Poza Benjaminem Netanjahu MTK chce aresztować byłego ministra obrony Izraela Jo'awa Galanta oraz lidera Hamasu Mohammeda Deifa. Chodzi o zbrodnie wojenne podczas wojny w Strefie Gazy
Około 20 hektarów lasu spłonęło w powiecie gnieźnieńskim w Wielkopolsce. Akcja gaśnicza trwała kilka godzin, pożar udało się opanować w sobotę wieczorem. Wstrzymany był ruch na drodze krajowej nr 15 pomiędzy Gnieznem a Wrześnią
Zgłoszenie o pożarze strażacy w Gnieźnie otrzymali w sobotę po godz. 13.
„Na skutek wiejącego wiatru ogień rozwijał się bardzo szybko, dlatego zdecydowano o skierowaniu kolejnych zastępów straży z pobliskich jednostek, a do akcji kierowania ratowników w poszczególne sektory włączyli się także leśnicy" – podaje portal gniezno24.pl.
Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Poznaniu podała, że spłonęły głównie drzewa zasadzone kilka lat temu w miejscu tych zniszczonych przez nawałnicę z 2017 roku.
Jak podaje Polskie Radio 24, w kulminacyjnym momencie w akcji gaśniczej brało udział około 80 strażaków z 20 zastępów straży pożarnej. Ratowników wspierały trzy samoloty gaśnicze typu Dromader.
Służby szacują, że ogień strawił około 20-25 ha drzew. W wyniku pożaru nikt nie odniósł obrażeń, ogień nie uszkodził też żadnych budynków.
Normalny ruch na trasie z Gniezna do Wrześni przywrócono w sobotę około godz. 21.
„Po ostatnich upałach wielkopolskich lasach jest niezwykle sucho. Wyniki dzisiejszych pomiarów wilgotności ściółki pokazują, że zagrożenie pożarami jest bardzo duże” – informuje Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Poznaniu.
Brytyjski dziennik „Guardian” cytuje relacje Rosjan z obwodu kurskiego. Wynika z nich, że państwo zwodziło mieszkańców na temat ukraińskiej operacji. Uchodźcy nie mają wystarczającej opieki państwa
„Byliśmy pewni, że rosyjska armia nas ochroni. Jestem w szoku, jak szybko Ukraińcy posunęli się do przodu” – powiedziała przez telefon brytyjskiemu „Guardianowi” z Kurska Liubow Antipowa. Rosjanka początkowo nie wierzyła, że Ukraińcy rzeczywiście weszli na teren Rosji. Nie miała wyjścia, gdy zobaczyła na zdjęciach ukraińskiej armii dobrze znany jej supermarket – dom jej rodziców znajduje się 50 metrów od niego.
W artykule czytamy, że Rosjanie byli źle przygotowani do inwazji i nie byli w stanie na czas i skutecznie ostrzec lokalnej ludności.
„Nawet nie wiem, kogo teraz nie cierpię bardziej: ukraińskiej armii, która zajęła naszą ziemię, czy naszego rządu, który na to zezwolił” – napisała na lokalnej kurskiej grupie w rosyjskich mediach społecznościowych Neli Tichonowa. Rosyjska telewizja państwowa mówiła głównie o skutecznych atakach Rosjan na Ukraińców, bez wspominania o postępach przeciwników wgłąb Rosji. Dopiero napływ uchodźców (których państwowa propaganda nazywała „tymczasowo ewakuowanymi”) uświadomił mieszkańcom Kurska o skali problemu.
„Pracuję w centrum miasta i codziennie widzę kolejki po pomoc humanitarną. Jest bardzo dużo uchodźców, nie mają niczego. Ludzie musieli uciekać w krótkich spodenkach i klapkach” – mówi brytyjskiemu dziennikowi mieszkaniec Kurska Stas Wołobujew.
Rosjanie mieli przeznaczyć 3 mld rubli (około 130 mln zł) na wzmocnienie granicy w obwodzie kurskim. Wspomniana na początku Liubow Antipowa mówi dziś, że ostatni raz w zajętej przez Ukrainę Sudży była w maju. Twierdzi, że mieszkańcy musieli organizować zrzutki na podstawowy sprzęt dla stacjonujących tam wojsk – drony czy bieliznę.
Antipowa nie ma kontaktu ze swoimi rodzicami, którzy najpewniej zostali na terenie okupowanym dziś przez Ukrainę.
„To straszne, gdy uświadamiasz sobie, że jesteś sama i nie ma się do kogo zwrócić. Wolontariusze wykonują całą pracę. A gdzie są lokalne władze? Nie wiadomo” – mówi mieszkanka Kurska.
Tusk wysyła jasny sygnał do Niemiec: antyrosyjski sabotaż jest wart poświęceń. A do opozycji wysyła sygnał, że po latach zmienił zdanie w sprawie gazociągu
„Do wszystkich inicjatorów i partonów Nord Streamu 1 i 2. Dziś powinniście jedynie przeprosić i siedzieć cicho” – napisał dziś po angielsku premier Donald Tusk w mediach społecznościowych.
To nawiązanie do najnowszych informacji na temat wysadzenia bałtyckiego gazociągu we wrześniu 2022 roku. 14 sierpnia „Wall Street Journal” opublikował wyniki śledztwa na temat sprawców sabotażu.
Według źródeł WSJ to Ukraina jest odpowiedzialna za akcję na Morzu Bałtyckim, a prezydent Wołodymyr Zełenski mógł ustnie zatwierdzić plan wysadzenia Nord Stream. O ukraińskich planach dowiedziała się agencja wywiadu wojskowego MIVD i przekazała informację CIA. Amerykanie mieli poinformować Niemców. CIA ostrzegło też biuro Zełenskiego, aby ten odwołał operację.
Zełenski wydał rozkaz generałowi Walerijowi Załużnemu, który wówczas dowodził SZU o zaprzestanie operacji. „Ale generał rozkaz zignorował” – pisze gazeta. „Załużny powiedział Zełenskiemu, że zespół sabotażowy, po wysłaniu, przestał się komunikować i nie można go było odwołać, ponieważ jakikolwiek kontakt z nimi mógł zagrozić operacji”.
Według najnowszych informacji także prezydent Polski Andrzej Duda mógł wiedzieć o planach wysadzenia Nord Streamu.
„Istniały porozumienia między Wołodymyrem Zełenskim i Andrzejem Dudą w sprawie przeprowadzenia zamachu” – mówił 15 sierpnia dla Die Welt August Hanning, były szef BND, Federalnej Służby Wywiadu.
Oficjalnie wszystkie oskarżone o współudział w operacji strony zaprzeczają lub odmawiają komentarza. Z punktu widzenia stosunków międzynarodowych jest to delikatna sprawa. Sabotaż uderzał oczywiście w Rosję – która zarabiała na sprzedaży gazu ziemnego do Europy, ale też w Niemcy – bo w ten sposób nasi zachodni sąsiedzi zaopatrywali się w ważny dla tamtejszej gospodarki gaz. Ewentualna pomoc lub akceptacja dla sabotażu ze strony Polski może rzutować na stosunki polsko-niemieckie. W artykule WSJ czytamy bowiem, że Polska zignorowała tajny nakaz aresztowania dla jednego z kluczowych podejrzanych o dokonanie sabotażu. Osoba ta ma przebywać już na terenie Ukrainy.
Wpis Tuska z pewnością zostanie zauważony w Niemczech. Premier daje tutaj do zrozumienia, że uderzenie w Rosjan jest ważniejszy niż niemieckie interesy gospodarcze. Takim stanowiskiem Tusk pokazuje też swoją pozycję na krajowej scenie politycznej. W 2010 roku, jako premier, mówił, że budowa i działanie gazociągu Nord Stream jest w interesie Polski.
„Najważniejszym zadaniem dla polskiego rządu są nie ideologiczne wojny z jakimś państwem, tylko zabezpieczenie polskich domów w trwałe dostawy gazu na długie lata” – mówił wówczas.
Było to jednak przed 2014 rokiem. Dziś podobne stanowisko byłoby w Polsce nie do zaakceptowania, a premier pokazuje, że swoje zdanie zmienił.
Firma SW Reaserch na zlecenie „Rzeczpospolitej” zapytała w sondażu: „Czy Pani/Pana zdaniem Szymon Hołownia ma szansę wygrać wybory prezydenckie?”
W 2020 roku Hołownia otrzymał niemal 14 proc. głosów i zdobył trzecie miejsce – za Rafałem Trzaskowskim reprezentującym Koalicję Obywatelską i za urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą. Część sondaży wskazywała wówczas, że w drugiej turze Hołownia byłby trudniejszym przeciwnikiem dla prezydenta Dudy.
Wybory w USA są dalekie od rozstrzygniętych. Po zmianie kandydata Demokraci radzą sobie coraz lepiej w kliku kluczowych stanach
Rezygnacja Joe Bidena z kandydowania zmieniła tegoroczny wyścig prezydencki w USA. Najnowszy sondaż „New York Times'a” i Siena College pokazuje, że Harris ma szansę wygrać w kilku kluczowych dla przebiegu wyborów stanach, w których Joe Biden radził sobie słabo.
Sondaż przeprowadzono między 8 a 15 sierpnia w czterech stanach:
Margines błędu jest spory i wynosi 4,4-4,2 punktów procentowych (w zależności od stanu).
Przypomnijmy: wybory prezydenckie w USA nie wygrywa ten kandydat lub kandydatka, która zbierze najwięcej głosów w skali kraju. Decydują głosy elektorskie. Do każdego stanu przypisana jest odpowiednia ilość elektorów. Ich liczba zależy od populacji stanu. Łącznie jest ich 538, więc by wygrać, konieczne jest 270 głosów.
W prawie wszystkich stanach (poza Maine i Nebraską, które dysponują czterema głosami) zwycięzca bierze wszystko. Nawet jeśli kandydat wygra w danym stanie kilkoma głosami, zgarnia całą pulę. To sprawia, że o wyniku wyborów mogą zadecydować pojedyncze stany, a wyścigi, gdzie nikt nie ma wyraźnej przewagi, mają ogromną wagę.
Badacze pytali też wyborców, na ile są zadowoleni ze swojego kandydata. W maju sondaże pokazywały, że wyborcy Republikanów są zadowoleni, że reprezentuje ich Donald Trump. Zupełnie inaczej na kandydatutę Joe Bidena reagowali Demokraci. Dziś poziomy te zbliżone są w obu partiach. 85 proc. wyborców demokratycznych wskazuje pewien stopień entuzjazmu wobec kandydatury Kamali Harris.
Tuż przed rezygnacją większość prognostów wyborczych wskazywało, że to Trump w listopadzie jest faworytem. Teraz w ogólnokrajowej średniej sondażowej Harris prowadzi ponad dwoma punktami procentowymi (46,3 proc. do 43,7 proc.). Prognozy wyników elektorskich są trudniejsze, bo sondaże w poszczególnych stanach przeprowadzane są rzadziej, a nie minął jeszcze miesiąc, odkąd z wyborów wycofał się Joe Biden. Na dziś jednak sprawa wyniku wyborów jest otwarta. Według prognozy na stronie 270towin.com Demokraci najpewniej wezmą przynajmiej 226 głosów elektorskich, republikanie – 235. Reszta jest dziś trudna do przewidzenia, ale droga do zwycięstwa dla Harris jest otwarta.
Wybory odbędą się 5 listopada.