Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Były szef BBN u prezydenta Dudy został dziś „społecznym doradcą” Rafała Trzaskowskiego. Niewykluczone, że wróci na stanowisko, jeśli prezydentem zostanie kandydat KO
„Cieszę się, że minister Jacek Siewiera pozytywnie odpowiedział na moje zaproszenie do współpracy jako społeczny doradca. W sprawach najważniejszych warto sięgać po wsparcie ekspertów z różnych środowisk. A bezpieczeństwo Polski to zbyt ważna sprawa, żeby co kilka lat robić w niej rewolucję. Trzeba prowadzić mądrą, długofalową politykę. I być otwartym na różne punkty widzenia” – napisał w mediach społecznościowych kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski.
Wcześniej Jacek Siewiera — szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w latach 2022-2025 – wziął udział w panelu podczas Polskiego Kongresu Gospodarczego. W jednej z dyskusji, dotyczącej bezpieczeństwa w Polsce wystąpił razem z ministrem obrony narodowej Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i ministrem spraw wewnętrznych i administracji Tomaszem Siemoniakiem.
Siemoniak zwrócił się bezpośrednio do Siewiery:
„Chciałbym po prostu zapytać pana, że gdyby prezydent Rafał Trzaskowski złożył propozycję współpracy, czy pan minister taką propozycję by przyjął?”
Siewiera przypomniał najpierw o swojej współpracy z prezydentem Andrzejem Dudą. Mówił, że jego doświadczenie, zdobyte podczas pracy w BBN „To nie jest coś, co sobie kupiłem za własne środki. To jest własność państwa”. I na koniec odpowiedział:
„Tak, jeśli prezydent Rafał Trzaskowski zwróci się o taką pomoc, takie wsparcie, o moją wiedzę, o mój network, moje możliwości to jestem do dyspozycji pana prezydenta”.
Urodzony w 1984 roku Siewiera jest lekarzem, doktorem medycyny, podpułkownikiem rezerwy Wojska Polskiego i ekspertem do spraw bezpieczeństwa narodowego. W styczniu tego roku Siewiera podał się do dymisji ze stanowiska szefa BBN. Prezydent powołał na to stanowisko generała rezerwy Dariusza Łukowskiego, który najpewniej przestanie pełnić tę funkcję wraz z odejściem Andrzeja Dudy ze stanowiska w sierpniu tego roku.
W momencie dymisji Siewiery, RMF FM informowało, że jest on szykowany przez rząd Donalda Tuska do prac nad powstaniem nowej międzynarodowej instytucji – rady państw basenu Morza Bałtyckiego. Siewiera miał pomóc w jej utworzeniu, a następnie nią pokierować. Rada zajmowałaby się zapobieganiem aktom dywersji na wodach Bałtyku, miałaby też pomóc wypracować regulacje wspólne dla wszystkich krajów nadbałtyckich, np. dotyczące przesyłu surowców.
Teraz niewykluczone, że Siewiera ma wrócić na stanowisko szefa BBN, jeśli prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski. Gdy PiS wybierał swojego kandydata w tegorocznych wyborach prezydenckich, Jacek Siewiera miał być jedną z rozważanych osób. Ostateczne jednak z rozmów między nim a obozem PiS nic nie wyszło.
Przeczytaj także:
I Rafał Trzaskowski, i Karol Nawrocki wypowiadali się publicznie o ewentualnej akcesji Ukrainy do NATO. Chce tego Ukraina, ale dziś sprzeciwiają się temu Amerykanie
Premier Donald Tusk napisał w mediach społecznościowych:
„Pierwszym i najważniejszym żądaniem Putina wobec Ukrainy i Zachodu jest zakaz przystąpienia Ukrainy do NATO. Nawrocki właśnie podpisał się ochoczo pod tym postulatem. Następnym będzie kapitulacja i podział Ukrainy. Też się podpisze. Śmiertelnie niebezpieczne dla Polski”.
Wczoraj trzeci w wyścigu prezydenckim Sławomir Mentzen ogłosił, że oczekuje od obu kandydatów w drugiej turze spotkania i podpisania się pod ośmioma jego postulatami. Punkt piąty brzmi „Nie podpiszę ustawy w sprawie ratyfikacji akcesji Ukrainy do NATO”.
Na propozycję szybko zareagował kandydat PiS Karol Nawrocki. „Przyjmuję zaproszenie i jestem gotowy do podpisania tych propozycji. Resztę omówimy u Pana na kanale. Do zobaczenia” – napisał.
Rafał Trzaskowski również zgodził się na spotkanie, ale przekazał, że nie gwarantuje, że cokolwiek podpisze. Wpis Tuska sugeruje, że jednym z kluczowych punktów, jakich nie chciałby podpisać Rafał Trzaskowski, jest właśnie ten o Ukrainie i NATO.
Karol Nawrocki uważa, że o akcesji Ukrainy do UE i NATO można rozmawiać dopiero, gdy rozstrzygnie się spory historyczne pomiędzy Polską a Ukrainą.
"Na dzień dzisiejszy nie widzę Ukrainy w żadnej strukturze, ani w UE, ani w NATO, do momentu nierozstrzygnięcia tak ważnych dla Polaków także spraw cywilizacyjnych. Nie może być częścią międzynarodowego sojuszu państwo, które nie jest w stanie rozliczyć się z bardzo brutalnej zbrodni na 120 tys. swoich sąsiadów – mówił w styczniu w Polsat News, mając na myśli rzeź wołyńską.
W lutym tego roku Rafał Trzaskowski mówił w TVN24:
„Trzeba tłumaczyć wszystkim, że miejsce Ukrainy jest w NATO, a nie w łapach Putina. Jeżeli Putin będzie mógł przedstawić koniec tego konfliktu jako swój sukces, to osłabi to nie tylko bezpieczeństwo Polski i Europy, ale samych Stanów Zjednoczonych.”
Donald Tusk ma rację, gdy mówi, że jednym z kluczowych żądań Władimira Putina wobec Ukrainy jest brak akcesji tego kraju do NATO. Ukraina z kolei wiele razy deklarowała chęć przystąpienia do Sojuszu, traktując go jako gwarancję bezpieczeństwa przed kolejnym rosyjskim atakiem. W trakcie wojny rozmowy akcesyjne z NATO są niemożliwe i musiałyby się odbyć dopiero po ewentualnym zawarciu pokoju między Rosją i Ukrainą.
Na dziś jednak ewentualna akcesja Ukrainy do NATO jest bardzo odległa. W lutym sekretarz obrony USA Pete Hegseth mówił: „Stany Zjednoczone nie uważają, że członkostwo Ukrainy w NATO może być wynikiem negocjowanego porozumienia”.
Ukraina nieustannie stoi jednak na stanowisku, że długofalowymi priorytetami jej polityki zagranicznej jest wejście do NATO i do UE.
W kwietniu ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko mówił w wywiadzie dla OKO.press Krystynie Garbicz:
„Ukraina nie zobowiąże się do porzucenia perspektywy członkostwa w NATO, ponieważ oznaczałoby to ograniczenie naszej suwerenności w polityce zagranicznej. Jeśli teraz pod presją odmówimy wejścia do NATO, jutro w ten sam sposób zostaniemy zmuszeni, by odmówić starań o wejście do UE”.
Przeczytaj także:
W zeszłym tygodniu zdjęcie sankcji na Syrię ogłosiły USA, we wtorek 20 maja to samo zrobiła UE. „Chcemy pomóc Syryjczykom w odbudowie nowej, inkluzywnej i pokojowej Syrii” – mówi Kaja Kallas
Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas napisała 20 maja późnym popołudniem w mediach społecznościowych:
„Dzisiaj podjęliśmy decyzję o zniesieniu naszych sankcji gospodarczych wobec Syrii. Chcemy pomóc Syryjczykom w odbudowie nowej, inkluzywnej i pokojowej Syrii. Unia Europejska przez ostatnie 14 lat zawsze wspierała Syryjczyków – i będzie to robić nadal”.
UE nałożyła sankcje na Syrię w 2013 roku. Powodem były brutalne represje reżimu Baszszara al-Asada na własnych obywateli za protesty przeciwko jego władzy.
