Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Wg lewicowych polityków, którzy spotkali się z Andrzejem Dudą, zamierza on zawetować ustawę obniżającą składkę zdrowotną dla przedsiębiorców. Premier jest oburzony, Biejat mu odpowiada: „A jak Pan myśli, Panie Premierze, jak długo Polacy wytrzymają rujnowanie ochrony zdrowia?” Zandberg: „Rząd Tuska licytuje się z Mentzenem, a cenę płacą chorzy”
„Po zablokowaniu ustawy o mowie nienawiści prezydent zamierza zawetować obniżenie składki zdrowotnej, podniesionej do absurdalnego poziomu przez PiS. Jak zaczął, tak kończy. Zostało 105 dni. Wytrzymacie?” – napisał w środę 23 kwietnia na portalu X (dawniej Twitter) premier Donald Tusk.
Odpowiedziała mu kandydatka Lewicy na prezydenta, wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat: „A jak Pan myśli, Panie Premierze, jak długo Polacy wytrzymają rujnowanie ochrony zdrowia? Dziś Senat pracuje nad ustawą o składce zdrowotnej. Możemy ją jeszcze zatrzymać sami!”
Tuskowi odpowiedział także kandydat partii Razem na prezydenta Adrian Zandberg.
Do słów premiera odniosła się też posłanka Marcelina Zawisza z partii Razem. Przypomniała dane na temat nakładów na ochronę zdrowia w krajach OECD. Polska jest na szarym końcu.
Ustawa jest teraz w Senacie. 22 kwietnia senackich komisji zdrowia i finansów przyjęły ją bez poprawek. Dziś, w środę 23 kwietnia, odbędzie się plenarne głosowanie nad ustawą.
4 kwietnia 2025 Sejm uchwalił ustawę, która ma obniżyć składkę zdrowotną dla przedsiębiorców. Koalicja rządząca podzieliła się w tej sprawie. Za przyjęciem ustawy głosowali posłowie i posłanki Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi (PSL i Polski 2050). Przeciwko: Lewica. Ustawie sprzeciwiła się też większość opozycji: PiS i Razem. Konfederacja wstrzymała się od głosu (chciała niższej składki dla osób korzystających z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych z bardzo wysokimi przychodami).
Wbrew wcześniejszym deklaracjom ministra zdrowia Izabela Leszczyna zagłosowała za przyjęciem ustawy.
Ustawa była przyczyną konfliktu w koalicji rządzącej między Trzecią Drogą i Lewicą. Premier, nie pierwszy raz, przychylił się do stanowiska partii Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni.
Według Ministerstwa Finansów na zmianach zyska ok. 2,45 mln przedsiębiorców. Według wielu ekspertów (ich opinie prezentujemy niżej), Lewicy i Razem: stracą wszyscy, a zwłaszcza osoby mniej zarabiające i starsze.
W ostatnim czasie z Andrzejem Dudą spotkało się w sprawie zmian w naliczaniu składki dwoje kandydatów na prezydenta: Magdalena Biejat z Nowej Lewicy i Adrian Zandberg z Razem. Przekonywali prezydenta do zawetowania ustawy. Te spotkania wzburzyły zwłaszcza zwolenników Koalicji Obywatelskiej, którzy zwłaszcza Magdalenie Biejat zarzucają zdradę. Oboje politycy twierdzą, że najwięcej na ustawie zyskają ci, którzy nie potrzebują „prezentów do władzy”, a w dalszej perspektywie przyjęcie ustawy doprowadzi do prywatyzacji ochrony zdrowia.
„[Prezydent] powiedział nam, że w jego opinii ta ustawa w tym kształcie jest nie do zaakceptowania” – mówiła po spotkaniu Magdalena Biejat.
O tym, jak szkodliwe są te przepisy, pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie.
„Obniżenie składki zdrowotnej dla samozatrudnionych to polityka całkowicie sprzeczna z najbardziej podstawowym interesem obywateli. Przypomnijmy: polega on na tym, żeby raczej żyć, niż umrzeć. Tymczasem rządzący skazują nas na krytycznie niedofinansowaną publiczną ochronę zdrowia i są z siebie przy tym dziecięco zadowoleni” – pisał w na naszych łamach Bartosz Kocejko-Szukalski.
