Minister Przemysław Czarnek zapowiada zmiany w nauczaniu etyki. Od przyszłego roku będą mogli jej nauczać księża katoliccy oraz katecheci i będzie jednocześnie obowiązkowa dla wszystkich, którzy nie będą chcieli chodzić na zajęcia z katechezy. Rzut oka na historię tego przedmiotu jest najlepszym argumentem przeciwko tym zmianom.
Siłą lekcji etyki w szkole był do tej pory ich dobrowolny charakter. Zajęcia z etyki stały się przestrzenią, w której naprawdę miało szanse rozwijać się społeczeństwo obywatelskie.
Prawdopodobnie w dużej mierze dzięki temu, że politycy na długo zapomnieli o tym przedmiocie, co przez długi czas wychodziło mu na dobre. Etyka pojawiała się w szkołach na wniosek uczniów jako odpowiedź na zgłaszaną przez nich potrzebę i mogła istnieć tylko dzięki ciężkiej pracy nauczycieli, którzy sami szukali dróg, jak tego przedmiotu uczyć.
Wypada tu szczerze przyznać, że ich praca nie od razu została dostrzeżona, doceniona i należycie wsparta przez świat uniwersytecki.
15 lat bez podręcznika
Przez wiele lat w Polsce nie było pomysłu na zajęcia z etyki w szkole. Gdy w roku 1993 wprowadzano do szkoły religię, wpisano także możliwość organizowania zajęć z etyki, o ile o takie zajęcia upomną się uczniowie i ich rodzice.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale przez wiele lat MEN jedynie rekomendowało książki pomocne w nauczaniu etyki, natomiast tytuł pierwszego oficjalnie zatwierdzonego przez ministerstwo podręcznika do etyki został ogłoszony w roku 2008.
Były to „Pogadanki z etyki” ks. prof. Andrzeja Szostka. Książka sama w sobie jest oczywiście ciekawa, ale dziwić mogą dwie rzeczy.
Po pierwsze, jedynym reprezentowanym rodzajem etyki jest nauczanie Kościoła katolickiego przedstawione w bardzo zwięzłej i niezachęcającej do dyskusji formie.
Po drugie, w przypadku etyki siatka godzin przewidywała aż dwie godziny zajęć w tygodniu na wszystkich etapach kształcenia. Jak łatwo się domyślić, jeden tak krótki i pozbawiony opracowania metodycznego podręcznik nie mógł zaspokoić potrzeb nauczycieli etyki.
Oznaczało to, że po ponad piętnastu latach obecności etyki w szkole pomysłu na ten przedmiot nie było. Świadczy o tym dodatkowo fakt, że przez wszystkie lata od 1993 roku podstawy programowe z etyki były zdecydowanie krótsze niż podobne dokumenty opracowywane dla innych przedmiotów.
Pierwszy podręcznik z prawdziwego zdarzenia, autorstwa nauczycieli Jakuba Kwapiszewskiego i Pawła Kołodzińskiego, został opublikowany w 2008 roku, a w 2011 pojawił się na liście podręczników zatwierdzonych do użytku przez MEN.
Ze środowiska akademickiego wyszły dwa podręczniki – pierwszy autorstwa prof. Jana Hartmana i prof. Jana Woleńskiego (2008) i drugi autorstwa prof. Magdaleny Środy (2011). Wspomnieć wypada też o niesłychanie cennej działalności czasopisma „Filozofuj!” prowadzonego przez prof. Nataszę i Artura Szuttów w Uniwersytetu Gdańskiego, założonego w dużej mierze z myślą o nauczycielach etyki i filozofii właśnie.
Nie zmienia to jednak faktu, że etyka do tej pory jest przedmiotem, dla którego nie ma przemyślanego programu nauczania z oddzielnymi podręcznikami dla poszczególnych klas.
Zbierze się ok. 1/3 etatu
Jest to moment, żeby wyraźnie powiedzieć: lekcji etyki w polskiej szkole nie byłoby w ogóle gdyby nie wysiłek nauczycieli. Przedmiotu tego uczą najczęściej nie absolwenci filozofii, ale osoby uczące wszelkich innych przedmiotów, które skończyły odpowiedni kurs dający uprawnienia do nauczania etyki.
Kurs był przez długie lata najczęściej odpłatny, nie zawsze refundowany przez dyrektorów, realizowany najczęściej przez trzy semestry w trybie weekendowym. Po jego ukończeniu można uzupełnić etat jeśli brakuje godzin z podstawowego przedmiotu, z reguły nie było dotąd jednak możliwości uzbierania etatu w jednej szkole. Najczęściej bowiem etyka dawała nauczycielowi 1/3 etatu – wszyscy uczniowie danego rocznika zebrani z różnych klas mieli zajęcia prowadzone wspólnie, na pierwszych lub ostatnich lekcjach.
W czasach, kiedy istniały gimnazja, nauczyciel, który chciałby zebrać etat, ucząc etyki, musiałby pracować w trzech szkołach, i to w sytuacji kiedy lekcje miałby tylko z samego rana i na ostatnich godzinach lekcyjnych.
Swojego czasu, jako studentka IV i V roku filozofii sama prowadziłam takie zajęcia w jednym z łódzkich liceów w takich właśnie porach: o siódmej trzydzieści i w okolicach trzynastej trzydzieści.
Kilka lat później natomiast prowadziłam zajęcia z dydaktyki etyki dla nauczycieli robiących uprawnienia do nauczania tego przedmiotu. Mogłam wtedy obserwować niezwykłą wytrwałość nauczycielek i nauczycieli wszystkich właściwie przedmiotów, od polskiego po wychowanie fizyczne, którzy korzystając ze swojego doświadczenia proponowali scenariusze lekcji z etyki na podstawie bardzo zdawkowej podstawy programowej przygotowanej przez MEN.
Dziś istnieje ogromna „giełda” scenariuszy lekcji w internecie. Jest to wynik ogromu pracy pedagogów, którzy sami wypracowali ogromną bazę tematów, materiałów i metod pracy, najczęściej w dialogu z uczniami i w odpowiedzi na ich potrzeby, metodą prób i błędów. Wszystko robione w dużej mierze własnym sumptem. To znaczy kosztem czasu prywatnego, a często z wykorzystaniem materiałów kupionych za prywatne pieniądze.
Odrobina dialogu przed „prawdziwymi lekcjami”
Praca nauczycieli etyki stała się przedmiotem badań zespołu kierowanego przez prof. Joannę Madalińską-Michalak, w którego skład weszli dr Antoni J. Jeżowski i Szymon Więsław. W ramach badań przeprowadzono 1094 wywiady otwarte, z których kilka sama miałam przyjemność realizować.
W wypowiedziach nauczycieli powtarza się kilka wątków. Po pierwsze, nauczycielom nie przeszkadzał zdawkowy charakter podstawy programowej. Etyka to szczególny przedmiot – ocena nie idzie do średniej, więc uczniów można było przekonać do współpracy tylko po dobroci. Jeśli uczniowie o przedmiot nie poproszą, szkoła nie ma obowiązku wychodzić z inicjatywą jego zorganizowania. A chodzi w końcu o zajęcia, na które trzeba przyjść bladym świtem, przed „prawdziwymi lekcjami” albo zostać dłużej w szkole.
Nauczyciele byli zgodni co do jednego: otwarty charakter przedmiotu pozwalał na chociaż odrobinę dialogu w instytucji edukacyjnej poddanej presji nieustających testów i ewaluacji.
Panowała też zgoda, że przedmiot ten nie może się sprowadzać do prezentacji historii doktryn etycznych, co często zniechęca, ale powinien raczej stwarzać okazję do dyskusji na różne tematy z etyki stosowanej.
Polityczne czy niezależne?
Opracowanie świeckiego modelu edukacji etycznej wcale nie jest proste i polskie problemy z etyką w szkole wcale nie są wyjątkowe. W Europie istnieje kilka modeli tego rodzaju edukacji i o każdym można powiedzieć, że cały czas jest w procesie wykuwania swojego ostatecznego kształtu.
W Skandynawii i świecie niemieckojęzycznym różne formy edukacji moralnej oparte są na wzorcu nauczania religii. Szeroko korzysta się z tradycji filozoficznej, poszukuje się wartości uniwersalnych.
Drugi model wzorowany jest na tradycji francuskiej: punktem odniesienia jest prawo krajowe i europejskie, pojęciem centralnym jest pojęcie obywatelstwa. W samej Francji edukacja etyczna stała się popularna po domknięciu się dekady lat 90., w podobnym czasie analogiczne przedmioty wprowadzono w Hiszpanii, Portugalii.
Ciekawym przypadkiem jest Hiszpania, gdzie nie uniknięto upolitycznienia przedmiotu Edukacja Obywatelska (Educación para la Ciudadanía) wprowadzonego pierwotnie za pomocą ustawy z 2006 roku przez socjalistyczny rząd José Zapatero, a którego nazwa i zawartość zmienia się w zależności od orientacji politycznej rządzącej ekipy. Przypadek ten powinien być dla nas przestrogą.
Warto natomiast zwrócić na skromny, ale udany przykład Portugalii. Treści programowe wpisane w tamtejszą edukację moralną (Educação para a Cidadania, Cidadania e Desenvolvimento) opartą o pojęcie obywatelstwa są dość skromne, ale nie zostały narzucone przez polityków, tylko wypracowane w dyskusji, do której zaproszono nauczycieli.
W odróżnieniu od przypadku hiszpańskiego, gdzie dopuszczono do tyleż niefortunnego co ostrego spolaryzowania społeczeństwa z powodu z zajęć z etyki, w przypadku Portugalii analogiczny przedmiot nie budzi kontrowersji, a cieszy się poparciem społecznym.
Jako trzeci model można potraktować Wielką Brytanię, gdzie liberalne państwo jest niesłychanie powściągliwe we wprowadzaniu przedmiotu zawierającego elementy edukacji moralnej do szkół publicznych. Powodem tej niechęci jest przekonanie, że system wartości jest prywatną sprawą obywatela.
Władze edukacyjne i nauczyciele żywią ogromne obawy przed oskarżeniem o ideologizację szkoły jako instytucji publicznej.
W efekcie w szkołach państwowych proponuję się religię, której celem jest zapoznanie uczniów z przesłaniem moralnym wpisanym w najważniejsze religie świata. Ponadto mamy zajęcia z edukacji zdrowotnej (Personal Social, Health and Economic Education, PSHE) oraz obywatelstwo (Citizenship), gdzie punktem odniesienia dla edukacji etycznej jest system prawny. Programy nauczania dla tych przedmiotów są nie mniej skromne niż była przez wiele lat nasza rodzima podstawa programowa do nauczania etyki.
Etyka: doświadczenie różnorodności
W latach 90. nie tylko polscy politycy, ale także naukowcy i nauczyciele chcieli szkoły wolnej od ideologii. Po półwieczu nieznośnej presji ideologicznej w szkołach nikogo to nie dziwiło, można zatem powiedzieć, że w naszej przygodzie z etyką poszliśmy najpierw angielskim szlakiem.
Zmiana przyszła dzięki samym uczniom, którzy okazali szkole i swoim nauczycielom ogromne zaufanie uznając, że to właśnie szkoła jest możliwą i ważną dla nich przestrzenią do rozmowy o sprawach dla nich ważnych.
Uczniowie zaczęli domagać się etyki i znaleźli się nauczyciele, którzy na to zapotrzebowanie odpowiedzieli. Siłą lekcji etyki był do tej pory ich otwarty charakter, umożliwianie rozmowy, w trakcie której można się było podzielić swoimi wątpliwościami, dostać narzędzia pojęciowe za pomocą których można lepiej zrozumieć i precyzyjniej wyartykułować swój punkt widzenia oraz, co najważniejsze, wejść w dialog z innymi osobami.
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy.
Najpiękniejszym prezentem, jaki etyka dała polskiej szkole rękoma nauczycieli, uczniów i ich dzielnych, zdeterminowanych do walki o zajęcia z etyki rodziców, jest możliwość doświadczenia różnorodności.
Zaryzykować można twierdzenie, że właśnie przeżywanie różnorodności jest dla nas jako społeczeństwa pewnym problemem. Z przyczyn historycznych tak się złożyło, że w momencie, kiedy w Europie można było obserwować narodziny i rozwijanie się instytucji budujących sferę publiczną, czyli prasy, szkół i uniwersytetów, utraciliśmy państwowość.
W XIX wieku nie udało się nam doświadczyć sytuacji, w której w obliczu decyzji do podjęcia prowadzi się dyskusję, na przykład w prasie, a po wyrażeniu stanowiska podejmuje decyzje, które zmieniają jakiś fragment rzeczywistości.
W trakcie samej dyskusji, w sposób często bardzo wyrazisty, ujawniają się różne, czasami nieuzgadnialne stanowiska. W momencie podejmowania decyzji okazuje się jednak, że wyrazistość wyrażonych wcześniej opinii nie da się utrzymać, jeśli nie odbierze się głosu innym uczestnikom debaty, którzy jakimś cudem myślą inaczej i nie definiują prawdy w ten sam sposób co my.
Podejmowanie decyzji w społeczeństwie demokratycznym jest zawsze wynikiem dialogu, który zakłada, że różni uczestnicy życia społecznego myślą inaczej oraz wymaga zgody na to, że nasze intuicje moralne zostaną uwzględnione tylko częściowo.
W dialogu wszystkie prawdy mogę zostać poddane krytyce, to znaczy można domagać się podania ich uzasadnienia i zaproponować inne rozwiązania.
Niestety, wiek XX naprawdę nas nie rozpieszczał, jeśli chodzi o funkcjonowanie przestrzeni publicznej. Mało było okazji na przeżywanie sytuacji, w której najpierw się różnimy, a potem dochodzimy do kompromisu.
Kompromis oznacza, że różnimy się nadal, decyzja, która podjęliśmy może ulec w przyszłości zmianie, niewiele bowiem rozwiązań jest w społeczeństwie demokratycznym ostatecznych. Po roku 1989 okazało się, że funkcjonowanie pośród instytucji demokratycznych umożliwiających wolną dyskusję, nawet jeśli te instytucje zawsze można poddać krytyce i ulepszać, stwarza okazję do rozwoju. Nienarzucona, a wypracowana przez różnych uczestników życia społecznego, obecność etyki w szkole jest trudnym do przecenienia osiągnięciem społeczeństwa obywatelskiego.
Igranie z ogniem
Pora na zadanie pytania – co się stanie, kiedy etyka stanie się obowiązkowa, a w wielu przypadkach prowadzić ją będą księża katoliccy lub podlegli biskupom katecheci? Oczywiście, ile ludzi, tyle przypadków. Na pewno będą więc przypadki, kiedy uczniowie przeżyją intelektualną przygodę.
Są jednak także powody do obaw. Po pierwsze, sam fakt, że etyka lub religia będą obowiązkowe, jest igraniem z ogniem. Nie da się zmusić do myślenia. Nietrudno zgadnąć, że w ten sposób można do etyki zniechęcić.
Po drugie, bycie księdzem nie jest zawodem, a misją. Katecheza była do tej pory przedmiotem, którego treści programowe nie były określane przez państwo, a przez Kościół katolicki. Nie były to zajęcia z religioznawstwa, a zajęcia zakładające przynależność wyznaniową uczestników.
Jak będzie wyglądało prowadzenie zajęć z etyki przez księży? Nauka moralna Kościoła katolickiego będzie jednym spośród wielu równie wartościowych paradygmatów etycznych, który będzie można poddać racjonalnej dyskusji czy będzie co do zasady traktowana jako podstawa formowania sumienia także u osób, które albo są niewierzące albo w danym momencie swojego życia mają do wiary stosunek obojętny?
Ta druga możliwość byłaby przegraną nas wszystkich.
Nie jest wielką tajemnicą, że Kościół katolicki w Polsce jest dość szczególny także na własnym portrecie rodzinnym, to jest w kontekście instytucji Kościoła katolickiego w ogóle. Jest to Kościół, który okresowo nakłada zakaz wypowiadania się ks. Adamowi Bonieckiemu, z którego odeszli tacy ludzie dialogu jak prof. Stanisław Obirek i prof. Tadeusz Bartoś.
Kościół, który zaskakuje wspólnoty katolickie z innych krajów, nie tylko europejskich, konsekwentnym lekceważeniem rozliczenia problemu pedofilii lub choćby wyrażenia skruchy wobec ofiar. A udało się to osiągnąć nawet w Ameryce Łacińskiej, czego jeszcze niedawno chyba wielu się nie spodziewało.
W Niemczech księża błogosławią parom homoseksualnym, w Polsce abp Marek Jędraszewski, skądinąd wybitny znawca filozofii Emmanuela Lévinasa, używa wobec wspólnoty LGBT+ języka bezprzykładnej pogardy, czym gorszy także wielu katolików.
Wskazane tu problemy nie są przy tym koniecznie bolączkami Kościoła katolickiego w ogóle, ale są to z pewnością, od przynajmniej dekady, problemy Kościoła katolickiego w Polsce. W tej sytuacji nietrudno jest przewidzieć, przed jakim niebezpieczeństwem stoimy wszyscy. Parafrazując słynne słowa Miguela de Unamuno, wybitnego katolickiego filozofa i pisarza, przestraszonego spodziewaną wygraną wojsk generała Franco,
grozi nam, że lekcje etyki przejmą w dużej mierze osoby, które wygrają, ale nie przekonają.
Trudno o bardziej gorzkie doświadczenie w życiu niż pyrrusowe zwycięstwo, bo trudno się z niego wycofać. Można mieć nadzieję, że ten kryzys nauczania etyki, który pojawia się na horyzoncie, na dłuższą metę uświadomi nam wszystkim jak ważna jest ochrona instytucji tworzących społeczeństwo obywatelskie oparte na dialogu.
W wersji pesymistycznej, której nie ma jednak powodu zakładać patrząc na kondycję pokolenia wychowanego po 1989 roku, wrócilibyśmy do punktu wyjścia, czyli do lat 90. – uznalibyśmy, że szkoła jest od robienia wyników w rankingach i uczenia rzeczy użytecznych, a wpuszczanie tam filozofii czy etyki jest nam do niczego niepotrzebne.
Korzystałam z książki J. Madalińskiej-Michalak, A. J. Jeżowskiego i Sz. Więsława, Etyka w systemie edukacji w Polsce, Wolters Kluwer, Warszawa 2017, s. 376.
"grozi nam, że lekcje etyki przejmą w dużej mierze osoby, które wygrają, ale nie przekonają"
Nie da się uczyć etyki jako takiej w szkole publicznej. Może być tylko nauczanie historii etyki.
Bo są i były różne systemy i poglądy etyczne. Tak jak są różne religie.
Lepiej po prostu wprowadzić historię filozofii. Dobry podręcznik już jest, napisał go Tatarkiewicz,
filozofia by nie zaszkodziła, ale etyki też da się uczyć, choć zgadzam się, że bez aspektu historycznego może to być trudne. Nie mniej jednak od przełomu 19/20 wieku, a zwłaszcza w na początku 20, przyjęły się przejrzyste kwalifikacje różnych postaw etycznych, od których można zacząć edukację i pracować na kazusach – czyli niekoniecznie ucząc historii. to może być świetna zabawa i bardzo rozwijająca tylko jest ten problem dla władz, że szybko okazałoby się, że są problemy etyczne, których nie da się w sposób przekonujący rozwiązać i że intuicyjne rozwiązania nie są zgodne z linią kościoła.
problemem byłoby też stworzenie kazusów. A więc podręcznika odpowiedniego. Polska edukacja w ogóle nie zna takiego spososbu nauczania na kazusach, zwłaszcza takich gdzie nie ma "złych" rozwiązań, a liczy się przekonująca argumentacja. to jest w ogóle słabość polskiego modelu. i w tym sensie nie chciałbym abyśmy podobną drogą zmierzali także w nauczaniu filozofii. tatarkiewicz jest też bardzo przestarzały. nie jestem przekonany, czy ktoś powinien na jego podstawie rozpoczynać przygodę z filozofią. W szkołach ważniejsze byłoby problemowe, a nie historyczne uczenie się filozofii. jest za mało miejsca na omówienie nawet połowy głównych nurtów, a syntezy wymagają już przygotowania intelektualnego i abstrakcyjnego myślenia, które pojawia się dopiero w późniejszym rozwoju dziecka.
krótków mówiąc: po Pisie należy te sprawy uporządkować. ta partia nabałagani ale niektóre tematy będą może dzięki temu chaosowi wymagały odważniejszych decyzji.
Krzysztof Zawadzki "tatarkiewicz jest też bardzo przestarzały. nie jestem przekonany, czy ktoś powinien na jego podstawie rozpoczynać przygodę z filozofią."
Filozofia zachodnia ma ponad dwa tysiące lat i Tatarkiewicz jest przestarzały? Bo nie zdążył uwzględnić postmodernistów i najnowszych mód intelektualnych?
Sądze, że jest to zaleta a nie wada w licealnym nauczaniu. Nie bardzo widzę Foucault jako autorytet w sprawach etycznych, szczególnie odnośnie pedofilii.
"W szkołach ważniejsze byłoby problemowe, a nie historyczne uczenie się filozofii."
Problemowe znaczy doraźne i ideologiczne pranie mózgów. Historia filozofii udostępnia różne perspektywy
kształtowane przez wiele stuleci.
"przyjęły się przejrzyste kwalifikacje różnych postaw etycznych, od których można zacząć edukację i pracować na kazusach – czyli niekoniecznie ucząc historii"
Jeszcze dodam. "Pracowanie na kazusach" to produkcja debili i półinteligentów.
Powiem dlaczego. Pracowanie na kazusach zakłada poprawne politycznie założenia. Nie ważne czy dżenderowe czy kościelne.
Znajomość historii ( bez moralizowania) jest niezbędna, tak samo jak znajomość geografii. Inaczej niedokształcone ofiary edukatorów, będą lądować na intelektualnych mieliznach u wybrzeży San Escobaru.
Czuję tu dużą frustrację i sporo złej wiary. Nie wiem co to są mody filozoficzne. w określonym czasie, o każdym nurcie tak można było powiedzieć. gdy św. tomasz zaczął włączać arystotelesa do swoich pism, było te też modą i ostro krytykowane. być może też mówili o nauce "dla debili". darowałbym sobie więc te nic nie wnoszące kąśliwe uwagi o debilach bo nie był jeszcze systemu nauczania, który by ich wyeliminował. są jednak kraje, w których poziom jest wysoki. dodajmy, że to kraje, w których zadowolenie z życia jest też największe. Poziom nauki wysoki. Zamiast wkuwania historii pracuje się na kazusach i problemach. Przykładowo można opowiedzieć o środkach i celach. samo rozróżnienie jest trudne czasami i to wymaga sztuki argumentacji. następnie można z tego przejść do uogólniania celów. typowe problemy, w których nie trzeba znać kanta aby z nimi pracować. ale jak się je pozna, to kant jest prostszy w rozumieniu. Kazusy i problemy są najlepszym otwarciem tematu i pozwalają potem niuansować zagadnienia. Nie każdy musi znać daty ale wie jak sobie radzić z rozwiązaniem kwestii. Więc proponuję nie frustrować się na zapas, tym bardziej, że w Polsce prawie nigdzie się etyki w szkołach tak nie uczy. A tam gdzie się uczy "debili" nie ma więcej niż w Polsce.
Wracając do kwestii tarkiewicza: nie jest on oczywiście nieodpowiedni, z tego powodu, że nie ma w nim foucault, ani innych "mód". Powód jest inny: tatarkiewicz swoją historię pisał jeszcze w latach 40. zmieniło się od tamtego czasu sporo w rozumieniu filozofii (nawet antycznej). przede wszystkim narracja jest niemożebnie naiwna. myślenie przełomami, wielkimi epokami. współcześnie rezygnuje się z tego "bajkowego" opowiadania. to co zrobił tatarkiewicz to takie pogawędki o ludziach i ich poglądach. ani to nie uczy myślenia, ani nie przybliża problemów filozoficznych.
Historia nie jest impregnowana na idelogię i politykę. Nie wiem skąd ten mit.
"Historia nie jest impregnowana na idelogię i politykę. Nie wiem skąd ten mit."
Oczywiście że nie jest. Jednak jak Pan sobie wyobraża znajomość filozofii bez chronologicznej znajomości głównych filozofów?
"wszystkim narracja jest niemożebnie naiwna. myślenie przełomami, wielkimi epokami. współcześnie rezygnuje się z tego "bajkowego" opowiadania"
A tu mnie Pan zainteresował, może Pan podać przykłady błedów lub naiwności w wykładzie Tatarkiewicza? Studiowałem filozofię jako kierunek na uniwersytecie (Tatarkiewicz nie był na uczelni podręcznikiem) oraz później i Tatarkiewicz nie wypada w moich oczach gorzej niż jego odpowiednicy jak np. Copleston.
Bardzo proszę o przykłady bo moge się czegoś nowego nauczyć.
"Kazusy i problemy są najlepszym otwarciem tematu i pozwalają potem niuansować zagadnienia."
Bardzo dobrze. Proszę podać dobry przykład takiego "kazusu i problemu", może być link. Niech się przyjrzę.
"są jednak kraje, w których poziom jest wysoki. dodajmy, że to kraje, w których zadowolenie z życia jest też największe. Poziom nauki wysoki. Zamiast wkuwania historii pracuje się na kazusach i problemach. "
Nie oceniał bym znajomości filozofii "zadowoleniem z życia". No ale jeszcze raz, niech Pan wskaże na te "kazusy i problemy" i kto je wymyśla. I które kraje Pan ma na myśli.
