Władimir Putin odwołał ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu, na jego miejsce wysunął kandydaturę ekonomisty wicepremiera Andrieja Biełousowa. Szojgu ma zostać przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa. Stanowisko traci dotychczasowy przewodniczący Nikołaj Patruszew
Wczoraj TVN 24 informował, że Andrzej Duda ułaskawił dwóch byłych funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy zostali skazani na rok więzienia w sprawie związanej z tzw. aferą gruntową. Dezycję prezydenta ironicznie skomentował premier Donald Tusk.
„Następni funkcjonariusze CBA ułaskawieni przez Andrzeja Dudę. Zanim się obejrzymy, gotów będzie ułaskawić cały PiS” – napisał na portalu X premier Donald Tusk.
„Osoby, wobec których prezydent Andrzej Duda zastosował prawo łaski, były skazane za przestępstwo z art. 231 § 1 k.k. i inne, czyli między innymi za nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego” – czytamy na portalu TVN24.
Według informacji TVN24, chodzi o byłego dyrektora z CBA Grzegorza P. oraz jego zastępcę Krzysztofa B. „Te osoby zostały skazane na rok bezwzględnego pozbawienia wolności. Do tej pory nie odbywały kary, miały je odroczone ze względu na stan zdrowia” – czytamy.
W związku z aferą gruntową skazani, a następnie ułaskawieni w styczniu 2024 roku byli były szef CBA oraz były minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński i jego były zastępca Maciej Wąsik. Zostali skazani 20 grudnia 2023 roku prawomocnym wyrokiem na dwa lata pozbawienia wolności z powodu tzw. afery gruntowej.
Andrzej Duda ułaskawił ich w 2015 roku, kilka lat przed uprawomocnieniem się wyroku.
W styczniu obaj zostali przewiezieni do jednostek penitencjarnych, po czym zostali zatrzymani przez policję w Pałacu Prezydenckim.
Po kilku dniach Duda ogłosił ponowne ułaskawienie, a Kamiński i Wąsik opuścili więzienie.
„Obecna sytuacja na Ukrainie stwarza okazję do zawarcia traktatu pokojowego, a jeśli Kijów nie przystąpi do negocjacji teraz, może stracić swoją państwowość” – mówił Aleksander Łukaszenka na Ogólnobiałoruskim Zjeździe Ludowym. Opowiadał również o rozmieszczonej broni jądrowej na terytorium swojego kraju.
Łukaszenka podczas wydarzenia mówił o zagrożeniu ze strony NATO i zwiększaniu obecności wojskowej wokół granic Białorusi i Rosji – podaje PAP.
Mówił przy tym, że Polska nie powinna się obawiać ataku z Białorusi. „Po co im to w ogóle (wzmacnianie armii). My nie zamierzamy z nimi walczyć. Z terytorium Białorusi nie powinni oczekiwać żadnych agresywnych działań przeciwko polskiemu państwu i społeczeństwu" – powiedział.
Jak podaje agencja TASS, przywódca Białorusi mówił dodał, że „Polska zamierza z pomocą USA stworzyć najpotężniejszą armię w Europie, choć nie ma kto (w Polsce) pracować: O jakich bitwach marzą, kto za nie zapłaci? Przecież wojna wymaga potężnej gospodarki, a oni siedzą na dotacjach z Unii Europejskiej i pomocy USA”.
Jak podaje Reuters, Łukaszenka mówił także o zmianach taktycznych, jeśli chodzi o bezpieczeństwo jego kraju. „Pojawił się nowy temat: straszenie nuklearne. Ci, którzy będą do tego prowadzić, powinni racjonalnie spojrzeć na bezpośrednie konsekwencje swoich nieprzemyślanych decyzji” – powiedział i dodał, że „kilkadziesiąt” rosyjskiej taktycznej broni nuklearnej zostało rozmieszczonych na Białorusi na mocy porozumienia, które on i Putin ogłosili w zeszłym roku.
Reuters zauważa, że to pierwszy raz, kiedy Rosja rozmieściła pociski nuklearne w obcym kraju od czasów sowieckich.
W kontekście wojny w Ukrainie, Łukaszenka podkreślał, że „obecnie sytuacja na froncie jest patowa”. Dlatego jest to „najwygodniejsza sytuacja, by podjąć negocjacje pokojowe, wychodząc od rozmów stambulskich z początku wojny (2022)” – czytamy na stronie PAP.
Łukaszenka mówił też, że „amerykańska decyzja o przyznaniu Ukrainie pomocy w wysokości 61 mld dolarów to bardzo poważny czynnik eskalacji w wojnie Rosji przeciwko Ukrainie. Pociski ATACMS dalekiego zasięgu są – jak powiedział – bardzo niebezpieczne” – czytamy dalej.
„Jeśli sytuacja złoży się w sposób zagrażający sytuacji wewnętrznej w Rosji, Rosja zastosuje cały arsenał, którym dysponuje. To będzie Armagedon” – powiedział Łukaszenka. Oświadczył również, że Rosjanie „nigdy nie opuszczą zajętych terytoriów na Ukrainie” i potwierdził o gotowości Mińska „do obrony swojego kraju”.
Według TASS, Łukaszenka mówił także, że Stany Zjednoczone „chcą utopić Rosję w wojnie i oderwać ją od powstającego sojuszu z Chinami”. „Waszyngton robi wszystko, by wciągnąć Białoruś w konflikt. Aby uruchomić mechanizm wciągania innych państw, czyli osłabić zarówno regiony Europy Zachodniej, jak i Wschodniej”.
Powiedział również, że sytuacja na granicy Białorusi z Ukrainą jest „bardzo napięta, a Kijów trzyma głęboko okopał się na obiektach obronnych. Mińsk miał przerzucić na ten kierunek dodatkowe bataliony swoich wojsk”.
Przygotowany przez IBRIS dla Onetu najnowszy ranking zaufania przyniósł zmianę lidera zestawenia.
Według kwietniowego sondażu IBRIS dla Onetu premier Donald Tusk awansował z czwartego miejsca na pierwsze. Premierowi ufa – 45 proc. badanych (to skok o 5,8 pp. sprzed miesiąca). Nadal wielu Polaków darzy go niechęcią, a odsetek nieufności wobec lidera PO wynosi 49 proc.
Na drugie miejsce awansował prezydent Andrzej Duda. Cieszy się on zaufaniem 44,5 proc. angietowanych). To o 4,8 pp. więcej niż miesiąc temu. Brak zaufania do polityka deklaruje 45,3 proc. osób.
Na najniższy stopień podium spadł Szymon Hołownia. W tej chwili ufa mu 44,5 proc. badanych – co ciekawe, to więcej o 1,6 pp. w porównaniu do marca. Brak zaufania deklaruje do marszałkowi Sejmu 45,6 proc.
Na czwartym miejscu znalazł się Rafał Trzaskowski. Prezydentowi Warszawy ufa 43,4 proc. badanych – to o 5,4 pp. mniej niż poprzednio. Brak zaufania do Trzaskowskiego deklaruje 41,4 proc. badanych.
Do czołowej piątki z miejsca szóstego awansował Władysław Kosiniak Kamysz. Ufa mu 41,5 proc. badanych – wzrost o 5,3 pp. Liderowi PSL- nie ufa 43,6 proc. badanych.
W rankingu znalazła się także ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Polityczce lewicy ufa 29 proc. badanych. Niechęć wobec niej deklaruje 17,8 proc., ale aż 42,2 proc. ankietowanych zadeklarowało, że jej nie zna.
Czołówkę polityków z najmniejszym zaufaniem tworzą: Zbigniew Ziobro — nie ufa mu 67 proc. badanych, Jarosław Kaczyński — 54,6 proc., Sławomir Mentzen — 54,1 proc., Małgorzata Kidawa-Błońska — 53,7, Mateusz Morawiecki — 52,6 proc. oraz Donald Tusk — 49 proc.
„Prezydent Andrzej Duda ułaskawił dwóch byłych agentów CBA, skazanych w sprawie tzw. afery gruntowej” – informuje TVN24
Kaczyński obrał kurs „na ostro”. Na listach do PE „gwiazdy” z czasów rządów PiS
Daniel Obajtek i Jacek Kurski – znajdą się na listach PiS do europarlamentu. Miejsca dostali też ułaskawieni przez Andrzeja Dudę Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik.
W czwartek Komitet Polityczny PiS zatwierdził listy partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Czy te nazwiska są pewne? Krótko: nie.
Jarosław Kaczyński, jak relacjonuje Wirtulana Polska, podkreślił, że skład list może się zmienić do 2 maja. Ale zmiany mają nie być fundamentalne.
Ostatnią wersję list Prawa i Sprawiedliwości opublikował portal Onet.
Miejsca dostało niewiele osób związanych z byłym premierem Mateuszem Morawieckim. Do wyjątków należą Michał Dworczyk, który ma kandydować z Dolnego Śląska i Waldemar Buda (łódzkie).
Listy pokazują, że Kaczyński nie obrał strategii stawiania na umiarkowanych polityków i umiarkowany przekaz. Będzie ostro. Na pierwszych miejscach są między innymi Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik.
W wielu okręgach o jeden mandat będzie walczyło dwóch/dwoje znaczących polityków. Kaczyński chce w ten sposób wymusić większe zaangażowanie w kampanię i walkę o sumaryczny dobry wynik PiS-u.
Jak donosi Onet, ważą się losy Przemysława Czarnka. Były minister edukacji zgłosił chęć startu. Ale miejsce w jego okręgu (lubelskie) już dostał Mariusz Kamiński. PiS nie może być pewny dwóch mandatów w tym okręgu, a popularny Czarnek mógłby przeskoczyć Kamińskiego.
Wystartuje wielu obecnych posłów PiS.
Zaskoczeniem dla lokalnych struktur jest start z pierwszego miejsca w Wielkopolsce wieloletniego współpracownika Andrzeja Dudy – Wojciecha Kolarskiego.
Tobiasz Bocheński, niedawny kandydat PiS na prezydenta Warszawy, wystartuje z „dwójki” na Mazowszu.
Na listach są „pewniaki” – Beata Szydło czy Joachim Brudziński. Patryk Jaki został przeniesiony na Śląsk.
„Nikt nie chciał Kurskiego na liście. Ani na Podkarpaciu, ani na Lubelszczyźnie, ani na Mazowszu. Wszyscy wiedzą, że zrobi wszystko, by zdobyć mandat. A to znaczy, że zrobi brudną kampanię i będzie atakował kolegów i koleżanki z listy — opowiada Onetowi jeden z europosłów PiS”.
Ostatecznie Kurski startuje z Podlasia. Były szef TVP ma tam pewny mandat.