„Przedsiębiorcy będą płacić znacząco niższą składkę niż pracownicy o tych samych dochodach. Np. przedsiębiorca z dochodem odpowiadającym przeciętnemu wynagrodzeniu (dziś ok. 8,5 tys. zł brutto) zapłaci dwa razy niższą składkę niż pracownik z taką pensją. Jak wskazuje w podsumowaniu zmian organizacja audytorsko-doradcza Grant Thornton, pracownik na minimalnym wynagrodzeniu zapłaci wyższą składkę niż przedsiębiorcy z dochodem na poziomie 10 tys. zł, albo ryczałtowcy z 25 tys. zł przychodu” – referował planowane zmiany redaktor Kocejko-Szukalski.
„Istnieje ogromna obawa, że ubytek [w budżecie NFZ] albo nie zostanie skompensowany, albo dokona się kosztem innych istotnych zadań publicznych. A jeśli nie zostanie skompensowany, to skutkował będzie osłabieniem publicznego systemu zdrowotnego, obniżeniem jakości i dostępu do świadczeń. I efektem tego będzie wypychanie pacjentów do sektora prywatnego, co dla osób najbiedniejszych – w tym mniejszych przedsiębiorców – będzie skutkowało zwiększeniem nierówności w dostępie do zdrowia i osłabieniem możliwości awansu społecznego” – pisali w OKO.press dr Michał Zabdyr-Jamróz i dr Maria Libura, eksperci z zakresu polityki zdrowotnej.
Obniżce składki dla samozatrudnionych sprzeciwiają się m.in. Naczelna Izba Lekarska i liczne organizacje pacjenckie.
Publiczna ochrona zdrowia jest w Polsce dramatycznie niedofinansowana.
Jak przewidują eksperci z SGH w latach 2025-2027 luka finansowa w budżecie NFZ sięgnie łącznie 111,4 mld zł. (w 2025 – 21,7 mld zł, w 2026 – 37,6 mld zł, a w roku 2027 – aż 52,1 mld zł). Jedno z rozwiązań, które proponują to wbrew temu, co właśnie robi rząd i parlament... podniesienie składki zdrowotnej.
Piszemy też o tym, jak mają się do rzeczywistości zapewnienia ministra finansów Andrzeja Domańskiego, że zasypie tegoroczną dziurę w NFZ. Oraz o tym, jakie niezauważone przepisy weszły niedawno w życie – i jaki będą miały wpływ na stan opieki zdrowotnej w Polsce.
Szef MSZ Radosław Sikorski krytykuje groźny rewizjonizm w polityce międzynarodowej, odchodzenie od zasad prawa międzynarodowego oraz politykę appeasementu, czyli gotowość ustępstw wobec agresywnych państw. „Dla Polski największym zagrożeniem byłby rozpad wspólnoty Zachodu” – mówił Sikorski w Sejmie
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przedstawił w Sejmie priorytety polskiej polityki zagranicznej na 2025 rok. To drugie exposé Sikorskiego od czasu powołania rządu w grudniu 2023 roku oraz dziewiąte jako ministra spraw zagranicznych. Jak mówił minister, to jednak jego „najtrudniejsze wystąpienie”.
„Sytuacja międzynarodowa jest najtrudniejsza od dekad (…). Świat staje się coraz mniej przewidywalny. Wojna u granic, zmiany w międzynarodowym układzie sił oraz globalne kryzysy gospodarcze i polityczne sprawiają, że stabilność, do której przywykliśmy w Europie, ugina się pod naporem nowych wyzwań. W polskich domach zagościł niepokój i pytanie: co będzie? Czy nam także grozi rosyjska agresja? Czy relacje Europy ze Stanami Zjednoczonymi zmierzają w kierunku kryzysu? Czy Europa potrafi szybko podnieść swoje zdolności obronne?” – mówił Sikorski, diagnozując sytuację międzynarodową.
W swoim wystąpieniu Sikorski wymienił cztery trendy, które negatywnie wpływają na bezpieczeństwo Polski i świata. Są to:
W związku z tym jako priorytety polityki zagranicznej polskiego rządu na 2025 rok Radosław Sikorski wymienił:
„W europejskiej debacie o polityce zagranicznej regularnie pada diagnoza końca pokojowej dywidendy, z której, z pożytkiem dla Polski, korzystaliśmy przez ostatnie dekady. Nowy rewizjonizm i stary appeasement [polityka ustępstw, czyli strategia dyplomatyczna polegająca na czynieniu ustępstw na rzecz agresywnego państwa w celu uniknięcia wojny — red.] prowadzą do podważania porządku międzynarodowego opartego na prawie, stanowiącego dla Polski podstawę rozwoju. Rodzą się pytania o trwałość fundamentów naszego bezpieczeństwa, czyli wspólnoty europejskiej oraz współpracy transatlantyckiej. Dla Polski największym zagrożeniem byłby rozpad wspólnoty Zachodu. Dlatego nie stać nas na złudzenia ani bezczynność. Nie stać nas na osamotnienie. Zabiegamy o wiarygodność sojuszy, chcemy i potrafimy być ich architektami” – tłumaczył Sikorski.
Sikorski podkreślił, że „celem każdego polskiego rządu jest poprawa bezpieczeństwa państwa, dobrobyt Polaków i wzmocnienie pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej”. Pomimo że „otoczenie międzynarodowe jest mniej przewidywalne niż 20 lat temu” to jego zdaniem „Polska jest silniejsza”.
„Jesteśmy silni sojuszem NATO i członkostwem w Unii Europejskiej (...). Członkostwo w obu tych organizacjach nie ogranicza polskiej suwerenności, ale pomaga suwerenności bronić” – mówił Sikorski.
Minister Sikorski podkreślił, że fundamentem bezpieczeństwa Polski i Europy jest NATO i wbrew temu co często twierdzi opozycja, nikt nie chce tego zmieniać. Dodał, że NATO jest dużo silniejsze niż Rosja i „dopóki NATO jest efektywnym sojuszem, Rosja z nami nie wygra”.
Minister przytoczył dane, z których wynika, że obecny potencjał wszystkich krajów członkowskich NATO, liczony w środkach wydanych na obronność, to blisko 1,5 biliona dolarów rocznie. Tymczasem budżet obronny Rosji to 145 miliardów dolarów rocznie. Jednocześnie cały czas europejscy sojusznicy NATO zwiększają nakłady na obronność.
"Przeprowadźmy kalkulację. Załóżmy, że wszystkie kraje członkowskie NATO przeznaczają na obronność 3,5 proc. swojego PKB tak jak USA. Dałoby to nam kwotę 1,9 biliona dolarów rocznie, czyli trzynastokrotnie więcej niż Rosja. Pójdźmy dalej. Wykonajmy taką samą symulację przy założeniu, że każdy kraj członkowski wydaje na obronę tyle, ile obecnie Polska – 4,7 proc. PKB, co w przypadku wzrostu zagrożenia byłoby prawdopodobne. Uzyskalibyśmy wtedy kwotę 2,5 biliona dolarów, czyli siedemnastokrotnie więcej niż Rosja.
Te liczby pokazują skalę naszego potencjału" – mówił Sikorski.
Sikorski uderzył też w Rosję. Przywołał słowa rosyjskiego politologa i ideologa Kremla Aleksandra Dugina, który mówił, że „na euroazjatyckim kontynencie dla Polski miejsca nie ma” oraz że „Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej postaci. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy”.
„Dla mocodawców pana Dugina mam wiadomość: nigdy więcej nie będziecie tu rządzić. Ani w Kijowie, ani w Wilnie, ani w Rydze, ani w Tallinie, ani w Kiszyniowie. Mało macie ziemi? Jedenaście stref czasowych i wciąż wam mało? Zajmijcie się lepszym rządzeniem tym, co zgodnie z prawem międzynarodowym leży w obrębie waszych granic. Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Haishenwei” – mówił Sikorski.
Haishenwei to chińska nazwa Władywostoku, który do 1860 roku był chińskim terytorium. Został przekazany Cesarstwu Rosyjskiemu na mocy Traktatu Pekińskiego. Dziś to największe rosyjskie miasto portowe na wybrzeżu Oceanu Spokojnego.
Sikorski odniósł się też do wojny w Ukrainie. Powiedział, że rozstrzygnięcie wojny przeciw Ukrainie jest „najważniejszym wyzwaniem dla realizacji naszej polityki zagranicznej, mającym bezpośrednie skutki dla bezpieczeństwa naszego kraju”.
Zdaniem Sikorskiego sytuacja na froncie jest obecnie „niejednoznaczna”, ale „Ukraina bohatersko się broni, więc nie ma powodu do kapitulacji”. Po trzech latach wojny, która według Putina miała trwać 3 dni, wojska rosyjskie kontrolują jedynie około 20 proc. terytorium ukraińskiego i wciąż tkwią na wschodzie Ukrainy — zauważył szef MSZ.
„Szacuje się, że wojna już kosztowała Rosję co najmniej 200 miliardów dolarów, a prawie milion rosyjskich żołnierzy zostało wyeliminowanych z pola walki. Straty Ukraińców są mniejsze i nie dopuścili oni ani do zdobycia swojej stolicy, ani do zainstalowania marionetkowego rządu. Na morzu pokonali flotę czarnomorską i odblokowali szlak żeglugowy przez Bosfor (...). Nie wiemy, jak dalej potoczy się wojna (...), ale na dzisiaj wiemy, że Ukraina bohatersko się broni, więc nie ma powodu do kapitulacji. A Europa deklaruje dalsze wsparcie finansowe i wojskowe” – mówił Sikorski.
Zdaniem Sikorskiego, „stawką tej wojny jest, aby to Ukraina mogła określić, co jest w jej interesie, na jakie kompromisy może się zgodzić i jakie obce wojska chce ewentualnie mieć na swoim terytorium”.
„Zabiegamy o trwałe wsparcie polityczne, militarne i finansowe Unii Europejskiej dla Ukrainy oraz dla jej odbudowy. Jesteśmy wśród krajów, które chcą dalszego wywierania presji na Rosję i jej sojuszników w celu jak najszybszego zakończenia trwającej agresji. Naszym celem nie powinno być kruche zawieszenie broni, ale trwały i sprawiedliwy pokój zgodny z zasadami Karty Narodów Zjednoczonych (...). Trzeba robić wszystko, by obecną wojnę zakończyć i by Rosji nie opłacało się wszczynać następnej” – mówił Sikorski.
Szef MSZ podkreślił też, że Polska nie planuje wysyłania żołnierzy do Ukrainy w ramach ewentualnej misji stabilizacyjnej. Dodał też, nawiązując do niedawnych wypowiedzi prezydenta Donalda Trumpa, który o wywołanie wojny w Ukrainie oskarża Kijów i prezydenta Zełenskiego, że w Polsce „doskonale wiemy, kto jest sprawcą napaści, a kto ofiarą”. „Ofierze udzielamy wszechstronnego wsparcia” – mówił Sikorski.
Minister spraw zagranicznych co roku wygłasza exposé, w którym przedstawia priorytety polityki zagranicznej rządu na dany rok. Dzisiejsze wystąpienie dotyczy priorytetów na 2025. Poprzednie exposé Sikorski wygłosił 25 kwietnia 2024 roku. Zeszłoroczne exposé było pierwszym po zmianie władzy w 2023 roku i m.in. odnosiło się do kwestii stanu polskiej polityki zagranicznej po ośmiu latach rządów PiS. Sikorski diagnozował największe błędy popełnione przez PiS w polityce zagranicznej oraz sformułował cztery najpilniejsze zadania dla MSZ pod jego kierownictwem. Były to:
Ten ostatni punkt do dziś nie został zrealizowany, ponieważ prezydent Andrzej Duda blokuje możliwość powołania nowych ambasadorów na placówki zagraniczne RP. Zgodnie z informacją uzyskaną przez OKO.press w MSZ, minister Sikorski przekazał do Kancelarii Prezydenta RP 58 wniosków o odwołanie ze stanowisk ambasadorów lub stałych przedstawicieli RP wraz z wnioskami o mianowanie nowych osób. Jak dotąd prezydent podpisał tylko trzy odwołania.
„Trudno, żeby premier polemizował z prezydentem, kiedy ten postanawia o żałobie narodowej” – powiedział Donald Tusk, informując, że złożył kontrasygnatę pod rozporządzeniem prezydenta Andrzeja Dudy.
Premier Donald Tusk poinformował, że złożył kontrasygnatę pod rozporządzeniem w sprawie żałoby narodowej. Prezydent Andrzej Duda ogłosił wczoraj (23 kwietnia), że żałoba ma obowiązywać w sobotę, w dniu pogrzebu papieża Franciszka.
Premier Tusk, ogłaszając, że złożył potrzebny do wprowadzenia żałoby narodowej podpis, powiedział, że wokół tej sprawy narosło dużo emocji. „Nie bardzo rozumiem dlaczego, mówię zupełnie szczerze. Trudno, żeby premier polemizował z prezydentem, kiedy ten postanawia o żałobie narodowej” – podkreślił.
Na sobotni pogrzeb do Watykanu pojadą Andrzej i Agata Dudowie. „Byłem także w kontakcie z marszałkiem Sejmu (Szymonem Hołownią); też będzie uczestniczył w tych uroczystościach, także pani marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska” – mówił Tusk dziennikarzom. Dodał, że „ktoś powinien jednak pilnować spraw w kraju”.
„Tej zasady się trzymamy, więc uzgodniłem to z prezydentem, że będę w tym czasie pilnował tu porządku w Polsce” – poinformował.
Tusk mówił także, że żałoba „nie jest restrykcyjna”. „Nie spowoduje to jakichś strat, czy istotnych zaburzeń” – komentował. Wyjaśniał jednak, że konieczne było przełożenie koncertu z okazji obchodów 1000. rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego z soboty na niedzielę. Zwyczajowo w czasie żałoby narodowej flagi państwowe na gmachach publicznych zostają opuszczone do połowy masztu i przepasane kirem. Odwoływane są również imprezy sportowe, a także rozrywkowe i koncerty.
Papież Franciszek zmarł w Poniedziałek Wielkanocny, 21 kwietnia w wieku 88 lat. Przyczyną śmierci były udar mózgu, śpiączka i nieodwracalna zapaść kardiologiczna. Uroczystości pogrzebowe zaplanowano na sobotę na placu Świętego Piotra w Watykanie. Po mszy na placu Świętego Piotra trumna z ciałem papieża zostanie przewieziona do bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie papież — zgodnie ze swoją wolą — zostanie pochowany.
Dziś – 23 kwietnia — ciało Franciszka zostało przeniesione z kaplicy Domu Świętej Marty, w którym papież mieszkał i zmarł, do bazyliki Świętego Piotra. Trumna będzie wystawiona w bazylice do piątku. Wierni przez najbliższe dni mogą oddawać tam hołd zmarłemu.
Europa i Ukraina nie zaakceptowały pomysłu formalnego przyznania Rosji Krymu. A Rosja nie zgodziła się na zawieszenie broni na obecnej linii frontu. Chce więcej. Ranga planowanych na dziś rozmów w Londynie w sprawie Ukrainy została więc obniżona. Nie jedzie tam ani sekretarz stanu USA Rubio, ani jego odpowiednicy z Niemiec i Francji.
Rozmowy w Londynie, z udziałem prezydenta Ukrainy Zełenskiego, miały dotyczyć planu pokojowego Trumpa. Gdyby został zaakceptowany, wysłannik Trumpa Witkoff przekazałby to Putinowi. Wczoraj Moskwa ogłosiła, że Witkoff w tym tygodniu wybiera się do Rosji.
Z tego, co ujawniły media, wynika, że „plan Trumpa” zakładał:
Jedyną gwarancją wsparcia Zachodu dla Ukrainy miałaby być umowa surowcowa z USA.
Ukraina nie zgadza się jednak na oddanie Krymu. Dziś Reuters podał, że nie zgadzają się na to też jej europejscy partnerzy. Rosja zaś nie zgadza się na rozejm na linii frontu — chce, by Ukraina wycofała się z czterech zaanektowanych przez Putina na papierze, ale nie zdobytych ciągle regionów. Oznaczałoby to wycofanie się za Dniepr. Rosja też cały czas liczy na pomoc Waszyngtonu w zmianie władz Ukrainy na prorosyjskie.
„Ukraina chce szybkiego i sprawiedliwego pokoju, ale jeśli zaczynamy rozmawiać o suwerennych terytoriach, to format staje się przedłużeniem wojny, czego chce Rosja — oświadczył prezydent Wołodymyr Zełenski na wieść o tym, że amerykański plan pokojowy przewiduje przekazanie Rosji okupowanych ziem ukraińskich” – tak skomentował ten plan prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Obniżenie rangi rozmów w Londynie — z ministerialnego na ekspercki — nastąpiło pomimo ostrzeżeń Trumpa, że Waszyngton może się wycofać, jeśli w najbliższym czasie nie dojdzie do postępu w sprawie porozumienia. Trump powiedział w niedzielę, że ma nadzieję, że Moskwa i Kijów zawrą w tym tygodniu porozumienie kończące trzyletni konflikt.
Trump. któremu mija 100 dni rządów, bardzo chce pokazać sukces w Ukrainie. Jego groźby, że jeśli nie będzie porozumienia, USA nie będą go więcej negocjować, wzbudziły wyraźne zaniepokojenie w Rosji. Putin — by wykazać się dobrą wolą — ogłosił w sobotę 30-godzinny „rozejm wielkanocny”. Początkowo Moskwa twierdziła, że Ukraina go nie przestrzega, co miało być dowodem na to, że Putin naprawdę chce pokoju, a za problemy z rokowaniami odpowiada Zełenski, który nawet nie panuje nad swoją armią. Jednak Ukraińcy, wymieniający się danymi wywiadowczymi z zachodnimi partnerami, potrafili dowieść, że to nie prawda. I w poniedziałek Putin publicznie przyznał, że w wyniku rozejmu ostrzał na froncie osłabł, a Ukraińcy trzymali się rozejmu, choć nikt go z nimi nie negocjował.
Wtedy Ukraina zaproponowała przedłużenie rozejmu, na co Putin oznajmił, że mógłby porozmawiać ze stroną ukraińską o „rozejmie w ostrzale na obiekty cywilne”. Część światowej opinii publicznej się na to złapała: oto Putin jest tak bardzo nastawiony na pokój, że aż zaoferował bezpośrednie rozmowy z Ukrainą. Tyle że w tym samym wystąpieniu Putin rozwodził się nad tym, czym jest ostrzał obiektów cywilnych. Otóż obiekt cywilny to taki, który Moskwa uznaje za cywilny. A jeśli jest to cywilne miejsce publiczne, w którym zdaniem Moskwy są osoby, które „należy ukarać”, to jak najbardziej ostrzeliwać takie miejsce można. Tu Putin jako przykład „uzasadnionego ostrzału” dał kwietniowe krwawe rosyjskie ataki na Krzywy Róg i Sumy (o Sumach Trump mówił, że zostały ostrzelane przez pomyłkę — Putin jednak jasno teraz ogłosił, że operacja była planowa). Zatem propozycja rozmów z Ukrainą dotyczyła tego, kiedy można w niej strzelać rakietami do restauracji pełnych ludzi i centrów konferencyjnych. Nie jest to więc w żadnym razie propozycja pokojowa.
Wobec coraz bardziej widocznego rozdrażnienia Trumpa Moskwa przekonuje o swoim jak najgłębszym zaangażowaniu w rozmowy pokojowe z USA. Do dziś nie kryła też nadziei, że Trumpowi uda się wymusić na Ukrainie i jej sojusznikach akceptację aneksji Krymu. „Używamy wszystkich kanałów kontaktowych” – zapewnił 22 kwietnia rzecznik Putina Pieskow. Ale dodał: „Ten temat jest tak złożony, związany z uregulowaniem, że oczywiście, prawdopodobnie, nie warto wyznaczać żadnych ścisłych ram czasowych”.
Propaganda Kremla przedstawia teraz kontakty Waszyngtonu z Moskwą jako „prawdziwy” i „odwieczny” sojusz antyfaszystowski. W zapomnienie poszły demonstracje z makietami rakiet podpisanymi „Na Waszyngton”. Teraz wrogiem Putina jest Europa. A zmiana sojuszy tłumaczona jest tak: Trump rozumie, że wojnę w Ukrainie można zakończyć tylko na warunkach rosyjskich. Kto zaś pomaga Ukrainie, pomaga nacjonalistom, a słowo „nacjonalista” brzmi po rosyjsku prawie jak „nazista”, zatem sojusznicy Ukrainy są nazistami, których Rosja pokonała w 1945 roku.
Stan negocjacji jest jednak taki, że to Ukraina godzi się na natychmiastowe przerwanie ognia, a Rosja — nie. Zatem Trumpowi trudniej teraz będzie atakować Ukrainę.
Według sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski najwięcej osób zamierza głosować na Rafała Trzaskowskiego, ale poparcie dla niego słabnie. Podobne wnioski płyną z sondażu IBRiS dla „Polityki”.
Wirtualna Polska i „Polityka” opublikowały swoje sondaże przed wyborami prezydenckimi w maju 2025.
Opublikowany dziś (23 kwietnia) sondaż Unitet Surveys dla Wirtualnej Polski wskazuje, że w pierwszej turze wyborów najlepszy wynik zyskałby kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski – 31,7 proc. WP podkreśla jednak, że to kolejne badanie, w którym widać spadek poparcia dla prezydenta Warszawy — od początku kwietnia stracił 6,6 pkt proc. poparcia.
Swoją pozycję wzmacnia z kolei kandydat popierany przez PiS Karol Nawrocki. Chęć głosowania na niego wyraziło 27,6 proc. ankietowanych. To wzrost o 2,1 pkt proc. w porównaniu z poprzednim sondażem i 7,5 pkt proc. od początku kwietnia.
Na trzecim miejscu jest Sławomir Mentzen z Konfederacji, na którego chce zagłosować 11,3 proc. badanych. Od początku kwietnia stracił 7,5 pkt proc. poparcia. Dalej znaleźli się:
Politolog, prof. Robert Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego ocenia w rozmowie z WP, że Trzaskowski nie jest w kryzysie, ale jednocześnie sam sobie zaszkodził. „Nie wiem, kto w jego sztabie wpadł na pomysł uruchomienia [debaty w] Końskich, ale to był błąd. I on płaci za konsekwencje tego błędu. Jak się prowadzi w sondażach, to się nie daje szansy przeciwnikom do zaistnienia, nie daje się pola, by się mogli skonfrontować. Bo przecież jak jesteś liderem, to wszyscy cię atakują” – powiedział.
W sondażu sprawdzono również, jak Polacy zagłosowaliby w drugiej turze wyborów, w dwóch wariantach:
W obu opcjach wygrywa kandydat KO. Jeśli w drugiej turze mierzyłby się z Nawrockim, wśród osób deklarujących chęć oddania głosu zyskałby 50,5 proc. głosów – to spadek 5,2 pkt proc. w porównaniu z poprzednim sondażem. Nawrocki zdobyłby 40,2 proc. (wzrost o 2,2 proc.) poparcia. 9,3 proc. pytanych nie wie, na kogo by zagłosowało.
Przy starciu z Mentzenem, Trzaskowski zyskałby 52,6 proc. głosów (3,9 pkt proc. mniej niż w sondażu z połowy kwietnia). Na Mentzena zagłosowałoby 42,8 proc. badanych (wzrost o 9,1 pkt proc.).
Również „Polityka” wskazuje, że debata w Końskich zaszkodziła Trzaskowskiemu. „Kiedy do Końskich zjechała cała plejada kandydatów, z których większość grała na osłabienie faworyta, było już niemal pewne, że Trzaskowski na tym straci” – czytamy w analizie sondażu, który dla tygodnika przeprowadził IBRiS. „Skala strat przeszła jednak oczekiwania. Z dnia na dzień prowadzący dotąd z bezpieczną przewagą kandydat KO obsunął się w sondażach do poziomu notowań swojej partii, czyli ok. 30 proc.”.
Według sondażu jednak potencjalni rywale kandydata KO w drugiej turze – Nawrocki i Mentzen – też nie zdołali zyskać nowych wyborców.
Jak głosowaliby ankietowani w pierwszej turze?
„Polityka” wskazuje również, że zainteresowanie wyborami maleje. Deklarowana frekwencja to zaledwie 58 proc., a aż 11,2 proc. osób odpowiedziało, że nie wie, na kogo zagłosować.