Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
PKW na dzisiejszym zebraniu nie była w stanie znaleźć wspólnego stanowiska, które rozwiązałoby sprawę subwencji partyjnej dla PiS. Przewodniczący Marciniak mówi o patowej sytuacji i śle pisma do ministra finansów
„Wróciliśmy do kwestii rocznego sprawozdania finansowego Prawa i Sprawiedliwości. Były dwie propozycje wniosków. Jeden mówił, że w przypadku uwzględnienia skargi Sądu Najwyższego, PKW przyjmuje sprawozdanie. Taki projekt był przygotowany, ale nie uzyskał większości, bo były 4 głosy za i 4 przeciwko. Wniosek o odroczenie tej sprawy również nie uzyskał większości” – powiedział dziś po posiedzeniu Państwowej Komisji Wyborczej jej przewodniczący Sylwester Marciniak.
Marciniak poinformował też, że przesłał pismo do ministra finansów Andrzeja Domańskiego, w którym prosi o informację o wykonaniu przelewów dla Prawa i Sprawiedliwości w związku z uchwałą PKW z 30 grudnia 2024 roku. Jednocześnie Marciniak poinformował, że minister otrzyma aż trzy pisma od PKW. Komisja nie była bowiem w stanie przegłosować jednej, wspólnej treści pisma do Andrzeja Domańskiego.
Marciniak stoi na stanowisku, że „uchwała z 30 grudnia jest jednoznaczna i stanowi, że PKW niezwłocznie przyjmuje sprawozdanie finansowe komitetu po przyjęciu skargi przez Sąd Najwyższy”. Na pytanie o ewentualną odpowiedź ministra finansów Marciniak odparł, że wolałby, żeby ta „brazylijska telenowela” się już skończyła.
„My naprawdę mamy co robić. Kalendarz wyborczy jest nieubłagany (...) Mam nadzieję, że ta sprawa dobiegnie końca” – mówił przewodniczący PKW.
Tymczasem w czwartek minister finansów wysłał ostatnie przelewy subwencji partyjnych za zeszły rok. Ale przelew dla PiS został wykonany w ograniczonym zakresie, zgodnie z uchwałą PKW z sierpnia 2024 roku. PiS zamiast 6,5 mln zł, jak wynikałoby z wcześniejszych ustaleń, otrzymał 2,1 mln zł.
Spór między PKW a ministrem finansów dotyczy rozliczenia kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości w 2023 roku. PKW początkowo zakwestionowała sprawozdanie partii. PiS odwołał się do Sądu Najwyższego, a dokładnie do Izby Kontroli Nadzwyczajnej.
11 grudnia Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego uznała skargę PiS na odrzucenie przez PKW w sierpniu sprawozdania komitetu wyborczego tej partii z wyborów parlamentarnych z 2023 roku. Kilka dni później PKW, stosunkiem głosów 5:4, zdecydowała o odroczeniu obrad.
Izba Kontroli SN jest obsadzona w całości przez neosędziów i nie jest uznawana za sąd przez TSUE i ETPCz oraz sam Sąd Najwyższy. Izby za niezależny sąd również nie uznaje wiele autorytetów prawnych.
Jednym z powodów zakwestionowania rozliczenia jest użycie środków publicznych na promocję kandydatów PiS, m.in. chodzi o spot kandydującego do Sejmu Zbigniewa Ziobry sfinansowany z Funduszu Sprawiedliwości.
30 grudnia PKW na posiedzeniu w pełnym, dziewięcioosobowym składzie ostatecznie zagłosowała za przyjęciem sprawozdania.
Uchwała PKW jest jednak wewnętrznie sprzeczna.
Minister finansów stoi jednak na stanowisku, że uchwała PKW z 30 grudnia jest wewnętrznie sprzeczna i dlatego nie może on wypłacić pieniędzy na podstawie wadliwego aktu prawnego. W punkcie pierwszym PKW postanawia, że przyjmuje sprawozdanie finansowe PiS. W drugim natomiast czytamy, że decyzja została podjęta „wyłącznie w wyniku uwzględnienia skargi przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego”. PKW w punkcie drugim uchwały podkreśla, że nie rozstrzyga, czy izba ta jest sądem w rozumieniu Konstytucji RP.
Zapowiadane na jutro 25-procentowe cła prezydenta Trumpa na towary z Meksyku nie wejdą na razie w życie. Przywódcy USA i Meksyku doszli do błyskawicznego porozumienia
Zapowiedziane w sobotę 1 lutego przez prezydenta Stanów Zjednoczonych 25-procentowe cła na wszystkie produkty importowane z Meksymu miały wejść w życie jutro, we wtorek 4 lutego. Ale na razie tak się nie stanie. Prezydentka Meksyku Claudia Sheinbaum po rozmowie z prezydentem USA ustaliła warunki, dzięki którym uda się odsunąć wprowadzenie ceł o przynajmniej miesiąc. I ogłosiła to w poście w mediach społecznościowych:
Sheinbaum zobowiązała się, że wyślę na amerykańsko-meksykańską granicę 10 tys. dodatkowych żołnierzy. Mają oni powstrzymać przemyt nielegalnych substancji oraz nielegalne przekroczenia granicy przez migrantów. W zamian USA odsuwa wprowadzenie zapowiadanych ceł o miesiąc i zwiększy wysiłki, by ograniczyć nielegalny eksport broni z USA do Meksyku.
Prezydent Trump powiedział dziś, że rozmawiał również z kanadyjskim premierem Justinem Trudeau. W tym wypadku do podobnego porozumienia jeszcze nie doszło, ale obaj przywódcy umówili się na kolejną rozmowę dziś po południu.
W sobotę prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump ogłosił wprowadzenie 25-procentowych ceł na większość importowanych towarów z Kanady i Meksyku oraz dodatkowe 10-procentowe cła na towary z Chin. Kanadyjska ropa naftowa została objęta niższą stawką w wysokości 10 procent. Cła miały wejść w życe od wtorku 4 lutego.
Trump zapowiedział też, że podobne cła nałoży na Unię Europejską. Dziś rano powiedział reporterom, że nie ma jeszcze harmonogramu dla UE, ale nałożenia ceł powinniśmy spodziewać się niedługo. Wygląda na to, że w przypadku Meksyku, a być może także Kanady, była to strategia negocjacyjna, a krótki czas między ogłoszeniem a zapowiadanym wprowadzeniem rozporządzenia – środkiem nacisku.
Nie wiemy jeszcze, co stanie się, gdy upłynie wynegocjowany dziś miesiąc opóźnienia. Donald Trump w poście na swojej platformie społecznościowej Truth Social poinformował, że niedługo rozpoczną się negocjacje z Meksykiem dotyczące dalszego okresu, a przewodzić im będzie sekretarz stanu Marco Rubio. Interesujące jest, czy w przypadku UE postąpi podobnie i będzie próbował wymusić inne ustępstwa.
Prokuratura w Kielcach zainteresowała się kilometrówkami posła Szejny z lat 2019-2023 po anonimowym donosie. Chodzi o 122 tys. zł
„Prokuratura Rejonowa Kielce-Zachód w Kielcach prowadzi postępowanie w sprawie nieprawidłowości przy rozliczaniu kosztów funkcjonowania biura poselskiego i rozliczaniu wyjazdów służbowych, tzw. kilometrówek, jednego z posłów na Sejm RP w toku IX i X kadencji, tj. od listopada 2019 roku” – informuje w komunikacie kielecka prokuratura.
Portal Wirtualna Polska pisze jednak, że chodzi o posła Nowej Lewicy i obecnego wiceministra spraw zagranicznych Andrzeja Szejnę. Prokuratura zainteresowała się sprawą w wyniku anonimowego donosu.
Prokuratura informuje, że dotychczasowe ustalenia policji „wskazują na potrzebę procesowego wyjaśnienia sprawy”. Co teraz?
„Zostanie wszczęte postępowanie przygotowawcze, w toku którego kompletowany będzie materiał dowodowy w celu ustalenia wszystkich istotnych okoliczności tej sprawy, tj. czy doszło do popełnienia czynu zabronionego i jakiego, a jeżeli tak, to kto jest jego sprawcą” – wyjaśnia prokuratura.
Według ustaleń WP chodzi o kwotę 122 tys. zł. W latach 2020 i 2021 było to kolejno 34,5 tys. i 35 tys. zł. Czyli większość badanej kwoty, choć wówczas mieliśmy do czynienia ze szczytem pandemii COVID-19.
Andrzej Szejna jest posłem drugą kadencję z rzędu. W 2019 roku zdobył jedyny mandat Lewicy w okręgu kieleckim z 24,3 tys. głosów. Cztery lata później przy gorszym wyniku Lewicy zdobył niemal 18 tys. głosów i ponownie został jedynym posłem Lewicy z województwa świętokrzystkiego. W rządzie Donalda Tuska został jednym z zastępców Radosława Sikorskiego. Jest też wiceprzewodniczącym Nowej Lewicy.
Jak rozliczane są w Sejmie kilometrówki?
„Koszty podróży służbowych samochodem, związanych z wykonywaniem mandatu poselskiego, w ramach limitu wynoszącego 3500 km miesięcznie, posłowie mają prawo pokryć z ryczałtu na biuro poselskie. Koszt jest obliczany zgodnie z przepisami dotyczącymi podróży służbowych na terenie kraju – pod uwagę brana jest m.in. pojemność silnika pojazdu, którym dokonywano przejazdów” – tłumaczyła dla TVP.Info kancelaria Sejmu w październiku 2024 roku.
Jest to też jednak również droga do nadużyć. W tym samym tekście ekspert tłumaczył, że system rozliczania kilometrówek jest praktycznie niekontrolowany, a zwroty odbywają się na podstawie deklaracji – nie ma konieczności dostarczenia dokumentów potwierdzających odbycie przejazdu.
Najsłynniejszym przykładem nadużyć jest sprawa polityka PiS Ryszarda Czarneckiego. Były europoseł jest oskarżony o doprowadzenie Parlamentu Europejskiego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w łącznej kwocie ok. 203 tys. euro w latach 2009-2013. Śledczy dopatrzyli się 243 przypadków, w których Czarnecki podał nieprawdziwe informacje na temat swoich podróży, np. podając inny pojazd niż w rzeczywistości, lub podając większą liczbę przebytych kilometrów. Polityk przyznał się do zarzutów, jednak tłumaczy, że były to pomyłki.
Teraz prokuratura w Kielcach zbada, czy podobnych nadużyć nie dopuszczał się wiceminister Szejna.
Polska pomogła USA po 11 września 2001 roku, nigdy nie wysłała Ameryce rachunku – pisze polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w „New York Times'ie”
Amerykański dziennik „New York Times” opublikował w swoim dziale opinii artykuł polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.
Polski minister przypomina w tekście przemówienie Donalda Trumpa z Warszawy z 2017 roku. Amerykański prezydent mówił wówczas, że sojusz transatlantycki jest tak silny, jak nigdy dotąd. Ale jednocześnie przestrzegał – Europa musi zainwestować własne pieniądze w swoje bezpieczeństwo.
Sikorski przypomniał, że gdy podczas swojej pierwszej kadencji Trump wymagał od krajów NATO, by wydawały na obronność co najmniej 2 proc. swojego PKB, Polska był jednym z pięciu krajów spełniająych ten warunek. W styczniu tego roku Trump powiedział, że kraje sojuszu powinny wydawać aż 5 proc. PKB na ten cel. Sikorski przypomina, że Polska jest blisko tej granicy.
Szef polskiej dyplomacji podkreśla jednak, że NATO nie jest tylko i wyłącznie oparte na pomocy USA dla innych krajów.
„Sojusz transatlantycki nigdy nie był ulicą jednokierunkową. Stany Zjednoczone wspierały europejską obronność przez dziesięciolecia po II wojnie światowej, ale jedyny raz, gdy powołano się na artykuł 5 NATO, nastąpił w odpowiedzi na [zamachy terrorystyczne] 11 września, gdy sojusznicy przyszli Stanom Zjednoczonym na pomoc. Polska wysłała brygady do Afganistanu i Iraku i utrzymywała je tam przez niemal dwie dekady. Nigdy nie wysłała rachunku” – pisze w tekście skierowanym do amerykańskich czytelników Sikorski.
I przypomina, że potencjalnych wrogów sojuszu jest wielu – wśród nich wymienia Rosję, Iran, Chiny i Koreę Północną.
„Nasi przeciwnicy chcą, byśmy byli podzieleni, zatopieni w gospodarczych sporach i niezdolni do bycia liderem. Zamiast tego powinniśmy kontynuować drogę partnerstwa, pokoju przez siłę, jako przyjaciele i sojusznicy” – kończy Sikorski.
„Zamierzam zwrócić się do wszystkich krajów NATO o zwiększenie wydatków na obronność do 5 proc. PKB, co powinno było stać się lata temu. Było to tylko 2 proc. i większość krajów nie płaciła, dopóki się nie pojawiłem” – mówił w styczniu do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos Donald Trump.
Szacunki NATO mówią, że osiem krajów sojuszu nie przekracza nawet 2 proc. PKB. Powyżej 3 proc. wydają jedynie Polska, USA, Estonia, Łotwa i Grecja. Nie jest jasne, czy Trump postuluje też, by tak silnie zwiększyć amerykańskie wydatki na obronność, czy zamierza wymagać tego tylko od sojuszników w NATO, i w jaki sposób miałby egzekwować brak osiągnięcia tak wysokiego pułapu.
Polityka Trumpa wobec NATO i wobec partnetów handlowych jest spójna z jego koncepcją polityki zagranicznej, by stawiać na swoiście rozumiany gospodarczy interes wewnętrzny USA nawet kosztem dobrych stosunków z najbliższymi sojusznikami. W weekend Trump zapewnił, że zamierza nałożyć wysokie cła na produkty z Unii Europejskiej. Jako powód amerykański prezydent podaje to, że UE „przekroczyła granice” a USA zostało oszukane „przez praktycznie każdy kraj na świecie”.
Od 21 stycznia trwa izraelska operacja na połnocy Zachodniego Brzegu, przede wszystkim w Dżeninie. Burmistrz miasta obawia się katastrofy humanitarnej
Prezydent Autonomii Palestyńskej Mahmud Abbas potępił działania izraelskiej armii na Zachodnim Brzegu jako „czystkę etniczną”. Rzecznik Autonomii Nabil Abu Rudeine przekazał w oświadzczeniu, że Autonomia „potępia rozszerzenie wojny z Palestyńczykami przez władze okupacyjne na Zachodni Brzeg w celu realizacji planu przesiedlenia palestyńskch obywateli i czystki etnicznej”.
21 stycznia, tuż po wejściu w życie porozumienia o zawieszeniu broni z Hamasem w Strefie Gazy, izraelska armia rozpoczęła operację o kryptonimie „Żelazny Mur” w Dżeninie na północy Zachodniego Brzegu. Palestyńska agencja prasowa Wafa informuje, że w wyniku operacji zginęło już 25 osób (cytowany komunika nazywa z imienia i nazwiska dwóch starszych mężczyzn zastrzelonych przez izraelską armię), a 15 tys. zostało wysiedlonych ze swoich domów. W komunikacie czytamy też o wysadzeniu 20 budynków – w wyniku eksplozji ucierpiał także lokalny szpital. Według palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia od początku roku z rąk izraelskiej armii zginęło na Zachodnim Brzegu już 70 osób.
Burmistrz Dżeninu Mohamed Dżarar powiedział dla Wafy:
„Stoimy prze katastrofą humanitarną w Dżeninie, szczególnie w przypadku kontynuowania ewakuacji obywateli i zmuszania ich do ucieczki. Władze okupacyjne zmusiły około 300 osób do opuszczenia własnych mieszkań [...] w sobotę wieczorem”.
Zdaniem burmistrza największym wyzwaniem jest obecnie znalezienie schronienia dla wysiedlonych.
Według izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu operacja ma na celu eliminację terrorystów działających w Dżeninie. Głównym przeciwnikiem na tym terenie jest powstała w 2021 roku stowarzyszona między innymi z Brygadami al-Kassam (zbrojnym ramieniem Hamasu) organizacja Brygady Dżeninu.
Działania izraelskiej armii skupione są w obozie dla uchodźców w Dżeninie, gdzie mieszka kilkanaście tysięcy osób. Chodzi o uchodźców po wojnie arabsko-izraelskiej z 1948 roku i ich potomków. W samym mieście Dżenin, jednym z większych na Zachodnim Brzegu, mieszka ponad 100 tys. osób.
Po 7 października 2023 roku Zachodni Brzeg, gdzie mieszka około trzech milionów Palestyńczyków, umykał centrum uwagi światowej opinii publicznej. W tym czasie jednak wzmożyły się tam bezkarne ataki izraelskich osadników na palestyńskich mieszkańców. Na Zachodnim Brzegu mieszka dziś kilkaset tysięcy (istnieją szacunki między 500 tys. a 750 tys.) izraelskich osadników.
Ich motywacje do osiedlania się na okupowanej przez Izrael ziemi są bardzo różne – od ekonomicznych (tańsze domy i mieszkania) do religijnych i mesjanistycznych (ziemia należy się Izraelowi, bo tak przekazał Bóg). Nie wszyscy osadnicy są zradykalizowani i agresywni, ale od października 2023 roku Al Dżazira zarejestrowała ponad 1,8 tys. ataków na Palestyńczyków – mniej więcej cztery dziennie. To brutalizuje i tak trudne życie na wielu terenach Zachodniego Brzegu i popycha część Palestyńczyków w ręce radykalnych organizacji.
W wyniku porozumień z Oslo z 1993 roku Zachodni Brzeg podzielony jest na trzy strefy o różnym stopniu autonomii. Strefa C, która obejmuje ponad 60 proc. ziemi, to pełna kontrola administracyjna Izraela. Według porozumienia sprzed ponad trzech dekad kolejne strefy miały być oddawane pod władzę Autonomii Palestyńskiej, a na końcu miało dojść do stworzenia palestyńskiego państwa. Nigdy jednak nie udało się doprowadzić do porozumienia w kwestii kolejnych kroków.
Dziś ewentualne porozumienie i państwo palestyńskie jest bardzo odległe. Część urzędników z amerykańskiej administracji Donalda Trumpa uważa, że Izrael ma prawo do tej ziemi wynikające z pism religijnych. Nominat Trumpa na ambasadora USA w Izraelu, Mike Huckabee uważa, że nie istnieje coś takiego jak Zachodni Brzeg. Huckabee nazywa te ziemie Judeą i Samarią i zaprzecza izraelskiej – jego zdaniem jedynymi okupantami tych ziem byli... Babilończycy.