0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

Anton Ambroziak: Czeka nas pandemiczny początek roku szkolnego. Zamiast radości będzie stres?

Przemysław Staroń, Nauczyciel Roku 2018*: Jak wielu nauczycieli doświadczam mieszanki emocji. Cieszę się, że zobaczę uczniów, choć - no właśnie - nie od razu. Po konsultacji z lekarką, w związku z moimi chorobami przewlekłymi, zdecydowałem się jeszcze co najmniej tydzień przeczekać w domu. Ale świadomość, że niedługo się spotkamy, jest cudowna.

Niestety, radość przyduszona jest przez lęk. Nikt nie wie, co może się stać, gdy wszyscy się spotkamy w szkole.

Mam też złość na ludzi, którzy powinni systemem edukacji zarządzać mądrze. Może to, że nie zdają egzaminu, nie jest nowe, ale sytuacja jest bez precedensu, a do wszystkich złych rzeczy, które toczą polską szkołę, dochodzi poważne zagrożenie biologiczne. I nawet w takiej sytuacji władza nie potrafi stanąć na wysokości zdania.

Czego oczekiwałbyś od rządu, który na propagandowych konferencjach prasowych próbuje zaczarować rzeczywistość?

Umówmy się, że wiele z tego, co powiem, będzie fantastyką. Rządzący żyją taką pogardą dla rozumu, że już dawno przestałem od nich zbyt wiele oczekiwać.

Jeśli miałbym mówić o scenariuszu idealnym, to trzeba cofnąć się do marca, gdy przenieśliśmy szkoły w tryb pracy zdalnej.

Mądry rząd, taki, który korzysta z badań, słucha ekspertów i praktyków, od dawna miałby przygotowany system, który pozwoliłby nam bez większych strat i stresu kontynuować naukę. I nie chodzi tu tylko o kwestie techniczne, takie jak przepustowość internetu czy sprzęt dla każdego. Chodzi o odstąpienie od tradycyjnych form nauczania, których nie da się 1:1 przenieść online. Nie możemy przecież zdalnie robić siedmiu 45-minutowych lekcji, nie jesteśmy w stanie realizować przeciążonej podstawy programowej, nie możemy kazać dzieciakom spędzać pół dnia przy ekranach, nie wolno w sytuacji silnego napięcia i strachu przed pandemia stresować ich sprawdzianami.

Mądry rząd już wcześniej by te rzeczy by zmienił, przede wszystkim - odchudził podstawę programową.

Drugi scenariusz zakłada, że rząd otrząsnął się w czerwcu. Zdałby sobie sprawę, że pierwsza fala epidemii mogła być stosunkowo niegroźna, ale druga może nas pogrążyć (taka była np. dynamika pandemii hiszpanki). Dlatego dałby jasny komunikat, że być może we wrześniu nie wrócimy do stacjonarnego nauczania, ale zrobimy wszystko, żeby możliwe było chociaż nauczanie hybrydowe, i to na jak najwyższym poziomie. Mądry i odpowiedzialny rząd powoli wprowadzałaby niektóre lekcje do szkół, ale niekoniecznie zajęcia z matematyki, tylko te, w których bezpośredni kontakt i dialog są nie do zastąpienia: godziny wychowawcze, spotkania czy warsztaty z psychologami, lekcje etyki itd. Ponadto dążyłby do priorytetowego powrotu do szkół przede wszystkim dwóch kluczowych grup. Po pierwsze dzieci młodszych, ze względu na konieczność umożliwienia pracy ich rodzicom. Po drugie dzieci w przełomowych punktach rozwojowo-edukacyjnych: kończących etap edukacji wczesnoszkolnej i rozpoczynających klasę czwartą oraz dzieci rozpoczynających naukę w szkole średniej

I w końcu trzeci wariant: rząd mądrzeje teraz. I co robi? Zamiast działać na hurra wprowadza na pierwsze dwa tygodnie września edukację zdalną lub nawet o te dwa tygodnie opóźnia rozpoczęcie roku szkolnego. Kieruje odpowiedzialny komunikat do rodziców i uczniów, prosząc o przejście pewnego rodzaju kwarantanny po wyjazdach i intensywnych spotkaniach po wakacjach. Jeżeli potrzeba, wprowadza mądre ograniczenia, wielowymiarowy nadzór, który nie ma nic wspólnego z absurdami z wiosny, jak zamknięcie lasów czy zakaz wychodzenia z domu bez dorosłego dla osób poniżej 18. roku życia. Jeśli wytrzymamy, to powoli wracamy do szkół.

Żaden z tych scenariuszy się nie ziści. Jak twoja szkoła przygotowuje się do funkcjonowania w reżimie sanitarnym?

W Sopocie obowiązki władzy centralnej de facto przejął samorząd, zresztą jak zawsze wykazując się milion razy większą odpowiedzialnością. W przestrzeniach wspólnych będzie nakaz noszenia maseczek, obowiązuje szpitalny system bezkontaktowego wchodzenia i wychodzenia z placówek, dezynfekatory na każdym rogu i dziesiątki innych zasad. Ale umówmy się, to jest tylko redukcja potencjalnych szkód, na które naraża nas kompetencyjna degrengolada rządu.

Od min. Piontkowskiego aż bije optymizm. "Wiadomości" TVP są pełne rozradowanych dzieci i wdzięcznych rodziców. A jak będzie naprawdę? Co może pójść nie tak?

Mógłbym wymieniać godzinami. Po pierwsze, musimy rozprawić się z mitem, że edukacja zdalna zniszczyła wszystko i wszystkich i dlatego trzeba natychmiast stawić się w komplecie w szkole. Nie, edukacja zdalna to po prostu narzędzie takie samo jak nóż. Może służyć do zrobienia sałatki, a może kogoś skrzywdzić. W Polsce złe zarządzanie edukacją zdalną nałożyło się na inne bolączki systemu i wyszła, mówiąc kolokwialnie, beznadzieja.

Ale gdy słyszę, że uczniowie muszą wrócić do normalności, to ogarnia mnie trwoga. Czy normalnością jest powrót do nauczania w paradygmacie, który obowiązuje od lat? Co z tego, że będzie można się widywać w budynkach szkół, skoro system wciąż nie rozumie, że istotą edukacji są relacje? Chcemy zapewnić dzieciom stabilność emocjonalną, nie rozwiązując problemów ani dostępu do opieki psychologicznej, ani zanikania psychiatrii dziecięcej, ani stresu mniejszości i odmienności, ba, nawet jeszcze go podnosząc?

I w końcu: jaką normalnością są zajęcia prowadzone w szkołach, które przypominają przychodnię czy szpital o wysokim poziomie restrykcji sanitarnych?

Nie wracamy do normalności, tylko do kolejnej rzeczywistości pełnej problemów, z którymi nie mierzyliśmy się nigdy. Tak, zyskujemy bezpośredni kontakt, który jest nie do przecenienia w edukacji. Ale raz, że mądrze zarządzając, dałoby się znaleźć rozwiązania, o których mówiłem wcześniej, a z drugiej strony mamy poważne ryzyko, że intensyfikacja kontaktów doprowadzi do tego, czego boję się najbardziej, czyli transmisji i mutacji wirusa.

Może niektóre szkolne korytarze będą bardziej przypominały szpitalne, ale przecież młodzi ludzie przez ostatnie tygodnie i tak żyli, jakby zagrożenia epidemicznego nie było. Tłumne plaże, imprezy rodzinne, towarzyskie. Jak teraz nagle wymagać, by dzieci w szkole przestrzegały restrykcyjnych zasad?

Gdyby szkoła zbudowana była na podmiotowym traktowaniu uczniów, gdyby młodzi ludzie zamiast zakazów i nakazów byli stymulowani do uwewnętrzniania zasad i wartości, gdyby mieli doświadczenia działania na rzecz dobra wspólnego w społeczności szkolnej poczucie, to nie ma rzeczy niemożliwych.

Przeczytaj także:

Niestety większość szkół publicznych w Polsce opiera się na feudalnym systemie, w którym jest dużo lęku, strachu i przymusu, a także biurokracji. I tym bardziej nie jesteśmy w stanie przewidzieć reakcji i zachowań dzieci, a więc w pełni zadbać o absolutną podstawę, czyli bezpieczeństwo.

Dzieci nie są oświetleniem do akwarium, nie można ich zaprogramować. Ponadto są odbiciem swojego środowiska. Denializm w zakresie pandemii, zaprzeczanie, że jest groźna, a nawet teorie spiskowe, będą przynosić z domów. Skoro są traktowane przedmiotowo mogą się buntować na zasadzie “na złość mamie odmrożę sobie uszy”.

Mogą także iść do szkoły mimo objawów infekcji, bo chcą zobaczyć kolegów lub swoją miłość. Pewna uczennica powiedziała mi, że traktuje rząd jako radę boomerów, którzy nie łapią, jak funkcjonuje młody człowiek.

Czy szefostwo MEN-u ma świadomość, że nawet odpowiedzialnym młodym ludziom, po długiej rozłące, włączą się automatyzmy i będą sobie - pierwszy przykład z brzegu - robili grupowe selfie? I tyle będzie tego dystansowania się.

Ignorancja ludzi u władzy jest prostym przepisem na katastrofę. Polecam odświeżyć sobie serial “Czarnobyl”.

Co powiesz swoim uczniom, gdy już ich zobaczysz?

Na pewno zacznę od tego, że tęskniłem za szkołą. Potem wrócę do tego, co praktykuję od lat, czyli budowania przestrzeni na dojrzałe relacje. Ci, których uczę od roku czy dwóch lat, już wiedzą, że mogą zawsze mówić o emocjach. I od tego zaczniemy, jak zawsze, a przez te pół roku nazbierało się emocji. Szczególną opieką będę musiał objąć pierwszoklasistów, którzy trafią do nas z innych, bardzo różnych światów. I biorąc pod uwagę typowe realia publicznej szkoły podstawowej, nie będą mieli świadomości, że naprawdę mogą być sobą.

Dopiero, gdy będę miał pewność, że każdy uczeń i każda uczennica wiedzą, że mogą podzielić się wszystkim, co ich zarówno trapi, jak i cieszy, zaczniemy myśleć o realizacji podstawy programowej. Jednocześnie jeszcze intensywniej będziemy ćwiczyć myślenie krytyczne.

Chciałbym też dołożyć cegiełkę do uświadamiania ich w zakresie zdrowia publicznego. A jako że prace dyplomowe na psychologii napisałem o medycynie psychosomatycznej oraz neurobiologii, jestem ratownikiem, a kiedyś byłem hipochondrykiem (śmiech), to mogę coś przekonującego im przekazać. Na pewno wezmę na warsztat książki Bogusia Janiszewskiego i Maxa Skorwidera o wirusie oraz Adama Kucharskiego o prawach epidemii.

Znany jesteś z tego, że nie pracujesz standardowymi metodami. Ale wielu nauczycieli nie ma tego doświadczenia i dosłownie od jutra staną przed ogromnym wyzwaniem. Jak uczyć po chaosie nauki zdalnej? Czy powtarzać materiał? Trzymać się sztywno podstawy programowej? A może zupełnie zmienić optykę?

Od lat tłumaczę, że istnieje podstawa podstawy programowej. I jest nią zadbanie o bezpieczeństwo emocjonalne uczniów.

Docenianie jest w przybliżeniu miliard razy ważniejsze niż ocenianie.

I wiem, że mnóstwo nauczycieli i nauczycielek ma taką postawę od dawna, a w czasach pandemii jeszcze lepiej to zrozumieli. Mimo trudów przejdą wraz ze swoimi podopiecznymi i przez ten czas.

Mam jednak obawę, że nauczyciele, którzy w przeciętnych warunkach - bo trudno nazwać je normalnymi - nie byli w stanie budować podmiotowych relacji, to tym bardziej w sytuacji kryzysu. Bo w warunkach napięcia nasze reakcje się usztywniają, i sięgamy po to, co znamy, nawet nie myśląc o eksplorowaniu nowości. Ale z drugiej strony wielkie zmiany w nas samych często są generowane przez sytuacje wyjątkowe i trudne. Dlatego trzymam kciuki za wszystkich, żeby, cokolwiek będą robić, pamiętali o podstawie podstawy.

Polski system edukacji jest w permanentnym kryzysie. Jak nie reforma, to pandemia. Jest jakieś wyjście z tego szaleństwa?

Udzielę odpowiedzi Schrödingera - i tak, i nie. Oczywiście, kluczowe są działania, inicjatywy oddolne. Są naszą nieustanną praktyką - i wciąż wielką szansą. W zasadzie tylko dzięki temu szkoła jako tako funkcjonuje. Ale wiadomo, że ryba psuje się od głowy. I przychodzi taki moment, że już się nie da dłużej. Nie da się funkcjonować pomimo systemu - zamiast dzięki niemu. Obawiam się, że większość wspaniałej energii i nauczycielskiej kreatywności znów pójdzie na to “pomimo”.

Dlaczego temat edukacji od dekad nie jest traktowany jako poważne wyzwanie polityczne, cywilizacyjne?

To jest zresztą kluczowy fakt, który skłonił mnie do zaangażowania się najpierw w kampanię, a teraz w ruch Polska2050 Szymona Hołowni. Bo Szymon rozumie, że edukacja jest podstawą wszystkiego. Oczywiście PiS cofnął nas o lata świetlne, ale gdybyśmy mieli być szczerzy, to czy po 1989 roku którykolwiek rząd kompleksowo potrafił pokierować edukacją? Nie chodzi o przestawianie klocków, ale stworzenie spójnego systemu, opartego o to, co w edukacji najważniejsze, co jest jej istotą, i co wynika z wiedzy i badań.

I tu paradoksalnie widzę szansę. PiS swoim prostackim uporem tworzy niesamowitą masę krytyczną. Widzimy, co dzieje się w kwestii praw osób LGBT+. Przyzwoici ludzie, którzy jeszcze osiem lat temu uważali, że to marginalny problem, dziś dostrzegają wagę naszych praw. Mam nadzieję, że to samo stanie się z prawem do dobrej edukacji.

Jeszcze kilka lat temu próba poważnej rozmowa o odchodzeniu od skostniałych form nauczania wywoływała uśmieszki. To była fanaberia. A dziś? Ludzie zaczynają dostrzegać, czego brakuje szkole. Edukacji psychologicznej, seksualnej, obywatelskiej, klimatycznej, etycznej, finansowej, a także podstawy - czyli uczenia dojrzałego, krytycznego i kreatywnego myślenia w warunkach bezpieczeństwa emocjonalnego. Zmian w świadomości nie da się tak łatwo odwrócić, a to, co obserwuję, nadaje kierunek zupełnie nowemu myśleniu o szkole. I tu widzę nadzieję.

Tyle że do zepsucia zostało jeszcze sporo. PiS zapowiada kolejne reformy w podstawach programowych, w tym wzmocnienie narodowo-katolickiego przekazu ideologicznego. Mamy w Sejmie ustawę ograniczającą obecność organizacji społecznych w szkołach. Jest też pomysł zakazu propagandy tzw. "ideologii LGBT" w życiu publicznym, a więc i w placówkach oświatowych.

To wszystko pomysły tak odległe od istoty edukacji - której celem jest kształcenie człowieka na jednostkę o niezależnym umyśle oraz wysokim poziomie samoświadomości i empatii, a także na dojrzałego i odpowiedzialnego członka wspólnoty - że aż nie znajduję cenzuralnych słów, by wyrazić, co czuję, gdy tego słucham. I nie, nie jest to szok, w końcu żyję w tym kraju nie od dziś. Chciałbym, żeby w trudnych czasach rząd zajmował się rozwiązywaniem realnych problemów, ale wiem, że władza zaproponuje nam raczej kompletny drenaż szkół właśnie dlatego, że ma ku temu sposobność.

Pocieszam się tylko tym, że władze nie ogarniają mentalności młodych ludzi. Oczywiście dręczenie ich pseudopatriotycznymi, archaicznymi treściami i jedynie słuszną wizją świata niesie ryzyko.

Ale bardziej prawdopodobne jest to, że wahadło przechyli się w drugą stronę. I wyrośnie nam pokolenie, które jeszcze mocniej będzie dawać odpór całej tej rządowoduszowej żenadzie.

Są tego pierwsze zwiastuny, które pojawiały się zawsze podczas zwyrodniałych form rządów: coraz lepsza satyra i coraz wyższa kreatywność w walce z patologiczną władzą. Nie mam wątpliwości, że to wszystko, co ona nam funduje, łącznie z nią samą, niedługo się skończy. Potrzeba jeszcze trochę czasu, cierpliwości i mądrości.

*Przemysław Staroń - psycholog, nauczyciel, trener, nagrodzony przez Komisję Europejską twórca międzypokoleniowego Zakonu Feniksa, tutor niemal 50 olimpijczyków z filozofii, fan efektu wow, twórca #utrzy, zwany też profesorem Snapem, wyróżniony w konkursie im. Ireny Sendlerowej “Za naprawianie świata”, nagrodzony LGBT+ Diamond 2019 Polish Business Award, wybrany Człowiekiem Roku Gazety Wyborczej za “wzorowe sprawowanie”. Nauczyciel Roku 2018, w 2020 roku znalazł się w gronie 50 nauczycieli na świecie nominowanych do Nauczycielskiego Nobla - Global Teacher Prize. Ekspert ds. edukacji w sztabie Kandydata na Prezydenta RP Szymona Hołowni.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze