Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Nie 19, a 21 dronów przekroczyło polską przestrzeń powietrzną w nocy z 9 na 10 września – mówi prezydencki minister
„Według naszych informacji granicę przekroczyło 21 dronów” – powiedział rano w Radiu ZET prezydencki minister Marcin Przydacz.
Jak przekazał Przydacz, niektóre maszyny weszły w polską przestrzeń powietrzną i zawróciły.
„Według polskiego wojska drony stanowiły zagrożenie, dlatego zostały kinetycznie neutralizowane. Przyjdzie nam poczekać na raport pewnych informacji, dlaczego stanowiły zagrożenie” – mówił minister i dodawał, że „jeśli 200-kilogramowy dron leci nad terytorium Polski, to sam w sobie już stanowi zagrożenie”.
„17 dron odnaleziony w miejscowości Przymiarki, gmina Księżopol powiat Biłgoraj. Wszystkie służby zostały powiadomione. Policja będzie prowadziła czynności i zabezpieczała teren” – mówiła wczoraj wieczorem Karolina Gałecka, rzeczniczka MSWiA.
Jeszcze wczoraj wieczorem mówiło się o 19 dronach, które przekroczyły polską przestrzeń powietrzną.
Przypomnijmy: w nocy z 9 na 10 września rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną. Działo się to w trakcie kolejnego zmasowanego ataku powietrznego na Ukrainę. Pierwsze wtargnięcie odnotowano tuż przed północą 9 września, ostatnie ok. godz. 6 rano 10 września.
Kilka dronów zostało zestrzelonych przez stacjonujące w Polsce samoloty F-35 należące do holenderskich sił powietrznych. Szczątki dronów znaleziono do tej pory w 16 lokalizacjach. Większość z nich znaleziono w województwie lubelskim, ale kilka dotarło znacznie dalej od granicy – m.in. w okolice Elbląga w województwie warmińsko-mazurskim, w okolice Opoczna w województwie łódzkim oraz w okolice Nowego Miasta nad Pilicą położonego ok. 75 km od Warszawy.
Przeczytaj także:
Brazylijski sąd najwyższy uznał byłego prezydenta Brazylii, 70-letniego Jaira Bolsonara za winnego próby zamachu stanu. To precedens w burzliwej historii kraju
W czwartek 11 września winę Bolsonara uznali sędziowie Cármen Lúcia Antunes Rocha i Cristiano Zanin. Dwa dni wcześniej podobną decyzję podjęła inna dwójka sędziów. Oznacza to, że z pięcioosobowego panelu sędziowskiego cztery osoby są przekonane o winie byłego prezydenta i wyrok zapadł.
Informując o nim, sędzia sądu najwyższego Alexandre de Moraes stwierdził, że Bolsonaro „próbował zniszczyć niezbędne fundamenty demokratycznego państwa prawa, czego największą konsekwencją byłby powrót dyktatury w Brazylii„. Sędzia Antunes Rocha mówiła zaś, że Bolsonaro zasiał w Brazylii „złośliwe ziarna antydemokracji”, ale wyraziła radość z tego, że brazylijskie instytucje i społeczeństwo się obroniły.
Były prezydent został skazany na 27 lat i trzy miesiące więzienia. Sędzia Moraes przez cztery godziny tłumaczył, dlaczego zapadł taki, a nie inny wyrok, mówiąc, że Bolsonaro był przywódcą kryminalnej struktury odpowiedzialnej za zamieszki w styczniu 2023, kiedy po przegranych przez niego wyborach jego zwolennicy ruszyli na sąd najwyższy, parlament i pałac prezydencki, plądrując je.
Jednak piąty sędzia, Luiz Fuks, głosował za uniewinnieniem Bolsonara. Jego zdaniem nie ma dowodów, że to on stał na czele „powstania" 8 stycznia 2023 roku.
Jair Bolsonaro został prezydentem w 2019 roku, a do władzy doprowadził go prawicowy, populistyczny program, który można ogólnie porównać do agendy Donalda Trumpa. Zasłynął m.in. nonszalanckim stosunkiem do obostrzeń pandemicznych podczas swojej kadencji, ale przeciwnicy wielokrotnie wypominali mu również wypowiedzi sprzed prezydentury chwalące wojskową dyktaturę w Brazylii czy rządy Pinocheta w Chile oraz aprobatę tortur.
W 2022 roku Bolsonaro przegrał minimalnym stosunkiem głosów kolejne wybory na rzecz charyzmatycznego kontrkandydata lewicy, Luiza Inácia Luli da Silvy. Został tym samym pierwszym prezydentem Brazylii, który nie zdobył drugiej kandencji, a wynik wyborów unaocznił głęboką polaryzację brazylijskiego społeczeństwa. W odpowiedzi rozwścieczeni zwolennicy Bolsonara ruszyli na obiekty rządowe w stolicy kraju, Brasilii.
W 1964 roku w Brazylii doszło do wojskowego zamachu stanu, który doprowadził do ponad 20-letnich dyktatorskich rządów popieranych przez armię – stąd tak obfite wzmianki w mowach sędziowskich na temat możliwości powrotu do wojskowej dyktatury.
Przeczytaj także:
24 lata temu, w największym skoordynowanym ataku terrorystycznym w historii, zginęło 2977 osób
W Stanach Zjednoczonych trwają obchody upamiętniające 24. rocznicę ataków terrorystycznych z 11 września. W uroczystościach na terenie Pentagonu w Waszyngtonie wziął udział Donald Trump.
Podczas przemówienia amerykański prezydent przytoczył ostatnie słowa kilku pasażerów porwanych samolotów, jakie skierowali przez telefon do swoich najbliższych. Trump opowiedział także historie kilku bohaterów, którzy dobrowolnie ruszyli na pomoc poszkodowanym w atakach. Część z nich zginęła pod gruzami.
„Tego pamiętnego dnia dzikie potwory zaatakowały same symbole naszej cywilizacji. Jednak tutaj, w Wirginii, w Nowym Jorku i na niebie nad Pensylwanią, Amerykanie nie wahali się. Stanęli na nogi i pokazali światu, że nigdy się nie poddamy”
– powiedział Trump.
„W kolejnych latach wysłaliśmy jasną wiadomość do wszystkich naszych wrogów: jeśli zaatakujecie Stany Zjednoczone, znajdziemy was, zmiażdżymy was bezlitośnie i zatriumfujemy bez wahania. Dlatego nazwaliśmy dawny Departament Obrony, Departamentem Wojny. Będzie inaczej” – powiedział Trump, nawiązując do nowej, rozszerzonej nazwy departamentu stanu odpowiadającego za bezpieczeństwo.
W Nowym Jorku odbyła się doroczna ceremonia odczytywania imion i nazwisk ofiar, które zginęły w zamach. Wyczytywanie nazwisk niemal 3 tys. ofiar zamachów trwa kilka godzin. Ceremonia przerywana jest sześciokrotnie, aby upamiętnić minutą ciszy najtragiczniejsze momenty tego dnia:
8:46 – uderzenie samolotu w północną wieżę World Trade Center (Lot 11 American Airlines)
9:03 – uderzenie samolotu w południową wieżę World Trade Center (Lot 175 United Airlines)
9:37 – uderzenie samolotu w Pentagon (lot 77 American Airlines)
9:59 – zawalenie się południowej wieży WTC
10:03 – rozbicie się czwartego porwanego samolotu United Airlines lot 93 na polu w pobliżu Shanksville w Pensylwanii
10:28 – zawalenie się północnej wieży WTC
11 września 2001 roku terroryści islamskiej organizacji Al–Kaida porwali w USA cztery samoloty. Dwa z nich uderzyły w 110-piętrowe, bliźniacze wieżowce w Nowym Jorku, trzeci w gmach Pentagonu w Waszyngtonie, w którym mieściło się dowództwo amerykańskiej armii. Czwarty z samolotów, który miał uderzyć w waszyngtoński Kapitol, rozbił się w Pensylwanii po tym, jak pasażerowie podjęli walkę z porywaczami.
W dniu zamachów zginęło 2977 osób — pasażerów porwanych samolotów, osób pracujących w zaatakowanych budynkach, strażaków, policjantów i pracowników innych służb, którzy ruszyli na pomoc poszkodowanym. Tego dnia życie straciło również 19 terrorystów.
W kolejnych latach wiele osób, które przeżyły zamachy, zmarło z powodu chorób wywołanych przez toksyczne substancje, które uwolniły się po zawaleniu się wież World Trade Center. Liczba ta szacowana jest na ok. 7 tys.
Przeczytaj także:
Rzecznik Kremla powiedział, że nie ma nic do dodania w sprawie dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną, a wielkie manewry „Zapad” nie są wymierzone w żaden z krajów
Dmitrij Pieskow zapowiedział, że po raz ostatni zabiera głos w sprawie wtargnięcia rosyjskich dronów nad polskie terytorium.
„Nasze ministerstwo obrony wypowiedziało się na ten temat i zaproponowało konsultacje, jeśli będą konieczne” – powiedział rzecznik Kremla i podkreślił, że nie ma już w tej sprawie „nic do dodania”.
„Jeśli chodzi o retorykę i oświadczenia, które słyszymy z Warszawy, to właściwie nie ma w nich nic nowego. Ta retoryka jest ostatnio charakterystyczna dla prawie wszystkich stolic europejskich. Widzimy jej kontynuację”
- dodał Pieskow.
Przedstawiciel Kremla powiedział także, że rozpoczynające się 12 września wspólne manewry Rosji i Białorusi o nazwie „Zapad”, które będą prowadzone m.in. w pobliżu granicy białorusko-polskiej, nie są skierowane przeciwko żadnemu krajowi.
„To zaplanowane ćwiczenia (…). Mówimy o kontynuacji współpracy wojskowej i wypracowaniu interakcji między dwoma strategicznymi sojusznikami” – powiedział Pieskow.
Rzecznik Kremla powiedział też, że nie ma jeszcze porozumienia w sprawie terminu nowej rozmowy telefonicznej rosyjskiego przywódcy Władimira Putina z prezydentem USA Donaldem Trumpem.
"W razie potrzeby połączenie można szybko zorganizować” – dodał.
W nocy z 9 na 10 września 19 dronów przekroczyło polską granicę i poruszało się w głąb kraju. Kilka z nich zostało zestrzelonych przez stacjonujące w Polsce samoloty F-35 należące do holenderskich sił powietrznych. Szczątki dronów znaleziono do tej pory w 16 lokalizacjach.
Początkowo Kreml nie komentował sytuacji. Pytany o nią podczas konferencji prasowej, Dmitrij Pieskow odsyłał do ministerstwa obrony.
„Przywódcy UE i NATO codziennie oskarżają Rosję o prowokacje. Najczęściej nawet nie próbując przedstawić żadnych argumentów, a Warszawa nawet nie próbowała skontaktować się z Moskwą" – powiedział rzecznik Kremla.
Jednak polski MSZ jeszcze rano wezwał do siebie kierującego rosyjską ambasadą w Warszawie charge d'affaires. Po spotkaniu w rozmowie z dziennikarzami Andriej Ordasz publicznie powiedział, że Warszawa nie ma żadnych dowodów na to, że drony atakujące Polskę były z Rosji.
Przeczytaj także:
Jeśli Polska ma jakieś pytania w sprawie dronów, może skorzystać z istniejących kanałów i je zadać – ogłosiła 11 września rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa.
Od dronowego rosyjskiego ataku na Polskę 10 września jest to już piąte wezwanie z Moskwy do rozmów i wyjaśniania „szczegółów” kierowane do Warszawy.
Pierwszy powiedział o tym rzecznik Putina Pieskow 10 września w południe („Nie, Kreml nie otrzymał od polskich władz żadnych próśb o kontakt)
Potem w oficjalnych komunikatach ofertę konsultacji złożył rosyjski MON, a za nim powtórzył to MSZ.
Ofertę rozmów w sprawie „wyjaśniania” ataku dronowego na Polskę ponowił Pieskow 11 września, a za nim – rzeczniczka MSZ Zacharowa (na zdjęciu – z szefem rosyjskiego MSZ Ławrowem).
Propagandyści w rosyjskiej telewizji sugerowali 11 września, że Moskwa liczy na telefon od prezydenta Karola Nawrockiego, który powinien to zrobić „za pośrednictwem swojego BBN”.
Tłem od tych zaproszeń do rozmów są mętne wyjaśnienia rosyjskie w sprawie pochodzenia dronów, które spadły na Polskę. Rosja najpierw ogłosiła, że nie ma dowodów, że drony były rosyjskie. I że mamy do czynienia z ukraińska prowokacją. Potem ogłosiła, że tego dnia „po prostu” atakowała zachodnią Ukrainę, ale użyła do tego dronów o zasięgu do 700 km. Problem jest tu taki, że od granicy Rosji do Lwowa jest w linii prostej ponad 600 km, a do Iwano-Frankiwska – ponad 700 km. Takie drony musiałyby więc lecieć z Białorusi. Ta jednak kategorycznie zaprzecza – twierdzi, że atak na Polskę nastąpił z Ukrainy, a właściwie (w wersji skorygowanej po ujawnieniu przez Polskę szczegółów) – z Białorusi, która jednak była krajem przelotowym dla tych dronów i nawet część z nich zestrzeliła.
Te szczegóły, którymi zarzuca teraz Polskę strona rosyjska, miałyby być wyjaśniane w toku „konsultacji”.
Moskwa formalnie zgadza się na generalne postulaty („że potrzebny jest pokój”), a następnie zasypuje drugą stronę szczegółami, które należałoby wcześniej rozstrzygnąć. Do tego zaś – twierdzi – niezbędne jest powołanie zespołów ekspertów niskiego szczebla.
Moskwie udało się przekonać Donalda Trumpa (na Alasce 15 sierpnia), że do prowadzenia takich szczegółowych rozmów nie jest potrzebne ogłoszenie rozejmu na froncie w Ukrainie. Gdyż od razu można rozmawiać o porozumieniu pokojowym. Moskwa gotowa jest je zawrzeć natychmiast, pod warunkiem, że spełnione zostaną wszystkie jej żądania, a Ukraina wyłoni władze, które Moskwa uzna za akceptowalne. Rozmowy z prezydentem Zełenskim wyklucza, gdyż nie uważa go za legalnego lidera Ukrainy.
W tej chwili do grona zachodnich liderów, którzy mimo to uważają, że rozmowy z Rosją mają sens, poza Donaldem Trumpem należą: Viktor Orbán z Węgier, Robert Fico ze Słowacji oraz Aleksander Vucić z Serbii. Od kilkunastu dni propaganda Kremla sugeruje, że mógłby do nich dołączyć też Karol Nawrocki – ze względu na jego antyukraińską i antyunijną retorykę, więzi z Donaldem Trumpem i sojusz polskiej prawicy z Orbánem.
W Sejmie 10 września premier Donald Tusk, informując o sytuacji w kraju po najpoważniejszym od II wojny światowej ataku Rosji, ogłosił, że współpracuje z prezydentem i wszystkie polskie kroki dyplomatyczne są wspólnie uzgadniane i koordynowane. Podkreślił, że teraz Polska ma jednego wroga – na wschodzie.
Przeczytaj także: