Władimir Putin odwołał ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, na jego miejsce wysunął kandydaturę ekonomisty wicepremiera Andrieja Biełousowa. Szojgu ma zostać przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa. Stanowisko traci dotychczasowy przewodniczący Nikołaj Patruszew
Co z monitoringiem w budynku na Marywilskiej? Czy do centrum wtargnął mężczyzna z bronią? Służby odpowiadają
Po godzinie 3 nad ranem w hali targowej przy ul. Marywilskiej na warszawskiej białołęce wybuchł pożar. Po 11 minutach od powiadomienia przez czujniki zainstalowane w budynku, o godz. 3:41, na miejsce przyjechały pierwsze dwa oddziały Straży Pożarnej. Hala spłonęła całkowicie, zawalił się dach. Podczas akcji gaśniczej strażacy używali drona i robota gaśniczego.
Tysiące osób, które były właścicielami stoisk na terenie centrum Marywilska, straciły dorobek życia.
Przed południem w niedzielę 12 maja 2024 służby odpowiedziały na część pytań dotyczących pożaru.
„Gołym okiem widać, że nie wszystkie systemy [w hali] zadziałały lub być może były pozastawiane. Niekoniecznie zadziałały strefy [dzielące budynek]” – powiedział dziennikarzom szef Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Mariusz Feltynowski.
Dziennikarze pytali na konferencji prasowej, dlaczego nie uruchomiły się kurtyny wodne.
„Systemy nie są uruchamiane zdalnie, tylko z wewnątrz budynku” – odpowiedział zastępca mazowieckiego komendanta wojewódzkiego straży pożarnej st. bryg. Piotr Gąska. „Ciężko mówić na temat sprawności systemu. Monitorowanie czujek to kwestia administratora obiektu” – dodał st. bryg. Gąska.
Zaznaczył, że zgłoszenia telefoniczne wpływały już po tym, jak straż dotarła na miejsce.
Dziennikarze chcieli też wiedzieć, czy policja lub straż mają informacje na temat działania monitoringu w centrum handlowym. Wiadomo, że taki monitoring został zainstalowany na zewnątrz hali.
„Będziemy ustalać, co z monitoringiem” – odpowiedział rzecznik Komendy Głównej podinsp. Robert Szumiata. „Nie wiadomo, czy był monitoring, czy nie”. Dodał, że jeśli monitoring wewnątrz został zainstalowany, to nie można w tej chwili stwierdzić, czy się zachował.
„W tej sprawie kluczowe będą zeznania świadków” – powiedział podinsp. Szumiata.
Pytany, czy ochroniarze byli nocą w budynku oraz czy zostali już przesłuchani, rzecznik Komendy Głównej podinsp. Robert Szumiata odpowiedział:
„Nie ma informacji, ilu było w nocy ochroniarzy”.
Niektóre media podały, że do centrum Marywilska wtargnął w trakcie pożaru mężczyzna z bronią palną. Według tych doniesień mężczyzna miałby mierzyć z broni do strażaków.
„Dementuję informacje, że [do hali] wbiegł uzbrojony mężczyzna” – powiedział rzecznik Komendy Głównej podinsp. Robert Szumiata. Powiedział dziennikarzom, że na teren płonącego budynku próbowali wejść kobieta i jej 27-letni syn. Kobieta była właścicielką jednego ze sklepów.
„Zauważyliśmy, że syn ma za paskiem atrapę broni” – opowiadał rzecznik KGP. Mężczyzna został wylegitymowany. „Dementuję, że mierzył do strażaków”. Według niego zachowanie mężczyzny było podyktowane silnymi emocjami.
Podinsp. Robert Szumiata powiedział też, że nie było prób wtargnięcia. Dodał, że to jest zrozumiałe, że osoby, które mają sklepy w płonącej hali, chciały zobaczyć, co się dzieje
Teren, na którym stało centrum Marywilska w całości należy do miasta Warszawa. Właściciel hali ma podpisaną umowę na dzierżawę do 2033 roku.
Zastępca prezydenta Warszawy, Tomasz Bratek, zaprzeczył doniesieniom, że miasto planowało sprzedaż działki.
Czy przedsiębiorcy, którzy często stracili dorobek życia, mogą liczyć na odszkodowania?
„Będziemy się spotykać z przedstawicielami miasta” – powiedział dziennikarzom wojewoda mazowiecki Mariusz Frankowski. „Będziemy rozważać możliwości uruchomienia dodatkowych środków. Ze względu na to, że to są przedsiębiorcy, może to być utrudnione, bo nie ma takiej procedury, co nie znaczy, że nie zostanie uruchomiona”.
Pożar na Marywilskiej to tragedia dla właścicieli 1400 sklepów. Komendant Główny Straży Pożarnej przyznaje, że z reguły nie jest tak, by po 11 minutach prawie cała powierzchnia budynku była objęta pożarem
Przed godziną czwartą rano w niedzielę 12 maja 2024 w centrum handlowym Marywilska w Warszawie wybuchł pożar.
Gasiło go 50 oddziałów straży pożarnej. W tej chwili pożar dogasa, a policja rozpoczęła badanie przyczyn. Trwa posiedzenie sztabu z udziałem komendanta głównego Straży Pożarnej.
Co na razie wiemy?
Jak informuje Straż Pożarna, wezwanie od elektronicznego czujnika w budynku przy Marywilskiej 44 strażacy dostali o godzinie 3:31. „Wysłane zostały pierwsze dwa zastępy. Po przyjeździe Okazało się, że już ponad dwie trzecie jest objęte pożarem. Kierunek wiatru powodował, że przez wiatr pożar przenosił się na resztę hali” – poinformował Komendant Główny PSP nadbryg. Mariusz Feltynowski.
„Temperatura była taka, że nie można było wprowadzać ratowników do środka” – powiedział Feltynowski. Powiedział dziennikarzom, że strażacy nie wchodzili głęboko do środka hali, a jej dach wkrótce się załamał.
Komendant podkreślał, że Staż była na miejscu już po 11 minutach, a działania ratownicze prowadził 50 zastępów, w tym Grupa Ratownictwa Chemiczno-Ekologicznego.
O godzinie 6:13 mieszkańcy Warszawy dostali alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa: „Uwaga! Pożar hali targowej na ul. Marywilskiej 44 w Warszawie. Nie zbliżaj się do miejsca pożaru. Jeśli możesz, zostań w domu i zamknij okna”.
„Niestety, oddzielenia przeciwpożarowe w kilku miejscach nie były zamknięte” – mówił dziennikarzom Komendant Główny PSP nadbryg. Mariusz Feltynowski „Bardzo dziwna sytuacja, że już po kilkunastu minutach taka powierzchnia była pożarem objęta” – stwierdził.
Feltynowski nie potwierdził, że przyczyną było podpalenie.
„To dopiero stwierdzą biegli. Był on [pożar] być może w kilku miejscach, albo na dużej powierzchni. Być może nagromadzenie towarów wpłynęło na takie szybkie rozprzestrzenienie się ognia. Po 11 minutach – z reguły – nie jest taka wielka powierzchnia objęta ogniem. Pożar rozprzestrzeniał się jednak bardzo szybko” – powiedział Komendant Główny Straży Pożarnej w niedzielę rano.
Stołeczna policja poinformowała na portalu X (dawniej Twitter), że „w związku z pożarem nikt nie odniósł obrażeń”.
Policja poinformowała też o kolejnych krokach, które podejmuje w związku z pożarem: będzie przesłuchiwać świadków, zabezpieczy monitoring i współpracować z biegłym straży.
W centrum na Marywilskiej 44 mieściło się około 1400 sklepów, głównie z odzieżą i elektroniką.
Wiele sklepów mają osoby pochodzące z Azji. Na Marywilską zostały przeniesione sklepy z dawnych Kupieckich Domów Towarowych. Dziś na ich miejscu stoi budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Na początku roku 2024 kupcy protestowali przeciwko drastycznym podwyżkom czynszów. 1 marca demonstrowali pod stołecznym ratuszem. Mieli transparenty: „Przestańcie nas okradać”, „Precz z wyzyskiem” i „Marywilska jest nasza”. Jak opowiadała reporterowi TVN24 jedna z protestujących, gdy zaczynała handel na Marywilskiej czynsz za 30-metrowy boks wynosił trzy tysiące złotych, a teraz — sześć tysięcy.
Tegoroczna Eurowizja odbywa się w cieniu propalestyńskich protestów. Przed sobotnim finałem ulicami Malmö przeszła kolejna manifestacja przeciwko atakowi Izraela na Strefę Gazy
Mimo gorącej atmosfery politycznej i widocznej obecność służb na ulicach, na kilka godzin przed wielkim finałem Eurowizji w Malmö jest dosyć spokojnie. Organizatorzy boją się jednak ataku terrorystycznego. Jak relacjonują nasi dziennikarze Katarzyna Kojzar i Marcel Wandas, którzy są na miejscu, obawy są na tyle duże, że delegacjom artystów w ostatniej chwili zmieniane są trasy dojazdu z hotelu do areny. Protesty przeciwko udziałowi Izraela w konkursie widać nie tylko na ulicach, ale także podczas prób. Widownia reaguje na występy izraelskich artystów albo głuchą ciszą, albo buczeniem. Deklarowana „apolityczność” Eurowizji nie podoba się mieszkańcom, którzy od kilku dni tłumnie gromadzą się na manifestacjach. Także dziś przez Malmö przeszedł marsz przeciwko atakowi Izraela na Strefę Gazy.
„Nowa władza wypycha ludzi przez płot do Białorusi. Jaki to ma sens? Czy naprawdę komuś wydaje się, że jeśli nasze służby będą brutalne, to zniechęcimy tych albo kolejnych ludzi do tego, żeby próbowali się do Europy dostać?”
10 maja Agnieszka Holland została uhonorowana tytułem Człowieka Roku 2023 „Gazety Wyborczej”. W okolicznościowym wywiadzie reżyserka skrytykowała politykę migracyjną nowego rządu.
Według Holland nikt nie oczekuje od premiera Donalda Tuska, że rozbierze mur na granicy polsko-białoruskiej i zaryzykuje bezpieczeństwo kraju. „Chodzi o metody i przestrzeganie prawa. Chodzi też o to, żeby nie dehumanizować osób uchodźczych, które stają się, owszem, narzędziem w ręku Łukaszenki, ale należy ich traktować jak ludzi, zgodnie z wartościami, o któreśmy tak długo walczyli. Nie da się humanitarnie, jak mówi obecna władza, wypchnąć ludzi na Białoruś, bo są tam torturowani. I nie da się też humanitarnie zmusić ludzi, żeby zechcieli się przepchnąć przez druty” – tłumaczy reżyserka.
Z prawdziwie humanitarnym podejściem do migracji problem ma nie tylko Polska, ale cała Unia Europejska. „Eksterioryzowanie (...) i zaklinanie propagandą tego wyzwania nie oddala niebezpieczeństwa manipulowania uchodźcami i migrantami przez autorytarne, nacjonalistyczne i populistyczne siły wewnątrz i zewnątrz UE, przeciwnie: pokazuje nasze miękkie podbrzusze: strach, egoizm i podatność na rasizm” – mówi Holland. „Jasne, że wyrzekamy się wartości, takich jak prawa człowieka, w imię zachowania naszego komfortu, ale grozi nam, że na koniec nie będziemy mieć ani tych wartości, ani komfortu” – dodaje.
Według Holland nikt nie oczekuje, że wszyscy, którzy trafiają do Polski przez zieloną granicę, powinni mieć prawo zostać w kraju i ubiegać się o ochronę międzynarodową. Ale każda osoba powinna móc liczyć na przejrzyste procedury azylowe.
„Tymczasem my tego nie robiliśmy i nowa władza też tego nie robi, tylko wypycha ludzi przez płot do Białorusi. Jaki to ma sens? Czy naprawdę komuś wydaje się, że jeśli nasze służby będą brutalne, to zniechęcimy tych albo kolejnych ludzi do tego, żeby próbowali się do Europy dostać? Przecież to absurd. Oni wciąż do nas zmierzają – toną w różnych morzach, przechodzą przez różne druty kolczaste i płoty. Pushbacki ich jakoś nie zniechęcają. Są więc nie tylko nielegalne, ale też nieskuteczne, a my rezygnujemy z możliwości sprawdzenia, kim są ci ludzie i komu z nich mogłoby przysługiwać prawo do azylu” – mówi reżyserka.
I zwraca uwagę, że granica i tak nie jest dziś szczelna. „Tysiące ludzi przedostają się do Polski, a następnie do Niemiec, co powoduje tam wkurzenie, bo okazuje się, że Polska wcale nie jest skuteczna w powstrzymywaniu migracji do Unii” – dodaje.
Atak Izraela na Rafah rozszerza się na kolejne dzielnice. IDF wzywa mieszkańców miasta do pilnej ewakuacji
„Ludność cywilna z zagrożonych dzielnic Rafah powinna udać się do poszerzonej strefy humanitarnej w Al-Mawasi” – wezwał w komunikacie opublikowanym na platformie X płk Awiczaj Adraee, jeden z rzeczników izraelskiej armii. Rafah, które miało być bezpieczną strefą dla palestyńskiej ludności cywilnej, od kilku dni stało się obiektem ataków ze strony IDF. Al-Mawasi, do którego mają udać się ludzie, położone jest na wybrzeżu Strefy Gazy. Obecnie przebywa tam już milion osób szukających schronienia, ale izraelska armia wcale nie gwarantuje Palestyńczykom bezpieczeństwa. Jak informowali Lekarze bez Granic, także tutaj IDF dopuszczał się ataków. Strefa humanitarna wydzielona przez Izrael jest wielkości warszawskiego Żoliborza, a warunki humanitarne tam panujące są katastrofalne. Od kiedy Izrael rozpoczął operację w Rafah, miasto opuściło kolejne 100 tysięcy osób.
Departament Stanu USA w raporcie przekazanym Kongresowi stwierdził, że z wysokim prawdopodobieństwem Izrael wykorzystał amerykańską broń w Gazie z naruszeniem prawa międzynarodowego. W dokumencie nie padają jednak konkretne przykłady, a cała wymowa, mimo kilku krytycznych uwag, wspiera działania Izraela. Amerykanie nadal zapewniają sojusznikowi dostawy broni.