Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
UNRWA – agenda ONZ ds. pomocy palestyńskim uchodźcom nie będzie miała prawa operować w Izraelu.„To kolektywna kara”.
Stosunkiem głosów 92 do 10 Kneset przegłosował w poniedziałek ustawę zakazującą działalności UNRWA na terenie całego kraju. Ustawa formalnie zrywa również więzi z tą organizacją. Izraelscy urzędnicy i instytucje mają zakaz współpracy z UNRWA, a jej pracownicy tracą przywileje dyplomatyczne w Izraelu.
„Pracownicy UNRWA zaangażowani w działalność terrorystyczną przeciwko Izraelowi muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności” – poinformowała kancelaria premiera Benjamina Netanjahu w oświadczeniu.
UNRWA to organizacja powołana przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1949 roku. Ma mandat do prowadzenia działalności na Bliskim Wschodzie — na Zachodnim Brzegu Jordanu, w tym we Wschodniej Jerozolimie, w Strefie Gazy, Jordanii, Libanie i Syrii. Zajmuje się udzielaniem pomocy humanitarnej i ochrony uchodźcom palestyńskim przymusowo wysiedlonym z terenów państwa Izrael oraz zamieszkującym terytoria okupowane.
Izrael oskarża organizację o sprzyjanie Hamasowi, a 12 jej pracowników o udział w zamachach terrorystycznych na Izrael 7 października 2023 roku. Już od wielu lat apelował do ONZ o likwidację agencji i zastąpienie jej nową organizacją ze względu na to, że ma być zinfiltrowana przez Hamas.
URNWA odpiera te zarzuty, twierdząc, że Izrael nie przedstawił nigdy wystarczających dowodów na kontakty jej pracowników z Hamasem, a tym bardziej na udział pracowników organizacji w zamachach terrorystycznych. Oskarża Izrael o rozsiewanie dezinformacji na temat organizacji i uniemożliwianie jej działania.
”Poniedziałkowe głosowanie w Knesecie, zakazujące działalności Agencji ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie, stoi w sprzeczności z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych, stanowi pogwałcenie izraelskich zobowiązań na gruncie prawa międzynarodowego i ustanawia bardzo niebezpieczny precedens” – napisał w oświadczeniu Philippe Lazzarini, szef agencji.
Zdaniem Lazzariniego działanie Izraela to kolejny krok w trwającej od dawna kampanii oszczerstw wobec agencji, której celem jest delegitymizacja jej działalności i powstrzymanie pomocy humanitarnej dla Palestyńczyków.
Ustawy przyjęte przez Kneset, które wejdą w życie w ciągu 90 dni “pogłębią jedynie cierpienie Palestyńczyków”, szczególnie w Gazie, gdzie ludzie “od ponad roku żyją w piekle” – napisał Lazzarini na platformie X. Działania Izraela określił mianem “kolektywnej kary” dla Palestyńczyków.
Decyzję Izraela skrytykował też sekretarz generalny ONZ António Guterres. Zwrócił uwagę, że wejście w życie ustaw Knesetu “uniemożliwi agencji wykonywanie jej niezwykle niezbędnej pracy”, co będzie miało „dramatyczne konsekwencje” w regionie.
Wielokrotnie w obronie agencji głos zabierał także szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
UNRWA to najważniejsza organizacja udzielająca pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie. Zatrudnia ponad 30 tysięcy pracowników, odpowiada za dostawy żywności, świadczenie usług zdrowotnych, w tym szczepienia, i organizację szkolnictwa. W praktyce większość Palestyńczyków zamieszkujących Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu polega na pomocy humanitarnej świadczonej przez tę agencję.
To właśnie za taką działalność organizacja została nominowana w tym roku do Pokojowej Nagrody Nobla.
Sekretarz Generalny ONZ wielokrotnie podkreślał, że UNRWA jest zupełnie „niezastąpiona” w swojej działalności na Bliskim Wschodzie, a znaczenie organizacji jeszcze wzrosło od czasu wybuchu wojny w Strefie Gazy i Libanie.
Działalność organizacji jest gwarantowana rezolucją ONZ. Państwo, które tak jak Izrael jest sygnatariuszem Karty Narodów Zjednoczonych, nie może arbitralną decyzją władz nie uznawać mandatu organizacji ONZ. Decyzję Izraela potępiła Unia Europejska, Wielka Brytania i Waszyngton.
Jak informuje Rzeczpospolita, Adam Bodnar złożył dziś pozew przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu. Chodzi o wypowiedź byłego premiera po śmierci polskiego żołnierza ugodzonego nożem na granicy
Adam Bodnar złożył przeciwko Mateuszowi Morawieckiemu pozew o ochronę dóbr osobistych. Minister sprawiedliwości domaga się od byłego premiera przeprosin za przypisanie mu odpowiedzialności za ugodzenie nożem polskiego żołnierza na polsko-białoruskiej granicy.
“Pan Mateusz Morawiecki stwierdził, że pan Adam Bodnar „ma krew na rękach”. Nie może być tolerancji dla głoszenia tak radykalnych tez bez cienia dowodu, niezależnie od tego, czy osoba, której działania zostają poddanie krytyce, jest politykiem czy nie. Nie ma zgody na sugestie, że pan Adam Bodnar jest odpowiedzialny za śmierć człowieka” – powiedzieli w rozmowie z „Rzeczpospolitą” pełnomocnicy ministra, adwokaci dr Michał Zacharski i dr Kamil Rudol.
Jak dodają, pozew złożono także w trosce o dobre standardy debaty publicznej.
Adam Bodnar domaga się od Morawieckiego wpłaty 10 tys. zł na WOŚP i opublikowania przeprosin w mediach społecznościowych byłego premiera oraz na profilu PiS na portalu X.
Pozew dotyczy słów Mateusza Morawieckiego wypowiedzianego po śmierci polskiego żołnierza ugodzonego nożem na granicy polsko-białoruskiej.
Do zdarzenia doszło 28 maja w okolicach Dubicz Cerkiewnych. Jeden z migrantów podczas próby przedostania się przez zaporę chroniącą polską granicę, ugodził nożem szer. Mateusza Sitka. Raniony w klatkę piersiową żołnierz zmarł po kilku dniach w szpitalu.
Podczas zwołanej konferencji prasowej przy granicy z Białorusią, Mateusz Morawiecki powiedział:
“Drodzy żołnierze, drodzy funkcjonariusze. Ja wam dziękuję. Dziękuję wam w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i wszystkich Polaków, za waszą odważną postawę, za to, że nie wahacie się bronić nas, naszych granic, wbrew temu, co robią obecnie rządzący. A co oni robią? Powołują, to prokurator Bodnar, który ma krew na rękach tym, co się stało, powołuje zespół. Ale wiecie państwo do czego? Zespół do wyłapywania takich zachowań żołnierzy, które mogą doprowadzić żołnierzy do aresztu. Czy Wy coś z tego rozumiecie? Ja naprawdę zastanawiam się, komu to wszystko służy” – mówił były premier.
Morawiecki nawiązał do powołanego w kwietniu 2024 roku, a więc przed śmiercią żołnierza na granicy, zespołu prokuratorów. Jego celem jest zbadanie zachowań funkcjonariuszy podejmowanych wobec cudzoziemców, którzy przekroczyli granicę białorusko-polską. Zadaniem zespołu jest zatem wyjaśnianie spraw tzw. pushbacków, a nie ograniczanie prawa żołnierzy do samoobrony.
“Powołanie przedmiotowego zespołu śledczego w Prokuraturze Okręgowej w Siedlcach nie spowodowało jakichkolwiek ograniczeń faktycznych lub prawnych dla służb mundurowych lub żołnierzy w związku z ochroną pogranicza. Nie ma również żadnego związku między powstaniem owego zespołu śledczego a śmiercią jakiegokolwiek żołnierza” – podkreślił Adam Bodnar w pozwie przeciwko Morawieckiemu.
Jedna z najbardziej opiniotwórczych amerykańskich gazet nie poprze żadnego z kandydatów w nadchodzących wyborach. Zerwanie z 30-letnią tradycją to decyzja właściciela Washington Post, miliardera Jeffa Bezosa
W piątek 25 października wydawca Washington Post ogłosił, że jego medium nie poprze żadnego kandydata w wyborach prezydenckich w USA. Decyzja ta ma być “powrotem do korzeni” gazety.
„Wiemy, że zostanie odebrana na wiele sposobów, w tym jako milczące poparcie jednego kandydata, potępienie innego lub zrzeczenie się odpowiedzialności. To jest nieuniknione” – czytamy w opublikowanym w piątek felietonie wydawcy Willa Lewisa.
Według związku zawodowego zrzeszającego dziennikarzy i pracowników „Washington Post” tekst wyrażający poparcie dla Kamali Harris był już gotowy, ale o wstrzymaniu publikacji miał zdecydować właściciel gazety, miliarder Jeff Bezos.
„Kierownictwo ingerowało w pracę członków w redakcji”
- piszą związkowcy w oświadczeniu.
Według analityków, po decyzji ogłoszonej przez Willa Lewisa ok. 200 tysięcy abonentów anulowało swoje subskrypcje. Od piątku setki czytelników udostępniło w mediach społecznościowych zrzuty ekranu przedstawiające anulowanie subskrypcji dla Washington Post.
W niedzielę 27 października z funkcji redaktora naczelnego The Washington Post zrezygnował Robert Kagan.
Z redakcji zdecydowała się odejść także Michele Norris, felietonistka Washington Post i pierwsza czarnoskóra prezenterka National Public Radio (NPR).
„W takiej chwili każdy musi podejmować własne decyzje. Decyzja „Washington Post” o wstrzymaniu napisanego i zatwierdzonego wyrazu poparcia w wyborach, w których stawką są podstawowe zasady demokracji, była straszliwym błędem i obrazą utrzymującego się od dawna standardu gazety, polegającego na regularnym popieraniu kandydatów od 1976 r.” – napisała Norris na platformie X.
Decyzję o wstrzymaniu poparcia dla Kamali Harris przed Washington Post miał podjąć jego właściciel, miliarder Jeff Bezos, do którego należy także Amazon.
Tymczasem inny amerykański miliarder, Elon Musk, otwarcie popiera Donalda Trumpa. Za pośrednictwem stworzonej przez siebie organizacji America PAC Musk przekazał na rzecz kampanii kandydata republikanów już 75 mln dolarów.
Susan Rice, była ambasador USA przy ONZ i była doradczyni administracji Joe Bidena ds. polityki wewnętrznej, nazwała decyzję właścicieli The Washington Post „obłudną”.
„To tyle, jeśli chodzi o [hasło – przyp. OKO.press] «Demokracja umiera w ciemności»” – stwierdziła Rice, odnosząc się do oficjalnego hasła gazety, przyjętego w 2017 r., czyli już za rządów Bezosa.
David Maraniss, nagrodzony Pulitzerem reporter i redaktor Washington Post, dodał: „Gazeta, w której kochałem pracować przez 47 lat, umiera w ciemności”.
Paradoksalnie jednak, oburzenie po decyzji kierownictwa Washington Post odbiło się głośniejszym echem, niż gdyby gazeta po prostu udzieliła Kamali Harris poparcia.
Mimo tego, na podobny krok zdecydował się także inny potentat medialny – miliarder Patrick Soon-Shiong, właściciel gazety “Los Angeles Times”.
Córka Soon-Shiong, 31-letnia Nika Soon-Shiong, zasugerowała w mediach społecznościowych, że decyzję o powstrzymaniu się od poparcia któregoś z kandydatów podjęła cała rodzina, częściowo ze względu na politykę administracji Bidena i Harris wobec Izraela i Gazy.
Patrick Soon-Shiong publicznie zaprzeczył tym informacjom i podkreślił, że jego córka nie ma żadnego wpływu na politykę redakcji.
Po decyzji właścicieli “LA Times” ponad 2000 czytelników anulowało swoje subskrypcje.
Wybory prezydenckie w USA odbędą się we wtorek 5 listopada.
Kluczowe dla ich rozstrzygnięcia będą wyniki wyborów w tzw. swinging states. Według sondaży nieznacznie, w granicy błędu statystycznego, prowadzi w nich Donald Trump:
Trwa polityczny impas w Bułgarii. Centroprawicowa partia GERB byłego premiera Borisa Bojkowa ponownie wygrywa wybory, ale utworzenie stabilnej większości będzie trudne
Wstępne wyniki wskazują, że niedzielne (27 października) wybory w Bułgarii wygrała centroprawicowa partia Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB). Po przeliczeniu 82 proc. głosów poparcie dla GERB wynosi 26,08 proc.
Drugie miejsce z wynikiem 14,76 proc. zajęła centrowa koalicja Kontynuujemy Zmiany — Demokratyczna Bułgaria, która do marca 2024 r. współrządziła razem z GERB.
Na trzecim miejscu znalazła się prorosyjska partia Wazrażdane (Odrodzenie), zdobywając 13,8 proc. głosów.
Bułgarzy nie poszli tłumnie do urn. Na godzinę przed zamknięciem lokali wyborczych frekwencja wynosiła 35,5 proc., choć i tak była wyższa, niż zakładano.
Lider GERB Bojko Borisow podziękował wyborcom za wsparcie i powiedział, że jego partia utworzy nowy rząd.
„Będziemy współpracować ze wszystkimi oprócz Odrodzenia” – powiedział były premier.
GERB kilkukrotnie wygrywała wybory w ostatnich latach, ale nie była w stanie utworzyć stabilnej koalicji rządzącej. Przez to dochodziło do kolejnych, przedterminowych wyborów. W ciągu ostatnich trzech lat Bułgarzy szli do urn już siedem razy.
Ostatnie wybory w konstytucyjnym terminie odbyły się wiosną 2021 r. Doszło do nich po masowych protestach, które wybuchły w Bułgarii latem 2020 r. Rządzącego od 10 lat premiera Bojko Borisowa jego partię oskarżano o korupcję.
Mobilizacja społeczna spowodowała powstanie nowych antyestablishmentowych partii, które zaczęły zdobywać mandaty w parlamencie, urywając większość GERB. Nowe partie zapowiadały rozliczenie rządzących, ale nie były w stanie zrealizować swoich postulatów i szybko traciły poparcie.
Premier Bojko Borisow podkreślał, że jedyną alternatywą wobec jego prozachodnich rządów jest przejęcie władzy przez prorosyjskich nacjonalistów.
Obserwatorzy bułgarskiej sceny politycznej wskazują, że rozmowy koalicyjne i tym razem mogą zakończyć się fiaskiem. To oznaczałoby kolejne przedterminowe wybory w marcu 2025 roku.
Polityczny chaos zagraża bułgarskiej gospodarce. Z powodu nieosiągnięcia celów inflacyjnych plany przystąpienia przez Bułgarię do strefy euro zostały już dwukrotnie odroczone. Obecnie planowana data przystąpienia to 25 stycznia 2025 roku.
Litewska Partia Socjaldemokratyczna wygrała drugą turę wyborów parlamentarnych i zastąpi centroprawicowy rząd Ingridy Šimonytė. Socjaldemokraci zapowiadają podniesienie podatków dla najbogatszych i zbrojenie się na ewentualny atak Rosji
W niedzielę (27 października) na Litwie odbyła się druga tura wyborów parlamentarnych (pierwsza odbyła się w niedzielę 13 października).
Po podliczeniu 99 proc. głosów zwycięzcą ogłoszono Litewską Partię Socjaldemokratyczną (LPS), która do 141-osobowego, jednoizbowego parlamentu wprowadzi 52 posłów. Rządząca dotychczas partia Związek Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci zdobyła 28 mandatów.
Zwycięska LPS chce zbudować większość ze Związkiem Demokratów „W imię Litwy” (14 mandatów) oraz Litewskim Związkiem Rolników i Zielonych (8 mandatów). Taka koalicja liczyłaby 74 posłów, a więc miałaby tylko 3 mandaty więcej niż ustawowa większość.
Nie wiadomo, kto zostanie premierem. Typowana na to stanowisko liderka zwycięskiej LPS Vilija Blinkevičiūtė ucina spekulacje: “Omówimy to wewnątrz partii, rozważymy wszystkie plusy i minusy”.
Kampanię wyborczą na Litwie zdominowały dwa tematy: rosnące koszty życia oraz obawa przed zagrożeniem ze strony Rosji.
Według komentatorów odchodzący centroprawicowy rząd Ingridy Šimonytė zapłacił cenę za wysoką inflację, która w 2022 r. przekraczała na Litwie 20 proc. Zwycięska Litewska Partia Socjaldemokratyczna zapowiada podwyżki podatków dla najbogatszych, z których chce sfinansować świadczenia socjalne i poprawę systemu ochrony zdrowia.
Socjaldemokraci zamierzają też utrzymać wysoki poziom wydatków na obronność (w tym roku to ok. 3 proc. PKB), choć krytykowali rząd premier Šimonytė za podnoszenie podatków, które miały sfinansować te wydatki. Przeprowadzony w maju sondaż wskazał, że 75 proc. Litwinów uważa, że Rosja w najbliższej przyszłości może zaatakować ich kraj.
Litwa jest jednym z trzech państw UE (obok Niemiec i Węgier), w którym wybory parlamentarne odbywają się według mieszanej ordynacji wyborczej. 71 parlamentarzystów wybiera się w wyborach większościowych, czyli w jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW). Pozostałych 70 – w wyborach proporcjonalnych.
W litewskim systemie wyborca ma do dyspozycji dwa głosy. Jeden oddaje na kandydata zgłoszonego w jednomandatowym okręgu wyborczym. Zwycięża ten kandydat, który zdobędzie ponad 50% głosów. Jeśli żaden z kandydatów nie uzyska większości bezwzględnej, zarządzana jest druga tura pomiędzy dwoma kandydatami z najwyższymi wynikami w danym okręgu.
Drugi głos wyborca oddaje na partyjną listę, z której może wybrać do pięciu kandydatów, którym udziela poparcia. Wskazanie preferowanych kandydatów nie jest obowiązkiem wyborcy, może on poprzestać jedynie na wskazaniu listy.
W podziale 70 mandatów przyznawanych w systemie proporcjonalnym uczestniczą komitety wyborcze, które uzyskały w skali kraju minimum 5% głosów (próg wyborczy dla koalicji wynosi 7%).