Profesor historii Marci Shore w największym amerykańskim dzienniku pisze o niebezpieczeństwach polityki historycznej PiS, która wyzwala ksenofobię i nacjonalizm, usprawiedliwia mechanizm wyparcia, zbiorowo odpuszcza winy bez rozliczenia pojedynczych sprawców. Shore analizuje też, w jaki sposób te same czynniki tłumaczą wysokie poparcie polityki i rządu PiS
"Nacisk na polską wyjątkowość leży w samym sercu polskiej polityki historycznej, której celem jest kontrola narracji o XX wieku. Słuszna narracja ma wychwalać i oczyszczać Polaków. Jej podstawy są proste: motyw męczeństwa chrystusowego, manichejski podział na niewinność i winę, oraz zapewnienie, że wszystko, co złe, przyszło z zewnątrz" – pisze Marci Shore, historyczka, badaczka dziejów Europy Wschodniej i stała współpracowniczka NYT w artykule zilustrowanym zdjęciem góry kości w obozie koncentracyjnym w Majdanku.
Żeby dokonać swoistej psychoanalizy polityki historycznej PiS i potrzeb, które zaspokaja, Marci Shore szuka wsparcia u Freuda: "Jedno z nieprzyjemnych przesłań Freuda jest następujące: to, co nas przeraża, nigdy nie jest do końca poza nami. Polityka historyczna – tak jak nacjonalizm, zarówno w Polsce, jak i wszędzie indziej – pełni rolę ucieczki od odpowiedzialności, pocieszenia poprzez wyeksportowanie winy i znalezienia bezpiecznego miejsca w niebezpiecznym świecie".
Zdaniem Shore, nowa ustawa o IPN jest tylko kolejnym "środkiem paliatywnym" uśmierzającym ból istnienia i ból historii Polaków. Amerykańska historyczka cytuje przy tej okazji Freuda: "Życie jest dla nas zbyt ciężkie. Żeby je znieść, nie możemy obyć się bez środków uśmierzających ból". I to właśnie robi od czasu dojścia do władzy Prawo i Sprawiedliwość: zbiorowo wybiela polski "naród", wyrzucając ze zbiorowego sumienia indywidualne winy osób, które "współpracowały lub były współodpowiedzialne za zbrodnie nazistowskie". Shore przypomina też, że ustawa o IPN została kilka lat temu uznana za niekonstytucyjną.
Do tego samego worka, w którym znajduje się nowa ustawa o IPN, Shore wrzuca embargo kulturalne na pisarza Martina Pollacka, ingerencje w Wystawę główną Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i krytykę działalności Jana Grossa. Shore porównuje działania rządu PiS do działań rządów za czasów PRL: "W ramach dobrej zmiany rząd PiS próbował przejąć kontrolę nad mediami i wprowadzić drakońskie prawo antyaborcyjne. To, co się udało, to zepsucie języka debaty publicznej: PiS używa określeń podobnych do komunistycznej nowomowy, np. nazywając liberalną opozycją »świniami oderwanymi od koryta«. Komuniści mówili o »wrogach narodu«, Kaczyński nazywa krytyków rządu »najgorszym sortem Polaków«. To, ci którzy nie podzielają radosnego nastroju prawdziwych Polaków, nazywanych inaczej zwolennikami Prawa i Sprawiedliwości".
Shore jednak nie zatrzymuje się tylko na analizie narracji historycznej, ale pokazuje, jak wpływa ona na nastroje i zachowania społeczne. "W tym kontekście (zapewne wcale nie tak różnym od tego w Stanach Zjednoczonych), coraz więcej osób bezkarnie wyraża swoją ksenofobię, skierowaną przeciwko Żydom, Ukraińcom, muzułmanom, Romom, społeczności LGBT i innym. Pomiędzy 2015 a 2017 rokiem liczba zgłaszanych przestępstw z nienawiści wzrosła o 40 procent. W kwietniu 2016 Rada Ministrów zlikwidowała Radę ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Nietolerancji, która została stworzona w 2013 roku".
Shore ze szczegółami opisuje "walkę o prawdę historyczną" na podstawie losów Muzeum II Wojny Światowej. "Jak na razie, zwiedzający mogą oglądać wystawę główną w pierwotnym kształcie. Wycięto jednak pięciominutowy film, który miał ją podsumowywać. Ocenzurowany film pokazywał procesy norymberskie, wojnę w Korei, Ku Klux Klan, śmierć Stalina, przemówienie Martina Luthera Kinga, zabójstwo Johna F. Kennedy'ego, testy atomowe, polską kampanię »antysyjonistyczną« z 1968 roku, Nelsona Mandelę, Solidarność, spotkanie Reagana z Gorbaczowem, 11 września, wojnę w Iraku, piekło w Aleppo i uchodźców tonących w Morzu Śródziemnym. Wszystko to na tle utworu »House of the Rising Sun«. Film w ogóle nie był antypolski, tylko kosmopolityczny. I to właśnie było najbardziej miażdżące – zmuszało oglądającego do zastanowienia się nad tym, co jest powszechne dla wszystkich, a co szczególne dla nas? Które demony pozostały w przeszłości, a które do tej pory są w nas?"
Żeby uniknąć odpowiedzi, rząd PiS nie chce, żeby ktokolwiek zadawał te pytania. Nie jest to jednak tendencja szczególna dla Polski. Autorka kilkakrotnie przedstawia analogie do sytuacji w Stanach Zjednoczonych: "Tydzień po Marszu Niepodległości polski dziennikarz zapytał się mnie, jak się czułam, oglądając demonstrację. Odpowiedziałam mu, że bardzo podobnie jak wtedy, gdy oglądałam marsz białych supremacjonistów w Charlotesville".
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze