Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W Nowym Jorku, przy okazji Zgromadzenia Ogólnego NZ, Donald Trump spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Rozmawiał z nim godzinę. Potem tradycyjnie przedstawił sprzeczne komunikaty w sprawie wojny obronnej Ukrainy z Rosją. Choć tym razem jakby bardziej przyjazne Ukrainie.
Przemawiając 23 września przed Zgromadzeniem Ogólnym prezydent USA Donald Trump ogłosił, że „jeśli Rosja nie będzie gotowa do zawarcia porozumienia kończącego wojnę, Stany Zjednoczone są w pełni gotowe nałożyć znaczne cła, które, jak sądzę, szybko powstrzymają rozlew krwi”. Dodał jednak zaraz, że to samo muszą zrobić kraje europejskie.
Potem, po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim (na zdjęciu u góry) pytany przez dziennikarzy, co zrobić z Węgrami Orbána, Trump powiedział: "Cóż, to mój przyjaciel. Nie rozmawiałem z nim, ale mam przeczucie, że gdybym to zrobił, mógłby przestać kupować ropę od Rosji myślę, że tak zrobię”.
Trump oznajmił też, że „gospodarka rosyjska jest teraz w strasznym stanie, wali się”, ale „Rosja dysponuje ogromną siłą militarną”. Natomiast on sam wierzy – i napisał to po spotkaniu z Zełenskim w socialmediach – że dzięki wsparciu UE Ukraina „będzie w stanie odzyskać całe swoje pierwotne terytorium”, a być może „zajmie jeszcze więcej”. Trump powiedział też, że „nadszedł czas, aby Ukraina zaczęła działać”, ale życzył Moskwie i Kijowowi „wszystkiego najlepszego” w każdym scenariuszu.
Czy zatem państwa NATO powinny zestrzeliwać rosyjskie samoloty, jeśli naruszą one ich przestrzeń powietrzną? – pytali dziennikarze.
„Tak, myślę, że tak” – powiedział Trump. Dodał też, że USA nadal będą dostarczały broń NATO, a Sojusz może nią dysponować tak jak chce.
Ale pytany o możliwość udzielenia Kijowowi gwarancji bezpieczeństwa wspólnie z europejskimi sojusznikami, Trump stwierdził, że „zostanie to omówione później”.
Czy nadal ufa Putinowi? „Dam znać za około miesiąc” – powiedział Trump.
Trump, który w kampanii wyborczej zapewniał, że wojnę Rosji przeciw Ukrainie zakończy w 24 godziny, gdyż zna się z Putinem, od wielu miesięcy wydaje sprzeczne i chwiejne komunikaty, obarczając odpowiedzialnością za wojnę swojego poprzednika Joe Bidena. Raz grozi Ukrainie, innym razem stawia ultimatum Rosji. Ale kiedy termin mija, pojawia się nowy – odległy.
Do spotkania z Putinem na Alasce Trump domagał się przy tym natychmiastowego rozejmu. 15 sierpnia w Anchorage Putin przekonał go jednak, że lepsze będą rokowania pokojowe bez zawieszenia broni. Od tego czasu Putin powtarza, że pragnie pokoju, jednak nie da się go osiągnąć bez spełnienia wszystkich żądań Rosji wobec Ukrainy, czyli bez podporządkowania Kijowa Moskwie.
W tym czasie Trump opowiadał światu, że niebawem odbędzie się dwustronne spotkanie Putin-Zełenski. Moskwa najpierw ten pomysł odrzuciła, nazywając ukraińskiego prezydenta uzurpatorem, a potem zaprosiła go na rozmowy... na Kreml. Trump wyjaśnił to tak, że Putin i Zełenski po prostu się nie lubią.
Ataki rosyjskie na NATO – atak dronowy na Polskę 10 września i naruszenie estońskiej przestrzeni powietrznej 19 września – zbagatelizował. Teraz jednak powiedział, że w takich sytuacjach można strzelać. I światowe media uznały to za wiadomość pilną.
Prezydent USA Donald Trump nazwał zmiany klimatyczne „największym oszustwem, jakie kiedykolwiek popełniono na świecie”. Słowa padły we wtorek 23 września podczas wystąpienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku
Trump poświęcił kilka minut z blisko godzinnego wystąpienia kryzysowi klimatycznemu, podkreślając swój sceptycyzm wobec globalnych działań na rzecz ograniczenia emisji. „Moim zdaniem to największe oszustwo, jakie kiedykolwiek zafundowano światu” — powiedział.
„Wszystkie prognozy formułowane przez ONZ i inne [organizacje] były błędne. Sporządzili je głupi ludzie” — powiedział Trump i dodał, że badania nad zmianami klimatycznymi kosztują “fortunę”, co pozbawia gospodarki świata “szans na sukces.”
Amerykański prezydent stwierdził ponadto, że działania takie jak redukcja emisji CO₂ szkodzą gospodarce. Chwalił natomiast politykę „dominacji energetycznej” USA, opartą na wydobyciu i eksporcie ropy, gazu i węgla oraz wspieraniu energetyki jądrowej. „Mamy najwięcej ropy spośród wszystkich krajów świata, ropy i gazu, a jeśli dodać węgiel – mamy najwięcej surowców energetycznych na świecie” — powiedział Trump.
W styczniu Trump po raz drugi wycofał Stany Zjednoczone z Porozumienia Paryskiego z 2015. Do tego momentu jedynie Jemen, Iran i Libia pozostawały poza paktem mającym ograniczyć wzrost globalnych temperatur do 1,5°C.
Słowa Trumpa padły w przeddzień specjalnego szczytu klimatycznego zwołanego przez sekretarza generalnego ONZ Antonio Guterresa. Agencja Reuters przypomniała z tej okazji, słowa Guterresa, że „pieniądze mówią same za siebie”. W 2024 roku w czystą energię zainwestowano 2 bln dolarów, o 800 mld więcej niż w paliwa kopalne, a globalne inwestycje w czystą energię wzrosły w dekadę o 70 proc.
Trump w swoim wystąpieniu całkowicie zignorował ugruntowaną wiedzę naukową na temat zmian klimatycznych i ich głównej przyczyny – rosnącej koncentracji gazów cieplarnianych w atmosferze, wywołanej spalaniem węgla, ropy i gazu.
Od połowy XIX wieku badania jednoznacznie wskazują, że zwiększanie koncentracji tych gazów prowadzi do ocieplenia klimatu. Historyczne symulacje niemal bez wyjątku trafnie przewidziały obecny trend wzrostu temperatur.
Według unijnej agencji Copernicus sierpień 2025 roku był trzecim najcieplejszym sierpniem w historii pomiarów, a minione 12 miesięcy okazały się o 1,52°C cieplejsze od średniej z lat 1850–1900. Według naukowców szanse na zatrzymanie wzrostu temperatury na poziomie 1,5°C – zgodnie z Porozumieniem Paryskim – są już tylko iluzoryczne.
Choć pierwsze półrocze tego roku było nieco chłodniejsze od rekordowych lat 2023 i 2024, to rok 2025 niemal na pewno znajdzie się w pierwszej piątce najcieplejszych w historii pomiarów. Naukowcy ostrzegają, że przekroczenie kolejnego progu – 2°C – może nastąpić już w latach 2050–2060. W praktyce oznaczałoby to jeszcze częstsze fale upałów, susze i powodzie, coraz większe ryzyko pożarów, rozprzestrzenianie się chorób tropikalnych na umiarkowane szerokości geograficzne oraz wyższą śmiertelność z powodu ekstremalnych temperatur.
Przeczytaj także:
W nocy z 24 na 25 września wszystkie przejścia graniczne z Białorusią zostaną otwarte. Szlabany idą w górę, bo według polskich władz zagrożenie agresywnymi działaniami wschodnich sąsiadów (na dziś) minęło
O otwarciu przejść granicznych, kolejowych i drogowych, z Białorusią najpierw poinformował premier Donald Tusk. Przed posiedzeniem rządu Tusk przekazał, że nastąpi to o północy ze środy na czwartek (24/25 września). Premier stwierdził, że wraz z zakończeniem manewrów Zapad, zmniejszyło się zagrożenie związane z agresywną postawą wschodnich sąsiadów. „Biorąc pod uwagę oczywiście także interesy gospodarcze polskich przewoźników, także PKP Cargo, uznaliśmy, że ten środek zapobiegawczy spełnił swoje zadanie” – mówił Donald Tusk. Jednocześnie dodał, że jeśli wzrośnie napięcie, Polska nie będzie się wahać i ponownie podejmie decyzję o zamknięciu przejść.
„Właśnie podpisałem rozporządzenie, które jutro w nocy o godzinie 00:00 przywraca ruch na przejściach granicznych Polski z Białorusią” – przekazał kilka godzin później platformie X minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński.
Wszystkie przejścia graniczne z Białorusią są zamknięte od 12 września. Zawieszenie ruchu granicznego obowiązuje w obu kierunkach – wyjazdu z Polski na Białoruś i wjazdu do naszego kraju. Dotyczy to transportu samochodowego i pociągów towarowych. Powodem ograniczeń były rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe Zapad 2025, organizowane w dniach 12-16 września. Decyzja polskiego rządu ograniczała przepływ towarów między Unią Europejską a Kazachstanem, Uzbekistanem, Mongolią, Armenią czy Gruzją. Zamknięcie granicy miało też drobne konsekwencje dla eksportu do Chin – choć trzeba pamiętać, że 80 proc. towarów idzie drogą morską, a korytarz białoruski stanowi 3,7 proc. handlu między krajami UE a Chinami. Najwięcej stracili Białorusini, którzy pobierają sowite opłaty za wydanie pozwoleń transportowych.
Reżim Łukaszenki w oficjalnych komunikatach nie informował o decyzji Polski. Białoruś stwierdzała, że sytuacja na granicy jest trudna. Co ciekawe, w komunikatach nie padała też nazwa naszego kraju. Tylko eufemistyczne: "Jeśli chodzi o wyjazd, wszystko zależy od strony sąsiedniej. Ilu przyjmują, tylu odprawiamy do wyjazdu. Przepuszczają do siebie znacznie mniej samochodów, niż przewidują nasze umowy”.
W odpowiedzi na tegoroczne ćwiczenia „Zapad” NATO prowadziło na terytorium Polski manewry „Żelazny Obrońca 2025”, w których brało udział około 30 tysięcy żołnierzy z Polski i krajów sojuszniczych. Analogiczne ćwiczenia prowadzone były także na terytorium Litwy.
Przeczytaj także:
Zła informacja jest taka, że rośnie liczba zakażeń i hospitalizacji, a sezon na koronawirusa może pokryć się z zachorowaniami na grypę. Lepsza jest taka, że można się już szczepić. O organizację szczepień pytamy Ministerstwo Zdrowia
Tygodniowa liczba zakażeń koronawirusem w Polsce wzrosła do 76 na 100 tys. osób – podało Centrum e-zdrowie. Przed tygodniem ten współczynnik wynosił 7 razy mniej – 11,1. Według Głównego Inspektora Sanitarnego dr Pawła Grzesiowskiego, w 2025 roku szczyt kolejnej fali COVID-19 przypadnie na głęboką jesień. Rok wcześniej zachorowania zaczęły rosnąć latem, a sezon zakaźny trwał do końca października. W piku współczynnik zakażeń wynosił wówczas 141,7. Sytuacja jest skomplikowana epidemiologicznie, bo fala COVID-19 może nałożyć się na początek fali grypowej.
Za większość infekcji COVID-19 odpowiadają dziś dwa podwarianty Omikrona: Stratus i Nimbus. Obydwa mają wysoką zdolność infekowania komórek, ale atakują raczej górne drogi oddechowe, dając mniej powikłań płucnych. Jednak ryzyko ciężkiego przebiegu choroby dla osób starszych lub z chorobami przewlekłymi, szczególnie chorobami krążenia, wciąż jest wysokie. Według dr Grzesiowskiego w ostatnich dniach wyraźnie wzrosła liczba hospitalizacji, pojawiły się też pierwsze przypadki śmiertelne.
Najlepszą ochroną przed zakażeniem jest szczepionka. W Polsce szczepienia na COVID-19 ruszyły 22 września. W pierwszej dobie
z bezpłatnej szczepionki skorzystało 3,5 tys. osób.
Jak przekazał OKO.press rzecznik ministerstwa zdrowia Jakub Gołąb, liczba osób zarejestrowanych przekracza 25 tys. (dane na 23 września).
Pierwsza partia zamówienia, 74 tys. dawek, znajduje się już w Polsce. Kontrakt z firmą Moderna na szczepionkę Spikevax jest otwarty, rząd będzie go rozwijał w zależności od potrzeb. W 2024 roku Polska zamówiła 1 mln 54 tys. szczepionek, zaszczepiło się 864 708 osób. „W tym roku ilość dawek na pewno będzie odpowiednia, nie możemy jednak jej ujawniać ze względu na tajemnicę handlową” – tłumaczy Gołąb.
W 2025 roku również dystrybucja szczepionek wygląda inaczej niż w poprzednich sezonach. „Wydania szczepionki z Powiatowych Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych odbywają się na bieżąco zgodnie z zamówieniami złożonymi do RARS przez apteczne punkty szczepień i świadczeniodawców” – informuje nas Ministerstwo Zdrowia.
„Nie obowiązuje już w Polsce stan epidemii, więc szczepionka przeciwko COVID 19 jest traktowana jak pozostałe szczepionki na infekcje sezonowe” – dodaje Gołąb.
Część pacjentów alarmuje, że ich punkty szczepień będą gotowe do zapisów dopiero za 2-3 tygodnie. Ministerstwo Zdrowia przekazało nam, że dostępność terminów jest zależna od:
Przypomnijmy, bezpłatne szczepienia są dostępne dla wszystkich, także dzieci, które ukończyły 6. miesiąc życia. Od ostatniego szczepienia przeciw COVID-19 należy zachować odstęp co najmniej 3 miesięcy (90 dni). E-skierowania na szczepienie wystawiono 9 września. Dostępne są one na Internetowym Koncie Pacjenta. Na szczepienie przeciw COVID-19 można się zapisać na trzy sposoby: w punkcie szczepień (przychodni POZ lub aptece), przez aplikację moje IKP lub na Internetowym Koncie Pacjenta (IKP). Szczegółowe instrukcje podaje Ministerstwo Zdrowia.
Do najbardziej charakterystycznych objawów COVID-19 należą:
Czym leczyć taką infekcję?
Niestety, nie mamy w Polsce praktycznie jedynego, skutecznego leku do leczenia domowego pod nazwą Paxlovid. Lek ten jest dostępny w Unii Europejskiej. Polska jest jednak w sporze prawnym z producentem leku firmą Pfizer, bo poprzedni rząd najpierw zobowiązał się do odbioru dość dużej partii szczepionek Pfizera, a potem jednostronnie tę umowę zerwał.
Co w takim razie robić?
W leczeniu domowym dr Grzesiowski polecał zestaw:
Przeczytaj także:
„Stop Alko Lobby” – tak nazywa się projekt ustawy, który Lewica złożyła dziś (23 września) w Sejmie
Nie tylko nocna prohibicja w całym kraju. Posłowie i posłanki Nowej Lewicy mówią stop reklamowaniu alkoholu w sieci, mediach tradycyjnych i przestrzeni publicznej. Chcą też zakazać absurdalnych promocji, gdy za zakup 12 puszek piwa kolejne 12 dostajesz za darmo. Alkohol miałby też zniknąć ze stacji benzynowych.
Projekt ustawy „Stop Alko Lobby” Lewica złożyła dziś, we wtorek 23 września, w Sejmie. „Problem alkoholizmu to nie jest problem żadnej partii. Stacja benzynowa to nie jest stacja alkoholowa, nie jest tak, że w sklepie alkoholowym można kupić benzynę. To jest jakiś absurd ” – mówił podczas konferencji prasowej wicemarszałek Włodzimierz Czarzasty.
„Wszyscy widzimy po nocach ludzi pod sklepami alkoholowymi. Zachowują się w sposób uwłaczający godności, przede wszystkim ich. Ale widzimy, że nic nie robimy w sprawie braku rozpijania młodego pokolenia, widzimy, ile jest wypadków samochodowych po gorzale, widzimy, ile jest ludzi na SOR-ach. Widzimy, jak tracimy po prostu rozsądek w tej sprawie. I nikt nic w tej sprawie nie jest w stanie zrobić” – dodał lider Nowej Lewicy.
Czarzasty podkreślał, że temat powinien być ponadpartyjny. „Rozmawiamy o wódzie, rozmawiamy o rozpijaniu polskiego społeczeństwa, rozmawiamy o czymś, co powinno mieć swój kres” – mówił Czarzasty.
Złożenie własnego projektu ograniczającego sprzedaż i konsumpcję alkoholu zapowiedziała też Polska 2050.
Temat prohibicji trafił na afisze za sprawą radnych Koalicji Obywatelskiej, którzy wycofali się z uchwały eliminującej nocną sprzedaż alkoholu w całej Warszawie. Jak się okazało, zrobili to nie tylko wbrew programowi Rafała Trzaskowskiego, ale również wbrew większości opinii publicznej. Z najnowszego sondażu pracowni IBRIS wynika, że za nocną prohibicją (w godzinach 23-6) opowiada się aż 68 proc. Polek i Polaków. Warszawa, zamiast iść śladem innych polskich miast, zdecydowała się na ogryzek: stanowisko, w którym radni zgadzają się na wprowadzenie pilotażowego zakazu zaledwie w dwóch dzielnicach – Śródmieściu i Pradze Północ. Zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy miało tym razem paść ofiarą wojny pomiędzy Rafałem Trzaskowskim a ministrem spraw wewnętrznych i administracji Marcinem Kierwińskim. Trzaskowski jeszcze do niedawna był przeciwnikiem ograniczenia sprzedaży alkoholu. Przypomnijmy, że chodzi tu tylko o sklepy, alkohol nadal byłby serwowany w lokalach gastronomicznych, barach i klubach. Nie do końca wiadomo, dlaczego prezydent Warszawy zmienił zdanie. Na antenie radia RDC mówił o tym tak: „Uważam, że tego typu rozwiązania mają sens, bo one wpływają na poprawę naszego bezpieczeństwa. Będę w ciągu najbliższych dni rozmawiał o tym z radnymi i ich przekonywał, dlatego że ostateczne stanowisko w tej sprawie musi zająć rada Warszawy”. Radni dali się jednak przekonać Marcinowi Kierwińskiemu, który nie popiera prohibicji, bo „nienawidzi lewaków", czyli m.in. lobbującego za zakazem ruchu miejskiego „Miasto Jest Nasze”.
Przeczytaj także: