Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Po 10 dniach od poprzedniego pozwu, Igor Tuleya po raz kolejny pozywa Patryka Jakiego. Chodzi o wypowiedzi europosła sugerujące sędziemu „bycie na usługach PO”.
Pierwszy pozew w tej sprawie wpłynął do sądu 7 czerwca 2024, w ostatnim dniu kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Chodziło o wypowiedzi europosła ze spotkania wyborczego w Będzinie. Jaki wdał się w dyskusję z jednym z wyborców na temat Pegasusa, sugerując, że sędzie Tuleya świadomie podpisywał zgody na jego użycie:
“Ale wie Pan, że tą inwigilację – jak Pan nazywa – zatwierdzają sądy, zatwierdził sędzia Tuleya, zna Pan, tak?”.
Po tym, jak Jaki dowiedział się o pozwie, udostępnił w swoich mediach społecznościowych nagranie ze spotkania z wyborcą Będzinie, w czasie którego sugerował, że Igor Tuleya nienależycie wykonuje obowiązki sędziego. W treści wpisu Jaki dodał:
“Fajnie, że będzie ten proces. Więcej ludzi się dowie jakie kompetencje mają upolitycznieni sędziowie z zaplecza PO”.
Kolejny pozew sędziego Tuleyi dotyczy właśnie tego wpisu.
“Pozwany po raz kolejny naruszył dobra osobiste powoda poprzez rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji jakoby powód zaniechał obowiązków w postaci bliżej niesprecyzowanego „dopytania oraz sprawdzenia” w zakresie sposobu kontroli operacyjnej w ramach rozpatrywania wniosków o zarządzenie kontroli operacyjnej” – czytamy w pozwie.
Tuleya pozywa Jakiego także za sugerowanie braku obiektywizmu, poprzez nazwanie go jednym z „upolitycznionych sędziów z zaplecza PO”.
Sędzia Tuleya domaga się od Jakiego przeprosin, zapłaty 100 tys. zł na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (w pierwszym pozwie była to kwota 1000 zł) oraz zwrotu kosztów procesu.
“Nie będę wchodził w szczegóły na temat tego, ile głowic nuklearnych powinno być postawione w stan operacyjny, a ile magazynowane, ale musimy przedyskutować te kwestie. Właśnie to robimy" – powiedział Jens Stoltenberg w rozmowie z brytyjskim “The Telegraph”.
“Chcemy transparentnie i bezpośrednio przekazać, że, oczywiście stanowimy przymierze nuklearne. Świat, w którym Rosja, Chiny i Północna Korea posiadają broń nuklearną, a NATO nie, jest światem bardziej niebezpiecznym” – dodał szef NATO.
Gazeta Wyborcza dotarła do zestawienia wpłat na komitet wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Czołowi politycy PiS i ich rodziny wpłaciły na kampanię grubo ponad milion złotych.
Tylko to grono czołowych polityków PiS wpłaciło prawie półtora miliona złotych na kampanię Prawa i Sprawiedliwości tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ponad 400 tysięcy wpłaciły osoby, które ostatecznie mandatu nie zdobyły – Jacek Kurski, Ryszard Czarnecki i Karol Karski.
“Politycy PiS zasilili partyjną kasę, bo zażądał tego od nich Jarosław Kaczyński. Po jesiennych wyborach do parlamentu i wiosennych samorządowych PiS zaczął szukać pieniędzy na trzecią kampanię” – czytamy w tekście Gazety Wyborczej.
Na kampanię PiS wpłacali nie tylko startujący w wyborach politycy, ale także ich rodziny: Edward Szydło, Ryszard Fotyga czy syn Mariusza Kamińskiego, Kacper Kamiński. Wszystko dlatego, że zgodnie z przepisami jedna osoba może wpłacić maksymalnie 25-krotność minimalnego wynagrodzenia, czyli 106 050 zł.
Na kampanię wyborczą do PE komitet PiS mógł wydać maksymalnie 24 mln 600 tys. zł. 80 proc. tej kwoty, czyli ponad 19 mln zł to górny limit wydatków na reklamę.
“To, jak komitet podzieli przyznany limit, zależy wyłącznie od jego decyzji. Może na przykład więcej pieniędzy skierować do regionów, gdzie ma większe szanse na mandat. Albo podnieść limit dla kandydata, którego uważa za ważnego i chce wspomóc jego kampanię, by zwiększyć szansę na zwycięstwo. ” – pisze Wyborcza.
Według ustaleń dziennikarzy Gazety Wyborczej, Jacek Kurski, który ostatecznie mandatu nie zdobył, mógł mieć jeden z wyższych limitów na swoją kampanię.
W Szwajcarii zakończył się dwudniowy szczyt pokojowy ws. Ukrainy. Przez Francję przeszły protesty przeciwko skrajnej prawicy. W Polsce Izabela Leszczyna zapowiada monitoring recept na opioidy
Podsumowujemy wydarzenia z niedzieli, 16 czerwca 2024 roku.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski na zakończenie dwudniowego szczytu pokojowego w Szwajcarii nazwał go „wielkim sukcesem Ukrainy i wszystkich partnerów”. W spotkaniu w Bürgenstock koło Lucerny wzięło udział ponad 90 delegacji z całego świata. Jak zaznaczył Zełenski, większość z nich podpisała się pod wspólnym komunikatem wzywającym Rosję do zakończenia wojny i poszanowania integralności terytorialnej Ukrainy. Wśród krajów, które go nie podpisały, znalazły się Brazylia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska i Indie.
Prezydent Ukrainy mówił, że uczestnicy szczytu rozpoczną teraz prace grupach roboczych nad „konkretnymi pomysłami, propozycjami i rozwiązaniami, które mogą przywrócić bezpieczeństwo w różnych aspektach”. Prace mają utorować drogę do organizacji kolejnego szczytu, mogącego – jak podkreślił – zakończyć wojnę.
„Zełenski... myślę, że Zełenski jest najlepszym sprzedawcą spośród wszystkich polityków. Za każdym razem, kiedy przyjeżdża do naszego kraju, wyjeżdża z 60 miliardami” – powiedział Donald Trump podczas sobotniego wiecu wyborczego w Detroit. Spotkanie zorganizowała prawicowa organizacja Turning Point USA. Kampanię Trumpa wspierała także w poprzednich wyborach w 2020 roku.
Podczas wiecu w Detroit Trump ponownie zapowiedział, że jeśli wygra wybory, szybko doprowadzi do zakończenia wojny w Ukrainie. „Ja to załatwię, zanim jeszcze wejdę do Białego Domu, jako prezydent-elekt, ja to załatwię. To musi się skończyć” – stwierdził.
Wielotysięczne demonstracje przeszły ulicami francuskich miast w proteście przeciwko ugrupowaniu Marine Le Pen, które już za dwa tygodnie może dojść do władzy w wyniku przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Związkowcy twierdzą, że w samym Paryżu w sobotę protestowało 250 tys. osób, a w całym kraju 640 tys. Dane policji są skromniejsze: funkcjonariusze mówią o 217 tys. protestujących w całej Francji.
Tymczasem Le Pen szykuje się do przejęcia władzy. W opublikowanym dziś wywiadzie dla „Le Figaro” polityczka stwierdziła, ze jej partia nie będzie miała problemu z utworzeniem rządu. „Jestem zaskoczona, jak wielu wysokich funkcjonariuszy, dyplomatów mówi mi, że gotowi są pracować ze Zjednoczeniem Narodowym (fr. Rassemblement national, RN)” – powiedziała.
O planach Ministerstwa Zdrowia ministra Izabela Leszczyna poinformowała w rozmowie z dziennikarzami Polsat News w sobotę 15 czerwca. Zapowiedziała, że rząd przyjrzy się, jak działają tzw. receptomaty, które funkcjonują w Polsce od 2020 roku. Pojawiły się w czasie pandemii, podobnie jak teleporady.
„Niestety, nie zostały wprowadzone do porządku prawnego w sposób na tyle szczelny, żebyśmy nie musieli tego poprawiać” – powiedziała Leszczyna. Dyrektorowi Centrum e-zdrowia Leszczyna poleciła wdrożenie monitoringu wystawiania i realizacji recept na opioidy. Monitoring ma zacząć działać już w poniedziałek.
Decyzja o codziennych przerwach w ostrzale zapadła w odpowiedzi na apele międzynarodowych organizacji humanitarnych, które alarmowały o pogłębiającym się kryzysie humanitarnym w Strefie Gazy. Izrael zapowiedział zarazem, że będzie kontynuował walki w mieście Rafah, gdzie ukrywać mają się ostatnie bojówki Hamasu.
W komunikacie Sił Obronnych Izraela cytowanym przez agencję Reuters napisano, że ostrzał wstrzymywany będzie między 5.00 rano a 16.00 wzdłuż drogi wiodącej od przejścia granicznego w Kerem Szalom w kierunku autostrady Saladyna i dalej na północ.
Liderka francuskiej skrajnej prawicy udzieliła wywiadu dziennikowi „Le Figaro”. Stwierdziła, że jej ugrupowanie jest gotowe na przejęcie władzy
„Nie będziemy mieli trudności z utworzeniem rządu w razie wygranej na wyborach” – powiedziała Le Pen dziennikowi „Le Figaro”. W opublikowanym dziś wywiadzie stwierdziła, że kandydatem na premiera jest szef jej partii Zjednoczenie Narodowe – Jordan Bardella.
Przyspieszone wybory parlamentarne we Francji odbędą się 30 czerwca i 7 lipca – to decyzja prezydenta Emmanuela Macrona, który rozwiązał francuski parlament w reakcji na wynik eurowyborów. Ugrupowanie Marine Le Pen zdobyło w nich najwięcej, bo ponad 30 proc. głosów. Druga w kolejności koalicja zrzeszona wokół partii Macrona – o połowę mniej.
„Jestem zaskoczona, jak wielu wysokich funkcjonariuszy, dyplomatów mówi mi, że gotowi są pracować ze Zjednoczeniem Narodowym (fr. Rassemblement national, RN). Nie będziemy mieli żadnej trudności z utworzeniem rządu” – mówiła w wywiadzie Le Pen, która jest przewodniczącą klubu RN we francuskim parlamencie.
Dziennikarze dopytywali polityczkę o ew. kohabitację rządu RN z prezydentem Macronem i o możliwą reakcję rynków. Le Pen stwierdziła, że świat nie zna prawdziwego programu jej ugrupowania, a jedynie jego karykaturę. „Gdy się z nim zapoznają, ocenią go jako całkiem racjonalny” – ucięła.
Za najważniejsze problemy Francji Le Pen uważa „siłę nabywczą, bezpieczeństwo i imigrację”. Jednym z kluczowych postulatów Le Pen jest zniesienie prawa ziemi, które daje francuskie obywatelstwo osobom urodzonym na terytorium Francji. Le Pen chciałaby też, by rodzicom dzieci popełniających przestępstwa odbierać prawo do zasiłków.
Le Pen pytana była o protesty przeciwko jej partii, które przetoczyły się przez Francję w ostatnich tygodniach i o ew. wybuch niepokojów społecznych w razie wygrania wyborów przez Zjednoczenie Narodowe. Odparła, że za przemoc podczas demonstracji odpowiada „skrajna lewica” oraz prezydent Macron, który pozwolił na „bezkarność”.
„Emmanuel Macron mówił ”albo ja, albo chaos. Ale chaos – społeczny, w sferze bezpieczeństwa, migracyjny, a teraz instytucjonalny – to on sam (Macron-PAP). My uosabiamy porządek i spokój" – powiedziała. Zaprzeczyła zarazem, by ew. rząd jej partii domagał się dymisji Macrona.
Źródło: PAP.