Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
PiS nie interesuje ważność ani wynik referendum, interesuje ich kampania referendalna. Tak mniej więcej brzmiała jedna z tez, którą głosili eksperci, dziennikarze i politycy opozycji krótko po zarządzeniu ogólnokrajowego referendum w dniu wyborów 15 października.
W ostatnich dniach mamy coraz więcej dowodów na to, że tak właśnie jest.
Kampanię referendalną regulują inne przepisy niż kampanię wyborczą. Nie ma ograniczeń finansowych i może trwać także w trakcie ciszy wyborczej. Mogą ją prowadzić nie tylko zarejestrowane komitety wyborcze, ale praktycznie każdy podmiot. Zapowiedź tego, co planuje PiS mieliśmy kilka tygodni temy, kiedy okazało się, że do PKW w sprawie prowadzenia kampanii referendalnej zgłosiło się kilkanaście fundacji spółek skarbu państwa. Ich spoty, publikowane w telewizji i internecie, wyglądają de facto jak spoty PiS-u. Co ciekawe, oprawa graficzna „4 x NIE” oraz hasło „Głosujesz – decydujesz” często są do siebie bliźniaczo podobne i w fundacjach spółek skarbu państwa, i innych podmiotach zaangażowanych w kampanie referendalną.
Poniżej screen ze spotu Fundacji PGE:
A tutaj billboardy fundacji, którym przyjrzał się dziennikarz Radia ZET:
Inną formę promocji referendum opisał na łamach OKO.press Adam Leszczyński. Broszurę „Twój głos referendalny” kolportuje Poczta Polska. Nie ma na niej informacji o redaktorach, autorach czy wydawcy – poza logo Fundacji Niezależne Media, która jest związana z grupą medialną Tomasza Sakiewicza (m.in. „Gazeta Polska”, Niezalezna.pl). „Mamy to dostarczyć do wszystkich prywatnych odbiorców” – mówił anonimowy listonosz portalowi Onet.pl 3 października 2023.
W kwietniu 2023 roku premier Mateusz Morawiecki przyznał fundacji dotację w wysokości 5,7 mln złotych.
Na pierwszej stronie gazetki znalazło się ostrzeżenie przed napływem imigrantów. „TO JUŻ INWAZJA. ONI TUTAJ PŁYNĄ” oraz wezwanie do udziału w referendum.
Przeczytaj także:
Donald Tusk spotkał się dzisiaj z mieszkańcami Przemyśla. Odniósł się do poniedziałkowej debaty przedwyborczej, która odbędzie się w TVP. Przypomnijmy, niedługo potem, kiedy Tusk zapowiedział swój udział w debacie, Jarosław Kaczyński stwierdził, że tego dnia ma „już zapowiedziane spotkanie w Przysusze w sprawie bezpiecznej wsi”.
„Gość, który ma pełną władzę w rękach, telewizję, wybrał sobie do prowadzenia tej debaty pana Rachonia. Znam gościa. To członek PiS-u. Może zawiesił to członkostwo, ale pamiętamy go jako działacza PiS-u. Im się nawet nie chce poudawać, żeby jakiegoś bezpartyjnego wziąć. To jest trochę tak, jakby wyszły dwie drużyny piłkarskie na boisko, jakby Kaczyński miał w rękach sędziego, transmisje telewizyjną, trzech bramkarzy i od razu trzy czerwone kartki. Przecież on miał takie warunki do tej debaty i uciekł” – mówił Tusk w Przemyślu.
Na początku 2023 r. PiS znowelizował Kodeks wyborczy. Nowela zakładała m.in. zwiększenie liczby obwodowych komisji wyborczych na wsiach i w małych miejscowościach. PiS twierdził, że to zmiana profrekwencyjna, bo dzięki niej wyborcy spoza większych miast będą mieć komisje bliżej miejsca zamieszkania. Opozycja z kolei twierdziła, że PiS robi tę zmianę pod swój wyborczy wynik, bo łatwiej będzie głosować tym grupom wyborców, które opowiadają się za partią Jarosława Kaczyńskiego.
Jarosław Flis, socjolog, dr hab. i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, przeanalizował tę zmianę Kodeksy wyborczego. W analizie dla Fundacji Batorego Flis stwierdza m.in., że:
„Inicjatorzy zmian Kodeksu wyborczego szacowali liczbę komisji, które miałyby zostać utworzone na skutek nowelizacji, na 6000. Ogłoszona przez Państwową Komisję Wyborczą lista obwodów do głosowania pokazuje wzrost ich liczby na terenach wiejskich o 3336. Jak z tego wynika, inicjatorzy regulacji drastycznie rozminęli się z realiami, jeśli chodzi o możliwość i celowość tworzenia nowych obwodów”.
Według Flisa powody niepowodzenia są dwa:
„Zmiany mają o połowę mniejszą skalę niż przewidywana przez inicjatorów, natomiast polityczne ukierunkowanie zmian ma przeciwny od zakładanego kierunek. Raz jeszcze potwierdza się reguła, że próby manipulowania prawem wyborczym dla partykularnych interesów przynoszą skutki bardzo odległe od zamierzonych, nierzadko zaś zgoła przeciwne” – podsumowuje prof. Flis.
Przeczytaj także:
Gazety lokalne należące do przejętej przez Orlen grupy medialnej Polska Press odmówiły trojgu kandydatom Nowej Lewicy i Trzeciej Drogi publikacji reklam wyborczych. Polska Press wydała komunikat, że sprawy nie ma, bo działa zgodnie z prawem. Nie przyjmuje zarzutów o cenzurę i „żąda natychmiastowego zaniechania rozpowszechniania nieprawdziwych informacji”.
Trzy regionalne tytuły: „Echo Kieleckie”, „Nasze Miasto Gorzów” i portal echodnia.eu odmówiły reklam wyborczych kandydatom opozycji. Chodzi o lidera świętokrzyskiej listy Nowej Lewicy do Sejmu, posła Andrzeja Szejnę, kandydata paktu senackiego w Kielcach Henryka Milcarza oraz „jedynki” na liście Trzeciej Drogi w Gorzowie Wielkopolskim Mai Nowak. Podwód? Kandydatka Lewicy dowiedziała się od Polska Press, że „nie do pogodzenia z jego [wydawcy] linią programową są wartości lewicowe i rozumienie polskiej racji stanu, prezentowane przez przedstawicieli Lewicy”.
Polska Press powołuje się na przepis z prawa prasowego, który mówi, że „Wydawca i redaktor mają prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia i reklamy, jeżeli ich treść lub forma jest sprzeczna z linią programową bądź charakterem publikacji”. Przy czym nie wiadomo właściwie, o jaką treść chodzi, bo – jak przekonuje w rozmowie z tvn24.pl kandydatka Trzeciej Drogi – w jej ogłoszeniu nie było mowy o żadnych treściach. „Było tam tylko moje imię, nazwisko i wizerunek oraz logo Trzeciej Drogi”.
Zdaniem Henryka Mincarza, działanie Polska Press to „skandaliczna cenzura prewencyjna”.
Co na to grupa przejęta przez Orlen? „Powielanie kłamliwych twierdzeń rozczarowanego kandydata komitetu jakoby Polska Press stosowała cenzurę, narusza renomę Polska Press”.
Przeczytaj także:
PiS szuka sposobów na zmobilizowanie wyborców w gminach, w których głosuje na niego najwięcej osób.
Ogłasza konkurs, w ramach którego gminy do 20 tys. mieszkańców, które wykażą się najwyższą frekwencją w wyborach parlamentarnych otrzymają 1 mln zł na remont remizy – donosi Polska Agencja Prasowa.
Tam, gdzie remizy nie ma, wygraną będzie można przeznaczyć na remont innego budynku użyteczności publicznej.
Warunkiem zwycięstwa w konkursie „Bitwa o remizy” jest „uzyskanie najwyższej procentowej frekwencji wyborczej w gminie do 20 tys. mieszkańców w każdym z powiatów w wyborach do Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w 2023 r.” – informuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
Środki trafią do jednej zwycięskiej gminy z każdego powiatu. Z udziału w konkursie wyłączone są miasta na prawach powiatu.
Środki mogą być wykorzystane na termomodernizację i doposażenie remiz Ochotniczej Straży Pożarnej. Dofinansowanie będzie można przeznaczyć na instalacje OZE, wymianę źródła ciepła na niskoemisyjne, kompleksową termomodernizację i remont remizy i doposażenie w niezbędny sprzęt.
Jak przypomina PAP, przy okazji poprzednich wyborów także organizowany był taki konkurs. Wówczas wygrać można było wozy strażackie – po jednym na każde województwo w pierwszej turze i po jednym z drugiej turze. Z tymże w drugiej turze pojazdów do rozdania było 49, a konkurs odbywał się zgodnie z granicami województw sprzed 1999 roku.