0:000:00

0:00

"Powstańcy, jeśli patrzą na nas i widzą to morze biało-czerwonych flag, myślą sobie, że warto było walczyć z niemieckim okupantem. Warszawa wolna od faszyzmu, zdecydowanie zgadzam się, pod warunkiem, że dodamy tam kilka słów: Warszawa wolna od tęczowego faszyzmu Rafała Trzaskowskiego" - wygłosił w jednym z przemówień kończących marsz narodowców Krzysztof Lech Łuksza z Mediów Narodowych.

"Żadne prowokacje, czy to tutaj pana z portalu OKO.press, czy innych pseudodziennikarzy, lewackich szczujni, które na nas cały czas najeżdżają, nas nie przestraszą" - triumfował Mateusz Marzoch z Młodzieży Wszechpolskiej. Faktycznie nie przestraszyły, bo policja gorliwie przeszkadzała dziennikarzom w pracy. Dziennikarza OKO.press Maćka Piaseckiego na polecenie głównego organizatora marszu wyprowadziła z tłumu, gdy robił relację na FB.

Zdjęcia w tekście: Mikołaj Maluchnik

Przemarszem od centrum stolicy do Pomnika Powstania Warszawskiego na Placu Krasińskich w Warszawie narodowcy uczcili 75. rocznicę powstańczego zrywu. Głównym organizatorem był Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i redaktor naczelny Mediów Narodowych.

"Jedna kula, jeden Niemiec" - skandował Marzoch.

Wielu obecnych nie podchwyciło tego hasła. "Polskość to nie nienormalność. Polskość to piękna idea. To według mnie najlepsze, co może spotkać człowieka - być Polakiem" - kończył Krzysztof Lech Łuksza.

W tony nacjonalizmu mesjanistycznego uderzył Paweł Jaworski (Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość). Przedstawił się jako reprezentant powstańców i żołnierzy wyklętych, zwracał się do zgromadzonych "bracia i siostry":

"To my jesteśmy pokoleniem, które przejmuje sztafetę. jesteśmy esencją tego narodu, znikomy procent ludzi ma we krwi patriotyzm. To dar od boga. Śmieją się z nas. Szatański plan, jak kiedyś był komunizm, tak teraz gender. Wyszydzają matkę przenajświętszą, wyszydzają nas, nas to nie boli, bo wiemy, że idziemy w dobrą stronę.

Musimy obudzić uśpiony naród, uśpioną stolicę, obudzić ze snu. Za rok jest rocznica bitwy warszawskiej, stulecie. To nie są przypadkowe daty. To jest wielki czas dla Polski. Budzimy się, z roku na rok będzie nas coraz więcej. Polska jest ostatnim bastionem Europy. Kraje muzułmańskie rosną jak grzyby po deszczu. Musimy się zwrócić o pomoc do Boga".

Na czele swojego marszu w 75. rocznicę Powstania Warszawskiego narodowcy nieśli baner "Stop totalitaryzmowi", na którym widniały przekreślone: sierp i młot, swastyka i tęcza.

"Bij bolszewika"

Rozpoczęli w miejscu, w które tysiące warszawiaków przychodzą, by wspólnie uczcić "godzinę W": na Rondzie Dmowskiego. To tam, w ruchliwym zwykle centrum Warszawy, ludzie zatrzymują się i słuchają o godz. 17. syren. Dziesiątki osób tuż przed tą chwilą wybiegały z metra, by zdążyć na ten symboliczny moment.

W okolicach Ronda Dmowskiego na kilkunastu stoiskach oraz "z ręki" sprzedawano "powstańcze" opaski, biało-czerwone flagi z symbolem kotwicy oraz przypinki "Pamiętamy". Przez kilkanaście minut trudno było rozróżnić tych, którzy przyszli, by oddać hołd powstańcom i poległym cywilom od uczestników Marszu - wszyscy bowiem nosili narodowe symbole. Jednak kiedy marsz ruszył, okazało się, że idzie w nim zaledwie ok. tysiąca osób.

Jeszcze z prowizorycznej sceny pod Rotundą słychać było: "Bij bolszewika w każdej jego postaci. On dziś twój największy wróg". Tak, jakby organizatorom pomylił się rok 1920 z 1944. W trakcie przemarszu skandowano: "Bóg, honor i ojczyzna", "Narodowe Siły zbrojne", "Patriotyzm to nie faszyzm", "Śmierć wrogom ojczyzny" oraz "Raz sierpem raz młotem czerwona hołotę".

Marsz narodowców nie pozostał bez odpowiedzi. Przeciwko zawłaszczaniu pamięci o tragicznej historii przez narodowców i łączeniu symboli powstania z symboliką faszystowską protestowali m.in. Obywatele RP, grupa warszawianek, a wcześniej Akcja Demokracja.

"Pamiętamy i prosimy o opamiętanie"

Na trasie marszu, na ulicy Królewskiej stanęło kilkanaście kobiet. Na płocie liceum im. Mikołaja Reja rozwiesiły baner:

Nie blokowały przemarszu. Część stała w pobliżu banera, inne rozdawały w tłumie ulotki z wierszem Anny Świrszczyńskiej "Budując barykadę". Chwilę przed nadejściem czoła marszu otoczył je kordon policji. Policjanci stanęli tyłem do marszu, przodem do aktywistek. Policyjnymi wozami baner został zasłonięty tak, by nie było go widać ze strony marszu. "Szybko to zasłońcie" - powiedział jeden z policjantów.

Na ulotkach był też następujący tekst:

"ALBO KOTWICA WARSZAWSKA ALBO FALANGA

1 sierpnia 1944 r. wybuchło Powstanie Warszawskie. Powstańcy stanęli przeciwko Trzeciej Rzeszy. Jej symbolami były: celtycki krzyż, biała siła, ulice wolne od Polaków, od Żydów, od gejów.

Celtycki krzyż nosili ci, którzy 75 lat temu spalili to miasto. Maszerując z tym znakiem oddajesz hołd nie Powstańcom, a okupantowi.

Powstańcy przegrali, po 63 dniach powstanie upadło. Ale my nie chcemy przegrać.

Pamiętamy i apelujemy o opamiętanie. Nie świętuj pod symbolami armii, która zniszczyła Warszawę.

Warszawianki"

Organizatorki akcji zostały wylegitymowane i spisane przez policję. Domagał się tego jeden z organizatorów marszu, jego zdaniem bezcześciły "symbol narodowy", czyli falangę. Zapytany o podstawę prawną jeden z policjantów powiedział, że chodzi o podejrzenie blokowania legalnego zgromadzenia (art. 52 kodeksu wykroczeń). Zdarzenie było nagrywane przez policyjne kamery.

Na prośbę organizatorów marszu wylegitymowana i spisana została również dziennikarka OKO.press Agata Szczęśniak, która wzięła udział w rozdawaniu ulotek. "Organizatorom nie pasują" - powiedział policjant. Nie podał innej podstawy prawnej. Mężczyzna w pomarańczowej kamizelce, prawdopodobnie jeden z organizatorów, kilka razy zwracał policjantowi uwagę, żeby spisał kobietę: "Nie życzymy sobie tych ulotek" - mówił.

Większość napotkanych osób przyjmowała ulotki z wdzięcznością i zrozumieniem. Były pojedyncze odmienne głosy: "Po co pani prowokuje?", "Kto wam płaci? Pewnie Soros", "Żydowska manipulacja" i mocniejsze: "Poje*ło was?".

Tęczowa Polska walcząca na Sofitelu

Z balkonu hotelu Sofitel (dawniej: Victoria) przy pl. Piłsudskiego dwóch aktywistów – Tomasz Szymanderski-Pastryk i Jan Wójtowicz – wywiesiło flagę ze znakiem „Polski Walczącej” na tęczowym tle. Maszerujący odpowiedzieli na to okrzykami „śmierć wrogom ojczyzny”, „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „pedały” itp. Po kilku minutach ochrona hotelu interweniowała i aktywiści zwinęli transparent.

"Warszawa wolna od faszyzmu"

Manifestowali również Obywatele RP. Usiedli na stopniach pomnika Powstania Warszawskiego, trzymali białe róże i transparent, na którym kotwica przygniata swastykę i krzyż celtycki. A także banery z napisami: "Faszyzm wraca i hańbi Polskę", "Polska faszystowska po moim trupie", skandowali: "Warszawa wolna od faszyzmu".

View post on Twitter

"Zachowywaliśmy się spokojnie" - opowiada OKO.press Kinga Kamińska z Obywateli RP. Na prośbę człowieka podającego się za organizatora policja kazała manifestującym się rozejść. "Nie widziałam, żeby miał plakietkę organizatora" - mówi Kamińska. Kiedy marsz narodowców znalazł się na ul. Miodowej, policja ostrzegła, że użyje środków przymusu bezpośredniego i dała Obywatelom RP trzy minuty na opuszczenie pomnika. Kiedy tego nie zrobili, policjanci zaczęli ich wynosić. Przenieśli ich na pobliską ulicę Długą.

„Odmówiłam podania swoich i przyjęcia mandatu” — mówi OKO.press Kinga Kamińska. Obywatele RP z zasady nie przyjmują mandatów. Kamińska została zatrzymana i dostała ponowne wezwanie na komendę na poniedziałek. Mówi, że policjanci bardzo ją namawiali, by podała swoje dane, prosiły ją o to cztery kolejne osoby. Kamińskiej postawiono dwa zarzuty: odmowy podania danych i zakłócania nielegalnego zgromadzenia.

Drugą zatrzymaną osobą jest kobieta pochodzenia ukraińskiego, związana z Obywatelami RP.

„Pytałam policjantów, czemu nie reagują, słysząc hasła: ‚Jedna kula, jeden Niemiec’ albo ‚Śmierć wrogom ojczyzny’. Nie odpowiadali. Koleżanka widziała krzyże celtyckie na koszulkach” - opowiada Kamińska.

Dziennikarz OKO.press wyproszony, fotoreporter "Gazety Wyborczej" poturbowany przez policję

W trakcie przemarszu z tłumu został wyproszony dziennikarz OKO.press Maciej Piasecki, który prowadził relację na żywo na naszym profilu FB. Piasecki pytał uczestników, co sądzą o piosence o bolszewikach śpiewanej na rozpoczęcie marszu i kim są dziś bolszewicy. Został oskarżony o prowokację.

Podszedł do niego główny organizator marszu Robert Bąkiewicz i domagał się, by Piasecki opuścił zgromadzenie. Naszego dziennikarza otoczyło kilkunastu mężczyzn, zaczęli go potrącać. Piasecki powiedział, że odejdzie, jeśli policja powie, że ma sobie iść.

Chwilę później podszedł do niego policjant, wziął go pod rękę i sprowadził na bok. Policjant powiedział, że życzy sobie tego organizator. Nasz dziennikarz kilka razy pytał, jaka jest podstawa prawna usunięcia go ze zgromadzenia. Nie otrzymał odpowiedzi. Został wylegitymowany (sytuacja jest na nagraniu ok. 10-15 minuty):

[0]=68.ARCMpbnknSMkfzLvSQozJ09MhsT4mUTTyqyDeerUbKBb5Qk-b3RCWbpDnpEbvQhK1f0w0BGCp7GW-F9MfPivngq_z60r3ZyXtdHWjjNyo2t1TiGxeogojHkueUVszQXnr_Y1nXLotRjAV2wRQy88qkZ3dBm4YsTtn0dOX0c2fvQEoPZsDhPTxV--uej4QTswL2G3DnXiUZCQ7le9YhuCwYYw0xQfyk-DzQdxuNTVaHS6g6-wM4y0COpAEasRS20O7_E9_OfmDxvmkqmJ6OaLgP1eQSHNBhOokBamWxp-cd_lRq7e7YRmxOWrQZ6wpsXUWSBS4D3sQCG48pk8K-3nNzPDlmSIsMDZnQH-AA&__tn__=-R

Po pewnym czasie wrócił do relacjonowania.

Jednak stał się jednym z symbolicznych wrogów narodowców. W jednym z kończących marsz przemówień Mateusz Marzoch z Młodzieży Wszechpolskiej mówił:

"Żadne prowokacje, czy to tutaj pana z portalu OKO.press, czy innych pseudodziennikarzy, lewackich szczujni, które na nas cały czas najeżdżają, nas nie przestraszą".

Maciej Piasecki był wtedy w tłumie narodowców, prowadząc relację na żywo.

"Fotografowałem - razem z kilkunastoma innymi fotoreporterami i fotoreporterkami - jak wyciągają z tłumu kolejne osoby. Robiąc jedno ze zdjęć, poczułem rękę policjanta na swojej szyi. Ciągnął mnie do tyłu i rzucił na ziemię - relacjonował "Gazecie Wyborczej" jej fotoreporter Jędrzej Nowicki.

Fotoreporter upadł, uderzył głową o bruk. Przewrócił się na torbę ze sprzętem, m.in. obiektywem. "Nie odniósł większych obrażeń. Udało się również uratować jego sprzęt" - pisze "Wyborcza". Policjanci nie sprawdzili, czy nic mu się nie stało.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze