Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Sanae Takaichi została zatwierdzona przez parlament jako pierwsza w historii Japonii kobieta na stanowisku premiera.
Jak piszą media, wybór Sanae Takaichi na premiera Japonii to przełomowy moment w historii kraju, w którym kobiety rzadko pełnią najwyższe funkcje polityczne.
Takaichi ma skrajnie prawicowe poglądy – jest przeciwna migracji i ma konserwatywne poglądy na temat równości kobiet. Nowa premier jest również mocną sympatyczką byłej brytyjskiej premier Margaret Thatcher. Takaichi objęła stanowisko po trudnej drodze politycznej. Rok temu przegrała wyścig o przywództwo Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD) z Shigeru Ishibą. Jednak we wrześniu 2025 r. pokonała ministra rolnictwa Shinjiro Koizumiego i zdobyła przywództwo partii. Jej droga do władzy była jednak pełna wyzwań – m.in. rozpad koalicji PLD z partią Komeito, która trwała od 1999 roku.
Była minister i prezenterka telewizyjna, a w młodości perkusistka w zespole heavy metalowym, Takaichi staje dziś przed trudnym zadaniem: musi poprowadzić partię, która po serii skandali próbuje odzyskać zaufanie wyborców. Jednocześnie czeka ją wyzwanie kierowania krajem zmagającym się z powolnym wzrostem gospodarczym, niskim przyrostem naturalnym i narastającymi napięciami geopolitycznymi.
Takaichi zapowiedziała „wzmocnienie japońskiej gospodarki” i zwiększenie wydatków publicznych, co rynki finansowe przyjęły z optymizmem, windując przed południem tokijską giełdę na rekordowe poziomy.
Nowa premier obiecała powołanie rządu ze „skandynawską” liczbą kobiet. Dotychczas potwierdzono, że po raz pierwszy w historii resort finansów obejmie kobieta – Satsuki Katayama, z którą nowa premier ma zbieżne poglądy w polityce fiskalnej.
W polityce zagranicznej opowiada się za twardym stanowiskiem wobec Chin i rewizją pacyfistycznej konstytucji Japonii. Jej wizyty w kontrowersyjnym sanktuarium Yasukuni wywoływały krytykę ze strony Chin i Korei Południowej.
Na Takaichi zagłosowało 237 członków 465-osobowej niższej izby parlamentu, Izby Reprezentantów. Jej główny oponent, Yoshikoko Noda z największej opozycyjnej Konstytucyjnej Partii Demokratycznej Japonii, zyskał poparcie 149 deputowanych.
Jak czytamy w artykule BBC, Takaichi zainspirowała się polityką w latach 80., w szczytowym momencie napięć handlowych między Stanami Zjednoczonymi a Japonią. Zdeterminowana, aby zrozumieć postrzeganie Japonii przez Amerykę, pracowała w biurze demokratki Patricii Schroeder, kongresmenki znanej ze swojej krytycznej postawy wobec Japonii.
Takaichi zauważyła, że Amerykanie mają tendencje do mylenia języka i kuchni japońskiej z chińską czy koreańską. „Jeśli Japonia nie będzie w stanie się bronić, jej los zawsze będzie zależał od powierzchownej opinii Stanów Zjednoczonych” – stwierdziła.
W wyborach parlamentarnych w 1992 roku po raz pierwszy startowała w jako niezależna kandydatka, ale przegrała. Nie poddała się, wygrywając rok później mandat i wstępując do PLD w 1996 roku. Od tego czasu została wybrana na posłankę 10 razy, przegrywając tylko raz, i zyskała reputację jednej z najbardziej wyrazistych konserwatywnych głosów w partii.
Pełniła również wysokie funkcje rządowe, w tym ministra bezpieczeństwa gospodarczego, ministra stanu ds. handlu i przemysłu oraz bijącą rekord długości kadencję ministra spraw wewnętrznych i komunikacji.
Takaichi sprzeciwia się ustawodawstwu pozwalającemu zamężnym kobietom zachować nazwisko panieńskie, twierdząc, że podważa to tradycję. Jest również przeciwna małżeństwom osób tej samej płci.
Jej propozycje polityczne to m.in. rozszerzenie usług szpitalnych w zakresie zdrowia kobiet, większe uznanie dla pracowników pomocy domowej oraz poprawa opieki nad starzejącym się społeczeństwem Japonii.
Przeczytaj także:
Zarządzany przez Karola Nawrockiego Instytut Pamięci Narodowej nieefektywnie wydatkował blisko 50 mln złotych – przekazała Najwyższa Izba Kontroli.
Najwyższa Izba Kontroli ujawniła liczne nieprawidłowości w zarządzaniu majątkiem i wydatkami Instytutu Pamięci Narodowej. NIK wskazała na niecelowe i niegospodarne wydatkowanie dziesiątek milionów złotych oraz nieprawidłowości przy zamówieniach publicznych.
Wątpliwości wzbudziła m.in. promocja gry komputerowej, która kosztowała 4,7 mln złotych. Z kolei kilkaset tysięcy złotych wydano na utworzenie biura IPN w Waszyngtonie, które ostatecznie nie powstało. NIK pozytywnie ocenił tylko jeden aspekt działania Instytutu.
Sposób gospodarowania tymi środkami w latach 2022-2025 (I kwartał) nie zapewnił oszczędnego i efektywnego wydatkowania kwoty 47,6 mln zł, czyli niemal połowy ze 107 mln zł wydatków objętych badaniem, stwierdza NIK.
Jak podaje PAP, działalność IPN finansowana jest z budżetu państwa i wiąże się z władaniem mieniem Skarbu Państwa. Gospodarowanie nim jako niezbędnym elementem realizacji zadań i założonych celów powinno się odbywać z zachowaniem szczególnej staranności, zostało podkreślone w komunikacie.
„Osoba kierująca instytucją kontrolowaną objęła urząd prezydenta RP, a kontrola była realizowana w trakcie kampanii wyborczej (faktycznie trwała od 2024 roku do maja 2025 roku, obejmując swoim zasięgiem okres od 2022 roku)” – mówił podczas konferencji wiceprezes NIK Jacek Kozłowski. NIK działał w tym zakresie zgodnie z prawem, a kontrola rozpoczęła się na długo przed ogłoszeniem Karola Nawrockiego kandydatem w wyborach.
Wiceprezes NIK dodał, że jedną z przyczyn kontroli był wzrost budżetowych wydatków na IPN z 396 mln złotych w 2020 roku do 584 mln złotych w 2024 roku (o 47 proc.). „Taki gwałtowny wzrost wydatków niesie w sobie zawsze ryzyko popełnienie błędów, pojawienia się nieprawidłowości” – wyjaśnił.
Przeczytaj także:
Palestyńscy medycy mówią, że ślady na ciałach ponad setki więźniów „wyraźnie wskazują na to, że Izrael dokonał aktów morderstwa, [...] oraz systematycznych tortur wobec wielu Palestyńczyków”
Oficjele Ministerstwa Zdrowia Gazy przekazali mediom, że co najmniej 135 ciał byłych palestyńskich więźniów z izraelskich więzień zwróconych Palestyńczykom, jest okaleczonych. Dyrektor generalny ministerstwa zdrowia Gazy, dr Munir al-Bursz, oraz rzecznik szpitala Nasser w Chan Junis, gdzie badane są ciała, przekazali mediom, że dokumenty, które znaleziono przy ciałach, wskazują na to, że więźniowie ci byli przetrzymywani w więzieniu Sde Teiman.
To baza wojskowa na pustyni Negew. W grudniu 2023 roku, gdy liczba zatrzymanych Palestyńczyków rosła, armia otworzyła tam również nowe więzienie.
W ramach wymiany więźniów i zakładników po zawieszeniu broni wymuszonym przez Donalda Trumpa, do Strefy Gazy zwrócono około 150 ciał więźniów. Większość z nich ma nosić ślady złego traktowania i tortur. Cytowany przez „Guardiana” lekarz z Chan Junus mówi brytyjskiemu dziennikowi, że badania „wyraźnie wskazują na to, że Izrael dokonał aktów morderstwa, egzekucji bez sądu oraz systematycznych tortur wobec wielu Palestyńczyków”. Ustalenia Palestyńczyków obejmują „wyraźne ślady bezpośrednich strzałów z bliskiej odległości oraz ciała zmiażdżone pod gąsienicami izraelskich czołgów”.
Ustalenia są zbieżne z tym, co mówią żywi więźniowie zwolnieni w ramach tej samej wymiany. 28-letni Mahmud Abu Ful przekazał dziennikarzom, że w wyniku tortur stracił wzrok. Żołnierze mieli odmówić odpowiedniej pomocy medycznej. Mężczyzna również był przetrzymywany w Sde Teiman.
Doniesienia o torturach w Sde Teiman i innych izraelskich więzieniach wobec Palestyńczyków nie są zaskakujące w świetle dotychczasowej wiedzy na ten temat. Izraelski sygnalista, który pracował w więzieniu, mówił „Guardianowi” w maju 2024 roku:
„Więźniowie są przetrzymywani w czymś w rodzaju klatek, wszyscy z zasłoniętymi oczami i skutymi rękami. Jeśli ktoś się odezwie lub poruszy, jest natychmiast uciszany lub zmuszany do stania z rękami podniesionymi nad głową i skutymi przez maksymalnie godzinę. Jeśli nie są w stanie utrzymać rąk w górze, żołnierze przyczepiają kajdanki do prętów klatki. Wielu zatrzymanych miało zainfekowane rany, które nie były odpowiednio leczone.”
Tak opisywał warunki panujące na miejscu: „Podłoga jest bardzo brudna, a smród jest tak silny, że musieliśmy nosić maski na twarz. Czasami słychać było odgłosy bicia, krzyki oraz stukanie, jakby o metalową ścianę”.
Izraelska organizacja broniąca praw człowieka Becelem opublikowała w zeszłym roku raport pod tytułem „Witamy w piekle”. Konkluzją raportu opracowanego na podstawie rozmów z 55 byłymi więźniami jest to, że izraelski system więzienny został zamieniony w sieć obozów tortur. Tytuł to cytat ze strażnika, który tymi słowami przywitał jednego z więźniów w więzieniu Megiddo.
Przeczytaj także:
„Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali łącznie 55 osób działających na szkodę Polski na zlecenie rosyjskiego wywiadu” – przekazał we wtorek rzecznik koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński.
Podczas konferencji prasowej Dobrzyński potwierdził informacje, że w ostatnim czasie funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego we współpracy z innymi służbami zatrzymali osiem osób. Dodał, że w ostatnich miesiącach zatrzymali łącznie 55 osób działających na szkodę Polski na zlecenie rosyjskiego wywiadu.
Premier Donald Tusk poinformował w mediach społecznościowych, że w ostatnich dniach ABW zatrzymała osiem osób podejrzanych o akty dywersji w Polsce.
„ABW, we współpracy z innymi służbami, zatrzymała w ostatnich dniach osiem osób w różnych częściach kraju, podejrzewanych o przygotowania aktów dywersji. Sprawa jest rozwojowa. Trwają dalsze czynności operacyjne” – napisał.
Sprawcy planowali rozpoznanie obiektów wojskowych i elementów infrastruktury krytycznej. „Sprawy, o których pisze premier Donald Tusk dotyczą prowadzenia rozpoznania obiektów wojskowych i elementów infrastruktury krytycznej, przygotowania środków do przeprowadzenia aktów dywersji i bezpośredniej realizacji ataków” – napisał na platformie X Tomasz Siemoniak, koordynator służb specjalnych.
Jak poinformowała w komunikacie ABW, funkcjonariusze zatrzymali 21-latka 16 października. Danylo H. prowadził działalność wywiadowczą w Polsce i w Rumunii. Jednocześnie w Rumunii zatrzymano dwóch innych obywateli Ukrainy, którzy ściśle współdziałali z podejrzanym Danylo H.
Do zatrzymania doszło dzięki wspólnym działaniom prowadzonym przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego ze służbami rumuńskimi (SRI) skierowanym przeciwko agresywnej aktywności rosyjskich służb specjalnych.
Prokuratura Krajowa przekazała w komunikacie, że Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie prowadzi w tej sprawie śledztwo dotyczące działalności obcego wywiadu – Federacji Rosyjskiej – przeciw Rzeczypospolitej Polskiej i państwom sojuszniczym Unii Europejskiej.
„Według ustaleń śledztwa podejrzany, działając wspólnie z innymi osobami, realizował zadania zlecone przez rosyjskie służby specjalne polegające na przygotowaniu i przekazaniu na Ukrainę przesyłek zawierających urządzenia zapalające i substancje chemiczne mogące spowodować pożar lub eksplozję. Przesyłki te zostały przechwycone przez rumuńskie służby jeszcze przed wybuchem” – poinformowała Prokuratura Krajowa.
Według Prokuratury Krajowej, cytowanej przez PAP, „przesyłki te miały ulec samozapłonowi lub eksplozji w czasie transportu. Celem planowanych działań było zastraszenie ludności oraz destabilizacja państw Unii Europejskiej wspierających Ukrainę”.
Opisana przez premiera akcja ABW to kolejna już odsłona działań polskich służb na rzecz walki z próbami sabotażu na terenie naszego kraju. W lipcu Donald Tusk informował o licznych zatrzymaniach, w tym 32 osobach podejrzanych o współpracę z rosyjskimi służbami, które zlecały tym osobom albo akty dywersji, albo pobicia. Wśród tych osób byli Polacy, Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy oraz 27-letni obywatel Kolumbii.
Z kolei w sierpniu 27-letni obywatel Białorusi Vitalij S. usłyszał zarzuty za przygotowanie sabotażu na rzecz obcego wywiadu. Jak przekazała wówczas Prokuratura Krajowa, 27-latek zbierał dane o obiekcie magazynowym zlokalizowanym na terenie województwa lubelskiego. Materiały te przekazał przedstawicielom obcego wywiadu. Jak dodano, mężczyzna przygotowywał się do podpalenia.
Przeczytaj także:
Polityk będzie odbywać pięcioletnią karę w zakładzie w Paryżu, jednak jego adwokat złożył już wniosek o zwolnienie. W wydanym oświadczeniu Sarkozy przekazał, że „nie zamykają byłego prezydenta Francji, lecz niewinnego człowieka”.
We wtorek rano po godz. 9 Nicolas Sarkozy wyszedł z domu wraz z rodziną. Polityk, któremu towarzyszyła żona – modelka i piosenkarka – Carla Bruni, został przywitany przez tłumy Francuzów. Zanim Sarkozy wsiadł do samochodu i wyruszył do więzienia, przytulał się z najbliższymi i machał do zebranych osób.
Najpierw na ulicę wyszły jego dzieci, na czele z 14-letnią Giulią, córką Sarkozy’ego i Bruni, które przywitały wiwatujących ludzi. Louis Sarkozy, jeden z jego synów, który w przyszłym roku zamierza kandydować na burmistrza Menton na Lazurowym Wybrzeżu, wezwał zwolenników do demonstracji. Z tłumu rozlegały się okrzyki: „Nicolas! Nicolas!”.
Sarkozy, który był prezydentem Francji w latach 2007–2012, jest pierwszym byłym przywódcą kraju Unii Europejskiej, który trafił do więzienia, oraz pierwszym francuskim liderem po II wojnie światowej, który został osadzony.
Sarkozy będzie odbywał karę w więzieniu La Santé w południowej części Paryża. W rozmowie z francuskim dziennikiem „Le Figaro” powiedział, że na pierwszy tydzień spakował zdjęcia rodzinne i książki – w tym biografię Jezusa oraz „Hrabiego Monte Christo” Aleksandra Dumasa, opowiadającego o niewinnie skazanym człowieku, który ucieka z więzienia, by się zemścić. Sarkozy dodał, że w więzieniu zamierza pisać książkę.
Zostanie osadzony w pojedynczej celi o powierzchni około 9 metrów kwadratowych z prywatną łazienką. Dla bezpieczeństwa będzie przebywał w odosobnieniu. Nie będzie miał telefonu komórkowego, ale w celi znajdzie się mały telewizor. Będzie mógł korzystać z kontrolowanej linii telefonicznej do kontaktu z prawnikami i rodziną. Będzie też mógł przyjmować wizyty dwa razy w tygodniu. W wywiadzie dla z francuskimi dziennikarzami powiedział, że doradzono mu zabrać stopery. „W nocy jest dużo hałasu, słychać krzyki, wrzaski” – mówił.
Sarkozy w mediach społecznościowych napisał, że „jest niewinny” i nazwał swoje uwięzienie „skandalem sądowym”.
We wrześniu Nicolas Sarkozy został uznany za winnego z powodu finansowania przez Libię jego kampanii prezydenckiej w 2007 roku z pieniędzy rządu ówczesnego przywódcy Libii, Muammara Kaddafiego.
Przewodnicząca składu orzekającego, sędzia Nathalie Gavarino, uzasadniając wyrok, stwierdziła, że sprawa ma „wyjątkowo poważny charakter” i „mogła podważyć zaufanie obywateli”.
Prawnicy Sarkozy’ego złożyli wniosek o jego zwolnienie natychmiast po osadzeniu w więzieniu. Sąd apelacyjny ma dwa miesiące na rozpatrzenie tej prośby. W takich przypadkach sąd może zdecydować o zwolnieniu pod nadzorem sądowym lub o areszcie domowym z elektroniczną bransoletką. Może też odrzucić wniosek, jeśli uzna, że pozostanie w areszcie to jedyny sposób, by zapobiec manipulowaniu dowodami lub zastraszaniu świadków.
Podczas procesu prokurator nazwał działania Sarkozy’ego „paktowaniem z diabłem” – „faustowskim układem korupcyjnym z jednym z najbardziej odrażających dyktatorów ostatnich 30 lat”, zawartym w zamian za pieniądze na kampanię wyborczą.
Sarkozy – jak podaje „The Guardian” – został uniewinniony z trzech innych zarzutów: korupcji, defraudacji libijskich funduszy publicznych i nielegalnego finansowania kampanii.
W trakcie procesu były prezydent zaprzeczał wszystkim oskarżeniom i twierdził, że nie brał udziału w żadnym spisku mającym na celu pozyskanie pieniędzy z Libii. Złożył apelację od wyroku. Nowy proces ma się rozpocząć za około sześć miesięcy, jednak ze względu na charakter kary Sarkozy musi odbywać wyrok w trakcie trwania procedury odwoławczej.
Przeczytaj także: