Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
Ulicami Warszawy przeszły dwa marsze. Pierwszy – Marsz Milczenia – hołd dla ofiar Powstania. Drugi – organizowany przez Stowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości – pod hasłem „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz„. „Niemcy mordowali nasz naród, a teraz chcą budować Unię Europejską” – mówił podczas przemówienia Robert Bąkiewicz
Oto najważniejsze wydarzenia z czwartku 1 sierpnia 2024 roku:
Tuż przed Godziną „W” nad stolicą przeleciały samoloty, które upamiętniły wydarzenia z sierpnia 1944 roku. Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska nacjonalistyczne – Roty Marszu Niepodległości i Straż Narodową rozpoczął się przy Rondzie Dmowskiego. O godz. 17:00 zawyły syreny i zapłonęły race, a tłum uniósł w górę biało-czerwone flagi. Rondo Dmowskiego spowiła gęsta chmura dymu. Tłum ruszył trasą przez Aleje Jerozolimskie, Nowy Świat, aż do Placu Krasińskich, pod pomnik Powstania Warszawskiego. Marsz idzie pod hasłem: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz".
Po tym, jak zgasły race i opadł dym, organizatorzy puścili nieoficjalny hymn kibiców warszawskiej Legii, czyli „Sen o Warszawie” Czesława Niemena. Narodowcy przed wymarszem odśpiewali „Rotę„. „Wzruszająca chwila, że tak dużo nas może się tu spotkać, aby uczcić nasz zryw. Piękna to sprawa, że warszawiacy, ale nie tylko warszawiacy zgromadzili się tu, aby nas uhonorować ” – mówił jeden z powstańców zaproszony przez organizatorów na scenę.
Marsz Powstania Warszawskiego i Marsz Milczenia to dwa wydarzenia, które co roku są organizowane dokładnie w godzinę „W”. Marsz Milczenia to „hołd dla ofiar Powstania Warszawskiego, przede wszystkim ludności cywilnej, mieszkańców ówczesnej Warszawy”. „To wydarzenie, które wzrusza i łączy, jest nie tylko hołdem dla ofiar Powstania, ale również głębokim wyrazem pamięci o ludności cywilnej – mieszkańcach ówczesnej Warszawy, którzy stali się prawdziwymi bohaterami sierpnia '44, jak określiła ich nasza patronka, Wanda Traczyk-Stawska” – piszą organizatorzy. Marsz Milczenia ruszył o godz. 17. ulicą Długą. Dalej przejdzie aleją „Solidarności”, Jana Pawła II, Grzybowską. Skończy się na ulicy Waliców pod numerem 14.
W uroczystości przed Pomnikiem Gloria Victis na Wojskowych Powązkach udział bierze m.in. prezydent RP Andrzej Duda i prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.
Tłum zgromadzony przy pl. Zamkowym ustawił się w znak Polski Walczącej. Po minucie ciszy zaśpiewał hymn narodowy, potem zaczęły się piosenki powstańcze.
„Przyjaciele, Polacy. Mamy Polskę w sercu tak jak powstańcy. Nie Unię Europejską, ale Polskę suwerenną. Niepodległą, Polskę wierną Bogu i krzyżowi. 80 lat temu Niemcy mordowali nasz naród, dokonali grabieży kultury. Kilka milionów naszych rodaków zginęło. Niemcy nigdy nie przeprosili za zabijanie niewinnych dzieci, kobiet, starców. A teraz chcą wspólnie z nami budować Unię Europejską, gdzie się pluje na krzyż. Niemcy dzisiaj, ich polscy współpracownicy odbierają rozkazy z Berlina i blokują takie inwestycje jak budowę CPK” – mówił Robert Bąkiewicz. Na czele marszu kilku młodych mężczyzn rozwinęło baner z hasłem “Stop totalitaryzmom”. Na banerze widać symbol przekreślonego sierpa i młota, swastykę, tęczową flagę i zdjęcie Rafała Trzaskowskiego. Prowadzący marsz skandują antyniemieckie hasła: „Jedna kula, jeden Niemiec”.
Ten marsz odbył się bez rac, okrzyków, oznaczeń przynależności partyjnych i organizacyjnych, ale z biało-czerwonymi flagami w ciszy i skupieniu. Aby oddać hołd ofiarom powstania warszawskiego. Marsz Milczenia ruszył o godz. 17 ulicą Długą. Przeszedł aleją „Solidarności”, Jana Pawła II, Grzybowską. Skończył się przy ulicy Waliców pod numerem 14. Prowadzący tłum ulicami Warszawy w dłoniach trzymali transparent z napisem „Marsz Milczenia”. Honorowymi gośćmi marszu byli powstańcy i żołnierze AK: Wanda Traczyk-Stawska, pseudonim „Pączek”, i Witold Kruczek, czyli „Kruk”.
„To najlepszy sposób, by uczcić pamięć żołnierzy i ludności cywilnej, ludzi, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Milczenie jest wymowne” – mówił jeden z uczestników Marszu Milczenia. Chcemy przypomnieć i spędzić ten czas we wspólnocie, poczucie wspólnoty towarzyszy nam od lat. Dziękujemy wszystkim uczestnikom Marszu Milczenia za obecność" – dodawał współorganizator marszu. Uczestnicy podkreślali, że najważniejsza jest świadomość, że nie ma słów, aby opisać to, co się stało. To także uhonorowanie mieszkańców ówczesnej Warszawy, o których powstańcy mówią jako o większych bohaterach niż oni sami.
"To wydarzenie, które wzrusza i łączy, jest nie tylko hołdem dla ofiar Powstania, ale również głębokim wyrazem pamięci o ludności cywilnej – mieszkańcach ówczesnej Warszawy, którzy stali się prawdziwymi bohaterami sierpnia '44, jak określiła ich nasza patronka, Wanda Traczyk-Stawska” – piszą organizatorzy. Wiele osób uczestniczących w pokojowych manifestacjach wspominało swoich dziadków i rodziców, którzy przeżyli Powstanie Warszawskie.
W ramach wymiany zwolnieni zostali m.in. korespondent amerykańskiego dziennika „Wall Street Journal” Evan Gershkovich oraz inny Amerykanin, były żołnierz Paul Whelan, skazani w Rosji na 16 lat więzienia za szpiegostwo. Z Rosji wylecieli też skazani przez tamtejsze sądy opozycjoniści, m.in. współpracownicy zamordowanego w Moskwie polityka Borysa Niemcowa, Władimir Kara-Murza i Ilja Jaszyn.
Z kolei na liście więźniów, którzy wracają do Rosji jest m.in. Wadim Krasikow, który został skazany na dożywocie w Niemczech za zabójstwo Czeczena Zelimchana Kangoszwilego. Według niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, mężczyzna działał na zlecenie władz rosyjskich, które dostarczyły mu fundusze, paszport i fałszywą tożsamość.
Na liście jest też osoba, która do tej pory była więziona w Polsce. W ramach wymiany więźniów trafi ona do Rosji. Chodzi o Pawła Rubcowa, który działał w Polsce jako Pablo Gonzalez, hiszpański dziennikarz, już od dwóch lat przebywający w polskim areszcie. Rzecznik prasowy MSWiA Jacek Dobrzyński podał informację, że został on uwolniony na prośbę władz USA – żeby umożliwić zwolnienie z więzień rosyjskich dysydentów. Według komunikatu Gonzales naprawdę nazywa się Paweł Rubcow i jest oficerem rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.
Rubcow jako Pablo Gonzales relacjonował wydarzenia w Ukrainie i Polsce. 28 lutego pod zarzutem „działalności przeciwko państwu polskiemu” zatrzymała go polska ABW. Trafił najpierw do więzienia w Rzeszowie, a następnie do Radomia. Na nośnikach elektronicznych należących do Rubcowa miały zostać znalezione dowody, że zbierał informacje o działaniach Żanny Niemcowej, córki Borysa Niemcowa.
W sprawie przedłużającego się tymczasowego aresztowania Gonzalesa-Rubcowa protestowały organizacje broniące praw człowieka. Oficjalne stanowisko zajął też hiszpański minister spraw zagranicznych Jose Manuel Albares. Po tym, jak 15 lutego polski sąd po raz ósmy przedłużył tymczasowe aresztowanie Gonzáleza, Albares zaapelował do Polski o zagwarantowanie mężczyźnie sprawiedliwego i publicznego procesu.
W OKO.press pisała o tym Anna Mierzyńska:
Premier Izraela Benjamin Netanjahu powiedział wczoraj w orędziu do Izraelczyków, że w ostatnich dniach armia Izraela “zadała druzgoczące ciosy” wrogom. Odniósł się do zabicia Fauda Szukra, jednego z wysokich rangą dowódców Hamasu. Szukr zginął w poniedziałkowym ataku w Beirucie.
W wystąpieniu telewizyjnym Netanjahu podkreślił, że to Szukr był odpowiedzialny za “wiele brutalnych ataków” na Izraelczyków w ciągu ostatnich 9 miesięcy (od październikowych ataków terrorystycznych, od których rozpoczęła się wojna w Strefie Gazy), w tym sobotnich (27 lipca) ataków w miejscowości Madżdal Szams na Wzgórzach Golan, w których zginęło 12 dzieci.
Dodał, że był to poszukiwany międzynarodowym listem gończym terrorysta, za którego wytropienie USA wyznaczyły 5 milionów dolarów nagrody. USA ustanowiły nagrodę za pomoc w wytropieniu Szukra, ponieważ był on odpowiedzialny za śmierć 241 amerykańskich i 58 francuskich żołnierzy w Bejrucie w 1983 roku.
Netanjahu podkreślił w przemówieniu do Izraelczyków, że „czekają nas trudne dni, bo od momentu ataku w Bejrucie słyszymy groźby ze wszystkich kierunków”. Dodał jednak, że “jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz i pozostaniemy zjednoczeni i zdeterminowani”.
“Dotąd nie ulegliśmy presji zewnętrznej i wewnętrznej, by odstąpić od wojny. Gdybyśmy to zrobili, dziś nie bylibyśmy w sytuacji, w której zadajemy naszym wrogom druzgoczące ciosy, nie zlikwidowalibyśmy korytarza Filadelfia, głównej arterii zaopatrzenia Hamasu w Strefie Gazy, nie wyeliminowalibyśmy tylu bojowników wroga. Nie spoczniemy, dopóki nie zrealizujemy celów tej wojny: nie sprowadzimy wszystkich bojowników do domu i nie zlikwidujemy w pełni zagrożenia wobec Izraela ze strony Hamasu" – powiedział Netanjahu.
Sytuacja w regionie zaostrza się, a konflikt znajduje się wciąż na ścieżce „powolnej, ale bardzo niebezpiecznej eskalacji” – przestrzega sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres.
Iran grozi, że Izrael zostanie „srogo ukarany” za zabicie przywódcy Hamasu, Ismaila Hanijego. Hanije został zabity w ataku w Teheranie w środę 31 lipca, dzień po tym, jak w Bejrucie zginął Szukr. Izrael nie potwierdził swojej odpowiedzialności za atak w Teheranie. Także USA podkreśliły, że nie miały nic wspólnego z zabójstwem Hanijego.
Wojna w Strefie Gazy i destabilizacja regionu trwa od 7 października 2023, kiedy to niemal 3 tysiące bojowników Hamasu przeprowadziło skoordynowany atak z terenu Gazy na Izrael. W ataku zabitych zostało 1139 osób w Izraelu, a 251 osób zostało uprowadzonych do Strefy Gazy jako zakładnicy. Według danych izraelskiej armii, podawanych przez dziennik Times of Israel, 111 osób wciąż pozostaje na terenie Gazy, z czego 39 z nich nie żyje.
Trzech mężczyzn oskarżonych o planowanie ataków na USA z 11 września 2001 r. – uznawany za mózg zamachów Khalid Sheikh Mohammed, Walid Muhammad Salih Mubarak Bin Attash oraz Mustafa Ahmed Adam al-Hawsawi zawarło przedprocesowe porozumienie z prokuraturą – poinformował amerykański Departament Obrony, który wysłał w tej sprawie list do rodzin niemal 3 tysięcy ofiar zamachów w Nowym Jorku z 11 września 2001 roku.
Szczegóły porozumienia nie zostały ujawnione. Wiadomo tylko tyle, że zamachowcy przyznają się do winy, a prokuratura odstąpi od domagania się dla nich kary śmierci.
Zamachowcy zostali zatrzymani w 2003 roku. W więzieniu Guantanamo spędzili ponad 20 lat.
Proces był odwlekany tak długo, ponieważ w ciągu pierwszych dziesięciu lat ich przesłuchań, zamachowcy byli poddawani torturom – podtapianiu, ogłuszaniu, zastraszaniu, oślepianiu światłem stroboskopowym, itp. Te metody, zwane eufemistycznie przez administrację Georga W. Busha, który zezwolił na ich stosowanie „wzmocnionymi technikami przesłuchań”, zostały uznane za tortury i zabronione w 2014 roku. Prokuratorzy obawiali się, że sąd może zakwestionować dowody z przesłuchań zebrane przy użyciu takich metod, w związku z czym proces odwleczono, a po latach dowody zebrano powtórnie.
Ugoda wzbudziła ogromne poruszenie i sprzeciw wśród rodzin ofiar. “23 lata czekaliśmy na ten dzień w sądzie, w którym te bestie odpowiedzą za to, co zrobiły naszym rodzinom, ale zostało nam to odebrane” –powiedział Jim Smith, którego żona zginęła w atakach. „Powinni dostać najwyższy wymiar kary za to, co zrobili” – dodał mężczyzna, cytowany w tekście BBC.
Jak przypomina BBC, Khalid Sheikh Mohammed jest uznawany za mózg wrześniowych ataków terrorystycznych, w których terroryści porwali cztery samoloty i rozbili je wlatując w budynki World Trade Centre oraz budynek Pentagonu. Czwarty samolot rozbił się na polu w Pensylwanii, ponieważ pasażerowie stawili opór.
Zamachowcy mają postawione tysiące zarzutów, w tym o morderstwa, porwania oraz terroryzm.
W 80. rocznicę Powstania Warszawskiego, której obchody dziś w Warszawie, premier Donald Tusk zapowiedział wsparcie Muzeum Powstania Warszawskiego kwotą 100 milionów złotych.
„Niezależnie od debat historyków przez dziesięciolecia i sporów, także politycznych, o sens powstania, mało które z wydarzeń historycznych i rzadko który bohater naszej historii tak bardzo jednoczy Polaków w szacunku dla zdarzenia i dla ludzi, jak Powstanie Warszawskie. To muzeum to fenomenalna placówka (…), zrobiliście rzecz wyjątkową i miliony odwiedzających tylko potwierdza sens waszej pracy” – powiedział premier podczas konferencji prasowej w ogrodzie Muzeum Powstania Warszawskiego w czwartek 1 sierpnia.
Premier podkreślił, że „skoro tak trudno w naszej historii znaleźć te momenty i te postaci, o których wszyscy możemy powiedzieć »tak, to są nasi bohaterowie« (...), to tym bardziej musimy dbać o tą historię”.
W porozumieniu z ministrem finansów, na wniosek dyrektora muzeum Jana Ołdakowskiego oraz prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego premier Donald Tusk podjął decyzję o wsparciu finansowym muzeum dodatkową kwotą 100 milionów złotych. Pieniądze mają być przeznaczone na realizację programu rozbudowy muzeum.
„Chcemy, żeby coraz więcej ludzi, w coraz lepszych warunkach mogli korzystać z tej placówki i z wiedzy o powstaniu” – powiedział premier. Pieniądze mają wpłynąć na konto muzeum w ciągu kilku miesięcy.
"[Kamala Harris] nie szanuje czarnych, bo przez długie lata identyfikowała się jedynie ze swoimi hinduskimi korzeniami, a teraz nagle podkreśla, że jest czarną kobietą” – stwierdził Donald Trump podczas wystąpienia na konferencji amerykańskiego stowarzyszenia czarnych dziennikarek i dziennikarzy. Podkreślił, że on „szanuje obie te grupy”.
W trakcie spotkania Trump wielokrotnie podkreślał, że był “świetnym prezydentem dla czarnych” oraz że „kocha czarną populację naszego kraju”.
„Byłem najlepszym prezydentem dla czarnych od czasu Abrahama Lincolna” – powiedział z charakterystyczną dla siebie narcystyczną przesadą, nawiązując do amerykańskiego prezydenta z drugiej połowy XIX wieku, który doprowadził do częściowego zniesienia niewolnictwa w USA przed wojną secesyjną.
Kamala Harris (na zdjęciu powyżej) podczas wiecu w Houston w stanie Teksas w środę wieczorem zbyła wypowiedź Trumpa jako „show, które już znamy”.
“Wszyscy pamiętamy, jak wyglądały te cztery lata [kiedy Trump rządził], dziś dostajemy tego przypomnienie. Wzniecanie podziałów i brak szacunku – to typowe dla Trumpa. Moim zdaniem Amerykanie zasługują na coś lepszego: na lidera, który mówi prawdę, który nie reaguje wrogością i złością, gdy jest konfrontowany z faktami. Który rozumie, że różnice między nami nie dzielą nas” – powiedziała Harris, cytowana przez dziennik The Guardian.
„Dziś nad ranem, w 80. rocznicę Powstania Warszawskiego, odeszła na wieczną wartę najstarsza (106 lat) uczestniczka Powstania Warszawskiego — Barbara Sowa ps. Basia” – poinformował w mediach społecznościowych prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Sutryk co roku w dzień rocznicy powstania odwiedzał panią Barbarę.
Jak napisał prezydent Wrocławia w mediach społecznościowych, Barbara Sowa z domu Gettel urodziła się 23 czerwca 1918 roku, w czasie Powstania Warszawskiego miała 26 lat i była sanitariuszką IV Obwodu „Grzymała” (Ochota) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej.
„Chciałam być w Armii Krajowej, wszyscy wokół mnie do niej należeli. Stanęłam do powstania, bo uważałam, że musi wybuchnąć. Nie dało się już wytrzymać pod okupacyjnym rządem Niemców. Mówiono nam: przeżyjemy tu albo na tamtym świecie. Nikt z nas nie czuł się bohaterem, wszyscy byliśmy jednakowi, po prostu stanęliśmy do walki” – mówiła Barbara Sowa.
O śmierci powstańczyni poinformowało też Stowarzyszenie Odra-Niemen, które jednoczy kombatantów w Polsce.
Barbara Sowa w 1945 roku zamieszkała we Wrocławiu. Pracowała w Pafawagu, a od 1953 roku w Zakładach Energetycznych we Wrocławiu.
Tu zapis wywiadu z Barbarą Sową z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego.
Jak wynika z ustaleń radia Eska, któremu informacje udostępniło Muzeum Powstania Warszawskiego, 80 lat po wybuchu powstania wciąż żyje 396 powstańców, z czego 67 osób mieszka poza Polską.
Powstanie trwało od 1 sierpnia do 2 października 1944 roku. Wzięło w nim udział około 50 tysięcy żołnierzy polskiego podziemia. Spośród tej liczby ok. 10 tys. walczących poniosło śmierć, a 6 tysięcy uznaje się za zaginionych. Z kolei ok. 20 tysięcy żołnierzy przeżyło powstanie, ale było rannych — przypomina radio Eska.
Profesor Andrzej Zoll, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej w latach 1991–1993, powiedział w rozmowie z PAP, że „ma zastrzeżenia do obecnego składu Państwowej Komisji Wyborczej”.
Problemem według niego jest to, że skład PKW jest częściowo wybierany przez organy polityczne. „To odejście od podstawowej idei, że PKW musi być — tak jak sądy — niezależna, a członkowie komisji niezawiśli” – powiedział Zoll.
Zoll nawiązał w ten sposób do nowelizacji kodeksu wyborczego przeprowadzonej przez PiS w 2018 roku. To wtedy rząd Zjednoczonej Prawicy zmienił przepisy dotyczące tego, w jaki sposób powoływani są członkowie Państwowej Komisji Wyborczej oraz kto może nimi zostać. Osłabiono pozycję sędziów, bo wcześniej PKW tworzyli sędziowie – w sumie dziewięć osób (po trzech sędziów z NSA, Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego).
Na skutek tej zmiany obecnie w skład PKW na pewno wchodzi tylko dwóch sędziów – jeden sędzia TK, wskazany przez Prezesa TK, oraz jeden sędzia NSA, wskazany przez prezesa NSA. Poza tym siedem osób „mających kwalifikacje do zajmowania stanowiska sędziego" wskazywanych jest przez Sejm. Są to więc niekoniecznie czynni sędziowie, czy sędziowie w stanie spoczynku.
Czyli po zmianach PiS, większość kandydatów na członków PKW wskazują prezydentowi de facto politycy.
Taka zmiana ma ogromne znaczenie. PKW jest odpowiedzialna za przeprowadzenie wyborów. Obsadzenie PKW sędziami miało gwarantować apartyjność tej instytucji. PiS ten mechanizm znacząco osłabił.
„Są podstawy, żeby twierdzić, że [PKW] to nie jest niezawisły organ” – stwierdził prof. Zoll.
Zdaniem byłego szefa PKW, należy wrócić do sędziowskiego składu PKW, ale z zastrzeżeniem, że „sądy nie mogą wyglądać tak, jak dzisiaj”. „Jeżeli w PKW mieliby zasiadać przedstawiciele sądów w dzisiejszym składzie, w szczególności Trybunału Konstytucyjnego, a także w części Sądu Najwyższego, to byłoby źle, albo nawet gorzej, niż jest obecnie” – powiedział Zoll.
Zmiany składu PKW wymagałyby od obecnego rządu przeprowadzenia nowelizacji kodeksu wyborczego, ale rząd nie wypowiedział się jeszcze w tej sprawie.
PKW pracuje obecnie nad weryfikacją sprawozdań finansowych komitetów wyborczych po wyborach parlamentarnych jesienią 2023 roku. W środę 31 lipca PKW ogłosiła zatwierdzenie sprawozdań czterech z pięciu największych komitetów wyborczych.
Bez zastrzeżeń Komisja przyjęła jedynie sprawozdanie komitetu Lewicy.
Ze wskazaniem uchybień przyjęła sprawozdania Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi oraz Konfederacji, jednak uchybienia były na tyle małe, że nie wymagały odrzucenia sprawozdań.
Decyzja w sprawie sprawozdania PiS została odroczona do 29 sierpnia. Państwowa Komisja Wyborcza zwróciła się do dwóch instytucji z prośbą o dostarczenie dodatkowych dokumentów. Chodzi o Rządowe Centrum Legislacyjne oraz NASK, czyli Naukową i Akademicką Sieć Komputerową – Państwowy Instytut Badawczy.
Jeśli wybory prezydenckie odbywałyby się na dniach, a do wyścigu o prezydenturę stanąłby Rafał Trzaskowski jako kandydat KO, Mateusz Morawiecki jako kandydat PiS, Szymon Hołownia jako kandydat Trzeciej Drogi, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jako kandydatka Lewicy oraz Sławomir Mentzen jako kandydat Konfederacji, największe szanse na zwycięstwo miałby Rafał Trzaskowski.
Jak wynika z sondażu United Surveys by IBRiS dla „Dziennika Gazety Prawnej” oraz radia RMF FM, opublikowanego w czwartek 1 sierpnia:
Frekwencja w wyborach byłaby dość wysoka. Chęć zagłosowania zadeklarowało 60,5 proc. respondentów, w tym 40,9 proc. osób „zdecydowanie” wybrałoby się na wybory.
Zdaniem dr hab. Rafała Chwedoruka, profesora z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW, sondaż odzwierciedla wyniki poparcia dla partii politycznych z ostatnich tygodni. Jego zdaniem przewaga Rafała Trzaskowskiego nad innymi kandydatami jest „bezpieczna”.
Przemysław Babiarz na antenie TVP pojawi się ponownie w piątek 2 sierpnia 2024 o godz. 17:10 podczas transmisji zawodów lekkoatletycznych. Decyzja o przywróceniu dziennikarza zapadła na jego spotkaniu z dyrektorem generalnym Telewizji Polskiej Tomaszem Sygutem i dyrektorem TVP Sport Jakubem Kwiatkowskim. Jak podaje „Fakt”, Babiarz przyleciał z Paryża do Warszawy późnym wieczorem 31 lipca 2024 roku. Spotkanie siedzibie TVP na Woronicza zostało zorganizowane następnego dnia.
„W wyniku przeprowadzonych rozmów, na wniosek dyrektora TVP Sport, Tomasz Sygut cofnął zawieszenie komentatora w relacjonowaniu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Strony wspólnie ustaliły, że fundamentalną regułą obiektywizmu i etyki dziennikarskiej jest oddzielenie informacji od subiektywnego komentarza. Obowiązuje to każdego reportera, prezentera czy komentatora” – pisze TVP.
Przemysław Babiarz został odsunięty od komentowania po kontrowersyjnej wypowiedzi podczas ceremonii otwarcia igrzysk 26 lipca 2024 roku. Relacjonował wykonanie „Imagine” Johna Lennona, piosenki z 1971 roku, która jest nieformalnym hymnem igrzysk olimpijskich. Łatwo to zrozumieć – niesie za sobą pacyfistyczny przekaz, nawołuje ludzi do życia w jedności i pokoju. Babiarz jednak nieco inaczej zinterpretował treść utworu:
„Imagine, czyli świat bez nieba, bez narodów, religii. I to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety” – mówił na wizji.
„Szanowni Państwo, wzajemne zrozumienie, tolerancja, pojednanie – to nie tylko podstawowe idee olimpijskie, to także fundament standardów, którymi kieruje się nowa Telewizja Polska. Nie ma zgody na ich łamanie. Informujemy, że po wczorajszych skandalicznych słowach Przemysława Babiarza został on zawieszony w obowiązkach służbowych i nie będzie komentował zmagań podczas Igrzysk Olimpijskich” – na pisała po wypowiedzi komentatora w oświadczeniu Telewizja Polska.
Co ciekawe, podobną diagnozę Babiarz postawił w 2016 roku podczas ceremonii otwarcia Igrzysk w Rio de Janeiro, gdzie wybrzmiał ten sam utwór. Wtedy jednak rządziła Zjednoczona Prawica, a prezesem TVP był Jacek Kurski.
Przemysław Babiarz czytał na antenie treści wymierzone w TVN na osobiste zlecenie Jacka Kurskiego – wynika z informacji, do których dotarła Wirtualna Polska.
Miało do tego dojść w czasie Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku. Na nagraniu pozyskanym przez WP widać, jak do budki komentatorskiej w czasie zawodów skoków narciarskich wchodzi mężczyzna i kładzie przed komentującymi dwie kartki papieru. Jak pisze portal, widać na nich dopisek „od prezesa i dyr. Marka (Szkolnikowskiego – ówczesnego dyrektora TVP Sport – red.)”
Według Wirtualnej Polski Babiarz zerka w tekst, a potem kręci głową, bierze głęboki oddech i zaczyna czytać. Tekst sugeruje, że Dawid Kubacki zdobył medal w zasadzie dzięki telewizji publicznej. Bo gdy transmisja skoków była w konkurencyjnym TVN, medali i wygranych nie było. Jak wróciła do TVP, pojawiły się sukcesy.
„Skoki wróciły do domu, i od razu jest efekt. Do domu – czyli do TVP, które dzieli się prawami do pokazywania poszczególnych konkursów z TVN-em” – mówił Babiarz.
„Milczenie jest wymowne. Chcemy przypomnieć i spędzić ten czas we wspólnocie, poczucie wspólnoty towarzyszy nam od lat. Dziękujemy wszystkim uczestnikom Marszu Milczenia za obecność” – mówił uczestnik Marszu Milczenia.
Ten marsz odbył się bez rac, okrzyków, oznaczeń przynależności partyjnych i organizacyjnych, ale z biało-czerwonymi flagami w ciszy i skupieniu. Aby oddać hołd ofiarom powstania warszawskiego. Marsz Milczenia ruszył o godz. 17 ulicą Długą. Przeszedł aleją „Solidarności”, Jana Pawła II, Grzybowską. Skończył się przy ulicy Waliców pod numerem 14. Prowadzący tłum ulicami Warszawy w dłoniach trzymali transparent z napisem „Marsz Milczenia”. Honorowymi gośćmi marszu byli powstańcy i żołnierze AK: Wanda Traczyk-Stawska, pseudonim „Pączek”, i Witold Kruczek, czyli „Kruk”.
„To najlepszy sposób, by uczcić pamięć żołnierzy i ludności cywilnej, ludzi, którzy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Milczenie jest wymowne” – mówił jeden z uczestników Marszu Milczenia. Chcemy przypomnieć i spędzić ten czas we wspólnocie, poczucie wspólnoty towarzyszy nam od lat. Dziękujemy wszystkim uczestnikom Marszu Milczenia za obecność" – dodawał współorganizator marszu. Uczestnicy podkreślali, że najważniejsza jest świadomość, że nie ma słów, aby opisać to, co się stało. To także uhonorowanie mieszkańców ówczesnej Warszawy, o których powstańcy mówią jako o większych bohaterach niż oni sami.
"To wydarzenie, które wzrusza i łączy, jest nie tylko hołdem dla ofiar Powstania, ale również głębokim wyrazem pamięci o ludności cywilnej – mieszkańcach ówczesnej Warszawy, którzy stali się prawdziwymi bohaterami sierpnia '44, jak określiła ich nasza patronka, Wanda Traczyk-Stawska” – piszą organizatorzy. Wiele osób uczestniczących w pokojowych manifestacjach wspominało swoich dziadków i rodziców, którzy przeżyli Powstanie Warszawskie.
W Ankarze doszło do wielkiej wymiany więźniów między Rosją a krajami zachodnimi, obejmującej 26 osób. Jak przekazały tureckie służby, chodzi o więźniów z USA, Rosji, Niemiec, Polski, Norwegii, Słowenii i Białorusi.
W ramach wymiany zwolnieni zostali m.in. korespondent amerykańskiego dziennika „Wall Street Journal” Evan Gershkovich oraz inny Amerykanin, były żołnierz Paul Whelan, skazani w Rosji na 16 lat więzienia za szpiegostwo. Z Rosji wylecieli też skazani przez tamtejsze sądy opozycjoniści, m.in. współpracownicy zamordowanego w Moskwie polityka Borysa Niemcowa, Władimir Kara-Murza i Ilja Jaszyn.
Z kolei na liście więźniów, którzy wracają do Rosji jest m.in. Wadim Krasikow, który został skazany na dożywocie w Niemczech za zabójstwo Czeczena Zelimchana Kangoszwilego. Według niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, mężczyzna działał na zlecenie władz rosyjskich, które dostarczyły mu fundusze, paszport i fałszywą tożsamość.
Na liście jest też osoba, która do tej pory była więziona w Polsce. W ramach wymiany więźniów trafi ona do Rosji. Chodzi o Pawła Rubcowa, który działał w Polsce jako Pablo Gonzalez, hiszpański dziennikarz, już od dwóch lat przebywający w polskim areszcie. Rzecznik prasowy MSWiA Jacek Dobrzyński podał informację, że został on uwolniony na prośbę władz USA – żeby umożliwić zwolnienie z więzień rosyjskich dysydentów. Według komunikatu Gonzales naprawdę nazywa się Paweł Rubcow i jest oficerem rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.
Rubcow jako Pablo Gonzales relacjonował wydarzenia w Ukrainie i Polsce. 28 lutego pod zarzutem „działalności przeciwko państwu polskiemu” zatrzymała go polska ABW. Trafił najpierw do więzienia w Rzeszowie, a następnie do Radomia. Na nośnikach elektronicznych należących do Rubcowa miały zostać znalezione dowody, że zbierał informacje o działaniach Żanny Niemcowej, córki Borysa Niemcowa.
W sprawie przedłużającego się tymczasowego aresztowania Gonzalesa-Rubcowa protestowały organizacje broniące praw człowieka. Oficjalne stanowisko zajął też hiszpański minister spraw zagranicznych Jose Manuel Albares. Po tym, jak 15 lutego polski sąd po raz ósmy przedłużył tymczasowe aresztowanie Gonzáleza, Albares zaapelował do Polski o zagwarantowanie mężczyźnie sprawiedliwego i publicznego procesu.
W OKO.press pisała o tym Anna Mierzyńska:
Ulicami Warszawy idą dwa marsze. Pierwszy – Marsz Milczenia – ma być hołdem dla ofiar Powstania. Drugi – organizowany przez Stowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości – idzie pod hasłem „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz„. „Niemcy mordowali nasz naród, a teraz chcą budować Unię Europejską” – mówił podczas przemówienia Robert Bąkiewicz
Tuż przed Godziną „W” nad stolicą przeleciały samoloty, które upamiętniły wydarzenia z sierpnia 1944 roku. Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska nacjonalistyczne – Roty Marszu Niepodległości i Straż Narodową rozpoczął się przy Rondzie Dmowskiego. O godz. 17:00 zawyły syreny i zapłonęły race, a tłum uniósł w górę biało-czerwone flagi. Rondo Dmowskiego spowiła gęsta chmura dymu. Tłum ruszył trasą przez Aleje Jerozolimskie, Nowy Świat, aż do Placu Krasińskich, pod pomnik Powstania Warszawskiego. Marsz idzie pod hasłem: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz".
Po tym, jak zgasły race i opadł dym, organizatorzy puścili nieoficjalny hymn kibiców warszawskiej Legii, czyli „Sen o Warszawie” Czesława Niemena. Narodowcy przed wymarszem odśpiewali „Rotę„. „Wzruszająca chwila, że tak dużo nas może się tu spotkać, aby uczcić nasz zryw. Piękna to sprawa, że warszawiacy, ale nie tylko warszawiacy zgromadzili się tu, aby nas uhonorować ” – mówił jeden z powstańców zaproszony przez organizatorów na scenę.
Marsz Powstania Warszawskiego i Marsz Milczenia to dwa wydarzenia, które co roku są organizowane dokładnie w godzinę „W”. Marsz Milczenia to „hołd dla ofiar Powstania Warszawskiego, przede wszystkim ludności cywilnej, mieszkańców ówczesnej Warszawy”. „To wydarzenie, które wzrusza i łączy, jest nie tylko hołdem dla ofiar Powstania, ale również głębokim wyrazem pamięci o ludności cywilnej – mieszkańcach ówczesnej Warszawy, którzy stali się prawdziwymi bohaterami sierpnia '44, jak określiła ich nasza patronka, Wanda Traczyk-Stawska” – piszą organizatorzy. Marsz Milczenia ruszył o godz. 17. ulicą Długą. Dalej przejdzie aleją „Solidarności”, Jana Pawła II, Grzybowską. Skończy się na ulicy Waliców pod numerem 14.
W uroczystości przed Pomnikiem Gloria Victis na Wojskowych Powązkach udział bierze m.in. prezydent RP Andrzej Duda i prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.
Tłum zgromadzony przy pl. Zamkowym ustawił się w znak Polski Walczącej. Po minucie ciszy zaśpiewał hymn narodowy, potem zaczęły się piosenki powstańcze.
„Przyjaciele, Polacy. Mamy Polskę w sercu tak jak powstańcy. Nie Unię Europejską, ale Polskę suwerenną. Niepodległą, Polskę wierną Bogu i krzyżowi. 80 lat temu Niemcy mordowali nasz naród, dokonali grabieży kultury. Kilka milionów naszych rodaków zginęło. Niemcy nigdy nie przeprosili za zabijanie niewinnych dzieci, kobiet, starców. A teraz chcą wspólnie z nami budować Unię Europejską, gdzie się pluje na krzyż. Niemcy dzisiaj, ich polscy współpracownicy odbierają rozkazy z Berlina i blokują takie inwestycje jak budowę CPK” – mówił Robert Bąkiewicz.
