0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

"I na koniec, na sam koniec, Wysoki Sejmie - mówił 28 stycznia 2016 roku z mównicy sejmowej Patryk Jaki - sytuacja jest trudna, bo pan poseł Kropiwnicki wychodzi tu na mównicę i mówi wielokrotnie o standardach. Problem polega na tym, że mieszkańcy okręgu pana posła Kropiwnickiego skarżą się, że pan poseł Kropiwnicki w swoim mieszkaniu prowadzi agencję towarzyską".

Następnego dnia Jaki przeprosił. "Chcę podkreślić, Wysoki Sejmie, że moją intencją nie było przedstawienie pana posła Roberta Kropiwnickiego jako osoby, która prowadzi agencję. Jeżeli ktoś tak zrozumiał, to bardzo przepraszam, że wczoraj wygłosiłem informacje, które godziły w dobra osobiste i cześć posła Roberta Kropiwnickiego".

Rzecz jasna Robert Kropiwnicki wytoczył Jakiemu proces o zniesławienie. Okazało się, że rzeczywiście w należącym do niego mieszkaniu prostytuowała się wynajmująca je pani, ale Kropiwnicki nie miał z tym nic wspólnego. Mieszkanie wynajmował przez pośrednika, a kiedy dotarły do niego informacje o podejrzanych wizytach mężczyzn, wypowiedział lokatorce najem.

Okazuje się, że Patryk Jaki (PiS) był pewien, że oskarżenie Roberta Kropiwnickiego (PO) o sutenerstwo ujdzie mu płazem tylko dlatego, że to, co powiedział, powiedział z mównicy. Wiedział, że gdyby powiedział to w wywiadzie telewizyjnym lub na korytarzu sejmowym - zostałby pociągnięty do odpowiedzialności. Ale mównica? Z mównicy można pluć do woli.

Litera prawa...

Jaki powołuje się na przepisy prawa. Konstytucja RP i ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora wskazują, że ma rację. Art. 105 konstytucji stanowi, że "poseł nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania mandatu poselskiego (...) a w przypadku naruszenia praw osób trzecich może być pociągnięty do odpowiedzialności sądowej tylko za zgodą Sejmu".

Tę regulację uzupełniają artykuły 6 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, w których "wystąpienia lub głosowania na posiedzeniach Sejmu" są wymienione jako jeden ze sposobów sprawowania mandatu, który obejmuje immunitet.

Literalna interpretacja tych przepisów oznacza, że z mównicy poseł może powiedzieć dosłownie wszystko, a na poniesienie przez niego odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych - czyli uchylenie immunitetu formalnego - musi zgodzić się Sejm.

Sejm podejmuje decyzję zwykłą większością głosów. W przypadku Patryka Jakiego zgodę na poniesienie odpowiedzialności musiałaby wydać większość parlamentarna, czyli PiS. Biorąc pod uwagę, że w sporze stronę Jakiego wziął Jarosław Kaczyński, wynik tego głosowania jest możliwy do przewidzenia. Jest "oczywistą oczywistością", że PiS "obroniłby" kolegę.

Literalne rozumienie art. 6 ustawy ustawy prowadzi jednak do absurdu: sam fakt przemawiania z mównicy sejmowej gwarantuje pełną bezkarność, w dodatku - tylko posłom większości parlamentarnej. Mają polityczną gwarancja, że immunitet nie zostanie uchylony. Gdyby coś takiego powiedział poseł opozycji - może byc pewny, że większość sejmowa zatrzęsie się z oburzenia i będzie miał proces.

...odrzucona przez sąd

Sąd Okręgowy w Warszawie zaskoczył Patryka Jakiego - sędzia Alicja Fronczyk nie odrzuciła pozwu Kropiwnickiego, a zdziwionemu Jakiemu oświadczyła, że jego wypowiedź o agencji towarzyskiej nie miała nic wspólnego z wykonywaniem mandatu posła.

Sędzia w ogóle nie wzięła pod uwagę tego, że poseł mówił z mównicy, więc Patryk Jaki zachował się tak, jakby dostał szału - krzyczał, gestykulował i robił oburzone miny. Zarzucił sędzi, że jej decyzja jest polityczna, a potem złożył wszystkie możliwe wnioski: odwołanie od decyzji sądu, o zmianę sędziego; zapowiedział też wniosek o postępowanie dyscyplinarne.

Decyzja sędzi Fronczyk nie jest absolutnym precedensem - tak samo jak w sprawie wypowiedzi Jakiego, o rozpoczęciu procesu bez wnioskowaniu do parlamentu o uchylenie immunitetu - sądy decydowały w sprawie pozwów Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry przeciwko Kazimierzowi Kutzowi, czy w sprawie senatora Andrzeja Chronowskiego, którego pozwał koncern Eureko.

Nigdy jednak sprawa nie dotyczyła jeszcze pomówienia rzuconego z mównicy. A na tym opiera się obecnie samoobrona posła Jakiego.

Tu autor przyznaje posłowi, że w artykule "Patryk Jaki opowiadał głupstwa, gdy straszył i pouczał sąd" nie wziął pod uwagę tego, że poseł Jaki pomawiał z mównicy sejmowej i pomówienie uznał - po prostu - za pomówienie. Skoro jednak poseł podniósł ten problem, OKO.press idzie śladem linii jego obrony.

Decyzja sędzi Sądu Okręgowego w Warszawie ma tę fundamentalną zaletę, że podważa absurd literalnej interpretacji przepisów ustawy. Uzasadnienie tej decyzji jest oczywiste, choć nie traktuje przepisów dosłownie: przykład Jakiego pokazuje, że obywatel, który pomówił innego obywatela, może być posłem, który wykorzystał mównicę sejmową, by mówić o sprawach niezwiązanych z pracami Sejmu, a po prostu zwyzywać innego obywatela - i w takich przypadkach jego wypowiedź, niezależnie od miejsca akcji, nie powinna być działalnością wchodzącą w zakres działalności poselskiej.

W innym wypadku chronieni przez większość parlamentarną posłowie będą mogli wychodzić na mównicę i opowiadać o swoich przeciwnikach politycznych zmyślone, ale za to zupełnie konkretne historie: "z informacji, które do mnie dotarły, wynika, że niespełna miesiąc temu kompletnie pijany poseł Skarżyński pobił niepełnosprawną emerytkę w Niemczech, ukradł jej samochód, a uciekając jeszcze przejechał ukochanego pieska. Takiego to człowieka partia wysyła, by dziś mówił o praworządności z mównicy sejmowej!"

Przeczytaj także:

Immunitet dotyczy nie miejsca...

Dlatego decyzja o uwzględnieniu lub odrzuceniu odwołania Patryka Jakiego będzie precedensowa, bo wyznaczy dotychczas nieuregulowaną w orzecznictwie granicę immunitetu parlamentarnego.

Dotychczasowe granice wyznacza orzecznictwo, w tym szereg orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. Rozpatrzone w nich zostały już różne figury - posła pomawiającego w wywiadzie prasowym (Kazimierz Kutz), posła pomawiającego z mównicy, gdy Sejm wyraził zgodę na pociągnięcie go do odpowiedzialności (Andrzej Lepper), senatora pomawiającego na korytarzu sejmowym (Andrzej Chronowski). W rozmowie z OKO.press jeden z adwokatów zajmujących się sprawami polityków przytoczył przykład sprawy, w której pozew został uznany przez sąd za wymagający zgody Sejmu, choć wypowiedź, której miał dotyczyć pozew, była wypowiedzią w mediach.

Patryk Jaki broniąc się na Twitterze wymienił część orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego oraz Sądu Najwyższego dotyczących immunitetu parlamentarnego.