W oświadczeniu Rady Unii Europejskiej czytamy:
„Unia Europejska będzie nadal współpracować z rządem przejściowym w kwestii działań podejmowanych w celu realizacji aspiracji oraz ochrony praw człowieka i podstawowych wolności wszystkich Syryjczyków, bez żadnych wyjątków. UE będzie kontynuować monitorowanie sytuacji na miejscu, w tym postępów w zakresie odpowiedzialności za niedawne wybuchy przemocy, a także skutków dzisiejszej decyzji, mając na uwadze nadchodzące posiedzenia Rady do Spraw Zagranicznych”.
W grudniu 2024 roku w Syrii rebelianci pod przywództwem Ahmada asz-Szar'y (wówczas używającego pseudonimu Abu Muhammad al-Dżolani) obalili dyktaturę Baszszara al-Asada. Zakończyło to rządy klanu Asadów, które rozpoczął ojciec Baszszara, Hafez, na początku lat 70. XX wieku. I zamknęło kluczowy rozdział trwającej od 2011 roku wojny domowej.
Wojna rozpoczęła się w marcu 2011 roku, gdy rząd Asada zbrojnie wystąpił przeciwko pokojowym protestom. UE i USA starały się wpłynąć na reżim, stosując dotkliwe sankcje wobec Syrii. Niestety, sankcje nie zachwiały władzą Asada, a silnie uderzyły w syryjskie społeczeństwo. Doprowadziły do ubożenia wielu Syryjczyków, utrudniały skuteczne prowadzenie systemu ochrony zdrowia w kraju.
Gdy władzę przejął asz-Szar'a UE była początkowo ostrożna — dzisiejszy prezydent Syrii ma za sobą przeszłość w al-Kaidzie i innych grupach dżihadystycznych. UE w swoich komunikatach podkreśla konieczność inkluzywności i demokracji w Syrii. A syryjski rząd rzeczywiście ma problem m.in. z buntującą się częścią druzyjskiej mniejszości na zachodzie kraju oraz z niezdyscyplinowanymi siłami nowego reżimu, które zbyt ostro reagują na bunty.
W zeszłym tygodniu, podczas wizyty w krajach Półwyspu Arabskiego Donald Trump spotkał się z Ahmadem asz-Szar'ą i ogłosił zdjęcie wszystkich amerykańskich sankcji na Syrię. To z pewnością popchnęło UE do szybszego podjecia decyzji o zdjęciu wszystkich sankcji. Reżim sankcyjny jest bowiem słabszy bez USA.
Przeczytaj także:
Minister sprawiedliwości pozew zapowiadał już w marcu. Jego poprzednik oskarża go o śmierć współpracowniczki PiS i siłowe przejęcie prokuratury
We wtorek 20 maja do łódzkiej prokuratury wpłynął pozew ministra sprawiedliwości Adama Bodnara przeciwko jego poprzednikowi, Zbigniewowi Ziobrze. Chodzi o ochronę dóbr osobistych po wpisie Zbigniewa Ziobry w mediach społecznościowych.
17 marca Zbigniew Ziobro, zwracając się do Adama Bodnara, napisał:
„Tak, jesteś gangsterem i bandytą. Pytasz dlaczego, bo przemocą przejąłeś Prokuraturę Krajową. Uniemożliwiasz wykonywanie obowiązków legalnemu Prokuratorowi Krajowemu. Na jego miejsce, wspólnie z Tuskiem, wyznaczyłeś nielegalnego uzurpatora. Bez wymaganego ustawą udziału Prokuratora Krajowego powołałeś szefów prokuratur różnych szczebli. Wymieniłeś prezesów sądów, łamiąc ustawy – jak choćby prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie, bez zgody kolegium tego sądu”.
We wpisie Ziobro zapewniał też Bodnara, że w przyszłości obecny minister sprawiedliwości skończy w więzieniu.
Bodnar zapowiadał pozew już w maju. „Rzeczpospolita” cytuje pozew:
„Takie przedstawienie pana Adama Bodnara narusza jego cześć i dobre imię, bowiem bezpodstawnie sugeruje, że jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny dopuścił się przestępczych działań, godzących w podstawy porządku prawnego i konstytucyjnego państwa”.
Oświadczenie z przeprosinami, jakiego domaga się Bodnar, ma zostać umieszczone w mediach społecznościowych i na portalu internetowym „Rzeczpospolitej”. Bodnar chce też, by Ziobro wpłacił 20 tys. zł na Fundację „po Drugie”.
