Protestowano w 300 miejscowościach. Powtarzany slogan, że przeciwko Babišowi i Zemanowi występują tylko duże miasta jest fałszem. Andrej Babiš powiedział, że ponieważ była ładna pogoda, to ludzie przyszli na koncert. Z kolei były prezydent Václav Klaus uważa, że demonstranci zostali opłaceni. Co sprawiło, że Czesi masowo wyszli na ulice? Pisze Vit Dostal
W niedzielę 23 czerwca 2019 na Letenskich Błoniach w Pradze odbyła się największa od 1989 roku demonstracja, w której wzięło udział około 280 000 ludzi (całe Czechy liczą 10 milionów – przyp. tłum). Została zorganizowana w proteście przeciw nadużyciom władzy ze strony premiera Andreja Babiša i stanowiła kolejny przykład przebudzenia się społeczeństwa obywatelskiego.
Manifestacja przebiegła w ramach kampanii „Milion chwil dla demokracji”, zaś jej organizatorem było stowarzyszenie o tej samej nazwie, które występuje w przestrzeni publicznej dopiero od początku 2018 roku.
Jednocześnie w Czechach trwa kryzys rządowy. Socjaldemokraci rozważają odejście z koalicji, ponieważ prezydent wykracza poza swoje kompetencje, a premier nie wykazuje ochoty wzięcia w obronę swego partnera koalicyjnego.
Demonstracja na Letnej stanowiła kulminację serii protestów, które wiosną odbywały się w całym kraju. Choć stowarzyszenie „Milion chwil” zorganizowało już wiele manifestacji i marszów, to nowy impuls nadała temu zmiana na stanowisku ministra sprawiedliwości.
Niedawno nierzucającego się w oczy urzędnika Jana Knĕžínka zastąpiła Marie Benešová, która pracowała jako doradczyni prezydenta Miloša Zemana i, co ważniejsze, bagatelizuje problemy premiera Babiša. Ponadto, wkrótce po objęciu swej funkcji zaczęła mówić o głębokich reformach wymiaru sprawiedliwości.
Profil nowej minister i jej wypowiedzi wywołały znaczne obawy w społeczeństwie. Premier czeskiego rządu jest bowiem objęty śledztwem wokół możliwych nieprawidłowości w zdobyciu dofinansowania na budowę areału konferencyjno-rekreacyjnego Bocianie Gniazdo.
Ponadto ze wstępnego audytu Komisji Europejskiej wynika, że z powodu bliskich powiązań premiera z jego dawnymi firmami, tworzącymi potężne imperium ekonomiczne (co prawda kierowanie nim Babiš czasowo oddał funduszowi powierniczemu, jednak w radzie nadzorczej jest… jego żona – przyp. tłum.), znalazł się on w konflikcie interesów, co może mieć bardzo negatywny wpływ na wypłaty europejskich dotacji dla Czech i na pozycję kraju w ramach Unii Europejskiej.
Imponująca demonstracja na Letenskich Błoniach w Pradze nie była jedyna. Tydzień wcześniej zgromadzenia protestacyjne odbyły się w 300 miejscowościach na terenie całego kraju. Powtarzany często slogan, że przeciwko Babišowi i Zemanowi występują tylko duże miasta jest więc nieprawdziwy.
Na praskie manifestacje przyjeżdżają też bowiem ludzie z różnych regionów Czech, organizując sobie sami transport autobusowy i zapełniając pociągi. Wielu osobom nie podoba się taka obywatelska aktywność, dlatego starają się ją bagatelizować bądź demonizować.
Po jednej z takich akcji Andrej Babiš powiedział, że ponieważ była ładna pogoda, to ludzie przyszli na koncert. Z kolei były prezydent Václav Klaus uważa, że demonstranci zostali opłaceni.
Czechy są bardzo podzielone – według ostatnich sondaży 43 proc. ankietowanych domaga się końca rządów Andreja Babiša i tyle samo osób broni obecnego premiera.
Stowarzyszenie „Milion chwil” ma jedynie 10 członków, zaś jego liderami i rzecznikami są dwaj studenci: Mikuláš Minář i Benjamin Roll. Dla pierwszego z nich – studenta filozofii, bohemistyki i teologii, dawniej aktywnego członka ruchu skautowskiego – impulsem do zaangażowania obywatelskiego była umowa z obywatelami Republiki Czeskiej, jaką w ramach kampanii wyborczej zawarł Andrej Babiš.
Minář uświadomił sobie, że Babiš nie dotrzymuje swych zobowiązań i zaczął domagać się jego dymisji. Na pierwszy rzut oka naiwna idea wkrótce znalazła wielu sympatyków. Nowe stowarzyszenie od początkowych akcji petycyjnych doszło aż do organizowania wielkich demonstracji i swoją działalnością zainspirowało podobnie myślących ludzi z innych miast.
Choć przedstawiciele „Miliona chwil” przyznają, że dzisiejsza opozycja polityczna nie jest dostatecznie poważną alternatywą wobec rządzącej ekipy, to jednak odrzucają różne apele o stworzenie ruchu politycznego.
Prócz dymisji Andreja Babiša i Marii Benešovej chodzi im też o aktywizację obywateli i ich przebudzenie, ale ich samych nie ciągnie do polityki i np. Roll – student teologii – po skończeniu nauki chce zostać ewangelickim pastorem.
Jednak teraz chcą kontynuować swoją działalność. Ich stowarzyszenie ma dziś na transparentnym koncie ponad sześć milionów koron (ok. miliona złotych – przyp. tłum.) i kolejną wielką demonstrację planuje na 16 listopada, czyli na dzień przed 30 rocznicą wydarzeń, które rozpoczęły czechosłowacką Aksamitną Rewolucję.
Równolegle do demonstracji i do wzmożonej fali społecznego niezadowolenia w kraju trwa poważny kryzys rządowy. W połowie maja socjaldemokratyczny minister kultury Antonín Stanĕk, krytykowany przez środowiska plastyczne za nagłe odwołanie z funkcji dyrektora Galerii Narodowej (odpowiednik polskiego Muzeum Narodowego – przyp.tłum.), został przez swoją partię zmuszony do rezygnacji.
Jednak prezydent Miloš Zeman nie przyjął jego dymisji, do czego na mocy konstytucji ma prawo. W tej sytuacji z wnioskiem o dymisję ministra i zastąpienie go przez innego kandydata – wiceprzewodniczącego socjaldemokratów Michala Šmardę – wystąpił premier Babiš i tu już prezydent musi działać. Ten jednak zwleka z podjęciem decyzji. Twierdzi, że chce zaczekać na efekt doniesień do prokuratury, jakie Stanĕk złożył w związku ze swym odwołaniem dyrektora Galerii. Prezydent dodaje jednak od razu, że wierzy w słuszność jego decyzji i że go popiera, więc właściwie nie widzi powodu do jego dymisji.
W ten sposób Zeman próbuje wykorzystać następną okazję do rozszerzenia zakresu swoich kompetencji. Czescy konstytucjonaliści i politologowie są zgodni co do tego, że od momentu wprowadzenia bezpośrednich wyborów prezydenckich (do roku 2012 prezydenta wybierały połączone izby parlamentu – przyp. tłum.) i objęcia tej funkcji przez nieuznającego kompromisów Zemana w Republice Czeskiej coraz bardziej przyjmuje się półprezydencki system rządzenia.
Zeman korzysta z każdej okazji do wzmocnienia swej władzy i interpretuje konstytucję jak najbardziej na swą korzyść. W przypadku obecnego kryzysu twierdzi na przykład, że ustawa zasadnicza nie określa żadnego terminu, w jakim miałby odwołać ministra.
Socjaldemokraci domagają się podjęcia stanowczych kroków przez premiera. W przypadku, gdyby prezydent nadal zwlekał, oczekują, że Babiš zwróci się do sądu konstytucyjnego o rozstrzygnięcie tego sporu kompetencyjnego. Partia ta nie chce jednak stawiać sprawy na ostrzu noża, bo opuszczenie koalicji rządowej byłoby dla niej wielkim ryzykiem. W niedawnych wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła bowiem straszną klęskę nie zdobywając ani jednego mandatu i po raz pierwszy od 1992 roku nie przekroczyła nawet granicy 5 proc. głosów. Dlatego w ew. przedterminowych wyborach mogłaby w ogóle nie wejść do czeskiego parlamentu.
Andrej Babiš w swym mniejszościowym rządzie mógłby co prawda wymienić socjaldemokratów na kierowaną przez Tomio Okamurę skrajnie prawicową partię Wolność i Demokracja Bezpośrednia, ale sojusz z dwoma ekstremistycznymi ugrupowaniami (obecny gabinet wspierają już komuniści), mógłby mieć fatalne skutki dla zagranicznej reputacji premiera, a także zachwiać do tej pory nieugiętą wiarą jego twardego elektoratu.
W obecnym kryzysie Babiš pełni więc dość kuriozalną rolę mediatora pomiędzy socjaldemokratami a prezydentem Zemanem (który sam wywodzi się z tej partii i przed laty był jej przywódcą – przyp. tłum.). Z jednej bowiem strony chce utrzymać obecny gabinet i na pewno nie ma zamiaru zgodzić się, by Zeman mu go meblował, z drugiej jednak ma pełną świadomość, że po zakończeniu obecnej kadencji prezydent całkiem odejdzie z polityki, on natomiast chciałby w niej nadal pozostać. A nie jest tajemnicą, że zdecydowana większość wyborców jego partii wspiera również Zemana.
I tak oto w Republice Czeskiej rozgrywają się równolegle dwa procesy: społeczne protesty i kryzys rządowy. Na razie pozycja Andreja Babiša nie jest jeszcze zagrożona – jego ugrupowanie wciąż prowadzi w sondażach, a on sam cieszy się znaczną popularnością. Jednak w połowie swojej kadencji może po raz pierwszy znaleźć się w politycznej defensywie.
Vit Dostál – Stowarzyszenie na rzecz Spraw Zagranicznych (AMO). Skupia się na czeskiej polityce zagranicznej i europejskiej, współpracy środkowoeuropejskiej oraz polskiej polityce zagranicznej i krajowej
Przełożył z czeskiego Andrzej S. Jagodziński
Komentarze