0:000:00

0:00

OKO.press zadzwoniło do biura prasowego Marszu z pytaniem, czemu służy i jak będzie egzekwowana akredytacja. – Straż Marszu może poprosić o identyfikator. Nie przewidujemy, żeby ktoś z tłumu był usuwany – odpowiedział. Dodał, że Straż Marszu może zwrócić uwagę dziennikarzom i operatorom niemile widzianych mediów, że nie mogą brać udziału w zgromadzeniu, ale nie wiedział, czy zostaną wyrzuceni. Takie działanie byłoby niezgodne z prawem.

Zapytaliśmy też, kto prosił o akredytacje. – Jeden dziennikarz „Wyborczej” i jeden producent z TVN pisali do mnie w tej sprawie – odpowiedział z kolei Damian Kita z biura prasowego Marszu Niepodległości.

Udało nam się ustalić, że tym dziennikarzem „Wyborczej” jest Wojciech Czuchnowski. Z tym, że o akredytację wcale nie prosił. To organizatorzy napisali do dwudziestu kilku redakcji (wśród nich „Wyborczej” i TVN) e-mail z propozycją wydania akredytacji umożliwiających wygodniejszą obsługę prasową wydarzenia (m.in. wstęp do dwóch stref dla prasy przy scenach pod Stadionem Narodowym).

Czuchnowski odpisał, podając numer legitymacji prasowej, a w odpowiedzi dostał informację, że "niestety akredytacja prasowa nie została udzielona".

Kita powtórzył też, że dziennikarze z akredytacjami będą traktowali lepiej, ale wykluczył, aby coś stało się dziennikarzom bez akredytacji, ponieważ to niezgodne z prawem. – Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby dziennikarze „Wyborczej” sami się wyprowadzali z marszu w celach propagandowych - zaproponował.

Damian Kita nie pamiętał nazwiska, a nam nie udało się ustalić, kim jest producent z TVN, który również dał się nabrać na propozycję organizatorów Marszu Niepodległości.

Informacja o odmowie wydania akredytacji pojawiła się w mediach społecznościowych Marszu Niepodległości z wyjaśnieniem, że odmowa akredytacji dla dziennikarzy „Wyborczej” i TVN wynika z tego, że "naruszają oni standardy społeczności" narodowców.

OKO.press zwróciło się do biura prasowego marszu z prośbą o akredytacje dla naszych dziennikarzy. Czekamy na odpowiedź.

Przeczytaj także:

„Wyborcza” ukarana… za Facebooka

Stworzony przez Marka Zukerberga serwis Facebook prosi swoich użytkowników, aby brali udział w oczyszczaniu go ze spamu, mowy nienawiści i innych rzeczy, które uważają za niestosowne. Służy temu opcja „zgłoś naruszenie standardów społeczności” – zgłoszenie zostaje wówczas rozpatrzone przez Facebooka (choć nikt nie wie, jak dokładnie ten mechanizm działa).

Pod koniec października 2016 roku Facebook usunął szereg kont powiązanych ze skrajną prawicy – zniknęły m.in. konta Marszu Niepodległości, Młodzieży Wszechpolskiej i ONR. „Skasowali profile z setkami tysięcy obserwujących i wielomilionowymi zasięgami. Stowarzyszenie Marsz Niepodległości – 250 tys. fanów. Ruch Narodowy – 170 tys. Młodzież Wszechpolska – 80 tys.” – rozpaczał na Twitterze Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego, który do Sejmu dostał się z list Kukiz’15.

Narodowcy planowali wtedy założyć własne medium społecznościowe, protestowali pod siedzibą firmy, a poseł Jakubiak z Kukiz’15 groził, że „będzie akcja bez trzymanki z Facebookiem”. W końcu Facebook przywrócił większość zablokowanych kont, tłumacząc, że mimo licznych zgłoszeń użytkowników to legalnie działające w Polsce organizacje.

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze