Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Rosjanie wciąż są kluczowym elementem, na którym opiera się system bezpieczeństwa w Syrii Baszszara al-Asada. Nalotami wspierają syryjskiego prezydenta w obliczu błyskawicznej i niespodziewanej ofensywy rebeliantów
Dziś po południu pierwszy raz na temat sytuacji w Syrii publicznie wypowiedział się prezydent Baszszar al-Asad. Zapowiedział zduszenie rebelii na północnym-wschodzie. „Terroryści znają jedynie język siły i tym językiem ich zniszczymy” – mówił al-Asad.
Rebelia jednak wciąż rozlewa się na kolejne regiony, a islamiści szykują się do ataku na Homs.
Po początkowym szoku i wycofaniu się z Aleppo siły syryjskie razem z sojusznikami z Rosji (którzy nieustannie od 2015 roku stacjonują w Syrii i pomagają reżimowi al-Asada) rozpoczęły ostrzejsze kontrataki. Agencja Reutersa pisze o rosyjsko-syryjskich nalotach na Idlib. To największe miasto, w którym rebelianci pod przywództwem organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS, Organizacja na rzecz Wyzwolenia Lewantu) de facto sprawowali władzę przed początkiem obecnej ofensywy. Zdaniem mieszkańców, rakiety uderzyły w gęsto zaludnione okolice. Mieszkańcy nie stawiali oporu rebeliantom. Niekoniecznie dlatego, że popierają HTS i innych rebeliantów. Alternatywa – rządy Asada – są jednak jeszcze mniej porządane.
Ulice Aleppo, niemal dwumilionowego miasta, były dziś w większości puste, a wiele sklepów pozamykanych. Wielu cywili ucieka z miasta w obawie przed kontratakiem ze strony sił rządowych. Mieszkaniec Aleppo Abdullah al Halabi powiedział Reutersowi, że ludzie obawiają się powtórki z rosyjskich nalotów sprzed 8 lat, które zabiły tysiące osób. Według szacunków Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka między wrześniem 2015 roku a październikiem 2016 roku rosyjskie naloty zabiły ponad 9,2 tys. osób, z czego prawie 4 tys. to cywile.
Ta sama organizacja przekazała, że Rosjanie zaatakowali z powietrza szpital uniwersytecki w Aleppo. Wiemy o pięciu ofiarach.
Pomimo znacznie trudniejszej sytuacji wewnętrznej niż w 2015 roku, Rosjanie wciąż utrzymują garnizon w Syrii i dalej są w stanie pomagać syryjskiemu prezydentowi rozbijać rebelię. Dziś jednak z pewnością Rosja nie będzie mogła zaangować się w Syrii w takim stopniu, jak robiła to przed 2020 rokiem. Rosjanie zwiększają wprawdzie wydatki na obronność, ale większość zasobów pochłania wojna w Ukrainie.
Do Damaszku przybyć miał dzisiaj irański minister spraw zagranicznych Abbas Arakczi. Przed wylotem z Teheranu Arakczi powiedział, że Iran mocno popiera prezydenta al-Asada. Na samym początku ofensywy rebeliantów, 28 listopada, w walkach zginął irański generał Kiumars Purhaszemi, członek Korpusu Strażników Rewolucji, ważny doradca wojskowy. Irańczycy mają wysłać do Syrii dwie zwarte jednostki własnych wojsk, jedna z nich złożona z afgańskich uchodźców.
Syryjski reżim ma jednak dziś problem. Trójka kluczowych sojuszników z czasów zduszenia rebelii jest dzisiaj słabsza lub zajęta własnymi konfliktami. Hezbollah w Libanie właśnie podpisał porozumienie o zawieszeniu broni z Izraelem, po tym jak został znacznie osłabiony i stracił lidera – Hassana Nasrallaha. Iran również jest zaangażowany w konflikt z Izraelem. Rosjanie natomiast mają dziś inne priorytety.
Rozpoczęta w 2011 roku wojna domowa w Syrii od 2020 roku pozostawała zamrożona. Wówczas do kluczowego porozumienia doszli prezydenci Turcji i Rosji. Rosja aktywnie wspierała syryjskie siły rządowe. Turcja natomiast walczyła o równowagę na granicy turecko-syryjskiej i starała się powstrzymać napływ kolejnych setek tysięcy uchodźców, a także wspierała syryjskie siły opozycyjne jako punkt nacisku na prezydenta Baszszara al-Asada.
Od tego czasu rebelianci kontrolowali jedynie około 10 proc. powierzchni kraju. Do środy. Od 27 listopada trwa ofensywa, która zszokowała świat. Zjednoczone siły islamistów i sekularnych rebeliantów w błyskawiczny sposób posuwają się na południe.
Wojna domowa rozpoczęła się od masowych protestów przeciwko prezydentowi al-Asadowi wiosną 2011 roku. Syryjski dyktator zdławił je siłą. To sprowokowało jego przeciwników do silniejszej odpowiedzi. To, co początkowo było obywatelskim ruchem sprzeciwu wobec władzy, szybko przemieniło się w regularną wojnę domową. Do Syrii napłynęło wielu islamistów z sąsiednich krajów, by wesprzeć rebelię. Al-Asad zdławił opór przede wszystkim z pomocą Rosji, Iranu i Hezbollahu. W wyniku krwawego konfliktu zginęło około 300 tys. cywili, a niemal 90 proc. z nich śmierć zadały siły rosyjskie i reżimowe. Z tego powodu al-Asad ma dziś w kraju bardzo niskie poparcie i jego władza opiera się głównie na rządach siły.
Przez lata silnie opierał się na sojusznikach, by utrzymać względny spokój w kraju. W momencie, gdy sojusznicy zostali osłabieni, wojna wróciła do Syrii z pełną siłą.
Rosjanie planują w przyszłym roku wydać niemal jedną trzecią budżetu federalnego na potrzeby wojny. To równowartość 145 mld dolarów
Władimir Putin zatwierdził budżet na 2025 rok. A w nim znalazły się rekordowe wydatki na armię. Aż 32,5 proc. całego budżetu to wydatki przypisane do kategorii „obrona narodowa”. Chodzi o 13,5 biliona rubli, równowartość ponad 145 miliardów dolarów. Gdyby zastosować obecny kurs złotego do dolara, da to niemal 600 mld zł. Dla porównania, budżet polskiego rządu na 2025 rok zakłada wszystkie wydatki na poziomie 921 mld zł.
To z jednej strony pokazuje, jak Rosja wciąż potrafi znaleźć ogromne środki na prowadzenie wojny. Z drugiej to też świadectwo tego, jak wojna drenuje rosyjskie zasoby.
Jak łatwo się domyślić, członkowie rosyjskiego parlamentu bez problemu zaaprobowali plany budżetowe Władimira Putina. Nie będziemy mogli się jednak mu dokładnie przyjrzeć. Niemal jedna trzecia wszystkich planów wydatkowych nie jest dostępna publicznie.
Oficjalnie wszystko dzieje się przy zmniejszającym się deficycie budżetowym – z 1,7 proc. w tym roku do zaledwie 0,5 proc. w przyszłym. Z powodu międzynarodowych sankcji bankowych Rosja może pożyczać pieniądze tylko na rynku wewnętrznym. Przy spadających dochodach ze sprzedaży paliw kopalnych oznacza to konieczność podniesienia podatków (głównie korporacyjnych). Dochody ze sprzedaży surowców to jednak wciąż ogromna część rosyjskich dochodów budżetowych. W tym roku Rosjanie zamierzają uzyskać ze sprzedaży m.in. ropy i gazu niemal 11 biliona rubli, czyli około 115 mld dolarów. To prawie cały koszt wydatków militarnych w przyszłym roku.
Zbliżamy się powoli do trzeciej rocznicy rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Jak dobrze pamiętamy, Rosjanom nie udało się szybko opanować Kijowa i zakończyć wojny w krótkim czasie. Wojna generuje ogromne koszty dla obu stron. Ukrainę miliardami dolarów pomocy wojskowej wspierali dotychczas Amerykanie. W styczniu w Białym Domu zmieni się jednak gospodarz.
Zwycięzca amerykańskich wyborów prezydenckich Donald Trump obiecywał w kampanii wyborczej, że zamierza jak najszybciej zakończyć wojnę w Ukrainie.
29 listopada Trump ogłosił, że jego specjalnym wysłannikiem do spraw Rosji i Ukrainy będzie emerytowany generał Keith Kellog. W kwietniu Kellog wyłożył swoje poglądy na temat wojny w Ukrainie dla instytutu America First. Przekonywał, że wojna wybuchła ze względu na niekompetencję administracji Joe Bidena.
Zdaniem Kelloga, Ukraina powinna otrzymać więcej pomocy wojskowej tuż przed inwazją i na jej początku, by mogła się skuteczniej bronić. Dziś jednak USA zainwestowały już zbyt dużo swojej broni, co sprawia, że jest bardziej narażona w wypadku ewentualnego konfliktu z Chinami. Dlatego USA powinny domagać się zawieszenia broni i zamrożenia konfliktu na czas negocjacji pokojowych i utworzenia strefy zdemilitaryzowanej. Jeśli Rosja zgodzi się na takie warunki, otrzymałaby częściowe zluzowanie sankcji. Ich pełne zniesienie nastąpiłoby dopiero po podpisaniu porozumienia pokojowego.
Takie podejscie nowej amerykańskiej administracji sprawia, że czekają nas teraz krwawe i trudne miesiące na linii frontu. Obie strony będą chciały uzyskać jak najwięcej, gdy ostatecznie dojdzie do ewentualnych rozmów. Rosyjska polityka budżetowa pokazuje jednak, że Rosjanie są też gotowi na przedłużający się konflikt. Choć doniesienia z Rosji sugerują, że państwo rządzone przez Putina może bardzo ciężko znieść kolejne lata wojny.
Błyskawiczna ofensywa syryjskich rebeliantów nie zatrzymuje się, ale napotyka na pierwsze poważne punkty oporu. Wiele wskazuje na to, że czeka nas bitwa o Hamę piąte co do wielkości miasto Syrii
Rozpoczęta 27 listopada ofensywa koalicji ugrupowań opozycyjnych wobec rządu Baszszara al-Asada (w większości islamistycznych) pod przywództwem organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS, Organizacja na rzecz Wyzwolenia Lewantu) nie zwalnia.
Wczoraj pisaliśmy o tym, że rebelianci zajęli Aleppo, drugie największe miasto Syrii. I miejsce najostrzejszych walk w trwającej od 2011 roku wojnie domowej. Aleppo padło bez walki i błyskawicznie. Siły rządowe nie były gotowe na ofensywę rebeliantów i szybko wycofały się z miasta. Wiele wskazuje jednak na to, że Hama nie padnie już tak łatwo. To piąte największe miasto w kraju po Aleppo, Damaszku, Homs i Latakii. Znajduje się 125 km na południe od Aleppo i niemal 200 km na północ od stolicy, Damaszku.
Grupy rebeliatnów wczoraj wieczorem i dziś w nocy zbliżyły się do Hamy i zdobyły kilka miejscowości na północ od miasta. Tym razem armia rządowa podjęła jednak walkę i próbuje ustabilizować front na północ od Hamy. Sytuacja jest bardzo płynna i na dziś bardzo trudno powiedzieć, co przyniosą kolejne dni – jakie są rzeczywiste możliwości rebeliantów pod wodzą HTS, jaki jest stan morale armii rządowej. Wczoraj wieczorem z różnych źródeł donoszono o walkach w stolicy kraju. Spekulowało się nawet o puczu i próbie przejęcia władzy w kraju przez brata prezydenta, Mahera al-Asada. Najpewniej były to jednak starcia z uśpionymi dotychczas komórkami rebeliantów.
Rozpoczęta w 2011 roku wojna domowa w Syrii od 2020 roku pozostawała zamrożona. Wówczas do kluczowego porozumienia doszli prezydenci Turcji i Rosji. Rosja aktywnie wspierała syryjskie siły rządowe. Turcja natomiast walczyła o równowagę na granicy turecko-syryjskiej i starała się powstrzymać napływ kolejnych setek tysięcy uchodźców, a także wspierała syryjskie siły opozycyjne jako punkt nacisku na prezydenta Baszszara al-Asada.
Od tego czasu rebelianci kontrolowali jedynie około 10 proc. powierzchni kraju. Ostatnie kilka dni pokazało, że kontrola nad tak małym terytorium nie odpowiada ich ambicjom a ostatnie lata poświęcili na przygotowania do ofensywy. Moment, w którym osłabiony Hezbollah w Libanie podpisał porozumienie o zawieszeniu broni z Iraelem okazał się dla syryjskich rebeliantów bardzo korzystny. Hezbollah odegrał ważną rolę w pacyfikacji syryjskiej rebelii. Jeszcze ważniejszym sojusznikiem dla Asada była Rosja. Rosjanie w 2015 roku na prośbę syryjskiego dyktatora rozpoczęli wojskową interwencję w Syrii. Ich siły były kluczowe w odbiciu między innymi Aleppo. Według oficjalnych danych rosyjskiego Ministerstwa Obrony, w Syrii zginęło 117 rosyjskich żołnierzy. Dziś rosyjska armia jest zajęta wojną w Ukrainie i ma znacznie mniejsze możliwości w pomocy syryjskiemu sojusznikowi. Układ sił jest więc zupełnie inny niż 5-10 lat temu.
Mec. Radosław Baszuk, obrońca obywateli atakowanych przez państwo PiS, został wyróżniony Nagrodą Obywatelską im. Henryka Wujca. Teraz mec. Baszuk broni aktywistów, oskarżonych o pomoc migrantom na granicy
„Mecenas jest nie tylko doskonałym prawnikiem” – tak Fundusz Obywatelski im. Henryka i Ludwiki Wujców uzasadnił 30 listopada 2024 r. nagrodę dla Radosława Baszuka (na zdjęciu, razem z Maciejem Nowickim, prezesem HFPC, fot. Neil Milton). – „To prawnik, który zarywał noce, by wspierać prześladowanych. Obywatele organizowali się, by bronić praworządności, a mecenas stawał w ich obronie na sali sądowej i niezależnie od pory dnia wsiadał w samochód, by wyciągnąć z aresztu niesłusznie aresztowane i często złośliwie wywożone daleko od domu osoby”.
Mec. Baszuk był aktywnym uczestnikiem ruchów obywatelskich, ale także adwokatem, który bronił obywateli atakowanych przez państwo w tzw. polskich sprawach SLAPP-owych. Chodziło tu m.in. o sprawy wytaczane aktywistom na wyrost, w oparciu o naciągane zarzuty i ekspertyzy. Napisy na chodnikach wykonane ścieralną farbą władza kwalifikowała jako „zniszczenie mienia znacznej wartości”, porównanie PiS do PZPR jako „propagowanie ustroju komunistycznego”.
W rozmowie z OKO.press mec. Baszuk mówił w 2021 r. tak: „U nas SLAPPy funduje obywatelom państwo, a ono ma lepsze narzędzia niż cywilne pozwy. I używa tych narzędzi: policji, prokuratury, inspektoratów, służb. Na masową skalę. To się zaczęło na przełomie 2017 i 2018 roku – przedtem jako adwokat karnista z praktyką od 25 lat niemal nie miałem do czynienia z Kodeksem wykroczeń. Od 2018 roku takich spraw wykroczeniowych sam prowadziłem ponad setkę. To pokazuje skalę zmiany”.
Mec. Baszuk był też obrońcą głośnych sprawach: tzw. Tęczowej Maryjki i obalenia w Gdańsku pomnika prałata Jankowskiego.
Ale, jak podkreśliła podczas ogłaszania werdyktu szefowa Amnesty International, Anna Błaszczak-Banasiak, oraz wygłaszający laudację Paweł Kasprzak z Obywateli RP, praca osób pomagających pomagającym nie skończyła się wraz ze zmianą władzy. Teraz mec. Radosław Baszuk broni pięciorga aktywistów oskarżonych m.in. o... niesienie pomocy migrantom, czyli dostarczenie im wody i jedzenia. Pisaliśmy o tym tutaj:
Państwo PiS atakowało prawnie obywateli prawnie, by wypchnąć ich ze sfery publicznej. Proceder ten się nie powiódł. Znacząca część atakowanych nie przyjmowała mandatów, nie poddawała się karze — tylko upominała się o swoje przed sądami. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia środowiska prawniczego. Mec. Radosław Baszuk jest jednym z tych prawników, bez których opór społeczny by się załamał. Zamiast tego powstała obywatelska sieć zdolna do działania i włączania w to innych.
Jej znaczenie wykracza poza to, że w 2023. r. uruchomiony przez tę sieć proces doprowadził do zmiany władzy w Polsce.
Obywatelski ekosystem wzajemnej pomocy, w związku z protestami w obronie sądów, praw kobiet, osób LGBT+, czy migrantów, był ruchem wzmacniającym odporność państwa na zagrożenia. Badacze potwierdzają dziś to, o czym pisało OKO.press: „Polska uniknęła kryzysu humanitarnego w 2022 roku dzięki oddolnej mobilizacji opartej na obywatelskości”. Państwo nie załamało się, mimo że do Polski przyjechały tysiące ludzi uciekających przed bombami Putina. Polska była w stanie realnie pomóc Ukrainie właśnie dzięki obywatelskim sieciom. Władza centralna zareagowała z opóźnieniem.
„To właśnie pojęcie »ekosystemów obywatelskich« pozwala lepiej wyjaśnić dynamikę obywatelskości: jej genezę, uczestników, wzajemne powiązania i rezultaty działań” – wyjaśnia Roch Dunin-Wąsowicz w analizie dla Fundacji Batorego. Analiza powstała w związku z parlamentarnymi pracami nad ustawą o ochronie ludności i obronie cywilnej.
Takie ekosystemy nie stworzyłyby się bez osób takich jak mec. Radosław Baszuk.
„Zróżnicowane spektrum obywatelskiego zaangażowania [w organizowaniu pomocy Ukrainie] obejmowało działaczy na rzecz praw człowieka, lokalne inicjatywy oraz przedsiębiorstwa. Podstawową cechą tych ekosystemów była szeroka partycypacja zróżnicowanych aktorów, których współzależność opierała się na komplementarnych działaniach i wspólnej misji obywatelskiej” – podkreśla Dunin-Wąsowicz.
Na ulicach Tbilisi doszło do ostrych starć policji z protestującymi przeciwko prorosyjskiemu kursowi rządu. Ważą się przyszłe losy Gruzji, która coraz mocniej orientuje się na zbliżenie z Rosją
W nocy z piątku na sobotę 30 listopada tysiące osób protestowało na ulicach gruzińskich miast przeciwko decyzjom rządu. Partia Gruzińskie Marzenie, która wygrała październikowe wybory parlamentarne, w ostatnich dniach ogłosiła, że do 2028 roku zawiesza rozmowy o członkostwie z Unią Europejską. To rozsierdziło zwolenników opozycji, którzy nie uznają wyników wyborów i oskarżają rządzących sprzyjanie Rosji.
Protestujący – dziesiątki tysięcy ludzi – od kilku dni okupowali teren wokół gruzińskiego parlamentu. W piątkową noc policja brutalnie użyła armatek wodnych, by odepchnąć ludzi z dala od budynku. Manifestanci barykadowali się koszami na śmieci, ławkami i elektrycznymi hulajnogami. Na ulicach rozpalono ogniska, grano na bębnach i dęto w gwizdki. Powiewały flagi Gruzji i UE.
Mimo oporu policjantom nad ranem udało się zmusić protestujących do odwrotu, a następnie otoczyć ich kordonem. Wiele osób zostało w brutalny sposób zatrzymanych: mieli być byli bici, kopani i szarpani.
Polska Agencja Prasowa cytuje 34-letniego taksówkarza, który ocenił, że policyjna przemoc wobec uczestników protestów narasta z każdym dniem. Do starć z policją doszło też w miastach Batumi i Kutaisi.
Gruzińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podało, że w trakcie demonstracji w nocy z piątku na sobotę zatrzymano 107 osób. MSW informuje o 10 rannych po stronie funkcjonariuszy policji, nie podaje natomiast, ilu demonstrantów odniosło obrażenia.
Nie ulega wątpliwości, że ważą się losy europejskiej przyszłości Gruzji. Rządzące krajem od 2012 roku Gruzińskie Marzenie coraz wyraźniej orientuje kraj na zbliżenie z Rosją, czego przejawem było przyjęcie wiosną ustawy o „zagranicznych agentach” – bliźniaczo podobnej do rozwiązań rosyjskich.
Ostatnia decyzja o zawieszeniu rozmów akcesyjnych z UE do 2028 roku to kolejny jaskrawy przykład tego zwrotu.
Gruzja od ośmiu lat jest państwem stowarzyszonym z Unią Europejską, a od grudnia 2023 roku ma status państwa-kandydata. Kilka dni po październikowych wyborach w 2024 roku Bruksela zawiesiła jednak proces akcesyjny i zapowiedziała, że nie wznowi go dopóty, dopóki rząd w Tbilisi nie zacznie przestrzegać unijnych wartości. Jak widać, Gruzińskie Marzenie, którego założycielem jest miliarder Bidzina Iwaniszwili, ani myśli posłuchać.
Gruzińska opozycja nie uznaje wyniku wyborów parlamentarnych. Przykłady licznych fałszerstw podawali też międzynarodowi obserwatorzy, a Parlament Europejski w przyjętej 28 listopada 2024 rezolucji uznał wybory za sfałszowane. Gruzińskie Marzenie otrzymało w nich ponad połowę głosów.
Wynik kwestionuje także prozachodnia prezydentka Gruzji – Salome Zurabiszwili. W piątek wieczorem państwowa telewizja wyemitowała jej oświadczenie. „To oczywiste, że nikt nie chce zaakceptować zrusyfikowanej Gruzji, Gruzji pozbawionej konstytucji, czy Gruzji w rękach nielegalnego rządu i parlamentu” – tak słowa prezydentki cytował serwis OC Media.
„Mogę powiedzieć, że dzisiaj rozpoczął się ruch oporu” – mówiła Zurbiszwili. Jej zdaniem celem protestów jest powrót Gruzji na unijną ścieżkę i powtórzenie wyborów. Prezydentka apelowała do policjantów, by nie podnosili ręki na protestujących.
Do wydarzeń w Gruzji odniósł się szef dyplomacji Estonii Margus Tsahkna. Państwa bałtyckie w ostatnich miesiącach wspierały gruzińskie społeczeństwo obywatelskie. Tsahkna ocenił, że Gruzińskie Marzenie „poprzez kłamstwa i zastraszanie dąży do sprzymierzenia z Rosją, a nie z Unią Europejską”. „Kierownictwo gruzińskiego państwa, nie licząc się z narodem, zmierza wprost w rosyjską strefę wpływów” – powiedział.