Iran formułuje nowe groźby pod adresem Izraela i USA. 14 ofiar katastrofy budowlanej w serbskim Nowym Sadzie – zawalił się dach dworca kolejowego oddanego do użytku 4 miesiące temu po remoncie prowadzonym przez chińskie firmy
„W piątek wieczorem w Warszawie wylądował samolot z Bejrutu z kilkudziesięcioosobową grupą obywateli polskich oraz innych państw” — podał MSZ. Do Bejrutu trafiły też artykuły medyczne, które zostaną rozdysponowane wśród libańskich szpitali.
„Dziś wieczorem w Warszawie wylądował samolot z Bejrutu z kilkudziesięcioosobową grupą obywateli Polski i innych państw w ramach transportu humanitarnego” – podało MSZ na portalu X. „Przelot był realizowany przez Wojsko Polskie. MSZ monitoruje sytuację w Libanie, a polski rząd jest przygotowany na różne scenariusze” – dodano.
Jak informuje PAP, za rzecznikiem MSZ Pawłem Wrońskim, osoby, które wróciły z Libanu, wcześniej były w kontakcie z polską ambasadą i prosiły o pomoc w wyjeździe, ponieważ znalazły się w trudnej sytuacji np. zdrowotnej. Wroński podkreślił, że był to transport humanitarny zrealizowany z wykorzystaniem polskiego samolotu. Dodał, że grupa paru państw współpracuje ze sobą w takich transportach humanitarnych.
W osobnym wpisie MSZ poinformowało o tym, że z kolei w Bejrucie wylądował samolot z polską pomocą dla Libanu. „Na pokładzie artykuły medyczne, również te ratujące życie. Pomoc trafi do Libańskiego Ministerstwa Zdrowia i zostanie rozdysponowana wśród libańskich szpitali” – czytamy.
Jak podaje PAP, sytuacja na Bliskim Wschodzie jest najbardziej napięta od miesięcy i budzi obawy o wybuch regionalnej wojny. Iran we wtorek ostrzelał Izrael salwą ok. 200 rakiet balistycznych w odwecie za śmierć przywódców Hezbollahu, Hamasu i jednego z wyższych dowódców irańskiej Gwardii Rewolucyjnej. Większość rakiet została zestrzelona.
Izrael zapowiedział odwet, Iran zagroził atakiem w razie zbrojnej odpowiedzi państwa żydowskiego.
Podczas inauguracji nowego roku w Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu generał Wiesław Kukuła mówił w piątek m.in. o potrzebie powrotu do powszechnej służby.
„Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa. I nie zamierzam ani ja, ani myślę żaden z was, przegrać tej wojny. Wygramy ją, wrócimy i będziemy nadal budować Polskę, ale coś się musi wydarzyć. Musimy zbudować siły zbrojne przygotowane do tego typu działań” – powiedział szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła.
Te słowa wygłosił podczas wykładu inaugurującego nowy rok akademicki. Mówił m.in., jakie cechy powinien mieć współczesny dowódca, oraz w jakim kierunku powinien rozwijać się system szkoleń. Ocenił, że transformacja sił zbrojnych musi pozwolić wygrać przyszłą wojnę.
Spośród największych wyzwań wskazał kryzys demograficzny. „Tempo naboru do służby się nie utrzyma. Potencjał przeciwnika jest tak duży, że musimy zdecydowanie większą armię zbudować, a to oznacza, że musimy także wdrożyć model służby powszechnej. Że i żołnierze zawodowi, i żołnierze rezerwy, i żołnierze Obrony Terytorialnej będą jednym konglomeratem” – powiedział szef Sztabu Generalnego WP.
Źródło: PAP
Jak wynika z najnowszych danych ukraińskiego ministerstwa obrony Ukrainy, od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w niewoli rosyjskiej zmarło co najmniej 177 ukraińskich jeńców.
„Im dłużej przebywają w rosyjskich więzieniach, tym bliżej są śmierci” – powiedziała portalowi Politico Wiktoria Cymbaliuk przedstawicielka sztabu zajmującego się koordynacją rozpatrywania warunków jeńców wojennych w ukraińskim ministerstwie obrony.
„Im dłużej przebywają w rosyjskich więzieniach, tym większe jest ryzyko ich śmierci” – dodała.
Wskazała, że z powodu braku nadzoru międzynarodowego liczba zgonów w rosyjskiej niewoli może być znacznie wyższa. „Nie wszystkie ciała są sprowadzane z powrotem do kraju. Strona rosyjska nie potwierdza liczby wielu innych osób, które są obecnie w niewoli” – mówi.
Jak informuje Politico, regularne wymiany więźniów między Moskwą a Kijowem doprowadziły do powrotu około 3,6 tys. ukraińskich jeńców wojennych i deportowanych obywateli. Uważa się, że tysiące wciąż są w rękach Rosji.
Złe traktowanie więźniów przez Rosję od lat było szeroko opisywane w mediach. Represje wobec społeczeństwa obywatelskiego oraz niezależnych obserwatorów znormalizowały przemoc i spowodowały u pracowników więziennictwa poczucie bezkarności.
Jak wynika z raportu opublikowanego przez Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka 3 października, torturowanie pojmanych ukraińskich żołnierzy jest „powszechne i systematyczne” i odbywało się za aprobatą rosyjskiego kierownictwa.
W raporcie można przeczytać, że „niektóre osoby publiczne z Federacji Rosyjskiej otwarcie zachęcały do nieludzkiego traktowania, a nawet zabijania ukraińskich jeńców wojennych”. Dodano w nim, że od marca 2023 roku odnotowano bliżej nieokreśloną liczbę prób samobójczych i „jeden udokumentowany przypadek samobójstwa, prawdopodobnie z powodu powtarzających się aktów tortur".
Danyło Krawiec, 23-letni student stosunków międzynarodowych ze Lwowa, był więziony przez 175 dni w czterech różnych ośrodkach dla więźniów. Został uwolniony w ramach wymiany więźniów w kwietniu 2023 roku. Schudł 16 kilogramów. „Tortury i bicie były codziennością” – powiedział dziennikarzom Politico.
W raporcie wspomniano, że jeńcy wojenni z powodu chronicznego głodu musieli uciekać się m.in. do „jedzenia robaków, mydła lub papieru”. Inne zgłoszone praktyki nadużyć obejmują wkładanie igieł pod paznokcie więźniów, duszenie, zmuszanie do śpiewania rosyjskich pieśni patriotycznych, a także przyglądanie się torturom innych osób.
Konwencje genewskie, zasady regulujące traktowanie jeńców wojennych, stwierdzają, że kraje w stanie wojny powinny umożliwić niezależnym obserwatorom nieograniczony dostęp do więźniów oraz pozwolić im na wysyłanie i odbieranie listów. Jak wskazuje ONZ, Rosja w tych kwestiach ma bardzo słabe wyniki.
ONZ wymienił również przypadki tortur rosyjskich jeńców wojennych schwytanych przez Ukraińców. Z rozmów z 205 rosyjskimi jeńcami wojennymi wynika, że główne metody tortur i złego traktowania obejmowały ciężkie pobicia, w tym celowanie w kolana i stawy, groźby śmierci lub przemocy fizycznej, a w mniejszym stopniu wstrząsy elektryczne. Dodatkowo dziesięciu przesłuchiwanych wskazało, że byli poddawani przemocy seksualnej.
„Sześciu do ośmiu mężczyzn na zmianę kopało mnie i biło, używając młotków, pałek i metalowych rur. Trwało to 3-4 godziny. Jeden z mężczyzn powiedział, że zrobili to, aby zmusić nas [jeńców wojennych] do mówienia podczas nadchodzących przesłuchań” – mówi jeden z rosyjskich jeńców w raporcie ONZ.
Autorzy raportu wskazują, że niezależni obserwatorzy mają nieograniczony dostęp do rosyjskich jeńców wojennych w ukraińskich ośrodkach więzienia.
Robert Fico pozywa słowackiego dziennikarza i autora biografii słowackiego premiera, żądając 100 tys. euro za wykorzystanie jego wizerunku na okładce książki.
Petra Bárdy to redaktor naczelny portalu Aktuality.sk oraz autor książki „Fico – Opętany władzą” Premier Słowacji żąda od niego przeprosin i 100 tys. euro. Pozywa również wydawcę książki, firmę Ringier Slovakia Media, od której również żąda tę samą kwotę — podaje słowacki portal Dennik N.
Fico sprzeciwia się użyciu swojego zdjęcia na okładce książki. „Twierdzi, że ma wyłączne prawo decydować o tym, jak jego zdjęcie będzie wykorzystywane. Ponad 300 stron tekstu, dziesiątki zdjęć, a Robert Fico ma problem z okładką książki” – napisał Bárdy na portalu Aktuality.sk. "Sprzeciwia się temu, że użyłem jego wizerunku na okładce książki. Twierdzi, że powinien mieć prawo do decydowania, jak będzie traktowany jego wizerunek” – czytamy dalej.
„Jesteśmy przekonani, że nie złamaliśmy prawa, co będziemy bronić i wyjaśniać w sądzie. Wierzymy w sprawiedliwy proces” – dodał dziennikarz.
Według Aktuality.sk jest to największy pozew przeciwko dziennikarzowi we współczesnej historii Słowacji, ponieważ premier domaga się przeprosin i 100 tys. euro odszkodowania nie tylko od autora, ale także od wydawnictwa.
Na Słowacji wydawcy książek wiedzą, że jeśli chcą użyć fotografii na okładce książki, powinni mieć oprócz praw do samej fotografii także zgodę na wykorzystanie wizerunku osoby, której zdjęcie dotyczy.
Dlatego w pierwszym kroku albo sami robią zdjęcie, albo kupują licencję od jego autora lub agencji. Następnie powinni mieć podpisaną zgodę od osoby, która jest na zdjęciu.
Z tego powodu na Słowacji niektóre książki o znanych osobach nie mają ich fotografii na okładce, lecz jedynie ilustrację, element graficzny lub zdjęcie utworzone przy pomocy sztucznej inteligencji. Osoby te mogą bowiem sprzeciwiać się wykorzystaniu swojego wizerunku w sprzedaży i promocji książki.
Jeśli jednak książka — jak pisze Dennik N — dotyczy osoby publicznej, takiej jak premier i przewodniczący najważniejszej partii politycznej w kraju, sytuacja może być nieco inna. Osoby publiczne mają bowiem mniejszą ochronę prywatności, ponieważ ich działania i wypowiedzi są przedmiotem zainteresowania publicznego.
„Pozew Roberta Ficy przeciwko redaktorowi naczelnemu Aktuality.sk to procedura SLAPP, która nie jest godna premiera kraju UE, ale niestety jest częścią strategii premiera, aby nałożyć kaganiec słowackim dziennikarzom krytycznym wobec niego” – powiedział redakcji Euractiv Pavol Szalai, dyrektor organizacji Reporterzy bez Granic (RSF) w Unii Europejskiej i na Bałkanach.
SLAPP to strategiczny pozew przeciwko udziałowi społeczeństwa, mający na celu zastraszenie i sprowokowanie autocenzury.
Według Szalai taka forma zastraszania, jaką zademonstrował Fico przeciwko Bárdy’emu, odzwierciedla spadek Słowacji w rankingu na 29. pozycję, czyli aż o 12 miejsc.
„Po kilku rządach, które dążyły do poprawy wolności prasy, wybory parlamentarne w 2023 r. przywróciły do władzy premiera Roberta Ficę, sygnalizując koniec wysiłków w tej dziedzinie” – oceniła wówczas sytuację na Słowacji RSF.
Straż Graniczna znalazła w lesie na Podlasiu fragmenty balonu meteorologicznego, do którego przytwierdzona była paczka z papierosami bez akcyzy. Balon wleciał na terytorium Polski z Białorusi.
„Funkcjonariusze Straży Granicznej w kompleksie leśnym w gminie Płaska ujawnili szczątki balonu meteorologicznego z podczepionym pakunkiem owiniętym czarną folią. W środku znajdował się lokalizator oraz wyroby tytoniowe” – czytamy w komunikacie Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Białymstoku.
Balon przewoził ponad 1,3 tys. paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy. Gdyby weszły do obrotu, Skarb Państwa straciłby blisko 36,5 tys. złotych.
W pobliżu miejsca znalezienia balonu funkcjonariusze Straży Granicznej zatrzymali do kontroli samochód na litewskich numerach rejestracyjnych. Podróżującym nim obywatele Litwy byli w drodze po odbiór nielegalnego towaru.
„Mężczyźni usłyszeli zarzuty z kodeksu karnego-skarbowego. Nielegalne papierosy zgodnie z właściwością zostały przekazane Służbie Celno-Skarbowej” – czytamy w komunikacie Straży Granicznej
Nowe sposoby na przemyt wymusza wybudowana na polsko-białoruskiej granicy zapora wyposażona w system kamer i czujników oraz zamknięcie drogowych przejść granicznych z Białorusią.
Wykorzystując odpowiednie warunki pogodowe, zwłaszcza wiatr wiejący w kierunku Polski, przemytnicy wypuszczają z Białorusi balony meteorologiczne, do których przyczepiają ładunki z kontrabandą i lokalizatorem. Miejsce lądowania balonów szacują na podstawie siły i kierunku wiatru oraz danych z urządzenia GPS.
Tylko w ostatnim czasie doszło do kilku takich prób.
W okolicach Kuźnicy funkcjonariusze zabezpieczyli 1,5 tys. paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy o łącznej wartości blisko 24,5 tys. zł. W gminie Nowy Dwór znaleziono fragmenty balonu meteorologicznego przewożącego 1,4 tys. paczek papierosów o wartości ponad 23 tys. zł.
W sumie przy granicy z Białorusią Straż Graniczna przejęła 3,4 tys. paczek papierosów bez akcyzy o łącznej wartości ok. 67 tys. zł.