Administracja prezydenta Joe Bidena pozwoliła Ukrainie na użycie dostarczonej przez USA broni do uderzenia głęboko na terytorium Rosji
„Bolesławiec bez pedałów” – można było usłyszeć podczas piątkowej parady z okazji lokalnego Święta Ceramiki. Jak opisała „Gazeta Wyborcza”, w ruch poszły butelki i ciężkie przedmioty. Jedna z uczestniczek imprezy wylądowała na SOR.
W piątek już po raz 30. odbyło się jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń na Dolnym Śląsku — parada z okazji bolesławieckiego Święta Ceramiki. Wśród uczestników wydarzenia znaleźli się przedstawiciele LGBTQ+, w tym przedstawiciele drużyny sportowej Homokomando, którzy nieśli ze sobą tęczowe flagi i transparenty — czytamy na łamach „Gazety Wyborczej".
Na paradzie byli również obecni kibice klubu FC Bolesławiec, z których część zachowywała się agresywnie. Awanturującym się została zwrócona uwaga. Kibice w reakcji oddalili się i zajęli miejsce około 30 metrów za członkami społeczności LGBTQ+, po czym zapalili flary. Gdy ponownie skrytykowano ich zachowanie, grupa mężczyzn postanowiła wyjść z marszu.
Gdy uczestnicy parady dotarli do sceny głównej, czekali tam na nich kibice. W stronę osób społeczności LGBTQ+ poleciały nie tylko wyzwiska, ale i butelki oraz ciężkie przedmioty. Jeden z nich o mało nie trafił w dziecko.
Agresywne zachowanie nagrali dziennikarze portalu istotne.pl.
Tłum fotografów i obserwatorów skutecznie oddzielił atakujących od członków społeczności LGBTQ+ i żadnemu z jej członków nic poważnego się nie stało. Nie wszyscy jednak mieli tyle szczęścia.
Jedna z kobiet zaczęła nagrywać agresywne zachowanie mężczyzn. „Tam było jakichś dziesięciu młodych, napakowanych mężczyzn, którzy owszem, przestali skandować, ale odwrócili się do mnie, zobaczyli, że wyciągam telefon i zaczęli krzyczeć: „zabrać kur... ten telefon”, „zaje... kur...”. Zaczęli zasłaniać twarze, szturchać mnie tymi napakowanymi łokciami, uderzyli mnie w pierś — powiedziała „Wyborczej” jedna z uczestniczek parady.
Napastnicy wytrącili kobiecie telefon, a jeden z nich rzucił się na kobietę. Gdy próbowała go powstrzymać, złapała go za kieszeń, która się rozdarła. Pozostali powalili ją na ziemię.
Kobietę zabrało pogotowie. Na SOR stwierdzono uraz nadgarstka, podudzia, stłuczenie kolana oraz reakcję na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne.
Do 12 sierpnia w Gazie zginęło 39 897 Palestyńczyków, a 92 152 zostało rannych, przy czym wielu nadal uznaje się za zaginionych — informują Lekarze Bez Granic.
Palestyńczycy są nieustannie narażeni na ciągłe ataki.
Gdy na całym świecie dzieci przygotowują się do nowego roku szkolnego, Organizacja Narodów Zjednoczonych informuje, że do 6 lipca w Gazie zaatakowano 477 z 564 szkół. 10 sierpnia w izraelskim ataku na szkołę al-Tabin będącej też schronem zginęły 93 osoby w szkole będącej też schronem. Wskutek ataku wybuchł pożar, którego nie udało się ugasić z powodu poważnych niedoborów wody.
Jak podaje AFP, w ostatnich tygodniach izraelskie wojsko zaatakowało kilka szkół w Strefie, głównie w mieście Gaza. Według strony izraelskiej w szkołach znajdują się centra dowodzenia Hamasu. Bojownicy palestyńskiej organizacji temu zaprzeczają.
Lekarze Bez Granic alarmują, że w pierwszych dwóch tygodniach sierpnia zablokowana została jedna trzecia planowanych przez organizacje misji humanitarnych.
Pomoc blokowana jest na przejściach granicznych – część z nich jest zamknięta, część nie działa w pełni lub wpuszcza ograniczoną pomoc. Ciężarówki, które stoją w korkach, narażone są na kradzieże.
Również bezpiecznie nie mogą czuć się pracownicy organizacji humanitarnych — od początku wojny zginęło w Strefie już blisko 300 osób.
10 tys. krytycznie chorych pacjentów ciągle czeka na ewakuację.
Izraelska ofensywa odwetowa przeciwko Hamasowi spowodowała śmierć co najmniej 40 223 osób w Strefie Gazy, według ministerstwa zdrowia rządzonego przez Hamas.
Według biura ONZ ds. praw człowieka, większość zabitych w Strefie Gazy to kobiety i dzieci.
Zdaniem szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen zapełnione w 90 procentach gazem magazyny gwarantują bezpieczeństwo dostaw energii przed zbliżającym się sezonem grzewczym.
Inwazja Rosji na Ukrainę wywołała w 2022 roku zakłócenia na rynkach energii i spowodowała wzrost cen gazu i prądu. Kraje UE podjęły szybkie działania i uzgodniły m.in., że zwiększą rezerwy gazu, aby zapewnić Europejczykom wystarczającą podaż — podaje PAP.
W tym celu w czerwcu 2022 roku przyjęto unijne rozporządzenie w tej sprawie. Przewiduje ono, że podziemne magazyny na terytorium państw członkowskich muszą zostać napełnione przed zimą w 90 proc.
Rozporządzenie okazało się skuteczne. Jak podaje PAP, w 2023 r. poziom napełnienia magazynów był znacznie wyższy niż w poprzednich latach. „W przededniu sezonu grzewczego 2023/2024 zbiorniki gazu były niemal pełne we wszystkich państwach UE, które posiadają magazyny” – czytamy.
„Dzięki wspieraniu odnawialnych źródeł energii, oszczędzaniu energii i poszukiwaniu nowych dostawców możemy magazynować gaz na zimę. Gwarantuje to bezpieczeństwo dostaw energii i stabilność rynków energii” – napisała w środę szefowa KE.
W nocy z 20 na 21 sierpnia Ukraina zaatakowała Moskwę przy pomocy co najmniej 11 dronów, co według strony rosyjskiej było jednym z największych ataków dronów na stolicę od początku wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku.
Wojna w Ukrainie nasiliła się 6 sierpnia, kiedy to wojska ukraińskie wkroczyły w zachodni region Kurska.
Rosyjskie ministerstwo obrony podało, że łącznie zestrzeliło 45 dronów, w tym 11 nad regionem moskiewskim, 23 nad przygranicznym regionem Briańska, sześć nad regionem Biełgorodu, trzy nad regionem Kaługi i dwa nad regionem Kurska.
Niektóre z dronów zostały zniszczone nad Podolskiem, w regionie moskiewskim około 38 km na południe od Kremla — jak przekazał mer Moskwy Siergiej Sobianin.
„To jedna z największych w historii prób ataku na Moskwę przy użyciu dronów” – napisał Sobianin na Telegramie. „Obrona Moskwy, umożliwiła skuteczne odparcie wszystkich ataków wrogich dronów” – dodał.
Rosja posuwa się naprzód we wschodniej Ukrainie, gdzie kontroluje około 18 proc. terytorium, i odpiera ukraińskie wojska w regionie Kurska. Jak pisze Reuters, jest to największy zagraniczny atak na terytorium Rosji od czasów II wojny światowej.
Loty były przez cztery godziny wstrzymane na lotniskach Wnukowo, Moskwa Żukowskij i Moskwa Domodiedowo, ale nad ranem zostały wznowione.
Sobianin poinformował także, że według wstępnych danych nie zgłoszono żadnych obrażeń ani szkód w wyniku ataków.
Atak dronów na Moskwę jest porównywalny do ataku z maja 2023 roku, kiedy to zniszczono co najmniej osiem dronów nad stolicą. Prezydent Władimir Putin mówił wtedy, że była to próba Kijowa, by „zastraszyć i sprowokować Rosję”.
W Kursku rosyjscy blogerzy wojskowi informowali o intensywnych walkach na froncie w regionie, gdzie Ukraina zdobyła co najmniej 450 km kwadratowych rosyjskiej ziemi.
Źródło: Reuters
Najwyższa Izba Kontroli zajmie się wnioskiem Sławomira Nitrasa, który chce sprawdzenia działalności Polskiego Komitetu Olimpijskiego podczas Igrzysk w Paryżu.
Rozwija się konflikt na linii Polski Komitet Olimpijski – Ministerstwo Sportu. Wczoraj opisywaliśmy ustalenia Onetu, który ujawnił treść pisma wysłanego przez PKOl do członków związków sportowych. Minister sportu Sławomir Nitras zażądał od nich podsumowania kosztów i efektów ich pobytu w Paryżu podczas Igrzysk Olimpijskich
W stanowisku PKOl, poza podziękowaniami dla olimpijczyków, można przeczytać, że „retoryka porażki”, którą posługuje się MS, jest krzywdząca dla sportowców, a także całego zaplecza szkoleniowego. Przypomnijmy, że w Paryżu reprezentanci Polski zdobyli 10 medali, zajmując 41. w ogólnej klasyfikacji. Autorzy listu przekonują, że to nie PKOl odpowiada za ich szkolenia czy występy, tylko związki sportowe i samo ministerstwo, które je finansuje.
W środę doczekaliśmy się odpowiedzi ministra sportu, który chciałby dokładnej kontroli działania PKOl.
„Zwróciłem się do prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia z prośbą o przeprowadzenie pilnej, doraźnej kontroli w PKOl dotyczącej wydatkowania pieniędzy z budżetu państwa i spółek skarbu państwa” – mówił Sławomir Nitras dziennikarzom. – „To niedopuszczalne, że na igrzyska jadą działacze związków sportowych, których zawodnicy nie uzyskali kwalifikacji, nie ma tam żadnego ich sportowca” – podkreślał szef resortu sportu i turystyki. Do stolicy Francji pojechał między innymi szef federacji rugby, który wziął ze sobą też osobę towarzyszącą. W olimpijskich zmaganiach nie wzięła udziału żadna z reprezentacji podlegającej jego związkowi.
Z listy pokazanej przez Nitrasa wynika, że takich przypadków było więcej. Swoich przedstawicieli na Igrzyska wysłały między innymi związki sumo, unihokeja, piłki nożnej, breakingu czy muay thai, a nawet hokeja na lodzie. W Paryżu gościli również przedstawiciele Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.