Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Prawo i Sprawiedliwość organizuje swoje własne obchody 10 listopada, powiązane z miesięcznicą smoleńską
Partia Kaczyńskiego zorganizuje swoje własne obchody – Marsz Pamięci — dzień wcześniej, 10 listopada, połączone z miesięcznicą smoleńską – podaje Wirtualna Polska.
W tym dniu — o godz. 21 – wystąpi Jarosław Kaczyński. To będzie prawdopodobnie jedyne wystąpienie prezesa PiS w przyszłym tygodniu i ostatnie przed posiedzeniem Sejmu 13 listopada.
Decyzja zapadła, bo PiS nie chce uczestniczyć w marszu organizowanym przez narodowców i Konfederację – twierdza źródła WP.
W marszu narodowców nie weźmie także udziału prezydent Andrzej Duda. 11 listopada wystąpi na Placu Piłsudskiego, a następnie będzie gospodarzem uroczystości w Pałacu Prezydenckim.
Według źródeł WP, Duda nie planuje wspólnych wystąpień z liderami PiS.
Natomiast na marszu narodowców może pojawić się kilku polityków Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry.
Przyszła koalicja ma draft umowy. Według relacji Szymona Hołowni nie ma w nim na razie kwestii aborcji.
Szymon Hołownia, lider Polski 2050, w „Jeden na jeden” w TVN24 zdradził kilka szczegółów dotyczących powstającej umowy koalicyjnej. Szkic umowy ma obecnie kilkanaście stron, a jej częścią jest protokół rozbieżności. Gdy umowa zostanie dopracowana, ma być ujawniona obywatelom.
W protokole jak na razie nie znalazła się kwestia aborcji — jest jeszcze dyskutowana. Przyszli koalicjanci zgadzają się na razie co do przywrócenia finansowania in vitro, czy podwyżek dla budżetówki (choć nie ustalono jeszcze, jak wysokich). W sprawie związków partnerskich dla osób LGBT+ koalicjanci „muszą odbyć jeszcze jedną rundę rozmów”.
Za to uzgodnili wprowadzenie „rozwiązań dotyczących mowy nienawiści, z którą takie osoby często się spotykają”.
Koalicjanci nie zakończyli jeszcze rozmów o podziale najwyższych stanowisk w państwie. Hołownia jest jednym z kandydatów na stanowisko marszałka Sejmu. Możliwe jednak, że obejmie je tymczasowo, bo rozważane jest rozwiązanie, w którym między innymi ta funkcja będzie rotacyjna.
Hołownia zapowiedział, że może je poprzeć, jeśli będzie systemowe. Oznacza to, że po połowie czteroletniej kadencji Sejmu zmieni się obsada także stanowiska marszałka Senatu i stanowisk rządowych.
Business Insider sprawdził, które instytucje nowa koalicja będzie mogła obsadzić swoimi ludźmi po zaprzysiężeniu rządu. Według jego szacunków wymiana kadrowa może dotyczyć kilku tysięcy osób. Przy założeniu, że prezydent Duda będzie maksymalnie opóźniał powołanie nowego rządu, do zmian w urzędach dojdzie najwcześniej w styczniu lub na przełomie stycznia i lutego.
Na pierwszy ogień najprawdopodobniej pójdą wojewodowie, czyli 16 przedstawicieli rządu w województwach, podległe im urzędy i jednostki, czyli m.in. kuratoria oświaty, sanepidy.
Zaraz po wyborach PiS było pewne, że Andrzej Duda da swojemu środowisku jak najwięcej czasu na przygotowanie się do nowej rzeczywistości i w pierwszym kroku powierzy tworzenie rządu Mateuszowi Morawieckiemu. Jak donosi „Onet”, obecnie mnożą się co do tego wątpliwości.
Dziennikarz Andrzej Gajcy usłyszał od źródła w Pałacu Prezydenckim, że „prezydent nie podjął jeszcze decyzji o tym, komu powierzy misję tworzenie nowego rządu”. Inny polityk z bliskiego otoczenia Dudy twierdzi z kolei, że oficjalnych ogłoszeń możemy się spodziewać jeszcze przed 11 listopada.
„Liczymy się z tym, że prezydent może nas negatywne zaskoczyć” — mówią „Onetowi” politycy PiS niezwiązani ze środowiskiem Andrzeja Dudy.
Prof. Adam Bodnar udzielił wywiadu w „Gościu Wydarzeń” w Polsacie, gdzie pytany był o kwestie związane z przywracaniem praworządności. Mówił o dwóch etapach — pierwszym, możliwym do zrealizowania w kilka miesięcy, który dotyczyć ma odblokowywania środków z KPO, oraz drugim — kilkuletnim, zakładającym głębokie reformy i zmiany ustawowe.
Senator-elekt stwierdził, że odpowiednim narzędziem do rozwiązania sytuacji zasiadania w TK tzw. sędziów-dublerów jest uchwała sejmowa. Inaczej wygląda sprawa Krajowej Rady Sądownictwa. "Trzeba doprowadzić od przyjęcia nowej ustawy i przekonać prezydenta do podpisania jej” – ocenił.
Adam Bodnar opowiedział w Polsat News o kolejnych etapach przywracania praworządności. Odniósł się do kwestii sędziów-dublerów w TK, ewentualnych zmian w KRS przy pomocy uchwały Sejmu oraz do tzw. neo-sędziów
Prof. Adam Bodnar, były Rzecznik Praw Obywatelskich oraz senator-elekt z ramienia Koalicji Obywatelskiej wystąpił w piątek wieczorem w programie „Gość Wydarzeń” w Polsacie.
Pytany przez prowadzącego Marcina Fijołka o swoją rolę w przyszłego koalicji, odpowiedział, że w tej sprawie jest umówiony na spotkanie z Donaldem Tuskiem. Nie chciał jednak komentować spekulacji na temat ewentualnego objęcia resortu sprawiedliwości. „To decyzja należąca do KO. Mogę wykonywać różne zadania dotyczące przywracania praworządności – i w rządzie, i w Senacie. Jestem do dyspozycji" – mówił.
Prof. Bodnar nakreślił w rozmowie dwa etapy przywracania praworządności. Pierwszy dotyczący odblokowania środków z KPO polegać ma na wykazaniu przez nowy rząd dobrej wiary. Władza wykonawcza ma swoimi działaniami udowodnić, że jest jak najdalej od władzy sądowniczej. Po drugie, zapewnić, że środki europejskie będą odpowiednio chronione. W tym kroku kluczowe będzie przystąpienie do prokuratury europejskiej.
Ten etap to „kwestia kilku miesięcy, żeby wysłać jasny sygnał i odbudować zaufanie w UE” – ocenił były RPO.
Drugi etap przywracania praworządności, polegający na ustawowych zmianach oraz odbudowywaniu społecznego zaufania do instytucji, trwał będzie nawet kilka lat.
Adam Bodnar potwierdził, że wymogi Komisji Europejskiej w dłuższej perspektywie dotyczą właśnie rozwiązań ustawowych. Pytał jednak retorycznie, czy o to, jak może zareagować Komisja na sytuację, w której rząd oraz większość parlamentarna przygotowuje ustawy przywracające praworządność, ale działania te są blokowane przez poprzednią władzę. I czy będzie chciała czekać do czasu, aż „prezydent zmieni zdanie, lub zmieni się prezydent”.
Prowadzący pytał też przyszłego senatora o słowa byłego ministra ds. europejskich Konrada Szymańskiego, który kilka dni temu na łamach „Rzeczpospolitej” pisał, że za niepowodzenia z KPO i rozsadzenie porozumienia z KE odpowiadają radykałowie wewnątrz koalicji. Czyli Suwerenna Polska.
"Jest odrobina prawdy w tym, co powiedział minister Szymański. Była szansa na to, żeby naprawić wymiar sprawiedliwości jeszcze za rządów PiS” – komentował Adam Bodnar.
„Tylko PiS zachowywało się na zasadzie: zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko. To znaczy, niby podejmowało różne działania prawne, ale tak naprawdę były to działania pozorne i to zostało w sposób należyty odczytane przez Komisję Europejską” – dodał.
Prof. Bodnar pytany był po kolei o szereg kwestii dotyczących przywracania praworządności. Wskazał, że Trybunał Konstytucyjny potrzebuje reform ustawowych i przypomniał, że odpowiedni projekt przygotowała Fundacja Batorego.
Ale rozwiązanie kwestii tzw. sędziów-dublerów w ocenie Adama Bodnara nie wymaga interwencji ustawowej.
„Trzech sędziów nie jest sędziami Trybunału, to tak zwani dublerzy. W tym przypadku nie ma innego narzędzia niż uchwała Sejmu. To byłoby po prostu wykonanie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka” – wyjaśniał.
Dodał też, że „prezydent będzie musiał dokonać aktu zaprzysiężenia” sędziów prawidłowo wybranych przez Sejm.
W ostatnich dniach w środowisku prawniczym dyskutowano także o ewentualnym stwierdzeniu uchwałą Sejmu o nieważności wyboru członków tzw. neo-KRS ze względu na to, że w obecnej formie jej ukształtowanie jest niezgodne z Konstytucją.
Senator-elekt odniósł się do tych pomysłów wymijająco, ale ich nie poparł.
„Uważam, że bardzo ważne jest, żeby nowi posłowie i senatorowie wykonywali swoje zadania w KRS w sposób maksymalnie zaangażowany” – stwierdził. „Po drugie, trzeba doprowadzić od przyjęcia nowej ustawy i przekonać prezydenta do podpisania jej”.
Adam Bodnar był pytany także o kwestię tzw. neo-sędziów, czyli osób, które zostały powołane na stanowiska w procedurze z udziałem upolitycznionej neo-KRS.
„Mamy różne kategorie sędziów. Część z nich to osoby, które są absolwentami Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury – to 700 osób. Oni nie mieli wyboru, musieli przyjął nominację od nowej KRS. Dlatego trzeba ustawowo zatwierdzić ich nominacje” – ocenił Adam Bodnar.
Wskazał jednak, że w innej sytuacji są osoby, które były już sędziami i zdecydowały się ubiegać o awanse w procedurze przed neo-KRS.
„Takie osoby miały wybór. Jako sędziowie i prawnicy musieli zdawać sobie sprawę, że są wątpliwości konstytucyjne” – mówił. „Nie chodzi o czystkę, o to, żeby ktokolwiek ich pozbawiał statusu sędziego, tylko żeby wrócili na swoje poprzednie stanowiska”.
Nie oznacza to jednak, że wyroki wydane przez takie osoby byłyby automatycznie wzruszane.
„Podstawowa zasada konstytucyjna to bezpieczeństwo prawne obywateli i obrotu prawnego. Tych wyroków nie zresetujemy” – stwierdził. Ale wskazał także, że w przypadkach, w których zachodzą podejrzenia co do politycznej decyzji o nominacji lub awansie sędziowskim, powinna istnieć procedura wzruszania wyroków.
Wszystko wskazuje na to, że w tym roku prezydent wykorzysta maksymalne konstytucyjne widełki i pierwsze posiedzenie Sejmu X kadencji odbędzie się w poniedziałek 13 listopada. Od tego momentu prezydent Andrzej Duda będzie miał 14 dni na to, by powołać premiera i powierzyć mu misję tworzenia rządu, a następnie nowy szef rządu będzie miał z kolei kolejnych 14 dni na uzyskanie wotum zaufania od Sejmu.
Jeśli prezydent zdecyduje się powierzyć misję Donaldowi Tuskowi, którego na swojego kandydata na fotel premiera wskazała koalicja partii mająca 248 mandatów w Sejmie, rząd mógłby powstać najpóźniej 11 grudnia.
Jeśli zdecyduje się jednak na powołanie w pierwszym kroku innej osoby, kogoś, kto nie ma szans na uzyskanie większości (np. Mateusza Morawieckiego), cały proces przedłuża się o dwa tygodnie, KO, Trzecia Droga i Lewica będą bowiem musiały poczekać, aż inicjatywa tworzenia rządu przejdzie do Sejmu. Wtedy rząd Tuska powstanie najpóźniej ok. 23 grudnia.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości od tygodni utrzymują, że Mateusz Morawiecki jest w stanie stworzyć rząd i zdobyć większość Sejmową, pomimo tego, że partia zdobyła w wyborach 194 mandaty. Jako potencjalnych koalicjantów wskazywano najczęściej Polskie Stronnictwo Ludowe, którego politycy z kolei zaprzeczają, by na ten temat odbywały się jakiekolwiek dyskusje.
Odciąganie w czasie utworzenia nowego rządu partii paktu senackiego jest na rękę Prawu i Sprawiedliwości – przedłuża choćby korzystanie z finansowych przywilejów władzy, daje czas na rozwiązanie ostatnich konkursów i przetargów, czy przygotowanie kroków wyprzedzających wobec nowej władzy.
O ile zaraz po wyborach PiS było pewne, że Andrzej Duda da swojemu środowisku jak najwięcej czasu na przygotowanie się do nowej rzeczywistości, co zakłada nominowanie Mateusza Morawieckiego na premiera, o tyle, jak donosi „Onet” obecnie mnożą się co do tego wątpliwości.
Dziennikarz Andrzej Gajcy usłyszał od źródła w Pałacu Prezydenckim, że „prezydent nie podjął jeszcze decyzji o tym, komu powierzy misję tworzenie nowego rządu”. Inny polityk z bliskiego otoczenia Dudy twierdzi z kolei, że oficjalnych ogłoszeń możemy się spodziewać jeszcze przed 11 listopada.
„Liczymy się z tym, że prezydent może nas negatywne zaskoczyć”
— mówią „Onetowi” politycy PiS niezwiązani ze środowiskiem Andrzeja Dudy.
Były szef KPRM Michał Dworczyk nie śledził uważnie kampanii PiS, ale ocenia ją pozytywnie. Największy błąd? Afera wizowa, ale tylko dlatego, że „opozycja w sposób nieuczciwy wykorzystała tę sytuację”
W rozmowie z Beatą Lubecką w Radiu ZET, były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pytany był o ocenę kampanii Prawa i Sprawiedliwości.
„Wynik wyborów nie jest efektem samej kampanii, tylko także ośmiu lat naszej pracy. Nie byłem w sztabie, widziałem tylko wycinki kampanii. To, co widziałem, oceniam bardzo pozytywnie” – mówił polityk. „Na pewno pojawiły się jakieś błędy w kampanii, to jest nieuniknione. Nie jestem dzisiaj gotowy na recenzowanie”.
W pewnym momencie Michał Dworczyk odniósł się jednak do roli, jaką w kampanii odegrała afera wizowa PiS.
„Opozycja próbowała robić aferę, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, z której miałoby wynikać, że setki tysięcy zostało wydanych nielegalnie” – mówił polityk.
Na pytanie dziennikarki, czy „proceder był korupcyjny”, odpowiedział:
„Był, tylko mówimy o skali”.
Po czym skorygował swoją wypowiedź: „Pani mówi, że proceder był korupcyjny. Ja oczywiście nie odnoszę się do tego, bo od tego są służby, żeby stwierdzić, czy i jakie przepisy zostały złamane”.
„To na pewno odbiło się na naszej kampanii, a opozycja w sposób nieuczciwy wykorzystała tę sytuację” – oceniał.
Polityk był pytany także o rotacyjne stanowisko marszałka Sejmu. W ostatnich dniach dużo mówi się o tym, że przyszła koalicja miałaby wybrać scenariusz, w którym w pierwszej połowie kadencji na fotelu marszałka miałby zasiadać Szymon Hołownia, w drugiej – Włodzimierz Czarzasty.
Michał Dworczyk, podobnie jak pozostali politycy Prawa i Sprawiedliwości, krytykuje takie rozwiązanie.
„Dlaczego miałby być marszałek rotacyjny? Tylko po to, żeby zaspokoić ambicje polityczne koalicjantów" – mówił Dworczyk. Oceniał też kandydatury Szymona Hołowni i Włodzimierza Czarzastego, wskazując, że lider Polski 2050 ma mniejsze doświadczenie niż lider Nowej Lewicy.
Były szef KPRM nie chciał także komentować pogłosek na temat potencjalnego powierzenia funkcji marszałka seniora posłance PiS Barbarze Borys-Szopie.
Michał Dworczyk odniósł się także do kwestii afery mailowej i odpowiadał na pytania o to, czy obawia się, że zostanie w związku z nią pociągnięty do odpowiedzialności.
„Z nadzieją czekam na zakończenie śledztwa, które trwa od dwóch lat. Oby udało się tę sprawę przeprowadzić do końca” – mówił polityk, mając na myśli postępowanie dotyczące wykradzenia maili. Jak podawała w sierpniu „Gazeta Wyborcza” prokuratura prowadzi jednak także śledztwo w sprawie „przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych wykorzystujących prywatne skrzynki poczty elektronicznej do wykonywania zadań służbowych”.
Dworczyk w rozmowie z dziennikarką obszernie odnosił się do tego zarzutu: „Gdybyśmy używali skrzynek służbowych, wytykałaby nam pani, że używamy ich do organizacji partyjnych wydarzeń (...) Które przepisy zostały złamane z powodu używania skrzynek prywatnych do tego rodzaju korespondencji? Większość z tych maili, o których rozmawiamy, miała charakter taki, że rozdzielenie części administracyjnej i politycznej było trudne”
Były szef KPRM publicznie potwierdził także prawdziwość korespondencji. „Nigdy nie twierdziłem, że te wszystkie maile są sfałszowane” – mówił.