Na czele marszu kilku młodych mężczyzn rozwinęło baner z hasłem “Stop totalitaryzmom”. Na banerze widać symbol przekreślonego sierpa i młota, swastykę, tęczową flagę i zdjęcie Rafała Trzaskowskiego. Prowadzący marsz skandują antyniemieckie hasła: „Jedna kula, jeden Niemiec”.
Marsz narodowców około godz. 18:30 doszedł pl. Krasińskich, gdzie ma się zakończyć. Na miejscu harcerki zbierają pieniądze. Na puszkach widać logo organizacji narodowców, pojawiają się też plakaty antyaborcyjne.
Hołd powstańcom oddali również żeglarze na Wiśle. Flotylla kilkunastu jednostek zatrzymała się w okolicach Mostu Poniatowskiego. To symboliczne miejsce zatopienia statku „Bajka”. Tam żeglarze włożyli do nurtu rzeki wieńce.
Informację podało w oficjalnym komunikacie Centrum Informacji TVP. Stacja zawiesiła dziennikarza po jego komentarzu w trakcie ceremonii otwarcia letnich igrzysk
Przemysław Babiarz na antenie TVP pojawi się ponownie w piątek 2 sierpnia 2024 o godz. 17:10 podczas transmisji zawodów lekkoatletycznych. Decyzja o przywróceniu dziennikarza zapadła na jego spotkaniu z dyrektorem generalnym Telewizji Polskiej Tomaszem Sygutem i dyrektorem TVP Sport Jakubem Kwiatkowskim. Jak podaje „Fakt”, Babiarz przyleciał z Paryża do Warszawy późnym wieczorem 31 lipca 2024 roku. Spotkanie siedzibie TVP na Woronicza zostało zorganizowane następnego dnia.
„W wyniku przeprowadzonych rozmów, na wniosek dyrektora TVP Sport, Tomasz Sygut cofnął zawieszenie komentatora w relacjonowaniu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Strony wspólnie ustaliły, że fundamentalną regułą obiektywizmu i etyki dziennikarskiej jest oddzielenie informacji od subiektywnego komentarza. Obowiązuje to każdego reportera, prezentera czy komentatora” – pisze TVP.
Przemysław Babiarz został odsunięty od komentowania po kontrowersyjnej wypowiedzi podczas ceremonii otwarcia igrzysk 26 lipca 2024 roku. Relacjonował wykonanie „Imagine” Johna Lennona, piosenki z 1971 roku, która jest nieformalnym hymnem igrzysk olimpijskich. Łatwo to zrozumieć – niesie za sobą pacyfistyczny przekaz, nawołuje ludzi do życia w jedności i pokoju. Babiarz jednak nieco inaczej zinterpretował treść utworu:
„Imagine, czyli świat bez nieba, bez narodów, religii. I to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety” – mówił na wizji.
„Szanowni Państwo, wzajemne zrozumienie, tolerancja, pojednanie – to nie tylko podstawowe idee olimpijskie, to także fundament standardów, którymi kieruje się nowa Telewizja Polska. Nie ma zgody na ich łamanie. Informujemy, że po wczorajszych skandalicznych słowach Przemysława Babiarza został on zawieszony w obowiązkach służbowych i nie będzie komentował zmagań podczas Igrzysk Olimpijskich” – na pisała po wypowiedzi komentatora w oświadczeniu Telewizja Polska.
Co ciekawe, podobną diagnozę Babiarz postawił w 2016 roku podczas ceremonii otwarcia Igrzysk w Rio de Janeiro, gdzie wybrzmiał ten sam utwór. Wtedy jednak rządziła Zjednoczona Prawica, a prezesem TVP był Jacek Kurski.
Przemysław Babiarz czytał na antenie treści wymierzone w TVN na osobiste zlecenie Jacka Kurskiego – wynika z informacji, do których dotarła Wirtualna Polska.
Miało do tego dojść w czasie Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku. Na nagraniu pozyskanym przez WP widać, jak do budki komentatorskiej w czasie zawodów skoków narciarskich wchodzi mężczyzna i kładzie przed komentującymi dwie kartki papieru. Jak pisze portal, widać na nich dopisek „od prezesa i dyr. Marka (Szkolnikowskiego – ówczesnego dyrektora TVP Sport – red.)”
Według Wirtualnej Polski Babiarz zerka w tekst, a potem kręci głową, bierze głęboki oddech i zaczyna czytać. Tekst sugeruje, że Dawid Kubacki zdobył medal w zasadzie dzięki telewizji publicznej. Bo gdy transmisja skoków była w konkurencyjnym TVN, medali i wygranych nie było. Jak wróciła do TVP, pojawiły się sukcesy.
„Skoki wróciły do domu, i od razu jest efekt. Do domu – czyli do TVP, które dzieli się prawami do pokazywania poszczególnych konkursów z TVN-em” – mówił Babiarz.