Narodowcy jadą na „swój" marsz z całej Polski. I choć kilka dni temu doszło do podziałów w tym gronie – grupa „Szturmowców”, organizująca tzw. Czarny Blok na marszu, za zaproszenie ukraińskiej „Siczy Karpackiej” została wyproszona z marszu – to wskutek „wrogiej" inicjatywy prezydenta i premiera zintegrowali się ponownie
Jedno, co na pewno udało się PiS-owi ws. obchodów 11 listopada, to potężny konflikt ze środowiskiem narodowców. Marsz Niepodległości jest od lat największym organizowanym przez nich wydarzeniem. Nie zrezygnują z niego. Cały czas zwołują się na godz. 14.00 w niedzielę na Rondzie Dmowskiego w Warszawie.
Są coraz bardziej zdeterminowani i wściekli: na rząd i prezydenta. Pomysł zorganizowania drugiego, państwowego marszu godzinę później niż wyrusza ich marsz, uważają za „wrogie przejęcie”.
W tym samym czasie PiS szuka wsparcia dla swojego wydarzenia w Klubach Gazety Polskiej. Kluby już obiecały, że przyjadą – ale poza ich własną stroną internetową zainteresowania wyjazdem w sieci nie widać.
Jeśli do niedzieli nie będzie porozumienia, na ulicach Warszawy w 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę może dojść do potężnej konfrontacji. I może ona pokazać, że król jest nagi.
O wielkiej mobilizacji po stronie PiS pisze portal niezależna.pl. W regionach ma na ten dzień brakować autokarów, zaś PKP Intercity zwiększa składy pociągów jadących w niedzielę do Warszawy. Obie informacje zapewne są prawdziwe, tyle że niekoniecznie świadczą o mobilizacji wyborców PiS-u czy zwolenników państwowego marszu, organizowanego przez prezydenta Dudę i premiera Morawieckiego.
Na fanpage'ach PiS-u, na grupach zwolenników partii rządzącej próżno szukać informacji o zorganizowanych wyjazdach na marsz, nie czuć też nastroju podwyższonej aktywności. Wspólne wyjazdy do Warszawy owszem, są zaplanowane, tyle że na uroczystość odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego 10 listopada. To właśnie w sobotę do Warszawy przyjadą tłumy zwolenników PiS. Tego samego dnia jednak rozjadą się do domów.
Kto pójdzie więc w niedzielnym marszu razem z premierem i prezydentem?
Władze pokładają nadzieję w Klubach "Gazety Polskiej", których szefostwo już stanęło na wysokości zadania – zaapelowało o przyjazd do Warszawy i wzięcie udziału w marszu. Informacje zamieszczono na stronie internetowej, na Facebooku – ale odzew w sieci nie jest zbyt intensywny. Kluby jednak są silne raczej komunikacją tradycyjną, a nie internetową, można więc założyć, że jakieś grupy ich członków rzeczywiście w niedzielę przyjadą do stolicy.
Wiele wskazuje jednak na to, że ilościowo mogą przegrać z szykującymi się od dawna na 11 listopada, a teraz dodatkowo zmobilizowanymi narodowcami. I choć mobilizacja w tym gronie zaczęła mocno rosnąć po decyzji prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz o zakazie Marszu Niepodległości, to od momentu, gdy premier i prezydent ogłosili, że organizują marsz państwowy – wzrosła jeszcze bardziej.
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, a także Ruch Narodowy, Młodzież Wszechpolska i ONR stoją wspólnie na tym samym stanowisku – ich marsz się odbędzie. Zwłaszcza że po decyzji sądu, uchylającej zakaz Gronkiewicz-Waltz, jest on zupełnie legalny (choć gdyby nie był, narodowcy i tak by w nim poszli, tak deklarowali przed sądowym rozstrzygnięciem).
Emocje sięgają wyżyn, a narodowcy zainteresowani wyjazdem w niedzielę do Warszawy zapełniają kolejne autokary. Autobusów może więc brakować w firmach przewozowych właśnie ze względu na determinację nacjonalistów – na Facebooku jest przynajmniej 35 wydarzeń, związanych ze zorganizowanymi, wspólnymi wyjazdami na Marsz Niepodległości.
Narodowcy jadą naprawdę z całej Polski. I choć kilka dni temu doszło do podziałów w tym gronie – grupa „Szturmowców”, organizująca tzw. Czarny Blok na marszu, za zaproszenie ukraińskiej „Siczy Karpackiej” została wyproszona z marszu, w wyniku czego środowisko zaczęło się dzielić – to właśnie dzięki "wrogiej" inicjatywie prezydenta i premiera zintegrowali się ponownie.
Dlaczego? Ponieważ odbiór inicjatywy władz państwowych był jednoznaczny: „PiS chce przejąć nasz marsz!”
Młodzież Wszechpolska na swoim fanpage'u zamieściła dwa istotne posty. W jednym napisała wprost: „Zrozumcie, że tutaj od początku chodziło o wrogie przejęcie Marszu Niepodległości… Niezależnie od okoliczności –
WIDZIMY SIĘ O GODZ. 14:00 NA RONDZIE DMOWSKIEGO!”
W drugim odniesiono się jeszcze szerzej do pomysłu państwowego marszu: „Rząd PiS i prezydent twierdzą, że marsz państwowy ("marsz biało-czerwony") ma jednoczyć wszystkich polskich patriotów. »Ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni«.
Taka argumentacja to tylko przykrywka. Partyjni decydenci centroprawicy wiedzą, że jednym z czynników wpływającym na sukces Marszu Niepodległości, była radykalna kontestacja politycznego status quo. W latach 2010-2014 głos buntu i sprzeciwu 11 listopada był słyszalny na całą Polskę. W 2015 roku obóz liberalny poniósł spektakularną klęskę na rzecz centroprawicy.
Po trzech latach rządów coraz więcej dotychczasowych sympatyków Prawa i Sprawiedliwości dostrzega hipokryzję obozu rządzącego:
Szczytem cynizmu jest chyba fakt, że obecny premier, który szafuje patriotycznym frazesem, był... doradcą Donalda Tuska.
Nam zależy, aby Marsz Niepodległości był taki jak zawsze: żywy, oddolny, społeczny i niezależny od jakiejkolwiek partii. To jest sedno tej idei.
Widzimy się o godz. 14:00 na Rondzie Dmowskiego!”
W mediach związanych z narodowcami pojawiła się też wypowiedź byłego posła Artura Zawiszy, który tak ocenił pomysł władz państwowych: „Mamy do czynienia z upaństwowieniem, jak na neosanację przystało, Marszu Niepodległości, próbę zawładnięcia jego uczestnikami. Swego rodzaju „wrogie przejęcie”, mówiąc językiem biznesowym”.
Oliwy do ognia dodała wypowiedź Zofii Romaszewskiej, doradcy prezydenta Dudy, która podczas rozmowy w radiu RMF FM poparła decyzję prezydent Gronkiewicz-Waltz o zakazaniu marszu narodowców.
Nic dziwnego, że dyskusje na fanpage'u Stowarzyszenia Marsz Niepodległości na temat niedzieli stają się coraz bardziej emocjonalne, a negatywne opinie na temat PiS powoli stają się normą:
„Marsz Niepodległości rozpoczyna się o 14. O 15 możesz iść z PiSowskimi złodziejami”- wyjaśnia Przemysław zdezorientowanemu koledze, który pogubił się w chaosie i nie wie już, w którym marszu ma wziąć udział.
Pod innym postem Marlena pisze: „PiS PO jedno zło”. I takich opinii jest naprawdę dużo. Narodowcy są coraz bardziej wściekli.
Środowisko związane z Ruchem Narodowym od dłuższego czasu wypowiadało się antyrządowo. Zaczęło się to chyba podczas uchwalania ustawy o IPN, a potem jej zmieniania. Gdy RN ogłaszał swój program na wybory samorządowe, widać było, że w tym gronie narasta negatywne nastawienie do rządu PiS.
Na tym tle coraz silniejszy był podział między RN a środowiskiem skupionym wokół posła Adama Andruszkiewicza, byłego prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, który zbliżył się do PiS-u. Teraz również Andruszkiewicz zadeklarował, że pójdzie w marszu prezydenta i premiera, gdy poseł Robert Winnicki, lider Ruchu Narodowego, jest jednym z liderów marszu narodowców.
Nacjonaliści co prawda w wyborach nie zdobyli poparcia (ich wynik to ok. 1 proc.), ale jednocześnie są sprawnymi organizatorami podczas wydarzeń akcyjnych. Potrafią się zmobilizować i rzeczywiście zapewnić tłumy na swojej akcji.
Sam twardy elektorat PiS powiadomiony na 2-3 dni przed marszem o konieczności wyjazdu do Warszawy nie jest w stanie zagwarantować tysięcy ludzi na ulicach. Jeśli więc obie strony nie zdołają dojść do porozumienia, w niedziele na ulicach Warszawy skonfrontują się dwa środowiska: zwolenników PiS i narodowców.
To realne zagrożenie polityczne, z którego powinni sobie zdawać sprawę PiS-owcy, zwłaszcza że logistyka wydarzeń nie sprzyja pokazaniu przez nich siły swego elektoratu (ten bowiem gościć będzie w Warszawie w sobotę).
Wydaje się więc, że głównym celem premiera i prezydenta musi być wypracowanie jakiegoś kompromisu z narodowcami. Tyle że dziś nie ma tu już dobrych rozwiązań. Bo marsz narodowców, który godzinę po rozpoczęciu dołączyłby do marszu państwowego, wciąż będzie niesterowalny, a przez to groźny wizerunkowo zarówno dla prezydenta, jak i premiera. Zaś rezygnacja z marszu państwowego byłaby i realną, i symboliczną abdykacja państwa.
Samo środowisko narodowe zresztą wciąż namawia do jednego, wspólnego marszu – tyle że do tego, który ma się rozpocząć o godz. 14 na Rondzie Dmowskiego. Robert Winnicki w mediach mówi o otwartości na porozumienie z władzami państwowymi, a popularna wśród młodych prawicowców grupa skupiona wokół kampanii społecznej „Respect us” opublikowała spot, w którym również namawia do wspólnego świętowania 100 rocznicy niepodległości Polski.
Ale rzeczywistym spełnieniem ich postulatów byłaby rezygnacja władz państwowych z pomysłu „biało-czerwonego” marszu.
Szykuje się konfrontacja PiS ze skrajną prawicą narodową. Jej skutkiem może być polityczna klęska rządzących.
A tak było rok temu.
Nacjonalizm
Adam Andruszkiewicz
Andrzej Duda
Mateusz Morawiecki
Robert Winnicki
Prawo i Sprawiedliwość
11 listopada 2018
Marsz Niepodległości
Obchody 100 lecia niepodległości
ONR
Ruch Narodowy
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze