Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Prokuratura prześwietla sprawę oświadczeń majątkowych posła.
Łukasz Mejza usłyszał zarzuty dotyczące nieprawidłowości w składanych przez niego oświadczeniach majątkowych – poinformowała rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz poinformowała,
„Mężczyzna został przesłuchany, nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia” – dodała Antonowicz.
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze prowadzi śledztwo w sprawie oświadczeń majątkowych posła Łukasza Mejzy.
W oficjalnym oświadczeniu śledczych czytamy, żę „prokurator ogłosił postanowienie o przedstawieniu 11 zarzutów w śledztwie, którego przedmiotem jest podejrzenie złożenia fałszywych — to jest podających nieprawdę lub zatajających prawdę, oświadczeń o stanie majątkowym (...) przez osobę sprawującą mandat posła na Sejm IX. i X”.
Śledztwo dotyczy trzech spraw związanych z podejrzeniem podania nieprawdy w oświadczeniach majątkowych złożonych przez Łukasza Mejzę. Miało do tego dojść, gdy pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a następnie wiceministra sportu. W jednej z tych spraw zarzuca mu się niedopełnienie obowiązku zgłoszenia wymaganych informacji do rejestru prowadzonego przez marszałka Sejmu w terminie 30 dni. Stanowi naruszenie przepisów dotyczących funkcjonariuszy publicznych.
„Wszystkie okoliczności podniesione przez podejrzanego będą wnikliwie zbadane” – przekazała zielonogórska prokuratura.
Łukasz Mejza jest posłem Prawa i Sprawiedliwości. Partia zaoferowała mu miejsce na liście wyborczej w wyborach parlamentarnych, choć wcześniej próbowała odciąć się od polityka wywodzącego się z Partii Republikańskiej Adama Bielana.
Łukasz Mejza objął mandat poselski w marcu 2021 roku, po śmierci posłanki Jolanty Fedak. Startował do Sejmu w 2019 roku z list PSL w Zielonej Górze. Nie dostał jednak mandatu. Już jako poseł wszedł w układ z Adamem Bielanem, który odbudowywał zaplecze rządu po wyjściu z koalicji Porozumienia Jarosława Gowina i zaczął wspierać PiS w kolejnych głosowaniach. Do Partii Republikańskiej dołączył w październiku 2021 i niedługo później został wiceministrem w Ministerstwie Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Po tygodniu – w osobnym resorcie sportu. Na jego głosie wisiała parlamentarna większość.
Potężne kontrowersje wywoływała działalność biznesowa Mejzy. Jego firma Vinci NeoClinic oferowała terapie za pomocą wątpliwej metody „pluripotencjalnych komórek macierzystych”. Mejza zapewniał, że może ona być zbawienna dla chorych na nowotwory, stwardnienie rozsiane, chorobę Parkinsona, dzieci z porażeniem mózgowym czy osób w spektrum autyzmu. To jednak metoda wciąż badana, wokół której jest wiele znaków zapytania. Lekarze stanowczo jej odradzają. „Żaden odpowiedzialny naukowiec czy lekarz nie zaproponuje przeszczepu pluripotencjalnych komórek macierzystych” – mówiła w OKO.press dr Karolina Archacka, biolog w Zakładzie Cytologii Wydziału Biologii UW.
Jako obciążenie dla Zjednoczonej Prawicy zrezygnował z rządowej posady, pozostał jednak posłem wspierającym w głosowaniach rząd Mateusza Morawieckiego.
Przynajmniej 30 osób zginęło w zderzeniu samolotu pasażerskiego ze śmigłowcem. Szanse na to, by ktoś przeżył, są bardzo niewielkie.
Bilans ofiar zderzenia samolotu pasażerskiego ze śmigłowcem nad rzeką Potomak w Waszyngtonie wynosi 30 osób – podaje agencja Reutera. Na miejscu pracują służby, a doniesienia zza oceanu mówią o ciałach wypływających na brzeg. Według stacji CBS nurkowie pracujący na miejscu wyłowili z Potomaku czarną skrzynkę samolotu, którego szczątki znajdują się na głębokości około 1,5 metra. Amerykańskie media twierdzą, że maszyna rozpadła się na dwie części. Ratownicy poinformowali dziennikarzy, że śmigłowiec nie ma poważnych uszkodzeń i dryfuje w rzece. Misja ratunkowa według służb ma trwać kilka dni.
W wypadku zderzył się pasażerski Bombardier CRJ 700 z 64 osobami tuż przed lądowaniem na pasie lotniska im. Ronalda Reagana w Arlington pod Waszyngtonem i wojskowy śmigłowiec, którym leciało trzech żołnierzy. W wypowiedzi dla telewizji Sky News były starszy inspektor brytyjskiego oddziału do spraw badania wypadków lotniczych Tim Atkinson ocenił, że siła uderzenia samolotu z wodą była „poza ludzką tolerancją”. „Obawiam się, że w tej wodzie prowadzona jest jedynie operacja poszukiwawcza, nie ratunkowa” – stwierdził.
„Kiedy jedna osoba umiera, mamy do czynienia z tragedią, kiedy, wielu, wielu, wielu ludzi ginie, czujemy cierpienie nie do zniesienia” – powiedział stacji News4 Roger Marshall, senator z Kansas. Z tego stanu – a konkretnie z miasta Wichita, Bombardier zmierzał na lotnisko pod Waszyngtonem.
Po tragedii w Siedlcach rządzący zastanawiają się, jak zapewnić bezpieczeństwo ratownikom medycznym.
Nie milkną komentarze po zabójstwie ratownika medycznego w Siedlcach. Medyk zginął po ataku 59-letniego mężczyzny, któremu udzielał pomocy. Ratownik podczas opatrywania rany ciętej głowy otrzymał mocny cios 20-centymetrowym nożem prosto w klatkę piersiową. Wstępna sekcja zwłok potwierdza, że był on przyczyną zgonu.
Sprawca przebywa w areszcie. Prokuratura poinformowała, że zarzuca się mu „popełnienie zbrodni zabójstwa popełnionej ze szczególnym zamiarem motywacyjnym”. Podejrzany Adam Cz. przyznał się do zarzucanego mu czynu i wyraził skruchę, choć zdaniem śledczych nie wskazywała na nią jego mimika.
„Okoliczności wymagają badania psychiatrycznego podejrzanego celem ustalenia czy jego poczytalność była w pełni zachowana” – mówił serwisowi TVN Warszawa prokurator Arkadiusz Szewczak. Adamowi Cz. grozi dożywocie, dolna granica to 15 lat więzienia.
Po zabójstwie o pilne konsultacje w sprawie zapewnienia medykom potrzebnych środków bezpieczeństwa zaapelowały organizacje zrzeszające ratowników medycznych. Krajowa Izba Ratowników Medycznych zapostulowała między innymi monitorowanie zachowaļ agresywnych wobec medyków, wyposażenie ratowników w środki ochrony osobistej i uruchomienie darmowych szkoleń samoobrony.
W środę ratownicy wzięli udział w pierwszej turze rozmów z przedstawicielami rządu. Politycy zapowiedzieli podniesienie kar za ataki na medyków, przyznanie statusu funkcjonariusza publicznego również ratownikom w czasie szkolenia i włączenia zajęć z samooobrony do kształcenia ratowniczego, jak również wprowadzenie obowiązkowej 3-osobowej obsady ekip ratowniczych. Jednym z dyskutowanych pomysłów było wyposażenie ratowników w kamery, które rejestrowałyby interwencje z ich udziałem. „To zagadnienie wymaga szerszego przepracowania i oceny możliwości budowy całego systemu potrzebnego do obsługi kamer” – przekazywała Krajowa Rada Ratowników Medycznych.
„Po stronie ministerstwa zdrowia leży zadanie szerokiej kampanii edukacyjno-informacyjnej, która będzie mówiła o tym, kim jest ratownik i dlaczego ten zawód jest ważny. Wydaje się to konieczne” – mówiła ministra zdrowia Izabela Leszczyna. Potwierdziła, że wprowadzenie monitoringu jest jedną z trudniejszych kwestii. – „Ratownicy postulowali nagrywanie w momencie, kiedy okazuje się, że nie udzielają już pomocy, ale bronią się przed agresją” – wyjaśniała Leszczyna. Oceną pomysłu na zająć się Główny Inspektor Danych Osobowych.
„Jest rozmowa o tym, żeby specjalne kamizelki nożoodporne były na wyposażeniu karetki, co nie oznacza, że do każdego wyjazdu ratownicy będą w nich chodzili, bo one mogą też utrudniać działania. Jeśli coś takiego będzie wprowadzone, to raczej jako możliwość. Na pewno będzie lepsza współpraca z policją” – mówił w Radiu RMF24 wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny.
Z badań krakowskich naukowców z 2018 roku wynika, że ratownicy bardzo często spotykają się z agresją. „96% ratowników medycznych uczestniczących w badaniu zadeklarowało, że w ciągu ostatniego roku, w czasie pracy w systemie Państwowego Ratownictwa Medycznego, spotkało się z agresją. Najczęstszą formą agresji była agresja słowna. U 22% uczestników badania w wyniku agresji doszło do uszczerbku na zdrowiu. Z pogróżkami zetknęło się 72% ankietowanych. Stwarzanie groźnych sytuacji miało miejsce wobec 59% osób, a próby uderzenia (ataku) dotyczyły 44% badanych. Częściej na zachowania agresywne ze strony pacjentów narażeni byli ratownicy pracujący w zespołach wyjazdowych oraz w izbie przyjęć niż ratownicy pracujący w SOR” – czytamy w opracowaniu przygotowanym przez badaczy z Akademii Frycza-Modrzewskiego i Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Do katastrofy W waszyngtonie doszło ok. godz. 3:00 nad ranem polskiego czasu. Na pokładzie samolotu znajdowały się 64 osoby, helikopterem leciało trzech żołnierzy. Na rzece Potomak trwa akcja ratunkowa, wyłowiono już co najmniej 18 ciał
W środę tuż przed godz. 21 czasu lokalnego (w czwartek przed godz. 3:00 polskiego czasu) samolot pasażerski Bombardier CRJ700 linii American Airlines lecący z miasta Wichita w stanie Kansas rozbił się tuż przed lądowaniem na lotnisku im. Ronalda Reagana w Waszyngtonie. Do katastrofy doszło po zderzeniu samolotu z helikopterem wojskowym Black Hawk.
Telewizja CBS News poinformowała, że z graniczącej z lotniskiem rzeki Potomak wyłowiono do tej pory co najmniej 18 ciał ofiar. Mało prawdopodobne, by ktoś przeżył katastrofę. Samolotem American Airlines podróżowało 60 pasażerów i czterech członków załogi, helikopterem leciało trzech żołnierzy.
Według informacji cytowanych przez agencję Reutera, chwilę przed katastrofą wieża kontroli lotów miała kontaktować się z załogą helikoptera, pytając, czy widzą samolot. Przyczyny katastrofy są jednak wciąż nieznane. Mianowany w tym tygodniu nowy sekretarz obrony Pete Hegseth ogłosił, że wojsko i Departament Obrony natychmiast rozpoczęły śledztwa zmierzające do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Według wstępnych informacji helikopter miał brać udział w akcji szkoleniowej. Lotnisko w Waszyngtonie zostało zamknięte do odwołania.
Głos na temat wypadku zabrał w mediach społecznościowych Donald Trump: „Samolot był na rutynowej ścieżce podejścia do lotniska. Helikopter leciał prosto w kierunku samolotu przez dłuższy czas. Mamy JASNĄ NOC, światła samolotu świeciły intensywnie, dlaczego helikopter nie wzbił się w górę lub nie zszedł w dół, ani nie skręcił? Dlaczego wieża kontroli lotów nie powiedziała helikopterowi, co ma robić, zamiast pytać, czy widzą samolot? To zła sytuacja, która wydaje się być do uniknięcia. NIEDOBRZE!!!” – napisał prezydent Stanów Zjednoczonych.
Były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych wyszedł z londyńskiego aresztu, ale na razie nie trafi do Polski. W lipcu przed brytyjskim sądem odbędzie się proces o jego ekstradycję
Michał K., były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, został zwolniony z londyńskiego aresztu, w którym przebywał od września 2024 roku.
Informacja ta została potwierdzona przez TVN24 w biurze sądu magistrackiego w Londynie, które poinformowało, że „Michał K. otrzymał warunkowe zwolnienie za kaucją”.
Były szef RARS pozostanie jednak na terenie Wielkiej Brytanii, gdzie oczekuje na proces ekstradycyjny.
Za Michałem K. wydano w sierpniu 2024 roku Europejski Nakaz Aresztowania. Ponieważ jednak Wielka Brytania nie jest już członkiem Unii Europejskiej, K. może być wydany Polsce jedynie w drodze procedury ekstradycji.
Zwolnienie K. z aresztu oznacza, że K., będzie mógł uczestniczyć w postępowaniu ekstradycyjnym z wolnej stopy.
Jak informuje londyński sąd, przesłuchanie K. odbędzie się w dniach 21-25 lipca 2025 roku.
To, na czym polega afera RARS, wyjaśniliśmy w krótkim filmie, który obejrzysz tutaj.
Michał K. uciekł z Polski latem 2024 roku, tuż po tym, kiedy na jaw wyszła afera wokół kierowanej przez niego Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.
Śledczy chcieli postawić Michałowi K. oraz Pawłowi Sz., znanemu producentowi koszulek patriotycznych marki Red is Bad, zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która wyprowadzała pieniądze z RARS, dzięki zawieraniu kontraktów na zakup sprzętu po znacznie zawyżonych cenach. Śledczy zarzucają podejrzanym nieprawidłowości na kwotę co najmniej 340 milionów złotych.
We wrześniu 2024 roku Michał K. deklarował, że wróci do kraju, jeśli otrzyma od polskiego sądu list żelazny, który pozwoli mu odpowiadać w procesie z wolnej stopy. Wkrótce po tej deklaracji, K. został tymczasowo aresztowany w Wielkiej Brytanii.
22 stycznia 2025 roku Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wniosek Michała K. o wydanie listu żelaznego.
Jeśli po zakończeniu lipcowego procesu ekstradycyjnego Michał K. zostanie wydany Polsce, trafi więc prosto do polskiego aresztu.
Drugi z podejrzanych, Paweł Sz., został w październiku 2024 roku zatrzymany na Dominikanie. Po przewiezieniu do Polski, Sz. został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące. Wczoraj, 28 stycznia, sąd przedłużył areszt biznesmena o kolejne 60 dni.