfikowali szereg przypadków, w których zawarcie umów mogło być skorelowane z działaniami polityków związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Środki wydatkowane przez spółkę na realizację budzących wątpliwości umów, z których w sposób pośredni mogły być finansowane kampanie wyborcze, szacowane są obecnie na 865 tys. zł brutto” – cytuje treść oświadczenia TVN24.

Nieprawidłowości dotyczą wydatkowania budżetów reklamowych, a także angażowania firmowego mienia oraz pracowników w kampanie wyborcze.

Audyt wykazał, że w latach 2019, 2023 i 2024 kilkunastu pracowników brało udział w kampaniach wyborczych polityków Zjednoczonej Prawicy poprzez rozwożenie i wieszanie plakatów wyborczych. Wykorzystywano do tego samochody służbowe. W niektórych przypadkach dochodziło nawet do przymuszania pracowników spółki przez dyrektorów oddziałów do tych działań pod groźbą utraty zatrudnienia lub premii – napisano w oświadczeniu.

W swoim oświadczeniu spółka wskazała też, że wątpliwości budzi proces sprzedaży samochodów służbowych niektórym byłym członkom zarządu. Audyt wykazał, że poprzedzające sprzedaż wyceny mogły znacznie odbiegać od wartości rynkowej, przy czym każda kolejna była niższa od poprzedniej.

Audytorzy wskazali też na nieprawidłowości w realizacji projektów z obszaru organizacji i digitalizacji. Ich rozpoczęcia nie poprzedzała analiza efektywności finansowej, a część z nich okazała się „bezcelowa i nieprzemyślana”.

Jaki jest kontekst?

Od marca 2024 roku w Totalizatorze Sportowym trwa audyt wewnętrzny, w który zaangażowane są podmioty zewnętrzne — kancelarie prawne i firmy audytorskie. Audyt obejmuje dwanaście obszarów. Ma trwać do końca listopada 2024 roku.

To nie wszystko. Od początku października w Totalizatorze Sportowym trwa też interwencja Ministerstwa Aktywów Państwowych. MAP bada, czy po objęciu władzy przez nową ekipę po wyborach październikowych z 2023 roku, doszło do obsady wysokich stanowisk w oddziałach regionalnych spółki bez konkursów.

Ta interwencja ministerstwa jest skutkiem publikacji Onetu z 30 września 2024. Onet ujawnił, że partie koalicji rządzącej obsadzają stanowiska w Totalizatorze Sportowym bez konkursów. W ciągu ostatniego pół roku w Totalizatorze Sportowym odwołano 17 dyrektorów oddziałów terenowych. W większości były to osoby, które objęły funkcje w czasach rządów PiS i były związane z partiami Zjednoczonej Prawicy. W 13 regionach stanowiska objęli już nowi szefowie – działacze i współpracownicy PO, PSL-u i Lewicy.

„Jeżeli potwierdzą się doniesienia o nieprawidłowościach, podejmiemy działania. Jakie to będą działania, zależeć będzie od efektów naszych analiz stanu faktycznego” – napisało Ministerstwo Aktywów Państwowych w komunikacie z 1 października.

Totalizator Sportowy to spółka należąca do Skarbu Państwa. Zajmuje się organizacją gier liczbowych i loterii pieniężnych. W zeszłym roku spółka odnotowała 39 mld zł przychodu.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

12:00 29-10-2024

Prawa autorskie: Źródło: profil fb Donalda TuskaŹródło: profil fb Do...

Sondaże poparcia dla partii: KO z wyraźną przewagą nad PiS

Gdyby wybory parlamentarne odbywały się w najbliższą niedzielę, zwyciężyłoby w nich KO z poparciem 33 proc. wyborców. Na PiS zagłosowałoby 29 proc. respondentów.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni poparcie dla Koalicji Obywatelskiej wzrosło o 4 punkty procentowe — wynika z sondażu CBOS. W tym samym czasie nieznacznie wzrosło też poparcie dla najsilniejszej partii opozycyjnej, czyli PiS-u – o 1 punkt procentowy. To zmiana mieszcząca się jednak w granicach błędu statystycznego.

Na trzecim miejscu w sondażu CBOS lokuje się Konfederacja, którą popiera 11 proc. wyborców — o 2 punkty procentowe mniej niż w poprzednim badaniu. Na czwartym Trzecia Droga, która ma poparcie 8 proc. wyborców.

Ostatnim ugrupowaniem, które miałoby szansę wprowadzić swoich przedstawicieli do parlamentu, jest Lewica. Chęć głosowania na Lewicę deklaruje 7 proc. respondentów.

„Obserwowanemu niewielkiemu wzrostowi polaryzacji towarzyszy wycofanie się części uprawnionych do głosowania z uczestnictwa w wyborach i spadek odsetka niezdecydowanych” – zauważa CBOS. Chęć udziału w wyborach w październikowym badaniu zadeklarowało 77 proc. badanych. Odsetek niezdecydowanych sięga za to 11 proc.

Bardzo podobny wynik United Surveys

Bardzo podobne wyniki odnotowano w badaniu poparcia dla partii politycznych United Surveys dla Wirtualnej Polski. Z tego badania wynika, że gdyby wybory do Sejmu odbywały się w najbliższą niedzielę, wzięłoby w nich udział 56 proc. badanych, przy czym na Koalicję Obywatelską zagłosowałoby 33,6 proc. respondentów.

Na drugim miejscu znalazło się Prawo i Sprawiedliwość z wynikiem 28,9 proc. badanych. Także według tego badania Konfederacja zajęłaby trzecie miejsce z poparciem rzędu 10,7 proc.. Na Trzecią Drogę (Polska 2050 Szymona Hołowni i Polskie Stronnictwo Ludowe) zagłosowałoby 10,4 proc. ankietowanych, zaś na Lewicę 8,8 proc. respondentów. Odsetek niezdecydowanych w badaniu United Surveys sięgnął 7,6 proc. respondentów.

Zadowolenie z wyników sondaży wyraził premier Donald Tusk.

„KO dzisiaj w dwóch badaniach (CBOS i United Surveys) u zdecydowanych wyborców osiągnęła 37 proc. [poparcia]. Wiem, to tylko sondaże i jutro mogą być inne, ale mam dziś taką trochę chłopięcą satysfakcję, kiedy wyobrażam sobie miny ekspertów od sufitu Tuska (maks. 20 procent). Zaraz mi minie, obiecuję” – napisał żartobliwie premier.

Jaki jest kontekst?

To pierwszy sondaż poparcia dla partii CBOS po rocznicy wyborów październikowych z 2023 roku. Pomimo że wybory parlamentarne wygrało wówczas PiS, formacji Jarosława Kaczyńskiego nie udało się sformować rządu z większościowym poparciem. Dlatego w drugim podejściu powstał rząd koalicyjny Donalda Tuska (na zdjęciu powyżej), złożony z Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi (PSL i Polski 2050) oraz Nowej Lewicy.

Jak wynika z analizy sondaży CBOS z ostatniego roku, Koalicja Obywatelska utrzymuje dość stabilną przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością, choć partia Jarosława Kaczyńskiego zdecydowanie depcze KO po piętach.

W ciągu roku od wyborów dość wyraźnie pogorszyło się jednak poparcie partii koalicyjnych wobec KO. Trzecia Droga utraciła trzecią lokatę w sondażach poparcia i została przegoniona nie tylko przez Konfederację, ale i w niektórych miesiącach przez Lewicę. Od lipca tego roku poparcie dla Trzeciej Drogi nie jest już dwucyfrowe.

O tym, z czego wynikają te wahania poparcia dla partii rządzącej koalicji oraz jaki stosunek do rządu mają wyborcy koalicji w rok po przełomowych wyborach z 2023 roku, pisaliśmy w tym tekście z 15 października:

Przeczytaj także:

10:47 29-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Piotr Janowski/ Agencja Wyborcza.plFot. Piotr Janowski/...

Izraelski parlament zakazał działalności agencji humanitarnej ONZ

UNRWA – agenda ONZ ds. pomocy palestyńskim uchodźcom nie będzie miała prawa operować w Izraelu.„To kolektywna kara”.

Stosunkiem głosów 92 do 10 Kneset przegłosował w poniedziałek ustawę zakazującą działalności UNRWA na terenie całego kraju. Ustawa formalnie zrywa również więzi z tą organizacją. Izraelscy urzędnicy i instytucje mają zakaz współpracy z UNRWA, a jej pracownicy tracą przywileje dyplomatyczne w Izraelu.

„Pracownicy UNRWA zaangażowani w działalność terrorystyczną przeciwko Izraelowi muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności” – poinformowała kancelaria premiera Benjamina Netanjahu w oświadczeniu.

O co chodzi?

UNRWA to organizacja powołana przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1949 roku. Ma mandat do prowadzenia działalności na Bliskim Wschodzie — na Zachodnim Brzegu Jordanu, w tym we Wschodniej Jerozolimie, w Strefie Gazy, Jordanii, Libanie i Syrii. Zajmuje się udzielaniem pomocy humanitarnej i ochrony uchodźcom palestyńskim przymusowo wysiedlonym z terenów państwa Izrael oraz zamieszkującym terytoria okupowane.

Izrael oskarża organizację o sprzyjanie Hamasowi, a 12 jej pracowników o udział w zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października 2023 roku. Już od wielu lat apelował do ONZ o likwidację agencji i zastąpienie jej nową organizacją ze względu na to, że ma być zinfiltrowana przez Hamas.

URNWA odpiera te zarzuty, twierdząc, że Izrael nie przedstawił nigdy wystarczających dowodów na kontakty jej pracowników z Hamasem, a tym bardziej na udział pracowników organizacji w zamachach terrorystycznych. Oskarża Izrael o rozsiewanie dezinformacji na temat organizacji i uniemożliwianie jej działania.

”Poniedziałkowe głosowanie w Knesecie, zakazujące działalności Agencji ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie, stoi w sprzeczności z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych, stanowi pogwałcenie izraelskich zobowiązań na gruncie prawa międzynarodowego i ustanawia bardzo niebezpieczny precedens” – napisał w oświadczeniu Philippe Lazzarini, szef agencji.

Zdaniem Lazzariniego działanie Izraela to kolejny krok w trwającej od dawna kampanii oszczerstw wobec agencji, której celem jest delegitymizacja jej działalności i powstrzymanie pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków.

Ustawy przyjęte przez Kneset, które wejdą w życie w ciągu 90 dni “pogłębią jedynie cierpienie Palestyńczyków”, szczególnie w Gazie, gdzie ludzie “od ponad roku żyją w piekle” – napisał Lazzarini na platformie X. Działania Izraela określił mianem “kolektywnej kary” dla Palestyńczyków.

Decyzję Izraela skrytykował też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Zwrócił uwagę, że wejście w życie ustaw Knesetu “uniemożliwi agencji wykonywanie jej niezwykle niezbędnej pracy”, co będzie miało „dramatyczne konsekwencje” w regionie.

Wielokrotnie w obronie agencji głos zabierał także szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Jaki jest kontekst?

UNRWA to najważniejsza organizacja udzielająca pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie. Zatrudnia ponad 30 tysięcy pracowników, odpowiada za dostawy żywności, świadczenie usług zdrowotnych, w tym szczepienia, i organizację szkolnictwa. W praktyce większość Palestyńczyków zamieszkujących Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu polega na pomocy humanitarnej świadczonej przez tę agencję.

To właśnie za taką działalność organizacja została nominowana w tym roku do Pokojowej Nagrody Nobla.

Sekretarz Generalny ONZ wielokrotnie podkreślał, że UNRWA jest zupełnie „niezastąpiona” w swojej działalności na Bliskim Wschodzie, a znaczenie organizacji jeszcze wzrosło od czasu wybuchu wojny w Strefie Gazy i Libanie.

Działalność organizacji jest gwarantowana rezolucją ONZ. Państwo, które tak jak Izrael jest sygnatariuszem Karty Narodów Zjednoczonych, nie może arbitralną decyzją władz nie uznawać mandatu organizacji ONZ. Decyzję Izraela potępiła Unia Europejska, Wielka Brytania i Waszyngton.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

18:13 28-10-2024

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Bodnar pozywa Morawieckiego. Chodzi o „krew na rękach”

Jak informuje Rzeczpospolita, Adam Bodnar złożył dziś pozew przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu. Chodzi o wypowiedź byłego premiera po śmierci polskiego żołnierza ugodzonego nożem na granicy

Co się wydarzyło?

Adam Bodnar złożył przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu pozew o ochronę dóbr osobistych. Minister sprawiedliwości domaga się od byłego premiera przeprosin za przypisanie mu odpowiedzialności za ugodzenie nożem polskiego żołnierza na polsko-białoruskiej granicy.

“Pan Mateusz Morawiecki stwierdził, że pan Adam Bodnar „ma krew na rękach”. Nie może być tolerancji dla głoszenia tak radykalnych tez bez cienia dowodu, niezależnie od tego, czy osoba, której działania zostają poddanie krytyce, jest politykiem czy nie. Nie ma zgody na sugestie, że pan Adam Bodnar jest odpowiedzialny za śmierć człowieka” – powiedzieli w rozmowie z „Rzeczpospolitą” pełnomocnicy ministra, adwokaci dr Michał Zacharski i dr Kamil Rudol.

Jak dodają, pozew złożono także w trosce o dobre standardy debaty publicznej.

Adam Bodnar domaga się od Morawieckiego wpłaty 10 tys. zł na WOŚP i opublikowania przeprosin w mediach społecznościowych byłego premiera oraz na profilu PiS na portalu X.

Jaki jest kontekst?

Pozew dotyczy słów Mateusza Morawieckiego wypowiedzianego po śmierci polskiego żołnierza ugodzonego nożem na granicy polsko-białoruskiej.

Do zdarzenia doszło 28 maja w okolicach Dubicz Cerkiewnych. Jeden z migrantów podczas próby przedostania się przez zaporę chroniącą polską granicę, ugodził nożem szer. Mateusza Sitka. Raniony w klatkę piersiową żołnierz zmarł po kilku dniach w szpitalu.

Podczas zwołanej konferencji prasowej przy granicy z Białorusią, Mateusz Morawiecki powiedział:

“Drodzy żołnierze, drodzy funkcjonariusze. Ja wam dziękuję. Dziękuję wam w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i wszystkich Polaków, za waszą odważną postawę, za to, że nie wahacie się bronić nas, naszych granic, wbrew temu, co robią obecnie rządzący. A co oni robią? Powołują, to prokurator Bodnar, który ma krew na rękach tym, co się stało, powołuje zespół. Ale wiecie państwo do czego? Zespół do wyłapywania takich zachowań żołnierzy, które mogą doprowadzić żołnierzy do aresztu. Czy Wy coś z tego rozumiecie? Ja naprawdę zastanawiam się, komu to wszystko służy” – mówił były premier.

Morawiecki nawiązał do powołanego w kwietniu 2024 roku, a więc przed śmiercią żołnierza na granicy, zespołu prokuratorów. Jego celem jest zbadanie zachowań funkcjonariuszy podejmowanych wobec cudzoziemców, którzy przekroczyli granicę białorusko-polską. Zadaniem zespołu jest zatem wyjaśnianie spraw tzw. pushbacków, a nie ograniczanie prawa żołnierzy do samoobrony.

“Powołanie przedmiotowego zespołu śledczego w Prokuraturze Okręgowej w Siedlcach nie spowodowało jakichkolwiek ograniczeń faktycznych lub prawnych dla służb mundurowych lub żołnierzy w związku z ochroną pogranicza. Nie ma również żadnego związku między powstaniem owego zespołu śledczego a śmiercią jakiegokolwiek żołnierza” – podkreślił Adam Bodnar w pozwie przeciwko Morawieckiemu.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także: