W niedziele trwały analizy, co oznacza zapowiedź Tuska o zawieszeniu prawa do azylu. Prawo i Sprawiedliwość na swoim kongresie wchłonęło Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry.
Ponad 100 tys. osób protestowało we Francji przeciwko mianowaniu centroprawicowego polityka Michela Barniera na nowego premiera. Lewica żąda impeachmentu Macrona i ostrzega, że powierzył on los francuskiej polityki w ręce Le Pen
Dwa miesiące po wyborach parlamentarnych prezydent Francji Emanuel Macron powołał nowego premiera. Został nim polityk centroprawicowej partii Republikanie, dwukrotny komisarz UE oraz główny negocjator brexitu Michel Barnier. Lewica, która w wyborach uzyskała najlepszych wynik, od razu zapowiedziała wotum nieufności wobec nowego premiera, a także wniosek o impeachment Macrona.
W sobotę 7 września na ulice 150 francuskich miast i miasteczek wyszły tysiące protestujących. Najwięcej osób zebrało się w Paryżu. Według ministra ds. wewnętrznych w stolicy protestowało 26 tys. osób. W sumie lewica miała zmobilizować od 100 do 300 tys. demonstrantów w całym kraju. Jak podało BBC, Francuzi wyszli na ulice z hasłami: „Dla demokracji, powstrzymajmy zamach stanu Macrona”, „Macron — kolaborant”, „Zaprzeczenie demokracji”, „Skradzione wybory".
Z sondaży wynika, że decyzja Macrona o powierzeniu misji sformowania rządu Barnierowi, nie podoba się 3/4 badanych. Politycznie los francuskiego rządu zależy dziś jednak od skrajnej prawicy. Oficjalnie Marine Le Pen i Jordan Bardella zadeklarowali, że ich partia swoją decyzję uzależnia od tego, co premier zaprezentuje w orędziu.
Jak ustalił dziennik Le Monde, przed podjęciem ostatecznej decyzji Macron konsultował się z Le Pen. We wtorek 3 września, dwa dni przed ogłoszeniem nazwiska premiera, w rozmowie telefonicznej liderka Zjednoczenia Narodowego miała pozytywnie wyrazić się o kandydaturze Barniera. Za obiecujące uznała jego poglądy na kwestie migracyjne i krytyczne podejście do niektórych regulacji europejskich. Według dziennika Le Pen miała też postawić warunki dla nowego rządu: wzmocnienie bezpieczeństwa, ograniczenie imigracji, zwiększenie siły nabywczej francuskich wynagrodzeń.
Młoda aktywistka zginęła na Zachodnim Brzegu podczas propalestyńskiej demonstracji. Armia twierdzi, że strzelała w obliczu zagrożenia, ale świadkowie stanowczo odrzucają tę wersję
26-letnia Ayşenur Ezgi, turecko-amerykańska aktywistka zginęła wczoraj podczas demonstracji na Zachodnim Brzegu w pobliżu miejscowości Beita. Ezgi protestowała tam wraz z mieszkańcami przeciwko pobliskiemu nielegalnemu izraelskiemu osiedlu Avitar. Zdaniem świadków została trafiona w momencie relatywnego spokoju po starciach z armią chwilę wcześniej. Świadkowie mówią też, że nie stanowiła żadnego zagrożenia dla żołnierzy.
Paletstyńscy lekarze potwierdzili, że zginęła od strzału w głowę.
Jej rodzina wydała oświadczenie, w którym jednoznacznie oskarża o jej śmierć Izrael.
„Izraelska armia zabrała nam ją niepotrzebnie, bezprawnie i z użyciem przemocy” – pisze rodzina – „Jako obywatelka USA, Ayşenur protestowała pokojowo w imieniu pokoju, gdy została zabita kulą, która, co widać na dowodach wideo, została wystrzelona przez izraelskiego żołnierza”.
Rodzina apeluje to władz amerykańskich:
„Wzywamy prezydenta Bidena, wiceprezydentkę Harris i sekretarza stanu Blinkena, by wszczęli niezależne śledztwo w sprawie nielegalnego morderstwa amerykańskiej obywatelki, by pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich winnych”.
W oświadczeniu izraelska armia twierdzi, że otworzyła ogień w stronę agresywnej osoby, która była prowodyrką przemocy wobec armii. Międzynarodowy Ruch na rzecz Solidarności, propalestyńska organizacja, której częścią była Ezgi, stanowczo zaprzeczyła tej wersji. Ich zdaniem Ezgi stała ponad 200 metrów od żołnierzy, a w ciągu kilku minut przed śmiertelnym strzałem nie dochodziło do żadnych konfrontacji.
Jonathan Pollack, znajomy ofiary i świadek zdarzenia powiedział mediom:
„Robię to od 20 lat, wiem, czym różni się dźwięk wystrzelonego gazu łzawiącego, gumowych kul i twardej amunicji. Tutaj najpierw mieliśmy dwa osobne wystrzały twardej amunicji, jeden po drugim. Pierwszy trafił w metalowy przedmiot, drugi młodego chłopaka w udo. Następnie usłyszałem trzeci strzał, po czym ludzie zaczęli wzywać moje imie. Wtedy zauważyłem ją, leżącą na ziemi koło drzewa, krwawiącą z rany w głowie”.
W maju 2022 roku, gdy w Dżeninie na Zachodnim Brzegu od izraelskiej kuli zginęła amerykańsko-palestyńska dziennikarka Szirin Abu Akila, izraelczycy wielokrotnie zaprzeczali takiej możliwości i przekonywali, że jej śmierci winna była zagubiona palestyńska kula. Wszystkie niezależne śledztwa wykazały jednak, że Akila zginęła z rąk izraelskich, najpewniej została zamordowana z premedytacją.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan nazwał działania izraelskiej armii „barbarzyńskimi”, a Turcja oświadczyła, że ich obywatelska zginęła z ręki „okupacyjnej armii Izraela”. Amerykanie wydali znacznie ostrożniejsze oświadczenie, w którym znajduje się apel o dokładne śledztwo i mowa jest o „tragicznym” zdarzeniu.
Tydzień wcześniej, gdy jednym z szóstki zamordowanych w Gazie zakładników okazał się być obywatel USA Hersz Goldberg-Polin, zarówno prezydent jak i wiceprezydentka USA wydali własne oświadczenia. Prezydent Biden pisał w nim jasno, że „liderzy Hamasu zapłacą za tę zbrodnię”.
Oczy całego świata zwrócone są w stronę Gazy, ale sytuacja na Zachodnim Brzegu również jest dramatyczna, a poziom napięć między Izraelem a Palestyńczykami najwyższy od lat. Po 7 października 2023 roku wzmogły się tam ataki radykalnych izraelskich osadników na palestyńskie wioski, a ci, którzy ich dokonują, zwykle pozostają bezkarni. Naloty i izraelskie ataki mają miejsce również na Zachodnim Brzegu. Armia twierdzi, że atakuje „infrastrukturę terrorystyczną”, ale weryfikacja, kim były ofiary śmiertelne tych ataków, jest niemal niemożliwa. A przy okazji niszczona jest kluczowa infrastruktura cywilna: drogi, wodociągi, stacje przesyłu energii elektrycznej.
W kancelarii premiera nie spodobało się, że w spocie promującym program Aktywny Rodzic występuje ministra Dziemianowicz-Bąk. Dla Tuska to niedopuszczalna autopromocja
Spór dotyczy spotu, który promował program Aktywny Rodzic. Wystąpiła w nim ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Spot nie spodobał się premierowi Tuskowi, który miał uznać, że jest to autopromocja „rodem z czasów rządów PiS”.
O kulisach sprawy napisał dziś portal Wirtualna Polska.
Spot został już wycofany z telewizji, a ma go zastąpić nowy, już bez udziału ministry Dziemianowicz-Bąk. Co ciekawe, ministerstwo planowało produkcję kolejnego, w którym wystąpiła by wiceministra Aleksandra Gajewska z Koalicji Obywatelskiej. Ta jednak miała odmówić udziału w spocie, spodziewając się problemów z odbiorem wewnątrz rządu.
Możliwe, że jednym z problemów jest też to, że w spocie nie pada słowo „babciowe”, którego w kampanii wyborczej używała Koalicja Obywatelska. Ministra Dziemianowicz-Bąk używa oficjalnej nazwy programu – Aktywny Rodzic. Spot był inicjatywą ministerstwa, według informacji WP nie wiedziały o nim nawet osoby z kierownictwa Lewicy.
„ludzie Agnieszki byli zdeterminowani, żeby spot poszedł do mediów i w dodatku był emitowany w największej rotacji. Politycy KO uznali, że to promocja Agnieszki, również w kontekście jej możliwego kandydowania w wyborach prezydenckich” – mówi dla PO anonimowe źródło bliskie premierowi.
Dziemianowicz-Bąk nigdy nie powiedziała, że zamierza startować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Inni politycy Lewicy wymieniają jednak jej nazwisko w tym kontekście.
Wołodymyr Zełenski przebywa z oficjalną wizytą we Włoszech. Spotkał się z premierką Georgią Meloni
„Kiedy mówimy o tym, że na przykład Włochy albo jakieś inne państwo boi się, że uderzymy w Kreml, to przykro mi, że nie możemy tego zrobić. Broń dalekiego zasięgu, którą wy lub wasi partnerzy posiadacie uderza w cele w odległości do 200 kilometrów” – powiedział wczoraj we Włoszech podczas Forum Ambrosettiego w Cernobbio prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Zełenski natychmiast jednak uzupełnił, że słowa o ataku na Kreml były żartem. Prezydent Ukrainy poruszał jednak temat uderzenia w rosyjskie lotniska wojskowe. Mówił, że Rosja miesięcznie zużywa około czterech tysięcy ton amunicji na wschodzie Ukrainy. A wszystko dzięki lotnictwu i lotniskom umieszczonym między 100 a 300 kilometrów od ukraińskiej granicy. Zełenski podkreślał, że by Ukraina mogła się skutecznie bronić, kluczowe jest, by móc atakować takie lotniska.
Dodał też, że do dalszych ataków na terenie Rosji Ukraina korzysta z dronów własnej produkcji.
„Ale nie atakujemy cywilów” – podkreślał – „Są naszymi wrogami, bo popierają politykę Putina. Ale nigdy, przenigdy nie uderzyliśmy w ich cywilną infrastrukturę”.
We Włoszech Zełenski spotkał się też z premierką Włoch Georgią Meloni. Meloni podkreśliła, że Włochy nie zamierzają porzucić Ukrainy, a decyzja Europy, by wspierać ją w wojnie w Rosją jest jedyną słuszną.
„Wierzę, że Chiny i Indie mogą odegrać ważną rolę, by rozwiązać ten konflikt. Nie możemy natomiast nigdy pomyśleć, że konflikt ten można rozwiązać przez porzucenie Ukrainy” – mówiła szefowa włoskiego rządu.
Podczas wizyty w Wielkiej Brytanii minister spraw zagranicznych będzie rozmawiał o dalszym wsparciu dla Ukrainy. Jego zdaniem Polska jako państwo frontowe nie może już przekazać więcej rakiet Patriot
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przebywa w Londynie z oficjalną wizytą. W poniedziałek spotka się ze swoim brytyjkim odpowiednikiem, Davidem Lammym a także z ministrem obrony Wielkiej Brytanii Johnem Healeyem.
Głównym tematem tych rozmów ma być pomoc dla odpierającej rosyjską agresje Ukrainy. Na briefingu prasowym w Londynie powiedział:
„Wiemy już, że Rosjanie zniszczyli, szacuje się, około 70 proc. ukraińskiej zdolności do wytwarzania elektryczności i ciepła. No i wiemy, że Rosjanie też tracą kontrolę nad swoimi dronami, rakietami, a w Ukrainie są elektrownie atomowe. Więc we własnym interesie powinniśmy, jako Zachód, zrobić wszystko co w naszej mocy, aby Ukrainie jak najszybciej przekazać skuteczne siły odpierania napadu powietrznego. Polska zrobiła to, co może. My sami mogliśmy mieć osiem baterii rakiet Patriot, mamy dwie. Jako państwo frontowe więcej już dać nie możemy”
Wczoraj inny kraj UE sąsiadujący z Ukrainą – Rumunia – zdecydowała ostatecznie, że przekaże Ukrainie system rakietowy Patriot. Rumunia dysponuje dziś dwoma takimi systemami.