Szczyt odbędzie się 27 i 28 listopada w mieście Harpsund. „Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa” – napisał na X Donald Tusk
Tusk wysyła jasny sygnał do Niemiec: antyrosyjski sabotaż jest wart poświęceń. A do opozycji wysyła sygnał, że po latach zmienił zdanie w sprawie gazociągu
„Do wszystkich inicjatorów i partonów Nord Streamu 1 i 2. Dziś powinniście jedynie przeprosić i siedzieć cicho” – napisał dziś po angielsku premier Donald Tusk w mediach społecznościowych.
To nawiązanie do najnowszych informacji na temat wysadzenia bałtyckiego gazociągu we wrześniu 2022 roku. 14 sierpnia „Wall Street Journal” opublikował wyniki śledztwa na temat sprawców sabotażu.
Według źródeł WSJ to Ukraina jest odpowiedzialna za akcję na Morzu Bałtyckim, a prezydent Wołodymyr Zełenski mógł ustnie zatwierdzić plan wysadzenia Nord Stream. O ukraińskich planach dowiedziała się agencja wywiadu wojskowego MIVD i przekazała informację CIA. Amerykanie mieli poinformować Niemców. CIA ostrzegło też biuro Zełenskiego, aby ten odwołał operację.
Zełenski wydał rozkaz generałowi Walerijowi Załużnemu, który wówczas dowodził SZU o zaprzestanie operacji. „Ale generał rozkaz zignorował” – pisze gazeta. „Załużny powiedział Zełenskiemu, że zespół sabotażowy, po wysłaniu, przestał się komunikować i nie można go było odwołać, ponieważ jakikolwiek kontakt z nimi mógł zagrozić operacji”.
Według najnowszych informacji także prezydent Polski Andrzej Duda mógł wiedzieć o planach wysadzenia Nord Streamu.
„Istniały porozumienia między Wołodymyrem Zełenskim i Andrzejem Dudą w sprawie przeprowadzenia zamachu” – mówił 15 sierpnia dla Die Welt August Hanning, były szef BND, Federalnej Służby Wywiadu.
Oficjalnie wszystkie oskarżone o współudział w operacji strony zaprzeczają lub odmawiają komentarza. Z punktu widzenia stosunków międzynarodowych jest to delikatna sprawa. Sabotaż uderzał oczywiście w Rosję – która zarabiała na sprzedaży gazu ziemnego do Europy, ale też w Niemcy – bo w ten sposób nasi zachodni sąsiedzi zaopatrywali się w ważny dla tamtejszej gospodarki gaz. Ewentualna pomoc lub akceptacja dla sabotażu ze strony Polski może rzutować na stosunki polsko-niemieckie. W artykule WSJ czytamy bowiem, że Polska zignorowała tajny nakaz aresztowania dla jednego z kluczowych podejrzanych o dokonanie sabotażu. Osoba ta ma przebywać już na terenie Ukrainy.
Wpis Tuska z pewnością zostanie zauważony w Niemczech. Premier daje tutaj do zrozumienia, że uderzenie w Rosjan jest ważniejszy niż niemieckie interesy gospodarcze. Takim stanowiskiem Tusk pokazuje też swoją pozycję na krajowej scenie politycznej. W 2010 roku, jako premier, mówił, że budowa i działanie gazociągu Nord Stream jest w interesie Polski.
„Najważniejszym zadaniem dla polskiego rządu są nie ideologiczne wojny z jakimś państwem, tylko zabezpieczenie polskich domów w trwałe dostawy gazu na długie lata” – mówił wówczas.
Było to jednak przed 2014 rokiem. Dziś podobne stanowisko byłoby w Polsce nie do zaakceptowania, a premier pokazuje, że swoje zdanie zmienił.
Firma SW Reaserch na zlecenie „Rzeczpospolitej” zapytała w sondażu: „Czy Pani/Pana zdaniem Szymon Hołownia ma szansę wygrać wybory prezydenckie?”
W 2020 roku Hołownia otrzymał niemal 14 proc. głosów i zdobył trzecie miejsce – za Rafałem Trzaskowskim reprezentującym Koalicję Obywatelską i za urzędującym prezydentem Andrzejem Dudą. Część sondaży wskazywała wówczas, że w drugiej turze Hołownia byłby trudniejszym przeciwnikiem dla prezydenta Dudy.
Wybory w USA są dalekie od rozstrzygniętych. Po zmianie kandydata Demokraci radzą sobie coraz lepiej w kliku kluczowych stanach
Rezygnacja Joe Bidena z kandydowania zmieniła tegoroczny wyścig prezydencki w USA. Najnowszy sondaż „New York Times'a” i Siena College pokazuje, że Harris ma szansę wygrać w kilku kluczowych dla przebiegu wyborów stanach, w których Joe Biden radził sobie słabo.
Sondaż przeprowadzono między 8 a 15 sierpnia w czterech stanach:
Margines błędu jest spory i wynosi 4,4-4,2 punktów procentowych (w zależności od stanu).
Przypomnijmy: wybory prezydenckie w USA nie wygrywa ten kandydat lub kandydatka, która zbierze najwięcej głosów w skali kraju. Decydują głosy elektorskie. Do każdego stanu przypisana jest odpowiednia ilość elektorów. Ich liczba zależy od populacji stanu. Łącznie jest ich 538, więc by wygrać, konieczne jest 270 głosów.
W prawie wszystkich stanach (poza Maine i Nebraską, które dysponują czterema głosami) zwycięzca bierze wszystko. Nawet jeśli kandydat wygra w danym stanie kilkoma głosami, zgarnia całą pulę. To sprawia, że o wyniku wyborów mogą zadecydować pojedyncze stany, a wyścigi, gdzie nikt nie ma wyraźnej przewagi, mają ogromną wagę.
Badacze pytali też wyborców, na ile są zadowoleni ze swojego kandydata. W maju sondaże pokazywały, że wyborcy Republikanów są zadowoleni, że reprezentuje ich Donald Trump. Zupełnie inaczej na kandydatutę Joe Bidena reagowali Demokraci. Dziś poziomy te zbliżone są w obu partiach. 85 proc. wyborców demokratycznych wskazuje pewien stopień entuzjazmu wobec kandydatury Kamali Harris.
Tuż przed rezygnacją większość prognostów wyborczych wskazywało, że to Trump w listopadzie jest faworytem. Teraz w ogólnokrajowej średniej sondażowej Harris prowadzi ponad dwoma punktami procentowymi (46,3 proc. do 43,7 proc.). Prognozy wyników elektorskich są trudniejsze, bo sondaże w poszczególnych stanach przeprowadzane są rzadziej, a nie minął jeszcze miesiąc, odkąd z wyborów wycofał się Joe Biden. Na dziś jednak sprawa wyniku wyborów jest otwarta. Według prognozy na stronie 270towin.com Demokraci najpewniej wezmą przynajmiej 226 głosów elektorskich, republikanie – 235. Reszta jest dziś trudna do przewidzenia, ale droga do zwycięstwa dla Harris jest otwarta.
Wybory odbędą się 5 listopada.
Wiceprezydentka USA Kamala Harris chce w czasie swojej prezydentury zagwarantować Amerykanom niższe ceny żywności i mieszkań
„Wasza pensja powinna wystarczyć, by utrzymać was i wasze rodziny, byście mogli cieszyć się dobrą jakością życia. Żadne dziecko nie powinno dorastać w biedzie. Po latach ciężkiej pracy powinniście mieć możliwość, by odejść na emeryturę z godnością. Powinniście móc dołączyć do związku zawodowego, jeśli chcecie” – mówiła wiceprezydentka Kamala Harris, kandydatka na prezydentkę Stanów Zjednoczonych na wiecu 16 sierpnia w Raleigh w Karolinie Północnej.
Harris przedstawiła część swojego planu ekonomiczny pod hasłem „gospodarki możliwości”. Jej propozycje skupiają się wokół klasy średniej i kosztów życia. Amerykanie wciąż odczuwają skutki długotrwałej, podwyższonej inflacji. Ta w tym roku pierwszy raz od 2021 roku spadła poniżej 3 proc. Harris chce zbadać monopolistyczne zachowania firm w łańcuchach dostaw żywności i zaproponować federalny zakaz nieuczciwego zawyżania cen.
„Wiele dużych firm spożywczych rejestruje największe zyski od dwóćh dekad. I chociaż niektóre sieci supermarketów dzielą się swoimi zyskami [z pracownikami], wiele wciąż nie podjęło tego kroku. Wiem, że większość firm tworzy miejsca pracy, wspiera naszą gospodarkę i gra zgodnie z zasadami. Ale nie wszyscy, i to nieuczciwe”.
Harris podkreśliła, że w młodości pracowała w sieci McDonalds i dlatego dobrze wie, z czym zmagają się słabo opłacani pracownicy. Wiceprezydentka obiecała też uruchomienie programu mieszkaniowego:
„Na koniec mojej pierwszej kadencji zakończymy niedobór mieszkań w USA, zbudujemy 3 mln nowych mieszkań, część z nich na wynajem, które będą dostępne dla klasy średniej” – mówiła. Podkreślała też, że problemem są duże korporacje, które skupują domy i mieszkania jako inwestycje. Jej zdaniem podnosi to koszty mieszkań. Harris chce zakazać takich praktyk. Proponuje też granty warte 25 tys. dolarów dla osób, które kupują swoje pierwsze mieszkanie.
W przyszłym tygodniu odbędzie się demokratyczna konwencja w Chicago, gdzie można spodziewać się dalszych szczegółów na temat gospodarczych planów Demokratów.
Trwa 11 dzień ukraińskiej ofensywy w Rosji. Doradca prezydenta Zełenskiego przypomina, dlaczego ukraińskie wojska weszły na terytorium wrogiego państwa
„Na ścieżce, którą wojska ukraińskie wytyczyły podczas ryzykownej inwazji na Rosję, przebijając się przez granicę i ostatecznie docierając do miasta Sudża, widać ogromne zniszczenia” – piszą w swojej relacji dziennikarze agencji AFP. Wzięli oni udział w objeździe prasowym, zorganizowanym przez ukraińską armię.
Piszą oni o zniszczonym pomniku Lenina w Sudży i podziurawionym kulami budynku administracyjnym. Rosjanie wciąż nie prowadzą kontrofensywy w obwodzie kurskim, a z zagrożonych terenów ewakuowali około 120 tys. osób. Populacja obwodu kurskiego to około 1,1 mln osób. Według ostatniego spisu powszechnego w Kursku mieszka 415 tys. osób. Z Sudży do Kurska jest około 100 km.
Ukraina stawia sprawę jasno: nie interesuje nas okupacja rosyjskich terytoriów. Wczoraj w poście w mediach społecznościowych doradca prezydenta Ukrainy Michajło Podoljak napisał:
„Ukraina prowadzi czysto obronną wojnę w ramach prawa międzynarodowego. Ale jeśli chodzi o potencjalne negocjacje pokojowe (podkreślam! potencjalne), to musimy zmusić Federację Rosyjską, by usiadła z nami przy stole. Nie zamierzamy o to błagać. Mamy za to sprawdzone, efektywne środki przymusu”.
Takim środkiem ma być właśnie ukraińska kampania wewnątrz Rosji. Podoljak podkreśla też, że Ukraina chce również wpłynąć na opinię publiczną w Rosji. Jego zdaniem wśród Rosjan o wojnie się właściwie nie dyskutuje. Ukraina próbuje Rosjanom o niej przypomnieć.