Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Banki, linie lotnicze, firmy telekomunikacyjne, nadawcy oraz sklepy na całym świecie donoszą o problemach w świadczeniu usług z powodu awarii związanej z systemem Windows.
Światowe media powołują się na ekspertów wskazujących, że zakłócenia mogą wynikać z problemów CrowdStrike, firmy, która zajmuje się bezpieczeństwem cybernetycznym.
Jeden z najważniejszych produktów firmy – CrowdStrike Falcon – to platforma zajmująca się wykrywaniem i odpieraniem cyberataków. Program sprzedawany jest od ponad dekady wielkim korporacjom, podmiotom rządowym, bankom, firmom z branży zdrowia, energetyki, transportu. Jego klientem jest także Microsoft.
CNN cytuje profesora Salila Kanthere z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii w Sydney, który wskazał, że globalna awaria ma związek właśnie z CrowdStrike Falcon.
„Wygląda na to, że miało to wpływ na urządzenia z systemem Windows, na których zainstalowano to oprogramowanie, powodując ich awarię (błąd niebieskiego ekranu) i utknięcie w pętlach rozruchowych” – ocenił prof. Kanthere. „Wygląda na to, że aktualizacja ich oprogramowanie została wdrożona na całym świecie bez odpowiednich testów”.
Lider PSL twierdzi, że biura jego partii są atakowane po głosowaniu w sprawie aborcji. „Są tam flagi partii, które są w koalicji i biorą udział w tych demonstracjach. Zresztą nie tylko z Lewicy” – mówił.
Władysław Kosiniak-Kamysz, lider Polskiego Stronnictwa Ludowego był w piątkowy poranek gościem RMF FM. Rozmowa, którą prowadził Tomasz Terlikowski, dotyczyła między innymi przegranego przez koalicję rządową głosowania w sprawie depenalizacji aborcji. Projekt ustawy poparło 215 posłów i posłanek, przeciwko niemu zagłosowało 218 osób. Do posłów PiS i Konfederacji, którzy byli przeciwnikami ustawy, dołączyła większość klubu PSL-Trzecia Droga.
„Do skutku PSL będzie zachowywał się tak, jak ma w zasadzie od ponad 100 lat, czyli w sprawach światopoglądowych jest u nas wolność. Nikogo nie łamiemy kołem, nie zmuszamy do głosowania" – wyjaśniał Władysław Kosiniak-Kamysz.
Szef PSL został zapytany także o to, co sądzi na temat zapowiedzi koalicjantów, że ponownie złożą ustawę w Sejmie.
„Powielanie tego samego projektu i czekanie na efekt finalny jest błędem. To głosowanie projektu Lewicy zostało przegrane” – odpowiedział.
Tomasz Terlikowski zasugerował, że Lewica liczy na to, że wywalczy poparcie dla ustawy przy pomocy „ataku medialnego”.
„To nie tylko atak medialny. Nasze biura są oblewane farbą” – odpowiedział minister.
Dodał też, że pod biurami PSL organizowane są demonstracje i że robią to „osoby związane z Lewicą”.
„Są tam flagi partii, które są w koalicji i biorą udział w tych demonstracjach. Zresztą nie tylko z Lewicy. Posłowie wyrażają satysfakcję z takich demonstracji. Również z Koalicji Obywatelskiej słyszałem takie wypowiedzi publiczne” – opowiadał.
Został zapytany, jak partia na to reaguje.
„Zgłaszamy, to niszczenie mienia. Tam są pracownicy, którzy mają prawo czuć się bezpiecznie, a polska ma obowiązek zapewnić im bezpieczeństwo tak jak każdemu pracownikowi” – mówił.
„Przecież jest tolerancja. To jest tak popularne słowo związane z Lewicą. I ona ma być dwukierunkowa” – dodawał.
Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził też, że nie rozmawiał jeszcze z Donaldem Tuskiem na temat głosowania nad ustawą, ani kolejnymi wydarzeniami.
„My nie zachowaliśmy się inaczej, niż obiecywaliśmy. Nikt nie miał prawa sądzić, że ta ustawa znajdzie większość” – mówił.
I zapowiadał, że PSL będzie szukał poparcia dla swojej ustawy, mającej przywrócić tzw. „kompromis aborcyjny”, czyli zakaz aborcji z wyjątkami dotyczącymi wad płodu.
„Gdyby ktoś chciał naprawić te zasady, dać większe poczucie bezpieczeństwa, to by głosował za naszym projektem” – stwierdził.
„Zewsząd lała się krew, a pomimo tego w pewien sposób czułem się bezpieczny, bo miałem Boga po swojej stronie” – mówił Donald Trump podczas konwencji wyborczej w Milwaukee.
W czwartek wieczorem Donald Trump oficjalnie przyjął nominację Partii Republikańskiej na kandydata na prezydenta USA w wyborach, które odbędą się 5 listopada 2024 roku.
„Kandyduję na prezydenta całej Ameryki, nie połowy Ameryki, bo nie jest zwycięstwem wygranie połowy Ameryki” – mówił.
Podczas najdłuższej w historii przemowy akceptującej partyjną nominację w wyborach Trump odniósł się do także sobotniego zamachu na swoje życie.
„Nie powinno mnie tu być” [I'm not supposed to be here tonight]- powiedział. „Powinieneś” [yes you are] – skandował w jego stronę tłum.
„Dziękuję. Ale nie powinienem. I powiem wam, że stoję przed wami na tej arenie tylko dzięki łasce najwyższego Boga” – odpowiedział. Podzielił się także ze zgromadzonymi szczegółami wydarzeń. „Usłyszałem głośny świst i poczułem, jak coś naprawdę mocno uderzyło mnie w prawe ucho”. Powiedziałem sobie: «Wow, co to było? To może być tylko kula» (...)
„Zewsząd lała się krew, a pomimo tego w pewien sposób czułem się bezpieczny, bo miałem Boga po swojej stronie”.
W dalszej części wystąpienia Trump odniósł się także do swoich zarzutów karnych, twierdząc, że to część spisku Demokratów. Powtórzył również swoje twierdzenia o tym, że wybory w 2020 zostały „ukradzione”. Wskazywał, że ubiegający się o reelekcję Joe Biden to najgorszy prezydent w historii. Oskarżył go także o zmierzanie do rozpętania „Trzeciej Wojny Światowej”
„Zakończę każdy kryzys międzynarodowy wywołany przez obecną administrację, w tym straszliwą wojnę Rosji z Ukrainą, do której nigdy by nie doszło, gdybym był prezydentem” – stwierdził. I mówił o tym, że jest w stanie zakończyć każdy konflikt zbrojny jednym telefonem.
W jego przemowie nie zabrakło także tematu migracji. „W tej chwili w naszym kraju ma miejsce największa inwazja w historii. Przybywają z każdego zakątka ziemi, nie tylko z Ameryki Południowej, ale z Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu” – mówił. „Nadciągają z intensywnością, jakiej nigdy wcześniej nie widzieliśmy. To rzeczywiście jest inwazja, a ta administracja nie robi nic, aby ich powstrzymać”.
Kandydat Republikanów stwierdził, że zamknie granicę pierwszego dnia swojej kadencji, skończy budowę muru na południowej granicy oraz rozpocznie „największy program deportacyjny w historii kraju”.
W sprawach gospodarczych Trump obiecał zakończenie inflacji, obniżenie kosztów energii, przywrócenie opłacalności produkcji w USA m.in. poprzez ulgi dla przedsiębiorców, a także ogólne obniżenie podatków.
Barack Obama jest coraz bardziej zaniepokojony kandydaturą Joe Bidena – donosi „Washington Post”
W amerykańskich mediach coraz więcej jest doniesień o możliwej rychłej rezygnacji Joe Bidena z kandydowania w wyborach prezydenckich. Wśród osób, które są przekonane, że Biden powinien zrezygnować, ma być Barack Obama. Były prezydent jest bodaj najbardziej wpływową osobą w Partii Demokratycznej, a prywatnie przyjacielem Bidena.
W środę 17 lipca Joe Biden poinformował, że choruje na covid.
„Czołowi liderzy partii [demokratycznej], przyjaciele oraz kluczowi darczyńcy uważają, że [Biden] nie może wygrać, nie jest w stanie zmienić publicznego postrzegania jego wieku i sprawności, oraz nie jest w stanie zapewnić [demokratom] większości w Kongresie” – pisze portal Axios na podstawie rozmów z politykami z najwyższych kręgów w Partii Demokratycznej.
Według informatorów portalu presja na Bidena jest tak wielka, że możliwa jest jego rezygnacja już w najbliższy weekend.
Przywódcy Partii Demokratycznej obawiają się nie tylko porażki w wyborach prezydenckich. Uważają, że dalsza kampania 81-letniego Bidena ściągnie w dół demokratycznych kandydatów w wyborach do Kongresu, które odbywają się równolegle z wyborami prezydenckimi.
„Były prezydent Barack Obama wypowiedział się głośno poprzez swoje milczenie” – napisał w czwartek 18 lipca 2024 portal Axios.
Milczał Obama, nie milczeli jego najbliżsi doradcy, którzy wprost krytykowali Bidena. Wśród nich David Axelrod — szef kampanii Obamy. Na portalu CNN Axelrod napisał, że spodziewa się, że Biden „w końcu zrobi to, czego wymaga od niego obowiązek i miłość do ojczyzny. I odsunie się na bok”.
Jednak jak donosi „Washington Post”, Obama prowadzi intensywne rozmowy na temat kandydatury Bidena. „Były prezydent, niezwykle wpływowy w partii, powiedział współpracownikom, że szanse Bidena na zwycięstwo znacznie się skurczyły” – pisze amerykański dziennik.
Według wielu informatorów z otoczenia Obamy były prezydent uważa, że Biden musi poważnie rozważyć to, czy jego kandydatura jeszcze jest zasadna.
Tuż po debacie Obama wyraził jednoznaczne poparcie dla Bidena: „Zdarzają się kiepskie debaty. Uwierzcie mi, wiem to z własnego doświadczenia. Ale te wybory to wciąż wybór między kimś, kto przez całe życie walczył o zwykłych ludzi, a kimś, kto dba tylko o siebie. Między kimś, kto mówi prawdę; kto zna różnicę między dobrem a złem i będzie mówił wprost do amerykańskiego narodu – a kimś, kto kłamie na własną korzyść. Wczorajsza noc tego nie zmieniła i dlatego tak wiele jest na szali w listopadzie”.
Jednak jak pisze „Washington Post”, ten tweet nie oddawał zaniepokojenia byłego prezydenta.
Po debacie Obama tylko raz rozmawiał z Bidenem. Współpracownikom miał powiedzieć, że to Biden musi sam podjąć decyzję. A on nie będzie wywierał presji.
Obama miał też powiedzieć niektórym rozmówcom, że na podstawie danych widzi zmniejszające się poparcie dla Bidena, a rosnące dla Donalda Trumpa. Zauważa też, że darczyńcy odpływają od Bidena.
Panika w obozie Demokratów zaczęła się po debacie Joe Bidena z Donaldem Trumpem 28 czerwca 2024. Debata, na którą nalegał sztab Bidena, okazała się jego porażką. Brak refleksu i zdecydowania, kłopoty z pamięcią i formułowaniem myśli, słowem: niedołężność — ukazały się milionom widzów. W kolejnych tygodniach kolejni politycy z obozu Demokratów ogłaszali, że są za tym, by Biden się wycofał.
Co ważne: wyborcy Demokratów od wielu miesięcy zgłaszali wiek Bidena jako coś, co zniechęca ich do popierania go. Mimo to partyjny establishment naciskał, by Biden ubiegał się o reelekcję.
To, że po debacie partia ma kłopot ze swoim kandydatem, potwierdzały sondaże.
Sztabowcy Bidena i on sam utrzymywali jednak, że prezydent jest w stanie powtórnie wygrać wybory. Tłumaczyli, że debata była tylko jednorazową wpadką, a za jego kandydaturą stoją cztery lata udanych rządów.
„Prezydent podjął decyzję. Nie chcę być niegrzeczny, ale nie wiem, ile razy jeszcze mamy to powtarzać” – powiedział dziennikowi „Washington Post” w czwartek Quentin Fulks, zastępca szefa kampanii Bidena.
Kluczowy argument za kandydaturą Bidena brzmiał: tylko on jest w stanie zjednoczyć różnorodny elektorat Demokratów i różne frakcje w partii. Faktycznie w 2020 roku Biden okazał się kandydatem, który pogodził wszystkich — zarówno progresywnych zwolenników Berniego Sandersa, jak i centrowo-liberalnych entuzjastów Pete'a Buttigieg'a czy Amy Klobuchar.
Biden „nie zostanie siłą ściągnięty ze sceny... Celem jest, aby sam zszedł ze sceny” – powiedział kilka dni temu portalowi Axios jeden z Demokratów.
Być może faktycznie Biden zejdzie ze sceny w najbliższy weekend.
Kto wówczas mógłby go zastąpić? W ostatnich dniach komentatorzy najczęściej wymieniają nazwisko wiceprezydentki — Kamali Harris.
W sondażach różnica między poparciem dla Harris i poparciem dla Trumpa jest zbliżona do różnicy poparcia między Bidenem a Trumpem (2-3 pkt proc.). Jednak poparcie dla Harris rośnie, a dla Bidena (generalnie) – maleje.
16 lipca 2024 występując na konwencji The National Association for the Advancement of Colored People (NAACP, Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Wspierania Ludności Kolorowej) Biden powiedział o Harris: „Ona mogłaby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych”.
Gdyby Biden nawet wygrał w listopadzie 2024, a później nie był w stanie pełnić swoich obowiązków, to Harris by go zastąpiła.
„Sprawa Romanowskiego trafi do polskiego sądu” – powiedział w Polsat News poseł PO Marcin Bosacki. Jego zdaniem Romanowskiego nie chroni drugi immunitet
Sprawę nieskutecznego aresztowania Marcina Romanowskiego komentowali wieczorem 18 lipca 2024 politycy PO i PiS.
„Romanowski jest tylko nerwem tej operacji. Mózgiem jest Ziobro. Operacji przywłaszczania setek milionów publicznych pieniędzy. Sprawa Romanowskiego trafi do polskiego sądu” – powiedział w Polsat News Marcin Bosacki, poseł Platformy Obywatelskiej.
Romanowski, któremu prokuratura stawia 11 zarzutów, był jednym z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry.
„Marcin Romanowski miał do niedawna dwie misje. Jako numerariusz Opus Dei dbał o formację religijną młodych członków tej organizacji, czyli wychowanie zgodne z naukami Josemarii Escrivy de Balaguera. Jako twórca Pracowni Liderów Prawa przygotowywał wiernych i oddanych pracowników resortu Zbigniewa Ziobry. 4 czerwca 2019 został wiceministrem sprawiedliwości” – pisał w OKO.press Sebastian Klauziński w czerwcu 2019 roku.
Pytany o błędy popełnione w trakcie próby aresztowania byłego wiceministra sprawiedliwości, Bosacki powiedział: „To, czego zaniechano, to poinformowania Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy o krokach, które są podejmowane wobec Romanowskiego”.
Bosacki stwierdził jednak, że nie jest potrzebne zdjęcie Romanowskiemu „drugiego immunitetu”. Według niego dowodzi tego pismo przewodniczącego ZPRE do Marszałka Sejmu Szymona Hołowni.
Bosacki nie jest jedyny politykiem obozu rządzącego, który uważa, że Romanowskiego nie chroni dodatkowy immunitet. „Czy ten immunitet jest aż tak wiążący?” – pytała Barbara Nowacka w TVP Info. „Prokuratura ma twarde dowody. To, co się działo wokół tych pieniędzy, było potężnym nadużyciem finansowym” – dodała.
Wokół tego, czy Romanowski ma drugi immunitet, czy nie, trwają spory prawników. W rozmowie z OKO.press Agata Bzdyń, która byłą prawniczką w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w latach 2012-2016, twierdzi, że immunitet obowiązuje.
„Kompletna kompromitacja i prokuratury, ale również niestety Polski” – skomentował próbę aresztowania Romanowskiego Radosław Fogiel, poseł PiS. „Państwa koledzy postawili Polskę w jednej linii z takimi krajami jak Rosja i Białoruś” – powiedział.
„Znaj proporcje, mocium panie!” – zareagował Bosacki.
PiS porównuje Romanowskiego od kilku dni z Nadią Sawczenko. To ukraińska żołnierka i była posłanka. Była delegatką do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W czerwcu 2014 roku została pojmana przez prorosyjskich separatystów z Donbasu i osadzona w rosyjskim areszcie. Początkowo była ukraińską bohaterką, potem zaczęła tracić sympatię. Nawoływała m.in. do wymiany Krymu za Donbas.
Dlaczego Romanowski nie zrzekł się immunitetem? Dlaczego mu nie zależy, żeby się oczyścić? – pytał prowadzący rozmowę Dariusz Ociepa.
„To jest pytanie do niego samego” – odpowiedział Radosław Fogiel. Po czym zaczął spekulować. „Może wiedząc, jak działa prokuratura [Adama] Bodnara...”
„Ale to sądy. Sędzia z Iustitii podejmowała decyzję” – przerwał dziennikarz.
„Ta decyzja jest na rękę stanowi prawnemu. Ale cały czas mamy do czynienia z upolitycznianiem tych spraw. Ciśniecie tę sprawę politycznym kolanem!” – powiedział Fogiel.