Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Kogo nie zobaczymy w Sejmie? Na liście każdego z komitetów są zaskoczenia: Konfederacja bez Korwina-Mikkego, Lewica bez Gduli, KO bez Śledzińskiej-Katarasińskiej, a PiS bez Emilewicz i Pobożego
Pierwsze miejsce w rankingu przegranych zajął niewątpliwie Janusz Korwin-Mikke. W warszawskim obwarzanku wyprzedziła go nie tylko „dwójka” Konfederacji Karina Bosak (która w zasadzie nie prowadziła kampanii, a zdobyła ponad dwa razy więcej głosów), ale także startujący z trzeciego miejsca Jacek Wilk. Janusz Korwin-Mikke nie potrafi pogodzić się z porażką, nie tylko swoją, ale i całej formacji. Od poniedziałku 16 października w serii wywiadów i wściekłych wpisów w mediach społecznościowych przekonuje, że wyniki dobitnie pokazują, że kobiety nie powinny mieć praw wyborczych. A schowanie w szafie takich postaci jak Grzegorz Braun i on było największym błędem w kampanii. Cóż, nawet wyborcy Konfederacji byli innego zdania.
Wśród konfederatów, mandaty stracili też startujący w okręgu siedleckim Dobromir Sośnierz oraz Anna Maria-Siarkowska. Lepszy wynik uzyskał tu lider lokalnych nacjonalistów Krzysztof Mulawa i to on wejdzie do Sejmu.
Z Sejmem żegna się także wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jadwiga Emilewicz, która padała ofiarą sukcesu opozycji w Poznaniu (okręg numer 39). PiS stracił tam jeden mandat w stosunku do 2019, a z list dotychczas rządzącej partii do Izby Niższej dostali się tylko Szymon Szynkowski vel Sęk i Bartłomiej Wróblewski. Ten drugi wyprzedził Emilewicz o niespełna 2 tysiące głosów.
Parlamentarną przygodę kończy także Tadeusz Cymański. Kandydował z okręgu gdańskiego, gdzie PiS zdobył trzy mandaty. Wynik Cymańskiego był czwarty – wyprzedził go Jarosław Sellin, na którego zagłosowało 7 284 osoby. Cymańskiemu do dostania się do Sejmu zabrakło 100 głosów.
Mandatu nie wywalczył za to Robert Bąkiewicz, ostatni na radomskiej liście PiS. W okręgu 17 partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyła aż 48,68 proc. głosów, co przełożyło się na sześć mandatów. Bąkiewicz, który w Radomiu był ekspatem, z wynikiem 4 354 głosy uplasował się na 9. miejscu na liście PiS, a więc poza Sejmem.
Posłem nie zostanie wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Błażej Poboży, który startował w okręgu olsztyńskim. Wyprzedzili go: Janusz Cieszyński, Artur Chojecki, Iwona Arent i Olga Semeniuk-Patkowska.
Z mandatem żegna się również Monika Pawłowska — znana przede wszystkim z tego, że niedługo po Strajkach Kobiet, w których protestowała przeciwko antyaborcyjnemu prawu, przeszła z Lewicy do Porozumienia Jarosława Gowina. A niedługo później — do PiS. Startowała w okręgu chełmskim, gdzie PiS uzyskał najlepszy wynik – 50,75 proc. – oraz siedem mandatów. Zdobyła 10 789 głosów i zajęła ósme miejsce na swojej liście. Do siódmego Sławomira Zawiślaka zabrakło jej 148 głosów.
Do niebywałej mijanki doszło na krakowskiej liście Lewicy. Poseł Maciej Gdula został znokautowany przez startującą z dwójki Darię Gosek-Popiołek. „Razemitka” zdobyła tu ponad 39 tys. głosów, uzyskując czwarty najlepszy wynik Lewicy w całym kraju (po Adrianie Zandbergu, Dorocie Olko i Łukaszu Litewce). Gdula dostał 16 308 głosów i pożegnał się z mandatem.
W ławach sejmowych nie zasiądzie również Anita Sowińska z Lewicy, startująca w okręgu wyborczym nr 10, obejmującym Piotrków Trybunalski i Skierniewice. Zdobyła najwięcej głosów na liście Lewicy — ponad 12 tys. Komitet jednak w tym okręgu nie uzyskał ani jednego mandatu.
Artur Dziambor, były poseł Konfederacji startował z ostatniego miejsca na listach Trzeciej Drogi w okręgu słupskim. Do mandatu zabrakło mu jednak ponad 4 tys. głosów. Wyprzedzili go Marek Bierniacki i Wioleta Tomczak.
Kilka zaskoczeń znalazło się również w Koalicji Obywatelskiej. Do Sejmu nie weszła Hanna Gill-Piątek, która w 2019 roku została posłanką z ramienia SLD. Rok później przeniosła się do Polski 2050 Szymona Hołowni, ale po trzech lata została posłanką niezależną. Do Sejmu kandydowała z listy KO w okręgu łódzkim, gdzie Koalicja uzyskała pięć mandatów. Jej wynik był dopiero ósmy.
Szczęścia tym razem nie miał także Andrzej Rozenek — również były poseł Lewicy, który wystartował z list KO w warszawskim „obwarzanku”. Do ostatniej chwili toczyła się walka o ostatnie dwa mandaty z tego okręgu — wygrały go jednak Karina Bosak z Konfederacji i Joanna Wicha z Lewicy.
Największym zaskoczeniem jest chyba jednak przegrana Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, która była posłanką od 32 lat. Żadna inna kobieta nie zasiadała w Sejmie tak długo. Śledzińska-Katarasińska starowała z łódzkiej listy KO. Koalicja zdobyła tam 41,08 proc. głosów, a na byłą już posłankę zagłosowało ok. 6 tys. osób. Zdobyła siódme miejsce na liście, podczas gdy do Sejmu weszło pięciu posłów i posłanek KO z okręgu łódzkiego (w tym troje debiutantów!).
W Toruniu walkę o mandat przegrał Paweł Szramka z Koalicji Obywatelskiej — zajął dopiero piąte miejsce wśród polityków KO. Z Sejmem żegna się również Paweł Poncyliusz, który startował z warszawskiej listy.
To tutaj stała najdłuższa kolejka do urny wyborczej stała na wrocławskim Jagodnie, a wyborcy czekali do 3 nad ranem. Mieszkańcy komentowali: urząd miasta nie doszacował naszej dzielnicy, gdzie znajdują się w większości nowe bloki. Wrocławski magistrat wyjaśniał, że średnio komisje były przygotowane na frekwencję na poziomie 70 proc. Tamtejsza delegatura PKW musiała podjąć decyzję o dodrukowywaniu kolejnych kart.
„O 21.00 stało nas tutaj ponad 1000 osób! Marzniemy… ale nie zostaliśmy tu sami! Mieszkańcy Jagodna dbają o nas niesamowicie! Przywożą nam herbatę, popcorn, kawę, batony, owoce” – relacjonował jeden z mieszkańców na Facebooku.
Pomimo wielkich kolejek i wielkiej mobilizacji, frekwencja we wrocławskiej komisji nr 148 wyniosła 66,4 proc., a więc mniej niż w innych obwodach. Być może część wyborców zrezygnowała z nocnego oczekiwania w kolejce.
Po zliczeniu 100 proc. obwodów dowiadujemy się, że PiS poniósł na Jagodnie porażkę. Zdobył tu zaledwie 5,95 proc. głosów. Na pierwszym miejscu jest KO (43,54 proc.), a dalej: Nowa Lewica (20,3 proc.), Trzecia Droga (19,2) i Konfederacja (8,77).
Sławomir Mentzen, który w wieczór wyborczy ogłosił, że wynik Konfedracji „to największa porażka w jego życiu”, od niedzieli nie publikował nic na swoim profilu na portalu X (dawniej Twitter). Pojawił się jedynie w Radiu Zet, diagnozując, że być może rozważania o jedzeniu psów nie pomogły komitetowi w osiągnięciu wymarzonego dwucyfrowego wyniku.
Po ogłoszeniu wyników z 100 proc. obwodów Mentzen zabrał głos i opublikował na X nowe oświadczenie.
„Konfederacja uzyskała ponad 1,5 mln głosów, co dało 7,16% i 18 posłów” – napisał. „Poprawiliśmy wyraźnie wynik sprzed czterech lat. Po raz pierwszy od wejścia Polski do UE, nowa partia utrzymała się w Sejmie. Co więcej, zwiększyliśmy swój stan posiadania i to przy rekordowej frekwencji. Patrząc z tej perspektywy, jest to oczywiście sukces. Jeżeli zaś porównamy naszą obecną sytuację z tą, w której byliśmy przez ostatnie 20 lat, to postęp jest wręcz niewiarygodny i przez prawie nikogo nieprzewidywany jeszcze 6 czy 7 lat temu. Nie zmienia to tego, że powinno być znacznie lepiej. I niewiele do tego zabrakło. Popełniliśmy mnóstwo błędów, a kampanię wygrywa ten, kto popełnia ich mniej”.
Dodał również: „Nie dowieźliśmy wyniku, który powinniśmy byli dowieźć. Mieliśmy mieć dwucyfrowy wynik i 40 posłów. Mamy 7,16% i 18 posłów. Za mało, żeby zablokować powstanie rządu Donalda Tuska. Nie wywróciliśmy stolika. To jest porażka”.
Platforma Obywatelska zamieściła w social mediach powyborcze oświadczenie Donalda Tuska. Przewodniczący PO podziękował w nim wyborcom za determinację i wiarę w zmianę. Zaapelował też do prezydenta Andrzeja Dudy o jak najszybsze wskazanie prezesa nowej rady ministrów:
- Ludzie czekają na pierwsze decyzje, które będą konsekwencją tych wyborów. Proszę pana prezydenta o energiczne i szybkie decyzje. Wygrane demokratyczne partie są w stałym kontakcie i są gotowe przejąć odpowiedzialność za rządy w kraju w każdej chwili. (…) Panie prezydencie, ludzie czekają. Choćby nauczyciele na te 30-procentowe podwyżki czy sfera budżetowa – mówił Tusk.
Zgodnie z zapisami konstytucji w pierwszym kroku to prezydent wskazuje premiera. Jeśli jednak nie uzyska bezwzględnego poparcia w Sejmie, w drugim kroku premiera wskazuje większość sejmowa. Najprawdopodobniej nowym premierem zostanie Donald Tusk. Poparcie dla niego potwierdzili dziś m.in. Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL i Krzysztof Gawkowski, przewodniczący klubu Lewicy. Za to Marek Sawicki z PSL zapowiadał, że „kandydatów na premiera będzie co najmniej trzech, jak nie czterech”. Oprócz Tuska mieli by nimi być Kosiniak-Kamysz, Szymon Hołownia i ktoś z Lewicy.
Nowa Lewica zdobyła w wyborach do Sejmu o 4 punkty procentowe mniej niż cztery lata temu. Przełożyło się to na utratę 23 mandatów: zamiast 49 miejsc, dostanie jedynie 26. Sprawdziliśmy, kto je uzyskał.
Z komitetu Nowej Lewicy startowali członkowie dwóch partii: Nowej Lewicy, która powstała z połączenia SLD i Wiosny oraz partii Lewica Razem. W Nowej Lewicy wciąż istnieją formalne frakcje SLD i Wiosny, dlatego posłowie Nowej Lewicy mogą mieć trzy różne afiliacje.
W nowym Sejmie znajdzie się więc 12 posłów i posłanek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, 7 Wiosny i 7 Lewicy Razem. Razem i Wiosna wprowadziły do Sejmu po 5 posłanek i 2 posłów, SLD 10 posłów i 2 posłanki.
Mimo gorszego wyniku całej listy, zwiększył się stan posiadania Lewicy Razem. W poprzednich wyborach wprowadziła 6 posłów i posłanek, a w tym roku 7 posłów i posłanek oraz 2 senatorki. W ławach poselskich zasiądą: Adrian Zandberg, Dorota Olko, Joanna Wicha, Marcelina Zawisza, Maciej Konieczny, Paulina Matysiak i Daria Gosek-Popiołek. W senackich: Magdalena Biejat i Anna Górska.