"Nie wiem co to są mody filozoficzne. w określonym czasie, o każdym nurcie tak można było powiedzieć. gdy św. tomasz zaczął włączać arystotelesa do swoich pism, było te też modą i ostro krytykowane"
Najpierw Pan odrzuca kategorię mody intelektualnej i zaraz potem ją używa. Dziwne.
Tak czy inaczej, aby mieć pojęcie o filozofii średniowiecznej trzeba zapoznać się ze scholastykami i Arystotelesem i pewne pojęcie kiedy się scholastyka rozwijała (np od Anzelma do Suareza) i kiedy żył Arystoteles nie zaszkodzi 😉
Ten nieszczęsny Tatarkiewicz, lub Copleston, lub inni, może być dobrym wprowadzenie dla ucznia szkoły średniej. Oderwane "kazusy i problemy" tego nie zastąpią.
Dlaczego wskazałem na filozofię w kontekście etyki? Bo uważam, że etyka (i aksjologia) jest nieoddzielną częścią filozofii. Podobnie jak metafizyka i epistemologia.
""przyjęły się przejrzyste kwalifikacje różnych postaw etycznych, od których można zacząć edukację i pracować na kazusach – czyli niekoniecznie ucząc historii""
Jeszcze jedno. Co to znaczy "przyjęły się", kto przyjął i dlaczego to ma być obowiązkowe? Kojarzy mi się to z urzędowym albo korporacyjnym praniem mózgu. Philosophia recepta? Wolę prywatnych docentów jak Nietzsche 😉
proszę się nie obrażać. może pan i studiował filizofię ale coś mi się wydaje, że jednak nie skończył pan tych studiów. i ta obrona coplestonem tatarkiewicza, łącznie z w ogóle rozważaniem tej książki jako podręcznika wskazują co najwyżej o otarcie się o były już IFiS. Nie spodziewam się też po absolwencie poważnego zadawania sobie pytań o sensowność uzywania klasyfikacji w nauczeniu etyki. to są rudymenty. nie bardzo wiem, jak można w ogóle nauczać etyki bez odniesienia się do klasyfikacji. to standard w opisie problemów z zakresu etyki. nie ma artykułu, który by się do tego nie odnosił. to trochę jak słowo proza albo hiperbola w literaturoznawstwie, pewnie można i bez tych słów ale nie znam poważnego nauczania językoznawstwa, które by to pomijało. jako studiujący onegdaj filozofię musiał pan o tym kiedyś usłyszeć, albo przynajmniej mieć odpowiednie pozycje w sylabusie.
Krzysztof Zawadzki ". Nie spodziewam się też po absolwencie poważnego zadawania sobie pytań o sensowność uzywania klasyfikacji w nauczeniu etyki."
Widzę, że Pan się boi podać przykład/link tych "kazusów/problemów" o który poprosiłem. Ha, ha, ha.
Co do "poważnego zadawania sobie pytań o sensowność uzywania klasyfikacji w nauczeniu etyki" to nie mam pojęcia co Pan chce powiedzieć. Być może Pan sam nie wie.
Tak czy inaczej, powód dla którego należy uczyć raczej historii systemów etycznych niż jednego określonego systemu (na którym musiałaby się opierać technika kazusów/problemów) jest oczywisty. Nie da się tego narzucić.
Krzysztof Zawadzki "jako studiujący onegdaj filozofię musiał pan o tym kiedyś usłyszeć"
Onegdaj? Nigdy nie przestałem zajmować się filozofią. Pana wyobrażenia o etyce są bardzo powierzchowne i infantylne.
Zacytowałbym Nietzschego, ale nie chcę byc złośliwy.
"hiperbola w literaturoznawstwie, pewnie można i bez tych słów ale nie znam poważnego nauczania językoznawstwa"
Posłużył się Pan hiperbolą? A to przepraszam.
czyli co prawda nie skończył pan filozofii ale zna się pan na historii filozofii i etyce, bo wciąż studiuje filozofię. zwłaszcza ceni pan nietschego, którego pan wciąż cytuje. bardzo mnie to cieszy. życzę powodzenia w takim razie. czytanie tatarkiewicza nie może panu zaszkodzić.
"zwłaszcza ceni pan nietschego, którego pan wciąż cytuje"
Nie tylko Nietzschego cenię, cytowanie jego nasuwa mi się w związku z Panem.
Postaram się wyjaśnić dlaczego metoda "kazusów/problemów" jest szkodliwa i toksyczna. Narzuca ona grupowe myślenie i fałszywą poprawność. Prowadzi do podziału uczniów na trzy grupy. Tych co wyczuwają koniunkturę i dają "właściwe" odpowiedzi, baranów co płyną z prądem, oraz myślących co będą udawać aby nie oberwać.
Mocno podejrzewam, że Pan do tego tęskni.
Jest to odpowiednikiem nauczania religii katolickiej jako jedynej prawdy. Ja bym wolał raczej religioznawstwo gdzie różne religie są przedstawiane bez zajmowania stanowiska (i w perpspektywie historycznej).
Ciekawe, że Pan który ceni "kazusy" nie chce podać przykładu.
"Ziemia zmaleje, a na niej będzie podrygiwał ostatni człowiek, który wszystko uczyni małym. Jego ród jest nie do wyplenienia, jak pchła ziemna; ostatni człowiek będzie żył najdłużej."
Etyka prowadzona przez księdza to nic innego jak religia pod inną nazwą.
Może lepiej zupełnie zrezygnować z takiego przedmiotu, i wprowadzić lekcje wiedzy obywatelskiej, z elementami wiedzy o demokracji, Europie, ekonomii, historii filozofii i religii 1
Dokładnie, jedyna lekcja etyki jaką ksiądz mógłby przeprowadzić w szkole miałaby dwa zdania i brzmiałaby: "Choć z wielką przykrością, na złożoną propozycję poprowadzenia zajęć z etyki w Państwa szkole muszę odpowiedzieć odmownie ze względu na pełnienie funkcji duchownego w jednym ze związków wyznaniowych. Byłoby to nieuczciwe wobec dzieci i rodziców innych wyznań oraz osób niewierzących."
Co oni się tak wszyscy boją zlikwidować w pizdu te religie, etyki i puścić dzieci godzinę wcześniej do domu?
Bo dzieci pójdą wcześniej do domu i nie wiadomo, czego tam się nasłuchają np. że antykoncepcja jest ok i że homoseksualizm nie jest chorobą 😀
A na dodatek jeszcze, apage satanas, nauczą się masturbacji…
Ludzie KK będą mogli uczyć etyki sami będąc pracownikiem organizacji ukrywającej systemowo pedofilię, nie potrafiącej się z niej rozliczyć, powiedzieć przepraszam i zadośćuczynić ? Albo nieprzestrzegającej reguł etyki rozdziału kościoła od państwa ? Byłby to ogromny paradoks i hipokryzja.
Będąc rodzicem obawiałbym się o swoje dziecko nie tylko ze względu na potencjalną indoktrynację na lekcjach etyki, ale i zagrożenia ze strony potencjalnych pedofilów.
ad libra med… Obawiam się, że kołtuństwo i oportunizm środowiska nauczycieli zaszły już bardzo daleko. Propozycja jest dobra, ale czy realna. Obecna klika zarządzająca edukacją nie gwarantuje programu nauki bez podporządkowania go wymaganiom PiS i KRK. Sytuacja może być jeszcze gorsza jeśli do nauczania ekonomi, historia religi itp znowu dopuścimy kler i prawicowych idiotów. Przypominam, że podobne propozycje były rozważane przez PO. Nic z tego nie wyszło, vide obawy pana Zawadzkiego i socjalisty. Reasumując: uczciwe nauczanie etyki jest niebezpieczne dla partyjnych ideologów.
Mam pytanie do autorki @Joanna Miksa. Co Pani rozumie przez "Drugi model wzorowany jest na tradycji francuskiej: punktem odniesienia jest prawo krajowe i europejskie, pojęciem centralnym jest pojęcie obywatelstwa. W samej Francji edukacja etyczna stała się popularna po domknięciu się dekady lat 90"? Przeszłam przez wszystkie szczeble francuskiej edukacji, od młodszaków w przedszkolu po magistra i nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek padło słowo "Etyka" Mieliśmy za to lekcje tzw. "Education civique, juridique et sociale", czyli mniej więcej "Edukacja obywatelska, prawna i społeczna". Owszem, jak najbardziej te zajęcia skupiają się na pojęciu obywatelstwa a punktem odniesienia jest prawo, ale zawsze wydawało mi się, że w polskim systemie edukacyjnym odpowiednikiem tego są lekcje z WOS – Wiedza o Społeczeństwie, które są obowiązkowe i liczą się do średniej (z jakichś powodów zajęcia z WoS były obowiązkowe również w sobotnie szkole polskiej przy ambasadzie). Przedmiot Education Civique w różnej formie jest w szkołach obecny bodajże odkąd szkoła stała się obowiązkowa w końcu XIX wieku, nie od końca lat 90.
Dobry wieczór. Rzeczywiście, co do zasady przedmiot (różne nazwy) zawsze towarzyszył republikańskiej (francuskiej) szkole, ale była jednak przerwa – zawieszono realizowanie tego przedmiotu w 1969. Bezpośrednim powodem były wydarzenia roku 1968, ale przede wszystkim zdecydowalo przekonanie, że w czasach Les Treinte Glorieuses osiągnięto duży poziom spójności społecznej. W latach stopniowo 80. postanowiono wrócić do tego przedmiotu – ale na początku, w 1985 wprowadzono tylko treści, które jako Education civique miały byc realizowane przede wszystkim na lekcjach Historii i Geografii. Zakres tych treści programowych był w następnych latach rozbudowywany (Bayrou, 1995, Alllegre 1999). W 2015 wraca odrębny przedmiot z własną siatką godzin i własnym, rozbudowanym syllabusem – zmiana poprzedzona raportem V. Peillona z 2013. Pozdrawiam, JM
Bardzo wyważony i spolegliwy tekst jak na oko.press w temacie potrzeby etycznego kształtowania uczniów. W podobnym duchu polecam tekst z perspektywy nauczyciela religii. Być może kompromis jest możliwy.
https://wpolityce.pl/polityka/556383-w-sprawie-pomyslu-ministra-czarnka
Jeden ustęp mnie zaniepokoił:
"warto przy okazji pomyśleć, by stopień z obu tych przedmiotów podobnie jak na przykład z zajęć wychowania fizycznego był wystawiany w oparciu o zaangażowanie i postawę etyczną"
Kto będzie oceniał postawę etyczną ucznia? Czy nagradzany będzie konformizm i hipokryzja, czy szczerość i odwaga? Jakie podstawy moralne ma nauczyciel do wydawania takich ocen? Kurs wystarczy? Kto będzie ustanawiał kurs?
Coś mi się widzi, że bedzie duszniej i bardziej opresywnie niż na lekcji religii. Bo taki oficjalny kurs etyki nie będzie mógł być kwestionowany, tak jak nieomylna religia w średniowieczu.
Jakie prawo mają biurokraci do "kształowania etycznego"?
Widzę tylko jedno rozwiązanie – NIE POWINNO BYĆ OCEN! Ani z religii ani z etyki.
A ja to widzę tak:
Religia do kościoła, Etyka/Filozofia/Podstawy psychologi jako normalny przedmiot w toku nauczania uczony na takich samych zasadach jak J.polski, matematyka itd. Naprawdę byłoby to takie trudne?
Gdzieś w tych wnioskach zginęły Ci pensje dla księży i katechetów.
Etyka, matematyka czy turystyka, WSZYSTKO co ty tylko jest do zrobienia lub pomyślenia, powinno być zgodne z PRAWDA którą Czarnek ( ten konkretny i ten symboliczny, każdy fanatyk zresztą) zna. Zna bo zna i już. I będzie, po dobroci, albo, jak się nie da inaczej, torturami tę prawdę najprawdziwszą nam wciskał. A jednya prawda jest taka, że prawdę głoszą jednynie księżą katoliccy, tak z definicji. Czego KK "naucza" = prawda. Schluss! Nie ma co dywagować, domagać się swobody myśli, takiej czy innej wolności. Bo domaganie się prawa do posiadania innych przekonań, w jakiejkolwiek sprawie, niż sobie życzą katoliccy księżą jest domaganiem się prawa do sprzeciwiania się PRAWDZIE. Na straży prawdy, poza księżmi i czarnkami, stoi sam Bóg, jedyny właściciel WSZYSTKIEGO który tych co przy prawdzie stoią nagrodzi wieczną, nieopisaną szczęśliwiością, czymś w rodzaju ekstazy po pierwszym zażyciu kokainy. Z tą różnibą, ze ta nagrosa nigdy nie przestanie działać, będzie trwała wiecznie. Tym co prawdy się wyrzekają Bozia urządzi trwające w nieskończoność konanie w plomieniach. Oto cała prawda, jedyna prawda która wyczerpuje do dna to, co w ramach prawdy da się powiedzieć o człowieku i świecie. Nic więc dziwnego, że lekcje etykyki, jak każde inne lekcje, powinny być okazją do powtarzania PRAWDY tak jak się ją powtarza maniakalnie i w kółko w czasie mszy. Niczego więcej człowiek nie potrzebuje jeżeli chce zasłużyć na wieczną ekstazę i uniknąć niekończących się, najbardziej porzerażających, tortur.
Zdaniem Czarnka nauka ma poszukiwać prawdy. Czego tu poszukiwać, skoro prawda jest już znana. Wystarczy tylko dopasować dowody. Patrz- geocentryzm; Kościołowi pasowało, żeby Ziemia była w centrum Wszechświata. A że nie pasowało to do obserwacji, wprowadzono szereg poprawek korygujących i całość jakoś się dopięła.
Ciekawą inicjatywą społeczną jest ustawa Zakrzewskich. https://www.money.pl/gospodarka/edukacja-domowa-w-polsce-pytamy-posla-co-daje-nam-ustawa-zakrzewskich-6642046668487296a.html
Moralność, etyka, dobro, współczucie czy ludzkie uczucia – to w kościele rzym.-kat byłaby nowość – trzeba by 99,9% demonicznego kleru spalić na stosie i zamienić na prawdziwych ludzi. Zamiast udawać że rzymska pseudo-religia to nauka, a nie ogłupiająca ideologia globalnej faszystowskiej organizacji szpiegowsko-terrorystycznej kościoła rzym.-kat, powinno się uczyć historii Tego zniewoliciela ludzkości, żeby dzieci wiedziały że; kościół rzym.-kat ma z Jezusem tyle wspólnego co kat i jego ofiara, Ich podróba Biblii to herezja, przez ostatnie 2000 lat wymordowali miliardy ludzi, ksiądz to nie żaden święty tylko szpieg, donosiciel, zdrajca rodaków, s.PiS.kowiec, sabotażysta-rzymski demon w sukience i groźny zwyrodnialec, który może zrobić śmiertelną krzywdę bez lęku przed konsekwencjami. Gdy już ludzkość wyzwoli się z diabelskiego rzymskiego zniewolenia, ziemia znów będzie ludzkim rajem, a przestanie być piekłem na ziemi…