Część nauczycieli planuje oddanie głosu w okręgu 12, by popierając innych kandydatów, odebrać Annie Zalewskiej szansę na mandat europosłanki. Ordynacja w wyborach do PE sprawia jednak, że w ten sposób nie zaszkodzą Zalewskiej. Nauczyciele są jednak potężną siłą wyborczą i zagrożeniem dla PiS. Nieważne, gdzie będą głosować – ważne, że zagłosują
Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, kandyduje z listy PiS do Parlamentu Europejskiego z pierwszego miejsca w okręgu 12 obejmującym województwa dolnośląskie i opolskie. Kampania wyborcza odbywa się chwilę po zawieszeniu strajku nauczycieli [27 kwietnia 2019]. We wrześniu dojdzie w szkołach do kumulacji roczników, będącej konsekwencją przeprowadzanej przez Zalewską deformy oświaty. Nic dziwnego, że
kandydowanie Zalewskiej do Parlamentu Europejskiego jest powszechnie traktowane jako ucieczka przed odpowiedzialnością za sytuację w edukacji.
Media informują o tym, że nauczyciele z całej Polski organizują się, chcąc zablokować jej kandydaturę. Planują przyjechać na wybory do okręgu 12 i głosować na kandydatów i kandydatki innych partii, licząc na to, że w ten sposób pozbawią Zalewską szans na wybór.
Niestety, w świetle obowiązującej ordynacji do PE, nawet gdyby wszystkie polskie nauczycielki z rodzinami wybrały się na głosowanie do Wrocławia, nie miałoby to żadnego wpływu na wybór Zalewskiej do PE.
Nauczyciele nie mają jednak powodu, żeby się poddawać. Choć ordynacja uniemożliwia im skuteczne zagłosowanie „przeciw” Zalewskiej, mogą skutecznie zagłosować przeciw jej partii. Mobilizacja tak licznego elektoratu, jak pół miliona nauczycielek i nauczycieli może w znaczący sposób obniżyć wynik partii rządzącej i zmienić wynik wyborów – zwłaszcza że frekwencja w wyborach do PE jest zwykle niska.
Zasady wyborów do PE są zupełnie inne niż wszystkich pozostałych wyborów w Polsce. W wyborach sejmowych, czy sejmikowych, czy do rad miast – podział mandatów między partie następuje na poziomie okręgu wyborczego. Gdyby więc Zalewska kandydowała na posłankę, teoretycznie byłoby możliwe zorganizować masowy desant nauczycieli do jej okręgu by głosując na inne partie zmniejszyć liczbę mandatów, które w tym okręgu zdobędzie PiS.
Ordynacja do PE jednak funkcjonuje inaczej. Przyjrzyjmy się dokładnie jak.
Na podstawie rozkładu głosów, jakie poszczególne partie dostaną w całym kraju, ustala się liczbę mandatów dla poszczególnych partii. Podziału dokonuje się dobrze już nam znaną metodą D’Hondta, z tym że ze względu na to, że dla celów tego podziału cała Polska jest traktowana jako jeden 52 - mandatowy okręg*, jest on niemal idealnie proporcjonalny (z tym że trzeba oczywiście przekroczyć ustawowy próg 5 proc.).
* – pięćdziesiąty drugi mandat będzie „zawieszony” do czasu przeprowadzenia Brexitu
Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. i podział mandatów – po odrzuceniu głosów komitetów, które nie przekroczyły progu, liczba mandatów jest niemal idealnie proporcjonalna do liczby głosów.
Zwróćmy uwagę, że na podział mandatów między partie nie ma żadnego wpływu, w którym okręgu wyborczym wyborca głosuje.
Dla każdej partii ustala się, w którym okręgu zdobywa ile mandatów - w ramach puli ustalonej w kroku pierwszym. Kluczem podziału jest liczba głosów, która padła NA TĘ PARTIĘ w poszczególnych okręgach.
Popatrzmy, jak taki podział wyglądał w 2014 roku dla Prawa i Sprawiedliwości:
Najpierw oblicza się współczynnik:
Qa = ga * M / g
gdzie: Qa – współczynnik dla danego okręgu, ga – liczba głosów w danym okręgu dla analizowanej partii, g – liczba głosów dla niej w całym kraju, M – liczba mandatów w całym kraju wyliczona w kroku 1.
Następnie wyliczamy część całkowitą współczynnika – daje nam ona liczbę mandatów w danym okręgu. Tak rozdzieliliśmy 11 mandatów. Pozostałe 8 rozdzielamy w tych okręgach, gdzie część po przecinku jest największa:
Jakie z tego konsekwencje płyną dla protestujących nauczycieli?
Na to, ile mandatów zdobędzie PiS w okręgu 12, wpływ mają następujące czynniki:
Wyborca innej partii, który decyduje się zagłosować w okręgu 12 zamiast w swoim okręgu:
Taki wyborca zmieni odsetek głosów oddanych na PiS w okręgu 12, ale ten odsetek nie ma wpływu na liczbę mandatów, które przypadną PiS w tym okręgu.
Oczywiście takie zasady rozdziału mandatów rodzą więcej paradoksalnych konsekwencji.
Liczba europosłów wybieranych z danego okręgu jest zmienna i teoretycznie jest możliwe, że z danego okręgu wyborczego nie zostanie wybrany żaden europoseł. W 2014 roku w okręgu małopolsko-świętokrzyskim SLD zdobyło 62 748 głosów, a PSL – tylko 58 541, ale to PSL wziął z tego okręgu mandat – dla Sojuszu był to dopiero szósty współczynnik, a przysługiwało mu tylko pięć mandatów.
Tak naprawdę małopolska kandydatka SLD Joanna Senyszyn, przegrała mandat nie tyle z rywalami z innych list, ile ze swoim zachodniopomorsko-lubuskim kolegą Bogusławem Liberadzkim (dokładnie o 599 głosów).
W tym kroku ustala się, którzy konkretnie kandydaci z listy danej partii w danym okręgu otrzymują mandaty. Są to oczywiście osoby, które na tej liście otrzymały najwięcej głosów.
Gdyby więc nauczycielom zależało, żeby pozbawić Annę Zalewską mandatu, w świetle ordynacji jedynym sposobem z szansą na skuteczność byłoby… głosowanie na innych kandydatów i kandydatki PiS w okręgu nr 12 (na przykład na Beatę Kempę).
Tyle że konsekwencją takiego głosowania jest oczywiście zwiększenie ogólnej liczby głosów na PiS i liczby mandatów dla tej partii.
Annie Zalewskiej należy się bardziej dymisja niż mandat europarlamentarzystki. Niestety, wyborcy innych partii, w świetle obowiązującej ordynacji, nie mają realnych możliwości pozbawienia jej szansy na mandat. Akcja ze zmienianiem okręgu wyborczego, by głosować „przeciw” Zalewskiej, nie będzie skuteczna.
Nauczyciele nie mają jednak powodu, żeby się poddawać. Choć ordynacja uniemożliwia im skuteczne zagłosowanie „przeciw” Zalewskiej, mogą skutecznie zagłosować przeciw jej partii.
Przy niskiej frekwencji, którą zazwyczaj charakteryzują się wybory do PE (w 2014 roku głosowało 7 mln osób, czyli zaledwie 23 proc. uprawnionych), mobilizacja tak licznego elektoratu, jak kilkaset tysięcy nauczycielek i nauczycieli, może w znaczący sposób obniżyć wynik partii rządzącej i zmienić wynik wyborów.
I nie trzeba w tym celu wcale jeździć do Wrocławia.
Ekonomista i analityk, autor modelu przeliczania głosów na mandaty, z którego korzysta OKO.press
Ekonomista i analityk, autor modelu przeliczania głosów na mandaty, z którego korzysta OKO.press
Komentarze