0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agata Grzybowska / Agencja GazetaAgata Grzybowska / A...

Jedno, co na pewno udało się PiS-owi ws. obchodów 11 listopada, to potężny konflikt ze środowiskiem narodowców. Marsz Niepodległości jest od lat największym organizowanym przez nich wydarzeniem. Nie zrezygnują z niego. Cały czas zwołują się na godz. 14.00 w niedzielę na Rondzie Dmowskiego w Warszawie.

Są coraz bardziej zdeterminowani i wściekli: na rząd i prezydenta. Pomysł zorganizowania drugiego, państwowego marszu godzinę później niż wyrusza ich marsz, uważają za „wrogie przejęcie”.

W tym samym czasie PiS szuka wsparcia dla swojego wydarzenia w Klubach Gazety Polskiej. Kluby już obiecały, że przyjadą – ale poza ich własną stroną internetową zainteresowania wyjazdem w sieci nie widać.

Jeśli do niedzieli nie będzie porozumienia, na ulicach Warszawy w 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę może dojść do potężnej konfrontacji. I może ona pokazać, że król jest nagi.

O wielkiej mobilizacji po stronie PiS pisze portal niezależna.pl. W regionach ma na ten dzień brakować autokarów, zaś PKP Intercity zwiększa składy pociągów jadących w niedzielę do Warszawy. Obie informacje zapewne są prawdziwe, tyle że niekoniecznie świadczą o mobilizacji wyborców PiS-u czy zwolenników państwowego marszu, organizowanego przez prezydenta Dudę i premiera Morawieckiego.

Na fanpage'ach PiS-u, na grupach zwolenników partii rządzącej próżno szukać informacji o zorganizowanych wyjazdach na marsz, nie czuć też nastroju podwyższonej aktywności. Wspólne wyjazdy do Warszawy owszem, są zaplanowane, tyle że na uroczystość odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego 10 listopada. To właśnie w sobotę do Warszawy przyjadą tłumy zwolenników PiS. Tego samego dnia jednak rozjadą się do domów.

Kto pójdzie więc w niedzielnym marszu razem z premierem i prezydentem?

Kluby "Gazety Polskiej" kontra ONR i Młodzież Wszechpolska

Władze pokładają nadzieję w Klubach "Gazety Polskiej", których szefostwo już stanęło na wysokości zadania – zaapelowało o przyjazd do Warszawy i wzięcie udziału w marszu. Informacje zamieszczono na stronie internetowej, na Facebooku – ale odzew w sieci nie jest zbyt intensywny. Kluby jednak są silne raczej komunikacją tradycyjną, a nie internetową, można więc założyć, że jakieś grupy ich członków rzeczywiście w niedzielę przyjadą do stolicy.

Wiele wskazuje jednak na to, że ilościowo mogą przegrać z szykującymi się od dawna na 11 listopada, a teraz dodatkowo zmobilizowanymi narodowcami. I choć mobilizacja w tym gronie zaczęła mocno rosnąć po decyzji prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz o zakazie Marszu Niepodległości, to od momentu, gdy premier i prezydent ogłosili, że organizują marsz państwowy – wzrosła jeszcze bardziej.

Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, a także Ruch Narodowy, Młodzież Wszechpolska i ONR stoją wspólnie na tym samym stanowisku – ich marsz się odbędzie. Zwłaszcza że po decyzji sądu, uchylającej zakaz Gronkiewicz-Waltz, jest on zupełnie legalny (choć gdyby nie był, narodowcy i tak by w nim poszli, tak deklarowali przed sądowym rozstrzygnięciem).

Emocje sięgają wyżyn, a narodowcy zainteresowani wyjazdem w niedzielę do Warszawy zapełniają kolejne autokary. Autobusów może więc brakować w firmach przewozowych właśnie ze względu na determinację nacjonalistów – na Facebooku jest przynajmniej 35 wydarzeń, związanych ze zorganizowanymi, wspólnymi wyjazdami na Marsz Niepodległości.

Narodowcy jadą naprawdę z całej Polski. I choć kilka dni temu doszło do podziałów w tym gronie – grupa „Szturmowców”, organizująca tzw. Czarny Blok na marszu, za zaproszenie ukraińskiej „Siczy Karpackiej” została wyproszona z marszu, w wyniku czego środowisko zaczęło się dzielić – to właśnie dzięki "wrogiej" inicjatywie prezydenta i premiera zintegrowali się ponownie.

Dlaczego? Ponieważ odbiór inicjatywy władz państwowych był jednoznaczny: „PiS chce przejąć nasz marsz!”

Marsz państwowy? To wrogie przejęcie – twierdzą narodowcy

Młodzież Wszechpolska na swoim fanpage'u zamieściła dwa istotne posty. W jednym napisała wprost: „Zrozumcie, że tutaj od początku chodziło o wrogie przejęcie Marszu Niepodległości… Niezależnie od okoliczności –

WIDZIMY SIĘ O GODZ. 14:00 NA RONDZIE DMOWSKIEGO!”

W drugim odniesiono się jeszcze szerzej do pomysłu państwowego marszu: „Rząd PiS i prezydent twierdzą, że marsz państwowy ("marsz biało-czerwony") ma jednoczyć wszystkich polskich patriotów. »Ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni«.

Taka argumentacja to tylko przykrywka. Partyjni decydenci centroprawicy wiedzą, że jednym z czynników wpływającym na sukces Marszu Niepodległości, była radykalna kontestacja politycznego status quo. W latach 2010-2014 głos buntu i sprzeciwu 11 listopada był słyszalny na całą Polskę. W 2015 roku obóz liberalny poniósł spektakularną klęskę na rzecz centroprawicy.

Po trzech latach rządów coraz więcej dotychczasowych sympatyków Prawa i Sprawiedliwości dostrzega hipokryzję obozu rządzącego:

  • ściąganie imigrantów z Ukrainy i Dalekiego Wschodu,
  • serwilistyczna polityka wobec USA i Izraela,
  • brak wsparcia Polaków na Kresach Wschodnich,
  • brak realnego rozliczenia totalnej opozycji czy w końcu państwo z kartonu, które objawia się m.in. w tym, że przez trzy lata nie zapewniono należytych obchodów stulecia odzyskania niepodległości.
Szczytem cynizmu jest chyba fakt, że obecny premier, który szafuje patriotycznym frazesem, był... doradcą Donalda Tuska.

Nam zależy, aby Marsz Niepodległości był taki jak zawsze: żywy, oddolny, społeczny i niezależny od jakiejkolwiek partii. To jest sedno tej idei.

Widzimy się o godz. 14:00 na Rondzie Dmowskiego!”

W mediach związanych z narodowcami pojawiła się też wypowiedź byłego posła Artura Zawiszy, który tak ocenił pomysł władz państwowych: „Mamy do czynienia z upaństwowieniem, jak na neosanację przystało, Marszu Niepodległości, próbę zawładnięcia jego uczestnikami. Swego rodzaju „wrogie przejęcie”, mówiąc językiem biznesowym”.

Oliwy do ognia dodała wypowiedź Zofii Romaszewskiej, doradcy prezydenta Dudy, która podczas rozmowy w radiu RMF FM poparła decyzję prezydent Gronkiewicz-Waltz o zakazaniu marszu narodowców.

Nic dziwnego, że dyskusje na fanpage'u Stowarzyszenia Marsz Niepodległości na temat niedzieli stają się coraz bardziej emocjonalne, a negatywne opinie na temat PiS powoli stają się normą:

„Marsz Niepodległości rozpoczyna się o 14. O 15 możesz iść z PiSowskimi złodziejami”- wyjaśnia Przemysław zdezorientowanemu koledze, który pogubił się w chaosie i nie wie już, w którym marszu ma wziąć udział.

Pod innym postem Marlena pisze: „PiS PO jedno zło”. I takich opinii jest naprawdę dużo. Narodowcy są coraz bardziej wściekli.

Coraz silniejszy narodowy antyPiS

Środowisko związane z Ruchem Narodowym od dłuższego czasu wypowiadało się antyrządowo. Zaczęło się to chyba podczas uchwalania ustawy o IPN, a potem jej zmieniania. Gdy RN ogłaszał swój program na wybory samorządowe, widać było, że w tym gronie narasta negatywne nastawienie do rządu PiS.

Na tym tle coraz silniejszy był podział między RN a środowiskiem skupionym wokół posła Adama Andruszkiewicza, byłego prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, który zbliżył się do PiS-u. Teraz również Andruszkiewicz zadeklarował, że pójdzie w marszu prezydenta i premiera, gdy poseł Robert Winnicki, lider Ruchu Narodowego, jest jednym z liderów marszu narodowców.

Nacjonaliści co prawda w wyborach nie zdobyli poparcia (ich wynik to ok. 1 proc.), ale jednocześnie są sprawnymi organizatorami podczas wydarzeń akcyjnych. Potrafią się zmobilizować i rzeczywiście zapewnić tłumy na swojej akcji.

Sam twardy elektorat PiS powiadomiony na 2-3 dni przed marszem o konieczności wyjazdu do Warszawy nie jest w stanie zagwarantować tysięcy ludzi na ulicach. Jeśli więc obie strony nie zdołają dojść do porozumienia, w niedziele na ulicach Warszawy skonfrontują się dwa środowiska: zwolenników PiS i narodowców.

Czy państwo abdykuje?

To realne zagrożenie polityczne, z którego powinni sobie zdawać sprawę PiS-owcy, zwłaszcza że logistyka wydarzeń nie sprzyja pokazaniu przez nich siły swego elektoratu (ten bowiem gościć będzie w Warszawie w sobotę).

Wydaje się więc, że głównym celem premiera i prezydenta musi być wypracowanie jakiegoś kompromisu z narodowcami. Tyle że dziś nie ma tu już dobrych rozwiązań. Bo marsz narodowców, który godzinę po rozpoczęciu dołączyłby do marszu państwowego, wciąż będzie niesterowalny, a przez to groźny wizerunkowo zarówno dla prezydenta, jak i premiera. Zaś rezygnacja z marszu państwowego byłaby i realną, i symboliczną abdykacja państwa.

Samo środowisko narodowe zresztą wciąż namawia do jednego, wspólnego marszu – tyle że do tego, który ma się rozpocząć o godz. 14 na Rondzie Dmowskiego. Robert Winnicki w mediach mówi o otwartości na porozumienie z władzami państwowymi, a popularna wśród młodych prawicowców grupa skupiona wokół kampanii społecznej „Respect us” opublikowała spot, w którym również namawia do wspólnego świętowania 100 rocznicy niepodległości Polski.

Ale rzeczywistym spełnieniem ich postulatów byłaby rezygnacja władz państwowych z pomysłu „biało-czerwonego” marszu.

Szykuje się konfrontacja PiS ze skrajną prawicą narodową. Jej skutkiem może być polityczna klęska rządzących.

A tak było rok temu.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze