Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Samozwańcze patrole „obrońców granic” naruszają przepisy prawa, mogą wypełniać znamiona przestępstw – w tym z nienawiści – i stanowią poważne zagrożenie dla porządku publicznego – stwierdza Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Helsińska Fundacja Praw Człowieka w stanowisku adresowanym do premiera i ministra sprawiedliwości wyraża kategoryczny sprzeciw wobec działań samozwańczych „obrońców granicy”. HFPC zwraca uwagę, że patrole kierowane organizowane przez skrajną prawicę uzurpują sobie prawo do zatrzymywania i kontrolowania wjeżdżających na terytorium RP pojazdów pod pozorem „ujawniania” przewożonych w nich migrantów.
„Członkowie takich grup w sposób nieuprawniony przypisują sobie kompetencje organów państwa, przynależne wyłącznie Policji i Straży Granicznej, zmuszają osoby podróżujące pojazdami do określonych zachowań, co samo w sobie narusza porządek publiczny, a w skrajnych przypadkach, jeżeli stosowane są groźby lub przemoc, może wypełniać znamiona przestępstwa opisanego w art. 191 par. 1 Kodeksu karnego (przymuszenia osoby do określonego zachowania)” – stwierdza HFPC.
Narracja, która towarzyszy patrolom, mówiąca o „wyłapywaniu” czy „polowaniu” na migrantów, może według prawników z Fundacji Helsińskiej wypełniać również znamiona tzw. przestępstw z nienawiści (art. 119 kodeksu karnego).
W związku zagrożeniem dla porządku publicznego HFPC apeluje do premiera i ministra sprawiedliwości o natychmiastowe ukrócenie podobnych praktyk.
„Choć akcja »obrońców granicy« ma swoich inspiratorów próbujących zbić na niej kapitał polityczny, zapewne część osób deklarujących się jako tacy obrońcy istotnie działa w przekonaniu, że osoby migrujące stanowią z definicji zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Przekonanie to wynika głównie z aktualnej narracji politycznej dotyczącej migracji i celowego podsycania społecznego lęku przed migrantami. Niestety tego typu narracją posługuje się również obecny polski rząd” – zwraca uwagę Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
I apeluje o „podjęcie uczciwej i rzetelnej dyskusji z polskim społeczeństwem na temat zjawiska migracji oraz rzeczywistej i wielowymiarowej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej”.
Tzw. obywatelskie patrole Roberta Bąkiewicza organizują samozwańcze kontrole na granicy polsko-niemieckiej. Kilkunastoosobowe grupy zatrzymują prywatne samochody, sprawdzając, czy nie przewożą one migrantów. Patrole organizowane są też w przygranicznych miejscowościach – pełnią one dziś głównie funkcję agitacyjną, podsycają lęki, wprowadzają atmosferę zagrożenia.
Rząd zdecydował, że od 7 lipca wprowadzi wyrywkowe kontrola na granicach z Niemcami i Litwą. Jak tłumaczył w sobotę 5 lipca szef MSWiA Tomasz Siemoniak, powodem tej decyzji jest „wspólny problem, który mamy jako Litwa, Polska, Unia Europejska, to jest walka z nielegalną migracją”. „Jeśli Niemcy zniosą swoje kontrole, które, przypomnę prowadzą od października 2023 r., my też nie będziemy widzieć powodów do tego, aby kontrolować wjeżdżających z Niemiec” – dodał Siemoniak.
Przeczytaj także:
Woda w Wiśle w centrum Warszawy ma 15 cm głębokości. Jedna ze stacji hydrologicznych nad Narwią wskazała w sobotę 0 cm. IMGW ostrzega, że będzie jeszcze gorzej
15 cm – taki poziom ma dziś, 5 lipca, woda w Wiśle na stacji Warszawa-Bulwary, w samym centrum stolicy. To najniższy pomiar w historii. Ostatni niechlubny rekord padł we wrześniu 2024. Wówczas absolutne minimum na tej stacji wyniosło 20 cm. A ma być jeszcze gorzej. Według prognoz Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w niedzielę 6 lipca poziom wody na tym odcinku wyniesie 11 cm.
Już w czwartek 3 lipca pisaliśmy, że Wisła odsłoniła dno: z warszawskich bulwarów gołym okiem widać mielizny, kamienie, a także zalegające w rzece śmieci. W stolicy wstrzymana została także żegluga śródlądowa. Wisła ma też najniższy pomiar na stacji Warszawa-Nadwilanówka. Zaledwie 44 cm, o 11 cm mniej niż minimum sprzed roku.
Dramatyczna sytuacja jest też w Narwi, gdzie smutne rekordy odnotowano na trzech z pięciu stacji hydrologicznych. Na jednej z nich, w Nowogrodzie, poziom wody wyniósł 0 cm.
IMGW w sobotę poinformował o 68 ostrzeżeniach przed suszą hydrologiczną. Kluczowa dla oceny sytuacji jest informacja o natężeniu przepływu wody (objętość wody przepływająca w ciągu sekundy w danym przekroju poprzecznym), a ta na większości odcinków – 73 proc. stacji – jest poniżej granicy średniego niskiego przepływu. Dotyczy to całego dorzecza Bugu i Narwi oraz rzek na Mazurach, dorzecza Środkowej Wisły, Odry, Warty. Najbardziej sucho jest więc we wschodniej, centralnej i południowej Polsce, ale tereny zagrożone suszą występują we wszystkich 16 województwach.
IMGW alarmuje, że prognozy na lipiec i sierpień przewidują fale upałów z temperaturami powyżej 35 st. C, co w połączeniu z niemal całkowitym brakiem opadów i niską wilgotnością, oznacza poważne problemy. „To nie tylko pogarsza stan gleby, ale także dramatycznie obniża poziomy wód w rzekach” – zaznacza IMGW.
„Sytuacja o tej porze roku nigdy nie wyglądała tak źle od początku pomiarów hydrologicznych” – mówił w piątek 4 lipca hydrolog Grzegorz Walijewski z IMGW.
Susza hydrologiczna ma olbrzymie konsekwencje dla gospodarki, ale także środowiska naturalnego. W Polskim Radiu 24 tak tłumaczył to dr Jarosław Suchożebrski hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego: „Mniej wody w rzece to duży problem dla organizmów wodnych i z wodą związanych. Nie tylko dla ryb. Niestety, największy problem dotyka małych rzek, które coraz częściej wysychają. Paradoksalnie, nasze badania małych rzek na Mazowszu wskazują, że niektóre z nich płyną tylko dzięki dostawie mniej lub bardziej oczyszczonych ścieków z oczyszczalni. To też większy problem z jakością wody. Gdy mniej wody płynie w rzece i woda jest cieplejsza, to mniej sprawnie radzi sobie z samooczyszczaniem”.
O tym, że czeka nas dotkliwa susza hydrologiczna, wiadomo było od zimy. Już wtedy IMGW ostrzegało, że wysokie temperatury w styczniu i lutym oraz brak opadów skazują nas na przewlekły problem.
„Chociaż trwa zima i miejscami notowany jest silny mróz i pokrywa śnieżna, to jednak nie jest to taka zima, która byłaby korzystna dla gleby i rzek. Przede wszystkim śniegu jest za mało. Temperatura na ogół jest anomalnie wysoka. Dodatkowo silny mróz szkodzi naziemnym częściom roślin, które przykryłby śnieg i zapewnił ochronę przed zimnem. Brak znaczącej pokrywy śnieżnej oraz rosnąca temperatura powietrza i wzrost ewapotranspiracji [parowania z komórek roślin i z gruntu – od aut.] oznacza rozwój suszy już od wiosny” – czytaliśmy wówczas w komunikacie Instytutu.
Przeczytaj także:
Według portalu Axios podczas rozmowy telefonicznej Trump miał przekazać prezydentowi Zełenskiemu, że Amerykanie chcą jednak pomóc ukraińskiej obronie powietrznej z powodu eskalacji rosyjskich ataków
Prezydent USA Donald Trump przekazał, że podczas rozmowy z Władimirem Putinem rozmawiał o sankcjach, które Stany Zjednoczone mogą nałożyć na Rosję, jeśli ta będzie kontynuować wojnę. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow komentując rozmowę obu przywódców, stwierdził, że Kreml wolałby osiągnąć cele na Ukrainie środkami politycznymi i dyplomatycznymi, ale nie powstrzyma to „specjalnej operacji wojskowej”. O zawieszeniu broni nie ma więc mowy. Donald Trump coraz częściej otwarcie wyraża zniechęcenie rokowaniami pomiędzy Rosją a Ukrainą. Po rozmowie z Putinem przyznał, że jest „rozczarowany” jej przebiegiem. „Mówię tylko, że nie sądzę, by [red. Putin] chciał przestać, a szkoda” – komentował Trump.
W piątek prezydent USA rozmawiał też z Wołodymyrem Zełenskim. Przypomnijmy, że w tym tygodniu USA podjęły decyzję o wstrzymaniu dostaw kluczowych części pocisków do ukraińskiego systemu obrony powietrznej. Zełenski przekazał, że rozmowa dotyczyła ukraińskich zdolności obrony powietrznej i „wzajemnych zakupów i inwestycji”. Według prezydenta Ukrainy obie strony zgodziły się na zwiększenie obrony powietrznej, co kluczowe w kontekście ostatnich zmasowanych ataków rakietowych ze strony Rosji.
Zełenski nie ogłosił jednak wprost, że amerykańskie dostawy zostały wznowione. Według portalu Axios podczas rozmowy telefonicznej Trump miał przekazać prezydentowi Ukrainy, że Amerykanie chcą jednak pomóc ukraińskiej obronie powietrznej z powodu eskalacji rosyjskich ataków.
Wcześniej Amerykanie twierdzili, że wstrzymują dostawy broni – z których część znajdowała się już w Polsce – po przeglądzie zapasów. Urzędnicy sugerowali, że wsparcie Ukrainy sprawia, że brakuje amunicji dla amerykańskiej armii. Zastępczyni rzeczniczki Białego Domu Anna Kelly stwierdziła, że taka decyzja została podjęta, żeby „postawić interesy Ameryki na pierwszym miejscu”. Jeszcze w czwartek 3 lipca Trump stwierdził, że USA wcale nie wstrzymują dostaw. „Dajemy im broń, współpracujemy z nimi i próbujemy im pomóc. Ale Biden opustoszył cały nasz kraj, dając im broń. I musimy się upewnić, że nam jej wystarczy” – mówił prezydent USA.
W piątek 4 lipca niemiecki rząd oświadczył, że prowadzi intensywne rozmowy w sprawie zakupu baterii pocisków Patriot dla Ukrainy.
Rosja wciąż przeprowadza zmasowane ataki rakietowe na Ukrainę. Tylko w nocy z czwartku na piątek wysłali 550 rakiet i dronów w stronę ukraińskich miast. Głównym celem ataku był Kijów. Lokalne władze informowały o co najmniej 23 rannych. Uszkodzona została infrastruktura kolejowa i budynki szkolne. Radosław Sikorski, szef polskiej dyplomacji, przekazał, że uszkodzeniu uległ też budynek wydziału konsularnego polskiej ambasady. „Właśnie rozmawiałem z ambasadorem Łukasiewiczem. Wszyscy są cali i zdrowi” – podał Sikorski. Podkreślił, że Ukraina pilnie potrzebuje środków obrony przeciwlotniczej.
Przeczytaj także:
Dziennikarze Radia Zet oraz Newsweeka ujawnili, że czwartkowej nocy marszałek Sejmu Szymon Hołownia odwiedził w prywatnym mieszkaniu europosła PiS Adama Bielana. Do spotkania miał także dołączyć Jarosław Kaczyński.
Według informacji Radia Zet rządowa limuzyna Hołowni zaparkowała w podziemnym garażu na miejscu europosła Adama Bielana. Ten jest europosłem PiS i był w sztabie Karola Nawrockiego w ostatnich wyborach prezydenckich.
„Marszałek Sejmu zawsze spotyka się z przedstawicielami wszystkich ugrupowań reprezentowanych w Sejmie, gdy o to poproszą. Spotkania te służą zwykle wymianie poglądów i informacji czy przekazaniu próśb. Nie wiążą się z żadnymi ustaleniami” — przekazała Newsweekowi Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka Szymona Hołowni.
Do spotkania doszło w czwartek przed północą na warszawskich Białych Błotach. Potem, jak ustalili reporterzy Faktu, do mieszkania należącego do europosła Adama Bielana przyjechał m.in. prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
Jak zauważa Newsweek: „W spotkaniach polityków nie ma nic zaskakującego, ale spotkania marszałka Sejmu służące wymianie poglądów zazwyczaj odbywają się w jego sejmowym gabinecie, a nie w prywatnych mieszkaniach europosłów”.
W spotkaniu brał też udział wicemarszałek Senatu Michał Kamiński. Ten potwierdził swoją obecność na zdjęciach Faktu, jednak podkreślił, że jego prywatne spotkania nie powinny być przedmiotem publicznego zainteresowania.
Fakt informuje, że już w czerwcu pojawiły się informacje, że Kamiński może stracić funkcję wicemarszałka Senatu. Wcześniej ostro krytykował premiera Donalda Tuska za przegraną Rafała Trzaskowskiego. Być może dlatego bierze udział w spotkaniu z politykami Prawa i Sprawiedliwości.
Koalicja rządząca próbuje przeorganizować się po porażce w wyborach prezydenckich. Szymon Hołownia ma nalegać na wymianę premiera. W piątek ma odbyć się spotkanie liderów koalicji, a Hołownia wyraził nadzieję, że premier pokaże „wreszcie jakiś konkret”.
Zgodnie z umową koalicyjną Szymon Hołownia funkcję marszałka Sejmu pełni do 13 listopada. Stanowisko po nim ma objąć Włodzimierz Czarzasty z Lewicy i sprawować je do końca kadencji. W ostatnich tygodniach wśród polityków Polski 2050 pojawiały się jednak głosy, że Lewica, jako najmniejszy klub koalicyjny, powinna rozważyć rezygnację z części przyznanych jej stanowisk.
Jak podał Onet, premier Donald Tusk chce zmniejszyć liczbę ministrów i wiceministrów o 20 proc. Nowy skład rządu powinien zostać ogłoszony w połowie lipca.
Spotkanie w mieszkaniu polityka Prawa i Sprawiedliwości nabiera dodatkowego znaczenia. Udział w nim lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego, marszałka Hołowni oraz polityka odgrywającego ważną rolę w kampanii Karola Nawrockiego może oznaczać napięcia w koalicji.
Przeczytaj także:
Do marszałka Sejmu trafił wniosek o zgodę Sejmu na pociągnięcie Antoniego Macierewicza do odpowiedzialności karnej — przekazała w piątek Prokuratura Krajowa.
Wniosek złożył prokurator generalny Adam Bodnar. Chodzi o uchylenie posłowi immunitetu.
Podstawą do uchylenia immunitetu jest śledztwo Zespołu Śledczego nr 4 Prokuratury Krajowej. Zespół został utworzony po złożeniu przez Ministerstwo Obrony Narodowej raportu z prac zespołu badającego działalność Podkomisji Smoleńskiej.
Analiza materiałów wykazała, że wyszczególniono wiele przestępstw, których — według prokuratury — miał się dopuszczać Antoni Macierewicz.
Przestępstwa te miały polegać na:
Jak przekazała na konferencji prok. Anna Adamiak, Macierewiczowi grozi do pięciu lat więzienia.
Jesienią 2024 roku Prokurator Generalny Adam Bodnar powołał w Prokuraturze Krajowej Zespół Śledczy do zbadania zaistniałych w latach 2016-2023 nieprawidłowości w funkcjonowaniu Podkomisji do ponownego zbadania wypadku lotniczego z dnia 10 kwietnia 2010 r. Zespół rozpoczął prace 12 listopada 2024 r.
Tzw. podkomisja smoleńska została powołana w 2016 r. decyzją szefa MON, wtedy właśnie Antoniego Macierewicza — od 2018 r. jej przewodniczącego. W kwietniu 2022 r. Macierewicz przedstawił raport z prac podkomisji, który kwestionował ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem Jerzego Millera. Podkomisja złożyła też w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz morderstwa pozostałych 95 osób podróżujących do Smoleńska.
Po objęciu władzy przez obecny rząd tzw. podkomisja smoleńska została rozwiązana. W styczniu został powołany zespół ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej. W jego skład weszło ok. 20 ekspertów i ekspertek.
MON zaprezentował raport zespołu badającego prace tzw. podkomisji smoleńskiej. Wynika z niego, że kosztowała ona Skarb Państwa ponad 81 mln zł. Jak podaje PAP, w związku z działaniami podkomisji do prokuratury skierowano 41 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa, w tym 24 przez jej szefa Antoniego Macierewicza i 10 przez b. szefa MON Mariusza Błaszczaka.
Przeczytaj także: