Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Kaczyński żąda w czasie awantury na placu Piłsudskiego nazwisk. Uszkodzenie wieńca to przy tym drobiazg: oto widzimy kulisy władzy PiS
W czasie awantury o wieniec na placu Piłsudskiego wyraźnie słychać, jak Jarosław Kaczyński mówi do policjanta — w obecności aktywisty – “proszę go wylegitymować”, “jestem ministrem do spraw bezpieczeństwa” oraz “Muszę nazwiska [...]”
Kaczyński jest ewidentnie wyprowadzony z równowagi — aktywiści krzyczą, że jest przestępca, że zniszczył cudzy wieniec, domagają się od policji interwencji. Ale na przestraszonych wyglądają też policjanci, do których Kaczyński się zwraca i wydaje polecenia.
Na zdanie Kaczyńskiego “Muszę nazwiska...” pada odpowiedź “A co, może do sądu pójdziemy?” [minuta 1:50 tego filmu]. A zatem Kaczyński naprawdę domagał się danych protestujących na “bo jest ministrem do spraw bezpieczeństwa”.
Zdenerwowany czy nie – czy wicepremier bez teki ma w ogóle prawo żądać danych o obywatelach? Czy prawo pozwala mu domagać się tego od policjanta, nie zaś od instytucji policji?
Przecież ewidentnie w tej sprawie nie toczy się żadne postępowanie, a gdyby nawet się zaczęło — to czy pełnomocnictwa Kaczyńskiego pozwalałyby mu na wgląd w takie szczegóły?
“W emocjach odsłaniają się pewne mechanizmy sprawowania władzy” – mówi OKO.press Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon.
“Przedstawiciele władzy już jakiś czas temu dostrzegli, że dostęp do danych osobowych to narzędzie władzy. Można je wykorzystywać do zastraszania, do wywoływania efektu mrożącego wobec tych, którzy chcieliby władzę skrytykować. I to wszystko odbywa się z lekceważeniem przepisów o ochronie danych osobowych” – dodaje.
Czy istnieje podstawa prawna, na podstawie której Kaczyński mógłby domagać się od policjanta danych obywatela? – pytamy. Przecież w państwie demokratycznym władza może działać tylko na podstawie i w granicach prawa.
“Naprawdę trudno sobie nawet wyobrazić taką przepis, na podstawie którego jakikolwiek minister mógł wystąpić legalnie z takim żądaniem” – odpowiada Klicki. Ale – jak dodaje — władza się tym nie przejmuje. Przecież dokładnie w ten sam sposób minister zdrowia Niedzielski wszedł w sierpniu w posiadanie danych o tym, jaką receptę wystawił sobie lekarz, który skrytykował władzę. Bez podstawy prawnej – tylko na podstawie “bo jestem ministrem”.
“To jest narzędzie zastraszania, a nie realizowania obowiązków prawnych. I znowu to zobaczyliśmy” – mówi Klicki.
O wykorzystywaniu danych obywateli przez władzę OKO.press rozmawiało także z byłym RPO Adamem Bodnarem:
Na przejściach granicznych między Polską a Słowacją stanęły barykady, pilnowane przez funkcjonariuszy Straży Granicznej i wojsko. Od 4 października granicę można przekraczać samochodem jedynie w ośmiu miejscach, pociągiem w trzech, a pieszo – w jedenastu (przy czym te ostatnie dozwolone są tylko dla obywateli krajów UE i kilku innych państw europejskich). Na przejściach odbywa się kontrola dokumentów. Zamknięte zostały szlaki turystyczne, również te prowadzące przez Tatry.
Zaostrzenie kontroli granicznych, mimo że Polska i Słowacja znajdują się w strefie Schengen, to odpowiedź rządu na ludzi docierających do Europy tzw. bałkańskim szlakiem migracyjnym. Podobne rozwiązania wprowadziły m.in. Niemcy.
Zmiany zapowiadał premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji w Kraśniku (woj. lubelskie) 25 września: “Jeżeli teraz jest mowa o przenikaniu nielegalnych imigrantów, to dla waszej wiedzy, bo wy prowadzicie rozmowy, które mają nam też pomóc wygrać wybory, wierzę w to, dla waszej wiedzy (...) przez Węgry, przez Słowację przejeżdżają tacy nielegalni imigranci”.
Dodał, że polecił szefowi MSWiA wprowadzić kontrole “busików, busów, samochodów, autobusów”, żeby nikt nie zarzucił władzom “nieszczelności tamtej granicy”. Nowe przepisy reguluje rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji. Kontrole mają trwać do 13 października, jednak prawdopodobnie zostaną przedłużone.
We wtorek, 9 października, Straż Graniczna poinformowała na portalu X (dawny Twitter) o zatrzymaniu dwóch grup Syryjczyków, którzy mieli przy sobie słowackie dokumenty pobytowe. W pierwszej grupie było 17 obywateli Syrii, którzy usiłowali przekroczyć granicę pieszo. W drugiej – 26 Syryjczyków przewożonych busem, również przez obywatela Syrii z austriackim dokumentem azylowym.
Śląski oddział SG poinformował OKO.press, że wszyscy zostali odesłani do Słowacji. Rzecznik oddziału zapewniał, że osoby te nie ubiegały się o ochronę międzynarodową.
O zwiększonej liczbie osób z doświadczeniem migracji w kraju donoszą słowackie media. Również we wtorek, 9 października, portal Dennik poinformował o dziecku, które niemal zmarło z wychłodzenia, koczując razem z rodziną na ulicach Bratysławy. Przy niektórych przejściach granicznych pojawiły się prowizoryczne namioty, które mają dać tymczasowe schronienie uchodźcom i migrantom, którzy znajdują się w drodze.
Generałowie Rajmund Andrzejczak i Tomasz Piotrowski złożyli rezygnacje ze swoich stanowisk. Byli najważniejszymi dowódcami w polskiej armii. W OKO.press śledzimy reakcje na to „trzęsienie ziemi”
„To dramatyczny dzień dla Wojska Polskiego, słusznie »Rzeczpospolita« pisze, że to jest trzęsienie ziemi, sytuacja bez precedensu. Ja w tej sytuacji widzę nie tylko te ostatnie miesiące afery z rosyjską rakietą, tę całą przepychankę, ale to jest podsumowanie ośmiu lat rządzenia Wojskiem Polskim przez PiS” – mówił w TVN24 były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Przypomnijmy: rezygnację ze swoich stanowisk złożyli szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak i gen. Tomasz Piotrowski, Dowódca Operacyjny.
Nie podali oficjalnie przyczyny, jednak „RP” wyjaśnia, że chodziło o konflikt z ministrem Mariuszem Błaszczakiem, marginalizowanie roli Dowództwa Operacyjnego i wykorzystywanie wojska do prowadzenia kampanii wyborczej.
W OKO.press od rana śledzimy sytuację i reakcje na „trzęsienie ziemi” w polskiej armii.
PiS w trakcie kampanii często podnosił hasła dotyczące bezpieczeństwa i obronności. Jeszcze w poniedziałek, podczas debaty TVP (kiedy rezygnacje generałów już prawdopodobnie były na biurku Andrzeja Dudy) Mateusz Morawiecki ogłaszał, że „PiS jest gwarancją bezpieczeństwa”.
Odniósł się do tego Marcin Kierwiński (KO), który napisał na Twitterze: „Wczoraj Morawiecki mówił, że Polska nigdy nie była tak bezpieczna. Dymisje najważniejszych generałów pokazują ile warte są słowa tego kłamcy”.
Nikt z przedstawicieli PiS się na temat rezygnacji generałów nie wypowiedział. O obronności mówiła za to marszałkini Elżbieta Witek podczas wizyty w Strzałkowie (woj. łódzkie). „Do Polski trafia najnowocześniejszy sprzęt wojskowy z zagranicy oraz rozwinęliśmy rodzimy przemysł zbrojeniowy” – powiedziała. O generałach: ani słowa.
Milczy również TVP. Po 14:00 TVP Info, zamiast informować o najważniejszym wydarzeniu tego dnia, transmituje spotkanie Beaty Szydło z kołami gospodyń wiejskich w Rzepienniku Strzyżewskim (woj. małopolskie).
Sprawę komentują politycy i polityczki z partii opozycyjnych. „Katastrofa narracji PiS o zapewnianiu Polsce bezpieczeństwa. Rezygnacja najważniejszych dowódców w armii tuż przed wyborami obnaża puste słowa Kaczyńskiego, Morawieckiego, Błaszczaka i innych. To weto dla tego rządu” – napisała na portalu X (Twitter) Małgorzata Kidawa-Błońska (KO).
Jej partyjny kolega Jan Grabiec skomentował: „Wojna na Ukrainie, wojna na Bliskim Wschodzie, a najważniejsi dowódcy polskiej armii złożyli właśnie dymisję. To efekt rządów Błaszczaka, który pomijając Sztab Generalny sam nieudolnie próbował dowodzić armią. Nic dziwnego, że generałowie nie chcą firmować tego bałaganu”.
Tomasz Trela z Lewicy napisał krótko: „Błaszczak do dymisji, natychmiast”.
O dymisji Błaszczaka mówił dziś również m.in. Krzysztof Gawkowski z Lewicy i liderzy Trzeciej Drogi – Władysław Kosiniak-Kamysz oraz Szymon Hołownia. „Błaszczak, jeżeli miałby krztynę honoru, powinien podać się do dymisji. On i inni politycy PiS są realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski” – powiedział Hołownia.
Były szef sztabu generalnego gen. Mieczysław Cieniuch komentował w rozmowie z „Wyborczą”, że generałowie składający dymisję w tak trudnym z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa momencie nie kierowali się kwestiami ambicjonalnymi. „Mam wrażenie, że generałowie wiedzą coś więcej od tego, co my wiemy, w sprawie przyszłości polskich sił zbrojnych, ich modernizacji i finansowania. To są ludzie rozważni, odpowiedzialni. Dla mnie to wyraźny sygnał, że nie chcą mieć z tym nic wspólnego”- powiedział.
Wirtualna Polska poprosiła o komentarz gen. Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcę Wojsk Lądowych. „To będzie lawina. Dymisje generałów Andrzejczaka i Piotrowskiego uruchomią lawinę kolejnych dymisji” – stwierdził. „Za dowódcami pójdą inni. Moim zdaniem to wyraz głębokiego niezadowolenia i braku zgody na sytuację. Mogę tylko podejrzewać, jakie były te przyczyny” – mówił.
Prawdopodobne powody wymienia również gen. Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych i kandydat do Senatu na portalu X (dawniej Twitter):
„W obliczu wojny w Ukrainie i konfliktu na Bliskim Wschodzie, to sytuacja kryzysowa, wymagająca natychmiastowego zwołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego”- dodał generał Różański.
Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego po naradzie z udziałem prezydenta i premiera mówił mediom: "Jeżeli panowie generałowie w dniu wczorajszym postanowili złożyć wnioski o wypowiedzenie stosunku służbowego, rzucić mundur, to taka decyzja zostanie podjęta przez Zwierzchnika Sił Zbrojnych przyjęta. Z punktu widzenia prezydenta i BBN absolutnie kluczową sprawą jest zachowanie ciągłości dowodzenia i sprawności prowadzenia działań, choćby takich jak ewakuacja z terytorium Izraela.
Tą operacją koordynuje Dowództwo Generalne, więc ciągłość nie jest w żaden sposób zagrożona.
A działania całości wojsk będą kontynuowane pod nowym kierownictwem, dlatego że dziś odbędą się zmiany kadrowe na najważniejszych stanowiskach".
Na pytania dziennikarzy o powody rezygnacji najważniejszych dowódców odpowiedział: mają prawo podać powody, ale nie muszą z tego prawa korzystać.
„Przed chwilą otrzymałem informacje o dymisjach kolejnych 10 wysokich oficerów dowództwa generalnego. To wszystko dzieje się w sytuacji, gdy trwa wojna za naszą wschodnią granicą, a na Bliskim Wschodzie narasta konflikt, który może zmienić się w konflikt globalny” – powiedział Donald Tusk.
Dodał, że żołnierze powinni stać na straży Konstytucji. A według niej, mają zachowywać neutralność w sprawach politycznych. Przypomnijmy: nieoficjalnie mówi się, że rezygnacja najważniejszych dowódców w Polsce była spowodowana m.in. wykorzystaniem wojska do kampanii wyborczej PiS.
„Dla naszego bezpieczeństwa, stabilności, wypracowania wspólnej strategii bezpieczeństwa potrzebny jest porządek, odpartyjnienie wojska. Liczę na pełną lojalność oficerów i generałów wobec Konstytucji, interesów naszej ojczyzny. Partyjne wpływy i interesy w Wojsku Polskim zakończą się po 15 października” – mówił Tusk.
Na wystąpienie Tuska zareagowało Dowództwo Generalne. Na portalu X (dawniej Twitter) opublikowano krótki komunikat: „Żaden z wysokich rangą oficerów Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych nie podał się do dymisji”.