Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Jak już pisaliśmy, premier Mateusz Morawiecki odwiedził dziś Pałac Prezydencki. Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez portal Onet.pl wynika, że Andrzej Duda – zgodnie z przewidywaniami – powierzy misję tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu.
„Mam nadzieję, że szukanie alternatywnych scenariuszy szybko się skończy” – komentował na antenie TVN24 senator z ramienia Koalicji Obywatelskiej prof. Adam Bodnar. Stwierdził, że najważniejsze będzie pierwsze posiedzenie Sejmu, które prezydent wyznaczy prawdopodobnie za miesiąc, w dniach 13-14 listopada. Wtedy będzie można wybrać nowego marszałka, który ma prawo powoływać komisje śledcze, a także procedować wnioski o wotum nieufności. „Posiadanie kontroli nad parlamentem daje wiele. Premier musi zdawać sobie z tego sprawę. Do końca listopada będziemy mieli nowy rząd” – przekonywał Bodnar.
Według senatora KO najważniejsze z punktu widzenia odzyskania zaufania do państwa, ale też uzyskania środków z KPO jest odbudowa praworządności. W szczegółach opowiadał o gotowych ustawach, które trzeba przyjąć, by oczyścić Trybunał Konstytucyjny, zweryfikować niewłaściwie powołanych neo-sędziów, czy odpolitycznić prokuraturę. Dodał jednak, że proces odbudowy praworządności w Polsce potrwa lata. „Naruszenie praworządności to nie kwestia zniszczenia instytucji, ale zmiana mentalna. Od ośmiu lat żyjemy w państwie, w którym wyroki sądów są brane w nawias, nie traktuje się poważnie Trybunału Konstytucyjnego, prokuratura jest upolityczniona. Nam zajmie kilka lat odbudowanie mentalności” – tłumaczył Bodnar.
Pytany, czy prezydent Andrzej Duda nie będzie przeszkadzał w czyszczeniu sądownictwa, odpowiedział, że nie ma to żadnych gwarancji. „Myślę, że będzie coś w rodzaju polityczno-prawnych szachów. Jeśli się nie uda, może trzeba będzie ustawy modyfikować i próbować jeszcze raz. Jeśli będą przeszkody, trzeba zadać pytanie prezydentowi, czy chce brać odpowiedzialność za to, że do Polski nie trafiają tak gigantyczne środki” – mówił senator KO. I dodał, że waży się teraz przyszłość prezydenta Andrzeja Dudy, który nie musi ograniczać się tylko do bycia politykiem służącym interesom odchodzącego obozu władzy.
Więcej o scenariuszach współistnienia nowego rządu i prezydenta Andrzeja Dudy przeczytacie w tekście Witolda Głowackiego:
Przeczytaj także:
„W demokracji rozmawiamy ze wszystkimi” – mówi Przemysław Czarnek. Fotel premiera proponuje Kosiniak-Kamyszowi i dodaje, że gdyby PiS nigdy nie powstał, mógłby rozważyć karierę polityczną w PSL. Co tu się stało?
PiS zaskakuje opinię publiczną wypowiedziami, które mają przybliżyć rządzącą partię do znalezienia niemożliwego w nowym układzie koalicjanta. Dwa największe szpagaty wykonał minister edukacji Przemysław Czarnek.
Najpierw na antenie Telewizji Republika przekonywał, że jest dobrej myśli, bo choć liczył na 10-15 mandatów więcej, koalicję można stworzyć z każdym, nie tylko z PSL.
Oddajmy ministrowi głos:
"Teraz przed nami są łącznie blisko dwa miesiące, rzeczywiście takiego tworzenia koalicyjnego frontu, a jest z kim go tworzyć. Jest Konfederacja, jest Polskie Stronnictwo Ludowe, a są też posłowie Platformy Obywatelskiej, którzy są mniej zadowoleni albo niezadowoleni. (...)
W demokracji rozmawiamy ze wszystkimi: i z PSL, i z Konfederacją, i z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, dzisiaj Nową Lewicą, i z Platformą".
Ludowców uznał jednak nie tylko za najbardziej naturalnego sojusznika, ale partię, do której osobiście jest mu blisko. Opowiadał, że kiedyś nawet mówił, że „gdyby ktoś przegonił go z PiS, to poszedłby właśnie do tej partii”.
„To to jest partia ludowa, wiejska, chrześcijańska, konserwatywna. Wydaje mi się, że jest tu duże pole do negocjacji i te negocjacje chyba już trwają” – stwierdził Czarnek.
Zasugerował, że przy ewentualnej koalicji, premierem mógłby zostać Władysław Kosiniak-Kamysz.
W środę wieczorem w rozmowie na antenie Polsat News Przemysław Czarnek przebudował swoją wypowiedź. „Jeździłem do tych działaczy PSL-u, którzy niejednokrotnie mówili mi, że mają dokładnie takie same poglądy, a ja im mówiłem otwarcie, że gdyby nigdy nie powstało Prawo i Sprawiedliwość i gdybym nie był członkiem Prawa i Sprawiedliwości, pewnie bym rozważał funkcjonowanie w ramach takiej partii, jak Polskie Stronnictwo Ludowe, partii chłopskiej, ludowej, konserwatywnej, chrześcijańskiej, bo taka ona jest, pomimo błędów, które robiła w przeszłości” – stwierdził minister edukacji.
Ale ludowcy konsekwentnie ignorują, a nawet publicznie wyśmiewają podchody polityków Prawa i Sprawiedliwości.
„Kaczyński wie, że grozi mu drugi czarny scenariusz: odejście Ziobry i jego 17 posłów do własnego klubu” – mówi w podcaście Agaty Kowalskiej wieloletnia dziennikarka ”Gazety Wyborczej” Agata Kondzińska. „Głównym celem Kaczyńskiego nie jest rozliczenie, tylko utrzymanie monolitu w partii”.
Posłuchajcie nowego odcinka „Powiększenia”:
Przeczytaj także:
111 – tylu samorządowców, którzy głosowali w swoich gminach lub powiatach za wprowadzeniem homofobicznych rezolucji kandydowało do Sejmu i Senatu. Ich zestawienie opublikował Atlas Nienawiści. Ostatecznie do parlamentu dostało się 13 osób: 11 z list Prawa i Sprawiedliwości, dwie z Konfederacji.
Oto ich nazwiska:
O wykuwającej się umowie koalicyjnej pomiędzy KO, Trzecią Drogą i Lewicą lepiej w mediach nie mówić, bo to wprowadza tylko chaos, którym żywi się PiS. Tak uważa wiceprzewodnicząca Polski 2050 Paulina Hennig-Kloska.
W popołudniowej rozmowie na antenie Radia Zet przyznała jednak, że to Koalicja Obywatelska ma prawo wskazania premiera. Czy będzie to Donald Tusk?
„Albo on, albo osoba przez niego wskazana. Tego wymaga naturalny szacunek do decyzji wyborców” – mówiła Hennig-Kloska. Stwierdziła, że także dla prezydenta Andrzeja Dudy sprawa powinna być jasna. „12 milionów osób zagłosowało za zmianą (...) Są gminy, w których 90 proc. wyborców poszło zagłosować. Jeśli Duda i PiS chcą walczyć z narodem to ja wyobrażam sobie różne sytuacje na ulicach, ale nie podniosłabym ręki na wolę narodu wyrażoną w 70 procentach” – mówiła posłanka Trzeciej Drogi.
Dopytywana o „różne sytuacje na ulicach”, stwierdziła, że chodzi jej o manifestacje, które mogłyby być odpowiedzią na to, że „PiS próbuje kombinować”.
„Demokratyczna opozycja jest tworzona przez trzy ugrupowania, ale łącznie dostała prawie 12 mln głosów. PiS około 7 mln głosów poparcia. Dysproporcja jest tak olbrzymia, że nie powinno być wątpliwości, kto powinien otrzymać misję tworzenia nowego rządu” – mówiła Hennig-Kloska.