Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Demonstracje odbyły się w 50 stanach. Organizatorzy domagają się m.in. „zakończenia przejęcia władzy przez miliarderów i szerzącej się korupcji w administracji Trumpa".
W sobotę i w niedzielę w USA odbyło się ponad 1200 demonstracji w pięćdziesięciu stanach przeciwko prezydentowi Donaldowi Trumpowi oraz Elonowi Muskowi. Organizatorami akcji było 150 prodemokratycznych organizacji, którym pod hasłem „Hands Off!” Udało się zgromadzić – według szacunków CNN – miliony osób.
Protestujący gromadzili się na ulicach, przed biurami administracji publicznej, stanowymi kongresami, w parkach.
Organizatorzy sformułowali trzy podstawowe postulaty ruchu: „zakończenie przejęcia władzy przez miliarderów i szerzącej się korupcji w administracji Trumpa; zakończenie cięć funduszy federalnych na Medicaid, ubezpieczenia społeczne i inne programy, na których polegają ludzie pracujący; oraz zakończenie ataków na imigrantów, osoby transpłciowe i inne społeczności”.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych posunięć Donalda Trumpa było powierzenie miliarderowi Elonowi Muskowi Departamentu Efektywności Rządu zwanego DOGE. Zespół dokonał cięć w administracji, eliminując ponad 200 000 z 2,3 miliona miejsc pracy w administracji federalnej. Redukcje etatów dokonywane były w sposób chaotyczny, co doprowadziło do kryzysu w wielu instytucjach, które musiały pospiesznie ponownie zatrudniać zwolnionych pracowników.
W ostatnich dniach w Stanach Zjednoczonych nasila się także kryzys wokół wprowadzonych 2 kwietnia przez administrację Trumpa ceł na prawie wszystkie kraje świata. Ruch prezydenta doczekał się już odpowiedzi ze strony Chin. Rozpoczęta właśnie wojna handlowa wstrząsnęła giełdą USA i, jak wskazują eksperci, może doprowadzić do wzrostu inflacji.
Po zawieszeniu prawa do azylu liczba prób przejścia przez granicę polsko-białoruską wzrosła. Polskie służby mają być pod coraz większą presją – stwierdził szef MON
5 kwietnia minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował, że w nocy z piątku na sobotę doszło do 300 prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Podczas konferencji prasowej przekazał, że rośnie także liczba ataków na polskich funkcjonariuszy pilnujących szczelności granic. Mówił, że incydenty są coraz bardziej brutalne – grupy osób, które chcą przekroczyć granice, mają rzucać w mundurowych kamieniami.
„Presja wzrasta. Operacja ze strony białoruskiej i rosyjskiej się nasila. To wszystko jest wykreowane, ma na celu osłabianie siły Europy i Polski” – mówił Kosiniak-Kamysz. Ostrzegał, że pomaganie w przekroczeniu granicy jest niezgodne z prawem. „Nasza ziemia, nasze prawo. Chronimy naszych obywateli. Zatrzymamy wszystkich tych, którzy narażają nasze bezpieczeństwo” – mówił minister obrony.
Wcześniej wiceminister spraw wewnętrznych umieścił w sieci film z monitoringu na zaporze, który pokazuje akcję polskich sił na granicy. Jacek Dobrzyński stwierdził, że prób przejść cudzoziemców z Białorusi do Polski jest w ostatnim czasie więcej. „Wczoraj grupa licząca 22 osoby, niszcząc barierę techniczną, przedostała się do Polski. Nowym elementem jest to, że 5 osób pozostało po stronie białoruskiej i rzucając kamieniami w polskie patrole, jednocześnie nagrywało nielegalne przekraczanie granicy. Niewykluczone, że filmy zostaną wykorzystane do prowadzonej przez stronę białoruską i organizatorów tego procederu propagandy, jakoby granicę naszego państwa można łatwo pokonać” – stwierdził wiceminister.
„Jednak w rzeczywistości próby nielegalnego przekraczania granicy są, tak jak to widać na nagraniu z monitoringu, szybko i skutecznie udaremniane. Przejścia nie ma. Polska granica jest szczelna” – dodał.
Premier Donald Tusk przekazał, że Polska rozpocznie kampanię informacyjną w krajach, z których pochodzi najwięcej migrantów próbujących dostać się do Unii Europejskiej szlakiem przez Białoruś. Przekaz ma być prosty: przejścia nie ma.
Informacje o większej liczbie prób przekroczenia granicy polsko-białoruskiej pojawiły się w momencie, gdy Polska wprowadziła restrykcyjne przepisy zawieszające prawo do azylu. Rozporządzenie w tej sprawie weszło w życie 27 marca.
Polski rząd przegłosował szeroko krytykowaną ustawę, która wprowadziła do polskiego porządku prawnego nowy termin – instrumentalizację migracji. Jeśli zachodzi ryzyko instrumentalizacji migracji, która zagraża bezpieczeństwu państwa i społeczeństwa, Rada ministrów na wniosek szefa MSWiA może czasowo ograniczyć prawo do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową.
O tym, że ustawa narusza Konstytucję, mówią od dawna organizacje społeczne i humanitarne (m.in. Grupa Granica, Amnesty International Polska, Helsińska Fundacja Praw Człowieka), Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Praw Dziecka, UNHCR (który ma szczególny mandat do interpretowania Konwencji Genewskiej).
Jedną z najbardziej miażdżących była opinia Biura Legislacyjnego Senatu. Mecenas Renata Bronowska wskazała w niej szereg aktów, z którymi ustawa nie jest zgodna:
„Konkludując, w naszym przekonaniu koncepcja normatywna, która stoi u podstaw rozwiązania przyjętego w tej ustawie, nie może być naprawiona w drodze poprawy, a ustawa nie powinna stanowić części systemu prawnego” – zakończyła podczas posiedzenia komisji senackiej prawniczka.
„W 2023 premier Tusk mówił »Jeśli jesteś patriotą, to nie zgodzisz się na wyrzynanie lasów i zatruwanie Odry«. W 2025 rzeki są wciąż niszczone, a lasy eksploatowane” – alarmują aktywiści. Chcą zmobilizować polityków do działania jeszcze przed wyborami prezydenckimi
5 kwietnia przed biurami poselskimi liderów Koalicji 15 października – Donalda Tuska, Szymona Hołowni, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia – aktywiści przypięli żółte kartki, przypominające o niespełnionych obietnicach dotyczących środowiska i klimatu.
W umowie koalicyjnej pojawiły się konkretne zobowiązania, m.in.:
Jak podkreślają aktywiści, żadna z obietnic nie została dotąd spełniona.
„Politycy koalicji odwrócili się od przyrody, spychając ten temat poza listę priorytetów” – komentuje Daniel Petryczkiewicz, aktywista, publicysta, ambasador rzeki Małej, zachęcając do dołączenia do akcji. Każda osoba, której leży na sercu dobro przyrody, może przekazać żółtą kartkę lokalnym politykom rządzącej koalicji. „Wciąż jest czas na to, by przed wyborami prezydenckimi, politycy udowodnili, że w sprawach ochrony przyrody nie rzucali słów na wiatr” – dodaje Petryczkiewicz.
Adwokatka Karolina Kuszlewicz zwraca uwagę, że obecna władza lekceważy potrzeby ochrony środowiska i kontynuuje wiele niekorzystynych zmian, które zaczęły się w czasach PiS: obronę interesu myśliwych, rozpoczęcie procesu zmniejszenia ochrony wilka czy dewastację Bugu. „Nie zrealizowany został nawet wyrok TSUE dotyczący lasów. Prawo wykorzystywane jest przeciw przyrodzie, a nie na jej rzecz. Ton tym negatywnym działaniom nadaje ton sam premier Tusk choćby poprzez sprzeciw wobec przyjęcia prawa o odbudowie przyrody ” – komentuje Kuszlewicz.
„W 2023 Premier Tusk mówił »Jeśli jesteś patriotką i patriotą, to nie zgodzisz się na wyrzynanie lasów i zatruwanie Odry«. W 2025 rzeki są wciąż niszczone, a lasy eksploatowane. Eksport drewna do Chin wzrósł, a Lasy Państwowe pozostają nieprzejrzystym »państwem w państwie«, które wycina starolasy, lasy rekreacyjne i wodochronne zabezpieczające przed suszą i powodzią, oraz miejsca postulowanych rezerwatów” – dodaje Marta Jagusztyn z Fundacji Lasy i Obywatele. "Zmiana w polityce leśnej jest tylko fantem w politycznych rozgrywkach.
Pozostaje zadać pytanie o patriotyzm i odpowiedzialność rządzących".
Aktywiści przekonują, że nie byłoby tej władzy, gdyby nie mobilizacja setek tysięcy osób, zmęczonych dewastacją przyrody w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy.
„Obóz demokratyczny ściga się dziś o głosy ze skrajną, populistyczną prawicą, całkowicie odwracając się od swoich wyborców. Jeśli Koalicja nie zacznie realizować złożonych obietnic przegra, jak Demokraci w Stanach czy Bronisław Komorowski w 2015 r. który uważał, że wyborcy »i tak zagłosują na PO«” – komentuje Jan Mencwel.
W piątek Moskwa przeprowadziła jeden z najkrwawszych ataków na Ukrainę w tym roku. Najpierw rakieta trafiła w dzielnicę mieszkalną w Krzywym Rogu. Zginęło 16 osób, w tym sześcioro dzieci. W nocy miasto znów zaatakowały drony
Co najmniej 19 osób zginęło w rosyjskich atakach rakietowych na Krzywy Róg, rodzinne miasto Wołodymyra Zełenskiego. W piątek 4 kwietnia Kreml uderzył dwukrotnie: pierwszy pocisk balistyczny spadł na dzielnicę mieszkalną w samym centrum ukraińskiego miasta. Zginęło 16 osób, w tym sześcioro dzieci. Do szpitala z poważnymi obrażeniami trafiło 30 osób, w tym trzymiesięczne niemowlę. W sumie rannych zostało ponad 50 mieszkańców Krzywego Rogu.
Z relacji lokalnych władz wynika, że rakieta trafiła w wielopiętrowe bloki mieszkalne i spadła niedaleko placu zabaw.
Jak podkreśla Reuters, było to jedno z najkrwawszych uderzeń Putina na Ukrainę w tym roku.
W nocy z piątku na sobotę Rosjanie zaatakowali Krzywy Róg ponownie. Tym razem za pomocą bezzałogowych statków powietrznych. Szef władz obwodowych Serhij Łysak poinformował, że jeden z dronów trafił w budynek mieszkalny. Doszło do pożaru, w którym zginęła 56-letnia kobieta. Siedem osób odniosło obrażenia.
Bilans wszystkich ofiar śmiertelnych ataków na Krzywy Róg to co najmniej 19 osób. Rosyjskie ministerstwo obrony twierdzi, że celem był lokal gastronomiczny, w którym miało odbywać się spotkanie ukraińskich żołnierzy z zachodnimi instruktorami. Kreml podaje, że zginęło 85 żołnierzy i oficerów armii obcych państw. Ukraina zdementowała te doniesienia, nazywając je dezinformacją.
Wołodymyr Zełenski złożył kondolencje rodzinom ofiar. „Każdego dnia giną ludzie. Jest tylko jeden powód, dla którego to wszystko trwa: Rosja nie chce zawieszenia broni i my to widzimy. Cały świat to widzi. Każdy pocisk, każdy atak dronów dowodzi, że Rosja chce tylko wojny” – napisał w serwisie Telegram prezydent Ukrainy.
Ukraińska obrona powietrzna zestrzeliła 51 z 92 dronów wystrzelonych tej nocy przez Rosję. 31 nie dotarło do celu, co zwykle oznacza, że zostały przechwycone lub zablokowane elektronicznie. Uszkodzenia odnotowano jednak w obwodach: kijowskim, żytomierskim, sumskim i dniepropietrowskim.
W nocy z piątku na sobotę ukraińskie drony zaatakowały także kilka miejscowości w Rosji, w tym jedyny w kraju zakład produkujący światłowody.
W piątek po rozmowach z sojusznikami NATO sekretarz stanu USA ogłosił, że Donald Trump „nie zamierza wpaść w pułapkę niekończących się negocjacji” z Rosją w sprawie Ukrainy. „Sprawdzamy, czy Rosjanie są zainteresowani pokojem”, powiedział dziennikarzom w Brukseli Marco Rubi „Ich działania – nie ich słowa, ich działania – określą, czy są poważni, czy nie, i zamierzamy się o tym przekonać raczej wcześniej niż później„ – stwierdził. Amerykańska dyplomacja ma też coraz przychylniej wypowiadać się o Kijowie, stwierdzając np., że Ukraińcy – w odróżnieniu od Rosji – ”wykazali chęć całkowitego zawieszenia broni".
Kreml oświadczył w piątek, że negocjacje z Amerykanami w sprawie rozejmu na Ukrainie utknęły w martwym punkcie. Według NBC News także wewnętrzny krąg Trumpa odradzał mu ponowną rozmowę z Putinem, dopóki rosyjski przywódca nie zobowiąże się do pełnego zawieszenia broni.
Ukraina i Rosja oskarżają się o złamanie moratorium w sprawie ataków na infrastrukturę energetyczną wynegocjowane przez Amerykanów. Zełenski twierdzi, że Moskwa przeprowadziła w piątek atak bezzałogowy na elektrownię cieplną w Chersoniu, a rosyjskie ministerstwo obrony oskarża Kijów o sześć ataków na rosyjskie obiekty energetyczne w ciągu ostatnich 24 godzin.
Wśród ofiar ma być pięcioro dzieci. Jak informują lokalne władze, w pobliżu miejsca uderzenia rosyjskiej rakiety znajdował się plac zabaw
W piątek 4 kwietnia tuż przed godziną 18 szef Rady Obrony miasta Ołeksandr Wiłkuł poinformował o rosyjskim ataku. Rosjanie wystrzelili rakietę balistyczną, która trafiła w centrum dzielnicy mieszkalnej – zniszczeniu uległy wielopiętrowe bloki. Łączna liczba ofiar jest nadal ustalana. Według najnowszych informacji podawanych przez Wiłkuła zginęło 14 osób, w tym pięcioro dzieci. W pobliżu miejsca uderzenia rosyjskiej rakiety znajdował się plac zabaw.
Rannych ma być co najmniej 50 osób.
„Ludzie umierają każdego dnia. Istnieje tylko jeden powód, dla którego tak się dzieje: Rosja nie chce zawieszenia broni i my to widzimy. Cały świat widzi. Każda rakieta, każdy dron uderzeniowy dowodzi, że Rosja pragnie tylko wojny. „I tylko od nacisku świata na Rosję, od wszelkich wysiłków na rzecz wzmocnienia Ukrainy, naszej obrony powietrznej, naszych sił – tylko od tego zależy, kiedy wojna się zakończy” – napisał Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełensky w swoich mediach społecznościowych.