Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Od piątku w Los Angeles aresztowano ponad 150 osób. Amerykanie protestują przeciwko agresywnej polityce imigracyjnej Trumpa i deportacjom migrantów
Protesty przeciwko polityce imigracyjnej Donalda Trumpa i zamieszki w Los Angeles, drugim największym mieście Stanów Zjednoczonych nie ustają.
W nocy z niedzieli na poniedziałek policja nakazała demonstrantom opuszczenie centrum Los Angeles. Lokalni funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego do rozproszenia protestó. Władze Kalifornii zażądały wycofania żołnierzy Gwardii Narodowej. O ich rozmieszczeniu w mieście, wbrew woli lokalnych władz, zdecydował prezydent Donald Trump. Gubernator Kalifornii Gavin Newsom, członek Partii Demokratycznej, stwierdził, że ruch Trumpa miał na celu „wywoływanie chaosu i przemocy”.
W niedzielę wieczorem Donald Trump napisał w swojej sieci społecznościowej Truth Social:
„Świetna robota Gwardii Narodowej w Los Angeles po dwóch dniach przemocy, starć i niepokojów. Mamy niekompetentnego gubernatora (Newscum) i burmistrza (Bass), którzy, jak zwykle [...] nie byli w stanie poradzić sobie z zadaniem. Te protesty radykalnej lewicy, prowadzone przez podżegaczy i często opłacanych awanturników, NIE BĘDĄ TOLEROWANE”.
Członkowie Gwardii Narodowej w większości unikali starć z demonstrantami, ale w niedzielę wieczorem doszło do starć w centrum miasta. Szef policji w Los Angeles Jim McDonnell stwierdził, że starcia są coraz brutalniejsze. Jego zdaniem odpowiadają za nie nie osoby protestujące przeciwko polityce imigracyjnej Donalda Trumpa, ale „ludzie, którzy robią to ciągle”. McDonnell przyjął też odmienne od gubernatora Newsoma stanowisko w sprawie obecności w LA Gwardii Narodowej. Przekazał mediom, że chociaż początkowo nie zamierzał wzywać pomocy ze strony tej formacji, to obecnie uważa, że stanowisko to wymaga ponownego przemyślenia.
Od piątku w LA aresztowano około 150 osób. W większości miejsc tej amerykańskiej metropolii jest jednak spokojnie, zamieszki koncentrują się w pojedynczych miejscach.
Protesty są bezpośrednią reakcją na nalot funkcjonariuszy Urzędu Celno-Imigracyjnego (Immigration and Customs Enforcement, ICE) na trzy lokalizacje w Los Angeles i aresztowanie około stu osób. Administracja prezydenta Trumpa od samego początku kadencji w styczniu 2025 zaczęła egzekwować nową politykę imigracyjną. Trump w kampanii obiecał rozwiązać problem „nielegalnej imigracji” i od stycznia ICE masowo aresztuje i deportuje tysiące osób z niejednoznacznym statusem prawnym.
Administracja Trumpa podejmuje próby deportacji imigrantów bez odpowiedniego procesu. Ofiarami tej polityki i nalotów są także aktywiści i osoby, które w USA przebywają legalnie, ale zdaniem administracji Trumpa wyrażają poglądy sprzeczne z amerykańskim interesem bezpieczeństwa (np. propalestyńskie).
Symbolem protestów stała się flaga Meksyku – wielu aresztowanych i zangrożonych aresztowaniem lub deportacją pochodzi z sąsiadującego z Kalifornią kraju. Prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum przekazała w niedzielę, że służby konsularne są w kontakcie z rodzinami aresztowanych.
"Meksykanie mieszkający w Stanach Zjednoczonych to ludzie o dobrym charakterze. To uczciwi ludzie, którzy pojechali do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i wsparcia dla swoich rodzin. Nie są przestępcami” – mówiła Sheinbaum.
Przeczytaj także:
Kilkunastu aktywistów od 1 czerwca płynęło z pomocą humanitarną do Strefy Gazy, by zwrócić uwagę na kryzys głodu w palestyńskiej enklawie. Izrael zatrzymał statek na wodach międzynarodowych
Dziś w nocy izraelska zatrzymała około 100 km od celu zmierzający w stronę Strefy Gazy statek z aktywistami, którzy wieźli pomoc humanitarną do palestyńskiej enklawy. Wśród osób na pokładzie statku „Madleen” była m.in. szwedzka aktywistka klimatyczna Greta Thunberg i francuska europosłanka Rima Hassan. Statek wypłynął z Sycylii 1 czerwca, a rejs był szeroko relacjonowany w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Rejs organizowała Freedom Flotilla Coalition, koalicja organizacji działająca na rzecz przełamania blokady humanitarnej Strefy Gazy.
Nad ranem Izraelczycy przekazali, że przechwycili statek, zanim dotarł do celu. Na opublikowanych przez izraelskie oficjalne kanały zdjęciach i filmach widać żołnierzy, którzy przekazują aktywistom wodę i kanapki. W oficjalnej komunikacji Izrael nazywał statek „selfie jachtem” a aktywistów celebrytami, którzy wypłynęli w rejs, by zdobyć popularność. Izrael nazywa akcję prowokacją.
Greta Thunberg i aktywiści przekazali, że zostali porwani przez Izrael, ponieważ armia nie miała prawa zatrzymać ich na wodach międzynarodowych. Wcześniej minister obrony Izraela Israel Kac nazwał Thunberg „antysemitką” a innych aktywistów obecnych na statku „jej przyjaciółmi, propagandystami Hamasu”.
„Madeleen” jest niewielkim statkiem i ilość pomocy, jaka znajdowała się na pokładzie, faktycznie nie byłaby kluczowa dla przełamania kryzysu humanitarnego w Strefie Gazy. Misja statku była symboliczna. Aktywiści próbowali zwrócić uwagę świata na głodujących w wyniku działań Izraela Palestyńczyków.
Poprzedni statek Freedom Flotilla Coalition, „Conscience” wypłynął w stronę Strefy Gazy z Malty 2 maja. Niedługo po wkroczeniu na wody międzynarodowe został zaatakowany dronami. Obecni na statku aktywiści nie odnieśli poważnych obrażeń, ale statek został uszkodzony na tyle, że nie mógł kontynuować podróży. Aktywiści atak przypisują Izraelowi. Według publicznie dostępnych danych izraelski samolot KC-130H pojawił się tego dnia w okolicach Malty, nie lądował na maltańskim lotnisku i tego samego dnia wrócił do Izraela.
Oficjalny kanał Izraela w mediach społecznościowych opublikował dziś rano wpis, w którym czytamy:
„Niewielka ilość pomocy, która nie została wykorzystana przez „celebrytów”, zostanie przekazana do Gazy za pośrednictwem prawdziwych kanałów humanitarnych”.
Oficjalny kanał pomocy, o jakim mówi Izrael to najpewniej cztery punkty dystrybucji prowadzone przez Gaza Humanitarian Foundation. To amerykańska fundacja, wspierana przez Izrael, bez doświadczenia w świadczeniu pomocy humanitarnej. Izrael wykorzystuje GHF, by ominąć dotychczasowy system dystrybucji pomocy, prowadzony przez ONZ i organizacje takie jak Czerwony Półksiężyc.
GHF operowała w czterech punktach, wcześniejszy system pomocy to około 400 miejsc dystrybucji pomocy. GHF wykazała się dotychczas skrajną niekompetencją, a obecni w okolicy punktów żołnierze izraelscy żołnierze kilkukrotnie otworzyli ogień do zgromadzonych Palestyńczyków, zabijając kilkadziesiąt osób. Od kilku dni punkty GHF są zamknięte. Kryzys humanitarny w Strefie Gazy trwa i się pogłębia.
Przeczytaj także:
Donald Trump skorzystał z rzadko używanych przepisów, które pozwalają rządowi federalnemu na użycie sił Gwardii Narodowej z pominięciem gubernatora stanu.
Donald Trump podjął w sobotę decyzję o wezwaniu dwóch tysięcy funkcjonariuszy Gwardii Narodowej do stłumienia protestów w Kalifornii. Od kilku dni w stanie trwają demonstracje przeciwko federalnym nalotom imigracyjnym na miejsca pracy. Choć część zgromadzeń przerodziła się w zamieszki, lokalne władze nie wzywały rządu do pomocy w opanowaniu sytuacji.
Jak wskazują amerykańskie media, w tym New York Times, to pierwszy od 1965 roku przypadek, gdy prezydent USA aktywuje siły Gwardii Narodowej bez wniosku ze strony gubernatora stanu. Kalifornią rządzi Demokrata Gavin Newsom.
„Jeśli gubernator Gavin Newscum z Kalifornii i burmistrz Karen Bass z Los Angeles nie mogą wykonywać swoich obowiązków, a wszyscy wiedzą, że nie mogą, to rząd federalny wkroczy i rozwiąże problem, ZAMIESZKI I GRABICIELE, tak jak powinien być rozwiązany!!!” – napisał Trump na portalu TruthSocial.
Gavin Newsom określił ruch prezydenta jako „celowo podżegający i zaostrzający napięcia”. Dodał też, że to działanie „podważy zaufanie publiczne”.
Donald Trump, wydając decyzję, powołał się na przepis Kodeksu Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, który zezwala na federalne rozmieszczanie Gwardii Narodowej w momencie, gdy „dochodzi do rebelii lub istnieje niebezpieczeństwo rebelii przeciwko autorytetowi rządu Stanów Zjednoczonych”.
Oficjalne konto amerykańskich sił zbrojnych potwierdziło doniesienia, że pierwsze brygady pojawiły się na ulicach Los Angeles w niedzielę.
Karol Nawrocki stwierdził, że jest „w tej chwili przeciwnikiem przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej”, choć zaznaczył, że "musimy wspierać Ukrainę ze strategicznego i geopolitycznego punktu widzenia”.
Prezydent elekt udzielił wywiadu węgierskiemu magazynowi Mandiner. To pierwsza zagraniczna rozmowa Karola Nawrockiego. Dziennikarz gratulował polskiemu politykowi wyborczego zwycięstwa nad „globalistyczną liberalną elitą”, Europejską Partią Ludową i Brukselą. Pytał także o priorytety jego prezydentury oraz stosunki polsko-węgierskie.
„Przed nami stoją poważne zadania, takie jak budowa Grupy Wyszehradzkiej, która będzie dla mnie ważnym formatem, a także wzmocnienie wschodniego skrzydła NATO i Bukaresztańskiej Dziewiątki. Te rzeczy łączą Polskę, Węgry i kraje Europy Środkowo-Wschodniej” – zadeklarował Nawrocki.
Prezydent elekt stwierdził także, że jest „w tej chwili przeciwnikiem przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej”, choć zaznaczył, że "musimy wspierać Ukrainę ze strategicznego i geopolitycznego punktu widzenia”, ponieważ największym zagrożeniem w regionie jest Rosja.
„Ukraina musi zrozumieć, że inne kraje, w tym Polska i Węgry, i inne kraje europejskie, również mają swoje interesy. Polska ma taki interes na przykład w ekshumacji ofiar wołyńskich. Podczas kampanii nie zgadzałem się i jako prezydent nie zgodzę się na nieuczciwą konkurencję z Ukrainą polskiego rolnictwa czy sektora logistycznego” – powiedział.
Dziennikarz pytał Nawrockiego także o jego ocenę działań polskiego rządu.
„Widzieliśmy, że w legislaturze, w mediach publicznych, w różnych organach państwowych, w sądownictwie zachodzą procesy, które, gdyby choć niewielka ich część miała miejsce w innych państwach członkowskich, podlegałyby w Brukseli wszelakim procedurom. Z punktu widzenia Węgier szczególnie uderzające było to, że Marcin Romanowski musiał uciekać na Węgry” – mówił dziennikarz.
„Unia Europejska, elity europejskie powinny były zareagować, ale zachowały całkowite milczenie w kwestii naruszeń praworządności, o których pan mówi” – odpowiedział Nawrocki. „Ale Stany Zjednoczone nie pozostały obojętne, reagując na szereg problemów w Polsce. Polacy to widzieli, a ja wychodzę z faktu, że Polacy są panami swojego kraju. Będę prezydentem, który na pewno zabierze głos w imieniu tych Polaków, którzy zostali niesprawiedliwie potraktowani przez rząd, poprawiając rządy prawa w Polsce i poczucie sprawiedliwości w społeczeństwie”.
Prezydent USA stwierdził w wywiadzie, że nie zamierza naprawiać swojej relacji z Elonem Muskiem. I dodał, że miliardera czekają poważne konsekwencje, jeśli zdecyduje się wspierać finansowo Demokratów.
Donald Trump udzielił w sobotę telefonicznego wywiadu stacji NBC News. Prezydent USA odniósł się do publicznej kłótni z Elonem Muskiem, miliarderem, który do niedawna był częścią jego gabinetu.
Trump przekazał, że nie zamierza naprawiać jego relacji z byłym współpracownikiem i że uważa ją za zakończoną. Stwierdził, że miliarder nie okazuje szacunku urzędowi prezydenta. Odniósł się także do wpisów, w których Musk przypominał, że Donald Trump był przyjacielem przestępcy seksualnego Jeffrey Epsteina i wskazywał, że nazwisko prezydenta znajduje się w utajnionych aktach sprawy.
„To się nazywa „stare wieści”, to stare wieści, o których mówi się od lat” — powiedział Trump. „Nawet prawnik Epsteina powiedział, że nie mam z tym nic wspólnego. To stare wieści”.
Donald Trump zagroził także Elonowi Muskowi, że czekają go bardzo poważne konsekwencje, jeśli miliarder zdecyduje się wspierać finansowo Demokratów.
Od momentu, kiedy Elon Musk odszedł z administracji Donalda Trumpa i przestał być szefem Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE), napięcie między Trumpem a jego byłym wpływowym doradcą rosło w błyskawicznym tempie.
Musk między innymi stał się zaciętym krytykiem procedowanej w Kongresie tzw. „Wielkiej, Pięknej Ustawy”, regulującej wśród wielu innych rzeczy również system podatkowy i wydatki budżetowe. Musk nazwał ją „paskudztwem” oraz wskazał, że znacząco zwiększy deficyt budżetowy i doprowadzi Stany Zjednoczone do bankructwa.
Miliarder podjął także personalny atak na Donalda Trumpa, oskarżając go publicznie o konszachty z przestępcą seksualnym Jeffrey Epsteinem. Zasugerował również, że Trump powinien zostać usunięty z urzędu i zastąpiony na stanowisku przez wiceprezydenta J.D. Vance'a. Publiczna kłótnia między Muskiem i Trumpem trwa już kilka dni. Prezydent USA zagroził miliarderowi, że rząd zerwie kontrakty z jego firmami. Amerykańskie media szacują, że mogą być one warte nawet 38 miliardów dolarów.
Przeczytaj także: