Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Jarosław Kaczyński, który startował z okręgu świętokrzyskiego, zdobył 177 228 głosów. To prawie 27 proc. głosów ważnych w tym okręgu. W poprzednich wyborach startował ze stolicy, gdzie zdobył 248 935 głosów. W 2015 r. zagłosowało na niego 202 424 osoby.
Mateusz Morawiecki startował z okręgu katowickiego – tego samego, co w 2019 roku. Tym razem dostał o ponad 16 tysięcy głosów mniej (wynik w 2023: 117 064 głosów, a w 2019: 133 687).
Nieco mniej głosów niż w 2019 roku dostał również Mariusz Błaszczak w z okręgu nr 20 na Mazowszu.
W tegorocznych wyborach Błaszczaka poparło nieco mniej osób niż 4 lata temu – głosowało na niego 126 763 mieszkańców obwarzanka warszawskiego. Poprzednio jego wynik to 135 189 głosów.
KO poszło do wyborów z postulatem prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży. Tak jak przewidywaliśmy przed wyborami widać, że sprawa nie będzie prosta. Na ten temat wypowiadali się 17 października nowi posłowie PSL (Trzecia Droga)
Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL, Trzecia Droga) powiedział 17 października w Radiu ZET: „Żadne sprawy światopoglądowe nigdy nie mogą być elementem umowy koalicyjnej i tutaj na jakiekolwiek wpisywanie w umowy koalicyjne spraw światopoglądowych się nie zgodzę. […] My mamy wolność sumienia i ja nie będę nigdy w tych sprawach dyscypliny wprowadzał”. Odpowiedział tak na pytanie o obietnicę KO w sprawie aborcji. KO ma w swoim programie prawo do aborcji do 12. tygodnia ciąży.
W Radiu WNET poseł Trzeciej Drogi, Ireneusz Raś (PSL), postawił sprawę jeszcze bardziej kategorycznie. Opowiedział się za tzw kompromisem aborcyjnym jako „przywróceniem pewnego ładu”. Dopytany przez dziennikarza o głosowanie w sprawie prawa do aborcji do 12. tygodnia ciąży i tego, jak zagłosuje PSL Raś odpowiedział: „Przeciw”.
Jeżeli uznać, że za ustawą zagłosuje KO i Lewica (183 mandaty), to za mało, by prawo do aborcji przeszło przez Sejm. Według wyliczeń Rzeczpospolitej PSL wprowadził do Sejmu 27 posłów. Załóżmy, że wszyscy będą przeciw prawu do aborcji tak, jak powiedział Raś. Wówczas nawet gdyby cała Polska 2050 Szymona Hołowni zagłosowała za (co mało prawdopodobne), głosów jest za mało. Nie jest też pewne, że cała KO byłaby na tak.
O tym, co partie deklarowały przed wyborami w kwestii aborcji pisaliśmy tutaj:
Kogo nie zobaczymy w Sejmie? Na liście każdego z komitetów są zaskoczenia: Konfederacja bez Korwina-Mikkego, Lewica bez Gduli, KO bez Śledzińskiej-Katarasińskiej, a PiS bez Emilewicz i Pobożego
Pierwsze miejsce w rankingu przegranych zajął niewątpliwie Janusz Korwin-Mikke. W warszawskim obwarzanku wyprzedziła go nie tylko „dwójka” Konfederacji Karina Bosak (która w zasadzie nie prowadziła kampanii, a zdobyła ponad dwa razy więcej głosów), ale także startujący z trzeciego miejsca Jacek Wilk. Janusz Korwin-Mikke nie potrafi pogodzić się z porażką, nie tylko swoją, ale i całej formacji. Od poniedziałku 16 października w serii wywiadów i wściekłych wpisów w mediach społecznościowych przekonuje, że wyniki dobitnie pokazują, że kobiety nie powinny mieć praw wyborczych. A schowanie w szafie takich postaci jak Grzegorz Braun i on było największym błędem w kampanii. Cóż, nawet wyborcy Konfederacji byli innego zdania.
Wśród konfederatów, mandaty stracili też startujący w okręgu siedleckim Dobromir Sośnierz oraz Anna Maria-Siarkowska. Lepszy wynik uzyskał tu lider lokalnych nacjonalistów Krzysztof Mulawa i to on wejdzie do Sejmu.
Z Sejmem żegna się także wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jadwiga Emilewicz, która padała ofiarą sukcesu opozycji w Poznaniu (okręg numer 39). PiS stracił tam jeden mandat w stosunku do 2019, a z list dotychczas rządzącej partii do Izby Niższej dostali się tylko Szymon Szynkowski vel Sęk i Bartłomiej Wróblewski. Ten drugi wyprzedził Emilewicz o niespełna 2 tysiące głosów.
Parlamentarną przygodę kończy także Tadeusz Cymański. Kandydował z okręgu gdańskiego, gdzie PiS zdobył trzy mandaty. Wynik Cymańskiego był czwarty – wyprzedził go Jarosław Sellin, na którego zagłosowało 7 284 osoby. Cymańskiemu do dostania się do Sejmu zabrakło 100 głosów.
Mandatu nie wywalczył za to Robert Bąkiewicz, ostatni na radomskiej liście PiS. W okręgu 17 partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyła aż 48,68 proc. głosów, co przełożyło się na sześć mandatów. Bąkiewicz, który w Radomiu był ekspatem, z wynikiem 4 354 głosy uplasował się na 9. miejscu na liście PiS, a więc poza Sejmem.
Posłem nie zostanie wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Błażej Poboży, który startował w okręgu olsztyńskim. Wyprzedzili go: Janusz Cieszyński, Artur Chojecki, Iwona Arent i Olga Semeniuk-Patkowska.
Z mandatem żegna się również Monika Pawłowska — znana przede wszystkim z tego, że niedługo po Strajkach Kobiet, w których protestowała przeciwko antyaborcyjnemu prawu, przeszła z Lewicy do Porozumienia Jarosława Gowina. A niedługo później — do PiS. Startowała w okręgu chełmskim, gdzie PiS uzyskał najlepszy wynik – 50,75 proc. – oraz siedem mandatów. Zdobyła 10 789 głosów i zajęła ósme miejsce na swojej liście. Do siódmego Sławomira Zawiślaka zabrakło jej 148 głosów.
Do niebywałej mijanki doszło na krakowskiej liście Lewicy. Poseł Maciej Gdula został znokautowany przez startującą z dwójki Darię Gosek-Popiołek. „Razemitka” zdobyła tu ponad 39 tys. głosów, uzyskując czwarty najlepszy wynik Lewicy w całym kraju (po Adrianie Zandbergu, Dorocie Olko i Łukaszu Litewce). Gdula dostał 16 308 głosów i pożegnał się z mandatem.
W ławach sejmowych nie zasiądzie również Anita Sowińska z Lewicy, startująca w okręgu wyborczym nr 10, obejmującym Piotrków Trybunalski i Skierniewice. Zdobyła najwięcej głosów na liście Lewicy — ponad 12 tys. Komitet jednak w tym okręgu nie uzyskał ani jednego mandatu.
Artur Dziambor, były poseł Konfederacji startował z ostatniego miejsca na listach Trzeciej Drogi w okręgu słupskim. Do mandatu zabrakło mu jednak ponad 4 tys. głosów. Wyprzedzili go Marek Bierniacki i Wioleta Tomczak.
Kilka zaskoczeń znalazło się również w Koalicji Obywatelskiej. Do Sejmu nie weszła Hanna Gill-Piątek, która w 2019 roku została posłanką z ramienia SLD. Rok później przeniosła się do Polski 2050 Szymona Hołowni, ale po trzech lata została posłanką niezależną. Do Sejmu kandydowała z listy KO w okręgu łódzkim, gdzie Koalicja uzyskała pięć mandatów. Jej wynik był dopiero ósmy.
Szczęścia tym razem nie miał także Andrzej Rozenek — również były poseł Lewicy, który wystartował z list KO w warszawskim „obwarzanku”. Do ostatniej chwili toczyła się walka o ostatnie dwa mandaty z tego okręgu — wygrały go jednak Karina Bosak z Konfederacji i Joanna Wicha z Lewicy.
Największym zaskoczeniem jest chyba jednak przegrana Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, która była posłanką od 32 lat. Żadna inna kobieta nie zasiadała w Sejmie tak długo. Śledzińska-Katarasińska starowała z łódzkiej listy KO. Koalicja zdobyła tam 41,08 proc. głosów, a na byłą już posłankę zagłosowało ok. 6 tys. osób. Zdobyła siódme miejsce na liście, podczas gdy do Sejmu weszło pięciu posłów i posłanek KO z okręgu łódzkiego (w tym troje debiutantów!).
W Toruniu walkę o mandat przegrał Paweł Szramka z Koalicji Obywatelskiej — zajął dopiero piąte miejsce wśród polityków KO. Z Sejmem żegna się również Paweł Poncyliusz, który startował z warszawskiej listy.
To tutaj stała najdłuższa kolejka do urny wyborczej stała na wrocławskim Jagodnie, a wyborcy czekali do 3 nad ranem. Mieszkańcy komentowali: urząd miasta nie doszacował naszej dzielnicy, gdzie znajdują się w większości nowe bloki. Wrocławski magistrat wyjaśniał, że średnio komisje były przygotowane na frekwencję na poziomie 70 proc. Tamtejsza delegatura PKW musiała podjąć decyzję o dodrukowywaniu kolejnych kart.
„O 21.00 stało nas tutaj ponad 1000 osób! Marzniemy… ale nie zostaliśmy tu sami! Mieszkańcy Jagodna dbają o nas niesamowicie! Przywożą nam herbatę, popcorn, kawę, batony, owoce” – relacjonował jeden z mieszkańców na Facebooku.
Pomimo wielkich kolejek i wielkiej mobilizacji, frekwencja we wrocławskiej komisji nr 148 wyniosła 66,4 proc., a więc mniej niż w innych obwodach. Być może część wyborców zrezygnowała z nocnego oczekiwania w kolejce.
Po zliczeniu 100 proc. obwodów dowiadujemy się, że PiS poniósł na Jagodnie porażkę. Zdobył tu zaledwie 5,95 proc. głosów. Na pierwszym miejscu jest KO (43,54 proc.), a dalej: Nowa Lewica (20,3 proc.), Trzecia Droga (19,2) i Konfederacja (8,77).
Sławomir Mentzen, który w wieczór wyborczy ogłosił, że wynik Konfedracji „to największa porażka w jego życiu”, od niedzieli nie publikował nic na swoim profilu na portalu X (dawniej Twitter). Pojawił się jedynie w Radiu Zet, diagnozując, że być może rozważania o jedzeniu psów nie pomogły komitetowi w osiągnięciu wymarzonego dwucyfrowego wyniku.
Po ogłoszeniu wyników z 100 proc. obwodów Mentzen zabrał głos i opublikował na X nowe oświadczenie.
„Konfederacja uzyskała ponad 1,5 mln głosów, co dało 7,16% i 18 posłów” – napisał. „Poprawiliśmy wyraźnie wynik sprzed czterech lat. Po raz pierwszy od wejścia Polski do UE, nowa partia utrzymała się w Sejmie. Co więcej, zwiększyliśmy swój stan posiadania i to przy rekordowej frekwencji. Patrząc z tej perspektywy, jest to oczywiście sukces. Jeżeli zaś porównamy naszą obecną sytuację z tą, w której byliśmy przez ostatnie 20 lat, to postęp jest wręcz niewiarygodny i przez prawie nikogo nieprzewidywany jeszcze 6 czy 7 lat temu. Nie zmienia to tego, że powinno być znacznie lepiej. I niewiele do tego zabrakło. Popełniliśmy mnóstwo błędów, a kampanię wygrywa ten, kto popełnia ich mniej”.
Dodał również: „Nie dowieźliśmy wyniku, który powinniśmy byli dowieźć. Mieliśmy mieć dwucyfrowy wynik i 40 posłów. Mamy 7,16% i 18 posłów. Za mało, żeby zablokować powstanie rządu Donalda Tuska. Nie wywróciliśmy stolika. To jest porażka”.