Na ironię zakrawa fakt, że wśród wymienionych przez Jakiego orzeczeń znalazł się również wyrok Trybunału Konstytucyjnego z kwietnia 2016 roku - czyli jeden z tych, które posłowie PiS nazywają "opiniami", a o których Patryk Jaki mówił, że to spotkania przy "espresso i ciasteczkach". Przewodniczącym składu orzekającego był Andrzej Rzepliński.

Żadne z orzeczeń, na które Patryk Jaki się powołał - ani tych, na które się nie powołał - nie stanowi wprost, że z mównicy sejmowej poseł może każdego, z imienia i nazwiska, oskarżyć o każdą rzecz, jaka przyjdzie mu do głowy, i być pewnym, że nie poniesie się za to żadnej odpowiedzialności tak długo, jak długo będą go kryć koledzy z większości parlamentarnej.

...a instytucji, reprezentacji wyborców

W uzasadnieniu wyroku Trybunału (z kwietnia 2016 roku), na który powołuje się Jaki, jest natomiast zdanie, które bije w jego własną argumentację: "mandat parlamentarny nie może być wykonywany przez nieuczciwe zachowania, takie np. jak posługiwanie się fałszywymi dokumentami lub fałszowanie wykorzystywanych dokumentów w swej działalności poselskiej; nie może wyrażać się w podburzaniu do dokonywania aktów przemocy lub braniu w nich udziału, albo w publicznym nawoływaniu do nieposłuszeństwa obowiązującej ustawie itp."

To fundament linii orzeczniczej, która prawdopodobnie stoi za decyzją sędzi Alicji Fronczyk. Kluczowe tezy znajdują się w orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 21 listopada 2001 roku oraz w orzecznictwie Sądu Najwyższego.

Poseł nie przemawia z mównicy w swoim imieniu, lecz w imieniu wyborców. Oskarżając o sutenerstwo z mównicy, robi to więc nie indywidualnie, jako poseł, ale w imieniu swoich wyborców - a na Jakiego zagłosowało w ostatnich wyborach 29 923 osoby.

Sąd Najwyższy - w wyrokach z 13 kwietnia 2007 roku i 21 września 2011 roku - zwracał uwagę, że działanie objęte immunitetem musi się ściśle wiązać z wykonywaniem przez posła określonych obowiązków i zadań parlamentarnych, stanowić formę wykonywania mandatu poselskiego.

To byłoby - na pozór - po myśli Jakiego, ale Sąd Najwyższy zastrzegł, że

"z istoty mandatu piastowanego w imieniu i z wyboru narodu wynika, iż musi on być wykonywany z użyciem godziwych metod postępowania, nienaruszających zasad dobrej wiary".

W przypadku pomówienia posła Kropiwnickiego jest co najmniej wątpliwe.

W uzasadnieniu wyroku z 2001 roku sędziowie Trybunału Konstytucyjnego pisali: "Instytucja immunitetu jest jednym z klasycznych elementów prawa parlamentarnego i od wieków traktowana jest jako istotna gwarancję prawidłowego działania parlamentu jako organu reprezentacji Narodu. (...) w tym rozumieniu, immunitet trzeba traktować nie tyle jako przywilej indywidualny, przyznany poszczególnym członkom parlamentu, ile jako przywilej instytucji. (...) Sens i potrzeba immunitetu sięgają tylko tak daleko, jak jest to niezbędne dla zapewnienia prawidłowego działania parlamentu jako organu i prawidłowego wykonywania mandatu przez posła (senatora) jako członka tego organu.

Nie ma natomiast żadnych podstaw konstytucyjnych, by immunitet parlamentarny traktować jako środek zapewniający bezkarność parlamentarzystom, którzy naruszyli prawo" - orzekł Trybunał Konstytucyjny.

Ta interpretacja otwiera przed Patrykiem Jakim odpowiedzialność za pomówienie Roberta Kropiwnickiego - no chyba, że obrzucanie się przez posłów inwektywami gwarantuje prawidłowe działanie Sejmu.

Nie jest do końca wykluczone, że tak uważa Patryk Jaki.

;
Na zdjęciu Stanisław Skarżyński
Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze