Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Wojciech Olejniczak pozostanie na wolności – jednak objęty dozorem policyjnym i wysokim poręczeniem majątkowym – tak zdecydował sąd.
Sąd odrzucił wniosek prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztu wobec Wojciecha Olejniczaka, członka rady nadzorczej PZU i byłego polityka SLD, od 2014 roku działającego na pograniczu biznesu i polityki. Olejniczak został jednak objęty innymi środkami zapobiegawczymi – ma zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny. Musi też wpłacić poręczenie majątkowe w wysokości miliona złotych.
„Po zakończeniu czynności prokurator wobec trzech osób, w tym wobec Wojciecha O., skierował wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania do sądu, natomiast wobec pozostałych osób zastosował środki o charakterze wolnościowym” – informowała w piątek Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.
O decyzji sądu w sprawie Olejniczaka napisał w serwisie X jego obrońca, mecenas Jakub Wende.
Olejniczak został zatrzymany w środę w związku ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości w Alior Banku. Do 2019 roku były polityk był tam szefem departamentu agro. Stracił pracę w związku z kredytami udzielonymi zadłużonym Zakładom Mięsnym Henryka Kani. Bank mógł ponieść w związku z nimi stratę na kwotę ok. 140 milionów złotych. I właśnie tej sprawy dotyczy śledztwo – toczące się wobec Olejniczaka i pięciu innych osób.
Prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej poinformowała w piątek, że w śląskim Wydziale PK zakończyły się już czynności z udziałem zatrzymanych osób, w tym Wojciecha Olejniczaka. Prokurator przedstawił im łącznie 10 zarzutów. Są to zarzuty działania na szkodę Alior Banku oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach bankowych. Wszystkie zarzuty dotyczą kredytów dla zakładów mięsnych Kani.
Wojciech Olejniczak był kilkanaście lat temu jednym z najważniejszych polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej – w latach 2005-2008 kierował partią. W 2014 roku po nieudanej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego zrezygnował z kariery politycznej. Początkowo był doradcą prezesa NBP Marka Belki, następnie został zatrudniony w Alior Banku. W 2019 roku znalazł pracę w grupie mBank. A w roku 2024 trafił do rady nadzorczej PZU.
Wykazała to kontrola nadzorowana przez wiceministrę sprawiedliwości Marię Ejchart
„W wyniku prac wizytatora prowadzonych w ośrodku ujawniliśmy jeszcze jeden przypadek naruszenia nietykalności nieletniego, użycia wobec niego przemocy przez innego wychowawcę” – poinformowała Ejchart w środę po południu.
Wcześniej wykryto inny bulwersujący przypadek znęcania się nad podopiecznym – chłopcem dotkliwie pobitym przez wychowawcę.
„Chłopiec został pobity i dokonał próby samobójczej. Wychowawca ma już postawione zarzuty. Oczywiście został zawieszony. Podjęliśmy też decyzję o zawieszeniu dyrektora” – mówiła Ejchart we wtorek, gdy objęła kontrolę nad sprawą.
Mężczyzna został zatrzymany. Znęcanie się polegało na szarpaniu, biciu po głowie, kopaniu 13-latka. Miało to miejsce kilkukrotnie w ciągu tego samego dnia. Prokurator zakwalifikował to jako działanie, które doprowadziło małoletniego do targnięcia się na własne życie" – opisywała Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Sprawcy grozi od dwóch do 15 lat więzienia. 13-latek po próbie samobójczej walczy o życie w szpitalu. Ejchart zapowiedziała, że dla dobra chłopców przebywających w placówce w sprawę zaangażowana będzie też rzeczniczka praw dziecka.
Premier Donald Tusk zareagował na doniesienia w sprawie powiązania Szymona Hołowni z Collegium Humanum.
Według doniesień Newsweeka marszałek Sejmu miał studiować w szkole wyższej przyznającą dyplomy MBA w zamian za łapówki. Sam Hołownia odciął się od tych informacji argumentując, że nie uzyskał dyplomu uczelni, a nawet nie podjął studiów.
„Te informacje, które dzisiaj wypływają, skądś są. Przypuszczam, że z okolic śledztwa prowadzonego w sprawie Collegium Humanum i pana rektora tej uczelni. To każe mi zadać pytanie, kto tutaj popełnia przestępstwo ujawnienia takich informacji. Nawykłem do tego, że w kampaniach wyborczych toczy się różnego rodzaju gry polityczny i w takim kluczu odczytuję tę sytuację” – stwierdził Hołownia. Mógł w ten sposób wskazać na koalicjantów, szczególnie na kontrolującą MSWiA i obecną w Ministerstwie Sprawiedliwości Koalicję Obywatelską.
„Szymon Hołownia był bardzo szczegółowy w wyjaśnianiu tej sytuacji, mam do niego pełne zaufanie” – zareagował na te wydarzenia Donald Tusk. "Jeżeli ktokolwiek z administracji państwowej będzie śmiał użyć swoich narzędzi czy kompetencji, by wpływać na wyniki wyborów w Polsce, zostanie przeze mnie wyrzucony następnego dnia. Przypilnuję jednak tego osobiście, nasza kampania na pewno nie będzie brutalna i na pewno nie będzie wymierzona w Szymona Hołownię. Trzymam za niego kciuki. Mamy swojego kandydata, ale nie wyobrażam, sobie, żeby ktokolwiek reprezentujący władzę śmiał używać jej przeciwko któremukolwiek z kandydatów” – zapewnił.
Premier zapewnił też, że ma nadzieję na dalszą współpracę w koalicji rządzącej w atmosferze zaufania. To, zdaniem Hołowni, mogło zostać nadszarpnięte.
Do odpowiedzi na słowa Hołowni odniosła się też dziennikarka Newsweeka, Renata Kim. Według niej Hołownia jedynie potwierdza zebrane przez nią doniesienia.
„Zajmuję się sprawą Collegium Humanum od ponad dwóch lat. I od ponad dwóch lat słyszę od byłych i obecnych pracowników tej prywatnej warszawskiej uczelni, że jednym ze studentów był tam Szymon Hołownia. Dokładnie tak: był studentem, co nie znaczy, że studiował" – stwierdziła Kim w swoim artykule. Jak podkreśliła, jej źródła już od dawna potwierdzały, że marszałek Sejmu figuruje w spisach systemu informatycznego Collegium Humanum. – „Kilka miesięcy temu otrzymałam informację, która tylko doprecyzowała to, co już wcześniej z różnych źródeł wiedziałam: w 2021 r. Szymon Hołownia formalnie został studentem Collegium Humanum. Według mojego źródła jeden z liderów Polski 2050 Szymona Hołowni Michał Kobosko negocjował z byłym rektorem, by studia na kierunku psychologia były bezpłatne. Dla nich obu, bo Kobosko też chciał być studentem” – twierdzi Kim.
Ujawniona przez „Newsweek” afera dotycząca Collegium Humanum polegała na tym, że uczelnia wystawiała dyplomy za pieniądze, umożliwiając absolutnie błyskawiczne „kończenie studiów”, które de facto żadnymi studiami nie były. Na łatwe zdobycie dyplomów MBA skusiły się setki osób, ponieważ dyplomy te dają między innymi możliwość ubiegania się o stanowiska w radach nadzorczych spółek, także spółek Skarbu Państwa. Dyplomy Collegium Humanum dostało, a w zasadzie kupiło, wielu polityków (najczęściej z PiS), ale również dowódców Wojska Polskiego, samorządowców i innych osób publicznych.
Ostatnio na jaw wyszło, że na uczelni „studiował” między innymi Jacek Sutryk. Według ustaleń dziennikarzy był częścią nieformalnego układu samorządowców dzielących się posadami między innymi w radach nadzorczych spółek komunalnych. Prezydent Wrocławia przyjął posady w Regionalym Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej w Tychach oraz Śląskim Centrum Logistyki w Gliwicach. W ten sposób mógł dorobić do prezydenckiej pensji około 130 tys. złotych.
Stało się tak mimo wielotysięcznych, prounijnych protestów, trwających w Gruzji od wielu tygodni.
Gruzja zawiesza rozmowy o akcesji swojego kraju do Unii Europejskiej do 2028 roku. Jak poinformował premier Irakli Kobachidze, chodzi o czas, który potrzebny jest do osiągnięcia odpowiedniego stopnia rozwoju gospodarczego, który pozwoliłby na rozmowy z UE. To oficjalne wytłumaczenie decyzji eurosceptycznego rządu, którego poczynania są przyczyną wielotysięcznych protestów.
„Postanowiliśmy nie umieszczać kwestii otwarcia negocjacji z Unią Europejską w porządku obrad do końca 2028 roku. Odmawiamy także do końca 2028 r. jakichkolwiek dotacji z budżetu UE” – stwierdził premier Kobachidze. Gruzja negocjuje możliwość wstąpienia do wspólnoty od 2022 roku. Rok później zyskała status państwa kandydującego.
Mimo że Gruzja w swojej konstytucji ma wpisany cel członkostwa w UE, nowy gabinet rządzący krajem oddala go od wspólnoty. Opozycja nie uznała wyników październikowych wyborów, w której zwyciężyła partia Gruzińskie Marzenie.
Międzynarodowi obserwatorzy alarmowali o nieprawidłowościach, które zauważyła również prezydentka kraju, Salome Zurabiszwili.
Jak oświadczyła, że uznaje wybory parlamentarne za sfałszowane. Jej zdaniem rządząca partia próbuje odebrać narodowi gruzińskiemu „europejską przyszłość” i używa do tego „każdej dostępnej taktyki”, w tym nowoczesnych technologii. Powiedziała, że wybory w Gruzji można „opisać jako rosyjską operację specjalną” i „nową formą wojny hybrydowej”. Do powtórzenia wyborów w Gruzji wezwał również Parlament Europejski.
W rozmowie z OKO.press gruzińska pisarka Tamta Melaszwili nazwała wybory parlamentarne „ewidentnym oszustwem”.
„Wielokrotne głosowanie przez tę samą osobę, w różnych miejscach, łamanie tajności głosowania, atakowanie i zastraszanie wyborców… Sytuacja jest naprawdę napięta i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie dalej. Wszystko jest takie niepewne i niejasne. Ludzie obawiają się, co się wydarzy” – mówiła nam Gruzinka. Przez cały listopad pod flagami Unii Europejskiej trwają protesty przeciwko władzy.
Musimy zwiększyć finansowanie NCN, w innym przypadku zabraknie pieniędzy na podstawowe badania – zwracają uwagę autorzy listu do premiera i ministra nauki.
Pieniędzy na naukę jest za mało – twierdzą uczeni, którzy zaapelowali do premiera i ministra nauki o zwiększenie jej finansowania. Pod lupę wzięli przede wszystkim propozycję wydatków na Narodowe Centrum Nauki zaproponowane w ustawie budżetowej. Takie stanowisko wyraził Klub Stypendystów Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.
Budżet NCN przez wiele lat był zamrożony, a potrzeby rosną – zwracają uwagę syngatariusze apelu. „Brak odpowiedniego wsparcia oznacza, że wiele znakomitych projektów naukowych nie zostanie zrealizowanych” – czytamy w liście. – „Nauka odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu przyszłości Polski i nie może być marginalizowana w ramach polityki publicznej” – przekonują podpisani pod apelem. Jak zwracają uwagę, NCN jest jedną z najważniejszych instytucji państwa, gwarantując naukowcom niezależność i przyczyniając się do ich międzynarodowych sukcesów.
Wcześniej z podobnym postulatem wyszła Rada NCN. Według niej w 2025 troku finansowanie Centrum powinno zwiększyć się o 300 mln złotych. W zeszłym roku pieniądze na jego funkcjonowanie wzrósł o 200 mln, ale to wciąż za mało – informują członkowie Rady.
Budżet jednostki wynosi teraz wynosi ponad 1,6 mld zł, z czego 1,583 mld jest kierowane bezpośrednio na projekty badawcze. „W latach 2018-2023 budżet NCN był praktycznie zamrożony. Przez te sześć lat dotacja celowa NCN na finansowanie badań naukowych wzrosła o zaledwie kilkanaście procent – z 1,226 mld do 1,392 mld zł. Z powodu tak niskiego budżetu NCN nie było w stanie sfinansować wielu bardzo dobrych projektów. W 2023 roku finansowanie na realizację swoich naukowych planów otrzymało zaledwie 11 procent naukowców starających się o grant w NCN” – czytamy na stronie Narodowego Centrum Nauki.
„Niska dotacja na NCN doprowadzi do regresu badań podstawowych, stanowiących klucz do przyszłych innowacji oraz rozwoju społeczno-gospodarczego” – piszą z kolei stypendyści Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.
Polska na badania przeznacza zaledwie 0,5 proc. swojego PKB. Dla porównania Francja utrzymuje ten budżet na poziomie 2,5 proc, a Niemcy – 3,5 proc. PKB. Zwiększenie finansowania nauki jest jednym z punktów 100 konkretów Koalicji Obywatelskiej na 100 pierwszych dni funkcjonowania rządu. Postulat nie znalazł się jednak w umowie koalicyjnej. Zdaniem przedstawicieli uczelni nauka powinna być finansowana 3 proc. PKB.
„Politycy nie są przekonani, że warto finansować naukę, ponieważ społeczeństwo woli, żeby pieniądze były wydawane, a czasami rozdawane, na inne cele. Nie widzi, że to inwestycja. Tymczasem, jak wskazuje ekspertyza wykonana na zlecenie pięciu rektorów najlepszych szkół ekonomicznych w Polsce, najbardziej opłacalna dla państwa inwestycja to właśnie nakłady na naukę i badania rozwojowe” – mówił na naszych łamach prof. Maciej Żylicz.
„Według Narodowego Centrum Nauki w Polsce o granty aplikuje ok. 30 proc. naukowców. To znaczy, że 70 proc. nie aplikuje. A szanse dostania takiego grantu, przy bardzo słabym finansowaniu NCN, wynoszą obecnie zaledwie 10 proc. To mówi samo za siebie. System się całkowicie zablokował. Ludzie narzekają, że są bardzo niskie pensje, bo są. Tylko że poza narzekaniem, nic nie robią. Tolerują kolegów, którzy nie pracują naukowo. A są ludzie, którzy chcieliby wziąć tę pracę, młodzi, zdolni i ambitni” – opisywał patologie polskiego systemu Żylicz.
„Chcemy przywrócić Polsce pełną obecność w Europie. Naszym celem jest efektywne wykorzystanie środków unijnych na badania, rozwój i wdrażanie nowych rozwiązań – to jedno z głównych założeń resortu” – mówił z kolei dwa tygodnie temu minister nauki Mariusz Wieczorek. – „Będziemy wspierać wszystkie działania sprzyjające umiędzynarodowieniu, bo widzimy w tym ogromną szansę na rozwój polskiej nauki. Przed nami dyskusje o nowych alokacjach finansowych i o nowej perspektywie budżetowej. Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej stwarza możliwość, aby przeforsować nasze koncepcje i pomysły. Przygotowujemy obecnie plan związany z nową perspektywą finansową i zamierzamy podczas prezydencji przedstawić m.in. koncepcję regionalnych programów operacyjnych.”