Wpis Zbigniewa Ziobry był rozwinięciem jego myśli z wywiadu w telewizji wPolsce24, gdzie Ziobro mówił:
„Mamy do czynienia z prokuratorem generalnym, który nie tylko jest przestępcą, on jest gangsterem i bandytą. I mówię to z całą odpowiedzialnością”.
Była to reakcja na śmierć wieloletniej współpracowniczki PiS i Jarosława Kaczyńskiego, Barbary Skrzypek. Skrzypek zmarła 15 marca tego roku, trzy dni po przesłuchaniu jej jako świadka w sprawie tzw. dwóch wież. PiS na czele z Jarosławem Kaczyńskim śmierć Barbary Skrzypek łączy z przesłuchaniem jej przez Ewę Wrzosek, która odmówiła udziału w przesłuchaniu pełnomocnika Skrzypek.
Przeczytaj także:
Przegrany George Simion domaga się unieważnienia drugiej tury wyborów prezydenckich w Rumunii. Twierdzi, że ma dowody na wpływ innych krajów na wynik wyborów
W niedzielę 18 maja drugą turę wyborów prezydenckich w Rumunii wygrał burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan z 53,6 proc. głosów. Na jego kontrkandydata George Simiona zagłosowało 46,4 proc. głosujących.
Simion tuż po zakończeniu głosowania w niedzielę wieczorem ogłosił zwycięstwo w mediach społecznościowych (choć pomylił flagę Rumunii z flagą afrykańskiego Czadu). Gdy jednak spłynęły pełne wyniki wyborów, uznał swoją porażkę.
We wtorek wieczorem kolejny raz zmienił zdanie. We wtorek 20 maja wieczorem napisał w mediach społecznościowych:
"Oficjalnie wnoszę do Trybunału Konstytucyjnego o UNIEWAŻNIENIE rumuńskich wyborów prezydenckich (maj 2025). Z tych samych powodów, dla których unieważniono wybory w grudniu: ZEWNĘTRZNE INTERWENCJE ze strony podmiotów państwowych i niepaństwowych. Tym razem poparte dowodami! Ani Francja, ani Mołdawia, ani nikt inny nie ma prawa ingerować w wybory innego państwa.
Do wszystkich Rumunów: pilnie domagajcie się od Trybunału Konstytucyjnego unieważnienia tej farsy. Nie poddamy się i nie zdradzimy! To dopiero początek wielkiego zwycięstwa!"
Jeszcze przed zliczeniem wszystkich głosów Simion zaczął sugerować, że wybory mogły jednak zostać zmanipulowane. Opublikował m.in. zrzut wpisu Pawieła Durowa, szefa Telegrama, który w niedzielę 18 maja poinformował, że rzekomo rząd jednego z europejskich państw skontaktował się z serwisem i zażądał „uciszenia konserwatywnych głosów w Rumunii” przed drugą turą wyborów.
Durov miał się na to nie zgodzić, bo „nie da się bronić demokracji, niszcząc demokrację, ani zwalczać ingerencji w wybory, samemu ingerując w wybory”. W odpowiedzi na wtorkowy apel Simiona Durow zapowiedział gotowość do złożenia zeznań w sprawie.
Rumuni głosowali w już w pierwszej turze wyborów prezydenckich w listopadzie 2024 roku. Wygrał ją wówczas niespodziewanie kontrowersyjny, prorosyjski kandydat Călin Georgescu.
Rumuński Sąd Konstytucyjny unieważnił jednak 6 grudnia te wybory, powołując się na dokumenty wywiadu, z których miało wynikać, że za kandydaturą Georgescu, pompowaną przez konta w mediach społecznościowych, głównie na popularnym tam TikToku, stoi obce państwo.
Decyzję o anulowaniu wyborów skrytykowała m.in. Komisja Wenecka, która wskazała, że Sąd Konstytucyjny może w takiej sprawie decydować tylko na podstawie jawnych, twardych dowodów, a nie częściowo utajnionych informacji służb. Europejski Trybunał Sprawiedliwości na początku marca odrzucił jednak zażalenie Georgescu. Zwycięzca z listopada nie został dopuszczony do powtórzonych wyborów a dużą część jego poparcia zebrał Simion.
Przeczytaj także: