Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Ceny ropy spadają nieustannie od 2 kwietnia, gdy Trump przyspieszył swoją wojnę handlową. Rosyjski budżet państwowy to w ponad 30 proc. dochody ze sprzedaży ropy i gazu
Jeszcze 2 kwietnia cena ropy Brent wynosiła około 75 dolarów za baryłkę. I była wówczas w trwającym od miesiąca trendzie wzrostowym. Od tego momentu — gdy Donald Trump ogłosił swoje „odwetowe” cła na kraje całego świata — cena wciąż spada. Dziś cena baryłki była nawet niższa niż 60 dolarów. Inny standard — ropa WTI zbliżyła się dzisiaj do 55 dolarów. Z kolei rosyjska ropa Urals już kilka dni temu zbliżyła się do 50 dolarów.
Eskalująca wojna handlowa USA z całym światem (ale przede wszystkim z Chinami) pogłębia gospodarczą niepewność w każdym zakątku globu. Ropa jest wciąż podstawowym towarem i źródłem energii. A nadchodzące spowolnienie gospodarcze lub potencjalnie nawet recesja powoduje, że popyt na ropę może spaść. Cena spada, bo przy niższym popycie w przyszłości dla dzisiejszych sprzedawców ważne jest, by sprzedać jej dziś więcej.
Dla wielu konsumentów to dobra wiadomość. Oznacza to spadki ceny benzyny w najbliższych tygodniach. Spadki powinny też przyspieszyć dezinflację, co może z kolei przyspieszyć decyzję Rady Polityki Pieniężnej o obniżeniu stóp procentowych. A w konsekwencji daje to spadek kosztu kredytów, w tym kredytów hipotecznych.
Na tym przykładzie widać, jak decyzje Donalda Trumpa zmieniają dynamikę gospodarczą na całym świecie. Dla producentów i sprzedawców ropy jest to natomiast fatalna informacja. Arabia Saudyjska balansuje swój budżet państwowy przy cenie baryłki ropy w okolicy 90 dolarów. Na sprzedaży surowców energetycznych, w tym ropy, silnie opiera się też budżet Federacji Rosyjskiej.
W ostatnich latach dochody ze sprzedaży ropy i gazu stanowiły między 30 a 50 proc. rosyjskiego budżetu państwowego. W styczniu i lutym tego roku było to 30 proc. W budżecie na 2025 rok założono średnioroczną cenę ropy na poziomie 70 dolarów. Ponad 20-procentowy spadek ceny to poważne wyzwanie dla Rosji, szczególnie, jeśli taka cena utrzyma się dłużej. A na razie nie widać sygnałów, by sytuacja miała się zmienić.
Sytuacja ta utrudnia Rosji długoterminowe prowadzenie działań wojennych. W 2025 roku rosyjskie wydatki budżetowe mają wzrosnąć do 41,5 biliona rubli. To kilkunastoprocentowy wzrost w stosunku do 2024 roku. A za tak duże wzrosty odpowiada przede wszystkim wojna.
Konserwatyści i socjaldemokraci dogadali się co do warunków niemieckiej koalicji na lata 2023-2027. Przed Friedrichem Merzem ogromne wyzwanie — niemiecka stagnacja gospodarcza. A po piętach depcze mu już skrajne AfD
Zwycięscy konserwatyści z CDU/CSU po czterech tygodniach rozmów uzgodnili z socjaldemokratami z SPD warunki umowy koalicyjnej. To powrót do lat 2009-2017, gdy ta sama koalicja rządziła Niemcami, a premierką była Angela Merkel. W obu przypadkach, i w 2009, i w 2013 roku partie te były pierwszą i drugą w wyborach. Tym razem przedzieliła ich skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (Alternative für Deutschland, AfD).
Teraz od powołania nowego rządu dzielą nas jeszcze decyzje poszczególnych partii koalicyjnych. SPD musi podjąć decyzję w partyjnym referendum, CDU zrobi to na małym zjeździe partii. W przypadku bawarskiego partnera CDU – CSU potrzebna jest jedynie zgoda zarządu partii.
Na konferencji prasowej po godzinie 15 przyszły premier i przewodniczący CDU Friedrich Merz mówił:
„To jasny i silny sygnał dla obywatelek i obywateli, ale i dla naszych partnerów z UE: Niemcy dostaną rząd zdolny do działania i zdecydowany w swoich działaniach”.
Przekonywał, że Niemcy przeprowadzą teraz niezbędne reformy i zainwestują spore środki w naprawę infrastruktury. W kwestii polityki zagranicznej Polska wymieniona jest na kartach 140-stronnicowej umowy jako ważny partner. „Chcemy także dalej rozwijać przyjaźń z naszym wschodnim sąsiadem, Polską. W Trójkącie Weimarskim będziemy dążyć do ścisłej koordynacji we wszystkich istotnych kwestiach polityki europejskiej, aby móc działać bardziej jednomyślnie w służbie całej UE” – czytamy w dokumencie.
Według koalicjantów priorytetami na kolejne cztery lata będą bezpieczeństwo, korzystne dla Europy rozwiązanie wojny w Ukrainie i przełamanie stagnacji gospodarczej, w jakiej są Niemcy.
23 lutego w Niemczech odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne. Pierwotnie Niemcy mieli wybierać nowy skład Bundestagu jesienią tego roku. Ale różnice w koalicji między SDP i liberalnymi FDP doprowadziły do wcześniejszego rozwiązania rządu.
Wygrała je koalicja CDU/CSU z 28,5 proc. głosów. Drugie miejsce i rekordowy wynik z 20,8 proc. głosów zdobyła skrajnie prawicowa AfD. W najnowszych sondażach poziom poparcia obu partii jest już niemal równy. W pięciu badaniach z kwietnia w dwóch jest remis, w dwóch minimalnie prowadzi CDU, w jednym — AfD.
Nowy rząd stoi przed trudnym zadaniem — od 2019 niemiecka gospodarka praktycznie stoi w miejscu. Bardzo ważny dla niej sektor motoryzacyjny nie radzi sobie z konkurencją z Chin. Pewną nadzieję daje jednak podejście przyszłego kanclerza Merza do hamującego rozwój hamulca długu, który Niemcy wpisali do konstytucji w 2009 roku. Rozwiązanie to uniemożliwiało szersze inwestycje w infrastrukturę. Jeszcze w poprzednim składzie Bundestagu a po wyborach Merzowi udało się doprowadzić do praktycznego rozmontowania mechanizmu i zagwarantowania ogromnego pakietu inwestycyjnego.
Obie stacje mają prawo do skargi kasacyjnej. Do czasu jej rozpatrzenia będą dalej nadawać na multipleksie. Tomasz Sakiewicz grozi sędziom rozliczeniami
Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił zaskarżoną decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o przyznaniu koncesji telewizyjnej Telewizji Republika Tomasza Sakiewicza i telewizji wPolsce24 braci Karnowskich. Obie stacje otrzymały miejsca na ósmym multipleksie naziemnej telewizji cyfrowej w Polsce (MUX 8) w czerwcu 2024 roku.
W lipcu tego samego roku spółka Polskie Wolne Media złożyła odwołanie od tej decyzji. W swoim wniosku uzasadniała, że konkurs, dzięki któremu obie stacje otrzymały miejsce na multipleksie, nie gwarantował równości i bezstronności w rozpatrywaniu ofert.
Dziś WSA przychylił się do tego wniosku.
Uzasadniając swoją decyzję sędzia mówiła, że stacje nie wykazały stabilnych finansów, które są niezbędne do opłacenia kosztownej koncesji. Przyznała również, że konkurs odbył się z pominięciem procedur.
„Ta pani sędzia zapisze się w historii. Za takie wyroki też będą rozliczenia” – groził na antenie Republiki Tomasz Sakiewicz.
Obu podmiotom przysługuje do skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Do tego momentu wciąż mogą nadawać na multipleksie.
Większość składu dzisiejszej KRRiT, która podejmuje decyzje o przyznaniu koncesji telewizyjnej to członkowie wybrani przez PiS podczas rządów tej formacji w latach 2015-2023. Przewodniczącym od 2022 roku jest Maciej Świrski. Z nadania PiS wcześniej pełnił funkcję prezesa Polskiej Fundacji Narodowej, był też członkiem rady nadzorczej Polskiej Agencji Prasowej.
W 2023 roku został uznany przez Naczelny Sąd Administracyjny za winnego rażącego naruszenia prawa i bezczynności w sprawie rozpatrywania wniosku telewizji TVN 7 o ponowne przyznanie koncesji.
Chiny nie cofają się przed konfrontacją handlową z USA. Po raz kolejny ostro odpowiedziały na ruch USA. Sekretarz skarbu USA bagatelizuje ten ruch Chińczyków
Dziś w nocy w życie weszły rozporządzenia Donalda Trumpa o nałożeniu podwyższonych ceł na dziesiątki krajów na całym świecie. Zdecydowanie najwyższymi cłami obłożony został największy rywal USA — Chiny. Początkowo Trump mówił o 34 proc., w dodatku do nałożonych już wcześniej 20 proc. ceł na import towarów z Chin. W momencie, gdy Chiny na 34 proc. ceł ze strony USA odpowiedziały analogicznymi cłami, Trump zagroził, że jeżeli nie wycofają się z tego ruchu, nałoży dodatkowe 50 proc.
W ten sposób od dziś podstawowa stawka celna na produkty z Chin w USA wynosi 104 proc.
Chiny długo nie kazały czekać na kolejną odpowiedź. Po raz kolejny Chińczycy wykonali ruch analogiczny do Trumpa i dołożyli kolejne 50 proc. Czyli od dziś podstawowa stawka celna na amerykańskie produkty w Chinach od północy czasu pekińskiego wynosić będzie 84 proc.
Na razie żaden z gospodarczych rywali nie przejawia chęci do kroku w tył.
Prezydent Trump na razie nie skomentował chińskiego posunięcia. Jego pierwszy tego dnia wpis na jego własnej platformie społecznościowej Truth Social brzmi:
„To świetny czas, aby przenieść swoją FIRMĘ do Stanów Zjednoczonych Ameryki, tak jak robią to Apple i wiele innych, w rekordowych liczbach. ZERO CEŁ i niemal natychmiastowe podłączenie do sieci energetycznej. Brak opóźnień środowiskowych. NIE CZEKAJ, ZRÓB TO TERAZ!”.
Dwie minuty później Trump uzupełnił krótkim wpisem: „MAKE AMERICA GREAT AGAIN!”.
W porannym paśmie Fox Bussines amerykański sekretarz skarbu Scott Bessent przekonywał, że Amerykanie nie przejmują się chińskimi cłami:
„Ich eksport do USA jest pięć razy większy niż nasz eksport do Chin. Mogą podnieść cła, i co z tego?”.
Sekretarz nie wykluczył też możliwości usunięcia chińskich spółek z amerykańskich giełd. Jednocześnie Bessent podkreślił w rozmowie, że liczy na szybkie negocjacje z wieloma krajami, które uspokoją rynki finansowe. Wskazał, że Amerykanie prowadzą już negocjacje m.in. z Wietnamem, Japonią, Indiami i Wielką Brytanią.
W kampanii wyborczej Donald Trump zapowiadał 60-procentowe cła na Chiny. Wówczas wielu komentatorów ignorowało te zapowiedzi, ponieważ trudno było wyobrazić sobie tak drastyczne kroki. Dziś Amerykanie skończyli ze znacznie większymi obciążeniami na import z Chin, a wojna handlowa między dwoma wielkimi rywalami być może dopiero się rozkręca.
2 kwietnia amerykański prezydent ogłosił Dniem Wyzwolenia i zaprezentował cła na niemal wszystkie kraje na świecie. Twierdził, że to jedynie odpowiedź na cła, jakie kraje te nakładają na USA. W rzeczywistości wysokość ceł wynika z wielkości deficytu handlowego między danym krajem a USA.
Obciążenia na Chiny są znacznie wyższe, niż wynikałoby z formuły opracowanej przez ekipę Trumpa. Przywódca Chin Xi Jinping nie chce okazać słabości. A w ewentualnych negocjacjach handlowych ma niewiele do zaoferowania Trumpowi, który domaga się równowagi handlowej, co byłoby kompletnie sprzeczne z dzisiejszą chińską polityką.
Obudziliśmy się dziś w nowym świecie, pełnym niewidzianych dawno barier handlowych. Chińskie fabryki już teraz anulują zamówienia z USA. A amerykański prezydent kpi z sojuszników
O północy czasu waszyngtońskiego w życie weszły rozporządzenia Donalda Trumpa o dodatkowych, „wzajemnych” cłach na kilkadziesiąt państw świata. Od dzisiaj amerykańscy importerzy muszą płacić dodatkowe stawki celne za towary od największych partnerów handlowych USA, m.in.:
Wprowadzenie tych ceł ma natychmiastowy wpływ na globalny handel, szczególnie w przypadku Chin. „New York Times” pisze o fabrykach odzieży w Kantonie, które anulowały część amerykańskich zamówień i szykują się na spore straty. Zamówienia te będą trudne do sprzedania na rynku chińskim, który jest przepełniony chińskimi produktami odzieżowymi, a ceny są bardzo niskie. Jeśli takie problemy będą powszechne, może to spowodować spory problem dla chińskiego rządu, jak utrzymać ogromną liczbę zagrożonych miejsc pracy.
Chiny nie ugięły się przed groźbami Trumpa. Amerykański prezydent dołożył dodatkowe 50 punktów procentowych ceł za to, że Chiny zdecydowały się odpowiedzieć własnymi cłami na pierwotne 34 proc. z 2 kwietnia. Po wysokości ceł widać, że głównym przeciwnikiem w wojnie handlowej są tutaj Chiny i ten rozdział szybko się nie zamknie. W wypadku innych krajów Trump liczy na szybkie negocjacje, które pozwolą obniżyć wysokość obciążeń celnych.
W nocy silnie wzrosły rentowności amerykańskiego zadłużenia, co może być sygnałem, że inwestorzy tracą zaufanie w kierunek zmian, w którym podąża amerykańska gospodarka. Jest jednak zdecydowanie za wcześnie, by powiedzieć, że mamy do czynienia ze stałym trendem. Trump nie musi podzielić losu brytyjskiej premier Liz Truss, którą podobny kryzys zrzucił ze stanowiska w 2022 roku.
Na razie amerykański prezydent ma świetny humor. W czasie wczorajszego wydarzenia zorganizowanego na rzecz kampanii wyborczej Republikanów do Kongresu w przyszłym roku przemawiał 1,5 godziny. Kpił na niej: „Mówię wam, te kraje dzwonią do nas, całują mnie po tyłku. Umierają, żeby zawrzeć umowę. «Proszę, proszę pana, zawrzyjmy umowę. Zrobię wszystko. Zrobię wszystko, proszę pana»”.
Donald Trump od lat dzielił się swoją fascynacją cłami w polityce handlowej. W kampanii wyborczej zapowiadał 60-procentowe cła na Chiny. Wówczas wielu komentatorów ignorowało te zapowiedzi, ponieważ trudno było wyobrazić sobie tak drastyczne kroki. Dziś Amerykanie skończyli ze znacznie większymi obciążeniami na import z Chin.
2 kwietnia amerykański prezydent ogłosił Dniem Wyzwolenia i zaprezentował cła na niemal wszystkie kraje na świecie. Twierdził, że to jedynie odpowiedź na cła, jakie kraje te nakładają na USA. W rzeczywistości wysokość ceł wynika z wielkości deficytu handlowego między danym krajem a USA.
Donald Trump wierzy, że deficyt handlowy oznacza, że dany kraj wykorzystuje Stany Zjednoczone i oszukuje Amerykanów. Chce doprowadzić do wyrównania deficytów z każdym krajem, a w idealnym scenariuszu — do nadwyżek handlowych. Postanowił więc nałożyć wysokie i nagłe cła na kraje sojusznicze, niszcząc stosunki dyplomatyczne. Ostro potraktował też wiele ubogich krajów, karząc je de facto za to, że są ubogie i mają dziś niski poziom rozwoju.