0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

"W pięknym kraju nad Wisłą nazbyt chętnie używamy liczby mnogiej, ale jest to utożsamienie bardzo wybiórcze" - pisze dla OKO.press Monika "Pacyfka" Tichy, "kobieta na motorze", feministka, buntowniczka, laureatka pierwszej nagrody w konkursie „Mój #CzarnyProtest” 2017 roku. Jak sama mówi, "żyjemy w dziwnych czasach. Wcześniej działałam tylko w fundacji rozwoju sportów motocyklowych. Poczułam się Polką właściwie dopiero teraz. PiS zrobił ze mnie patriotkę”. Dziś w swoim - uwaga Czytelnicy! - publicystycznym, czy wręcz literackim tekście, "Pacyfka" rozprawia się z "polskością", która zaczyna dziś dominować w Polsce.

Przeczytaj także:

Zaledwie kilka razy w życiu mogłam powiedzieć “mamy złoto”. Kiedy po mistrzostwo w wyścigach sięgali motocykliści, których karierze poświęciłam wiele swojego czasu. Którym organizowałam sponsorów, transport, opony, zdjęcia, patronaty, wsparcie emocjonalne, paprałam ręce smarem ich motocykli. Ale sukces nikogo, poza nimi, nie jest dla mnie powodem do osobistej dumy.

W pięknym kraju nad Wisłą nazbyt chętnie używamy liczby mnogiej, ale jest to utożsamienie bardzo wybiórcze.

Kiedy “reprezentacja” wygra mecz, to “my zwyciężyliśmy”. Kiedy Irena Sendlerowa ocala żydowskie dzieci, to “ratowaliśmy” my Polacy. Rudy, Zośka czy Baczyński przelewali krew w powstaniu, ale to “my walczyliśmy z okupantem”. Sobieski pod Wiedniem itd.

Potrzeba przypisywania sobie tego, co robią współobywatele, natychmiast znika, kiedy pojawia się problem.

Żydów w 1968 roku wyrzucili komuniści, a nie my Polacy - nawet sam premier tak twierdzi. Wcześniej, w czasie wojny, nie okradaliśmy i nie sprzedawaliśmy ich my, tylko źli szmalcownicy - a jeśli ktoś ma wątpliwości, to rozwieje mu je najnowsza ustawa o IPN - “suweren” głosami Partii “podjął decyzję”, że 70 lat wcześniej zbrodni nie popełniał.

Ciekawe jakiej narodowości byli ci, którzy jeszcze przed wojną tworzyli przepisy dotyczące getta ławkowego, numerus clausus, regulacje wykluczające Żydów z zawodu lekarza, prawnika, z Banku Polskiego; z czyich rąk zginęło 97 zabitych w antysemickich rozruchach. Przecież nie z rąk naszych; “nasi” są “naszymi”, Polacy są Polakami tylko wtedy gdy czynią dobro, w przeciwnym przypadku tracą narodowość i stają się zwyrodniałą jednostką (pisał już o tym Szczepan Twardoch).

Jakoś nigdy nie czułam w sobie tego instynktu.

Być może brak euforii po skokach Kamila Stocha to drugi koniec tego samego kija, dzięki któremu nie mam potrzeby wbrew prawdzie opowiadać farmazonów, że Jedwabne czy Kielce się nie wydarzyły.

“Nasizm” - rozlewanie swego ego na sukcesy czy zasługi “naszych” i solidarność prowadząca do zaprzeczania lub usprawiedliwiania zbrodni tychże “naszych” - parę tygodni wcześniej przybrał jakąś skrajnie absurdalną i żenującą formę w huczących po całym polskim internecie komentarzach o dramacie na Nanga Parbat.

“Nasi powinni iść ratować naszego, a nie jakąś Francuzkę” - “i to jeszcze za gwarancje finansowe naszego rządu”. Polacy (czy zwyrodniałe jednostki?), którzy najczęściej góry widzieli tylko z tarasu knajpy w Zakopanem, bez żenady, publicznie dają wyraz poglądowi, że wartość życia ludzkiego jest stopniowalna w zależności od etnicznej przynależności danej osoby.

Swego czasu pod okiem ratowników TOPR uczyłam się, jak wykopywać ludzi spod śniegu. Sonda lawinowa nie bez powodu pokazuje tylko ich pozycję i głębokość, a nie narodowość - najpierw wykopuje się tych którzy są najpłycej (co oznacza największe szanse na przeżycie), a nie Polaków. Dodam jeszcze, że uwadze cytowanych internautów jakoś umknęło, że

jednym z wykonujących tę nieprawdopodobną, nadludzką akcję ratowniczą, był Rosjanin Denis Urubko. To co on tam robił, skoro nie jest Francuzem ani Polakiem? Może jest człowiekiem? Czy w szlamie na dnie odmętów internetu funkcjonuje taka kategoria jak człowieczeństwo?

W cytowanych komentarzach pobrzmiewało echo słów bodajże Goebbelsa (cytuję z pamięci): “nie ma dla mnie znaczenia, ilu Polaków czy Czechów umrze kopiąc okopy, które uratują przed śmiercią niemieckich żołnierzy”. Zbyt daleko idące skojarzenie? Może mi się nasunęło za sprawą oglądanych w tych samych dniach obrazków o polskich chłopcach, którzy przy pomocy tortu z wafelkami świętowali urodziny szefa autora tej wypowiedzi. Adolf, nieolimpijski mistrz świata wszechczasów w “nasizmie”, zapewne zdziwiłby się, gdyby się dowiedział, że tak fetują go przedstawiciele nacji uznanej przez niego za gorszy sort człowieka.

Jest taki komiks o nacjonalizmie i patriotyzmie. Patriotyzm to ludzik, który z łopatą w rękach mówi: “Będę pracował dla mojego domu, bo to mój dom; pracuję, bo chcę aby stał się jak najlepszym domem”. Mimo że na świecie są z pewnością inne domy, wymagające mniej pracy.

Naprzeciw Patriotyzmu stoją ludziki-Nacjonalizmy, puste dłonie zaciśnięte w pięści. “Nasz dom jest najlepszy, ponieważ jest nasz. I wara od niego obcym - nie wpuścimy!".

Nie wystarczy machać biało-czerwonym szalikiem, by móc nazwać się patriotą. Ani tym bardziej machać biało-czerwonym bejsbolem z kotwicą przed nosami Żydów, muzułmanów, ateistów, feministek, gejów, obrońców puszczy czy zwolenników społecznej odpowiedzialności biznesu. Trzeba jeszcze wziąć łopatę w dłoń.

Także łopatę, którą kładzie się wiedzę do głów. Cytując innego autora komentarza w internecie, mamy "38 milionów ekspertów od Holokaustu, Lotnictwa, Alpinizmu, jedynie słusznej Religii, Seksu, Aborcji, ale jak co do czego przyjdzie, to nikt Januszowi nie potrafi wytłumaczyć, żeby naj*bany nie jechał po fajki".

;

Komentarze