"Chcemy z naszego wydarzenia zdjąć odium mrocznego pochodu" – mówi Grzegorz, organizator antyfaszystowskiego marszu. Przez miasto pierwszy raz przejdą w tanecznym pochodzie. Uważają, że dziś blokady tylko pogłębiają polaryzację społeczną. Czy da się w Polsce odczarować antyfaszyzm? No i kto napompował Marsz Niepodległości do takich rozmiarów?
"11 listopada nigdy nie był nacjonalistycznym świętem. W międzywojniu to był dzień uroczystości niepodległościowych organizowanych przez PPS, ruch lewicowy, piłsudczyków. Nacjonaliści niepodległość świętowali latem w rocznicę podpisania traktatów przed Dmowskiego. Co więcej, marsze listopadowe były przed wojną fizycznie atakowane przez nacjonalistów. Fakt, że dziś to oni uczynili z tego swoje wielkie święto to ironia historii" – mówi OKO.press Grzegorz, członek Koalicji Antyfaszystowskiej. To ta grupa, która rok po roku 11 listopada organizuje zdemonizowane antyfaszystowskie marsze.
Z Heleną, Martą i Grzegorzem (na zdjęciu wyżej) rozmowę zaczynam właśnie od wycieczki w przeszłość. Dlaczego? Uliczna dominacja skrajnego nacjonalizmu to stosunkowo świeże zjawisko. Liczy sobie maksymalnie osiem lat. Jeszcze w latach 90. grupy faszyzujące w Polsce funkcjonowały na marginesie życia publicznego. Bały się organizować otwarcie swoje wydarzenia, a ich największą śmiałość widać było w agitacji na trybunach stadionów piłkarskich. Przeciwwagą dla nich – ale nie "drugą stroną" – byli właśnie antyfaszyści, którzy 11 listopada stawali na ulicach z hasłem: "No pasaran" [pol. nie przejdą, hasło antyfaszystów z czasów wojny domowej w Hiszpanii – przyp. red.].
Dziś na marsze antyfaszystowskie w Warszawie przychodzi kilka tysięcy osób, a "antyfaszyzm" – mówiąc delikatnie – nie jest popularny. "Czas na nowe otwarcie" – mówią organizatorzy tegorocznego marszu. 11 listopada przejdą przez stolicę pod hasłem "Za Wolność Waszą i Naszą".
Stare zawołanie ma przywoływać najlepsze historyczne cechy polskiego społeczeństwa – gotowość walki nie tylko za swoją, ale czyjąś wolność.
"Moim ulubionym przykładem są Polscy Legioniści wysłani na Haiti, by tłumić bunt czarnych niewolników. Znaczna część z nich dołączyła do lokalnej społeczności i wystąpiła przeciwko kolonizatorom. Stąd do dziś na Haiti mamy sporą polską diasporę. Dziś chcemy nadać hasłu bardziej aktualny sens" – mówi Grzegorz.
O sobie mówią niewiele. Grzegorz (33 lata) w ruchu jest "od lat". Tak wielu, że trudno mu doliczyć, kiedy pierwszy raz zaangażował się w organizację listopadowych akcji antyfaszystowskich. Z niedokończonego wykształcenia akademickiego jest animatorem społeczno-kulturalnym, a z technicznego – technikiem telewizji. Skłoters, angażujący się w działalność związkową, współtworzący w Warszawie autonomiczne centrum społeczno-kulturalne i informatyk pracujący dla organizacji pozarządowych i spółdzielni.
Marta (27 lat) doświadczenie ulicznej konfrontacji wyniosła z ruchu feministycznego. Do niedawna działała w Warszawskim Strajku Kobiet. Pamięta zeszłoroczną akcję 14 kobiet na moście. Organizowały ją jej koleżanki. Sama współorganizowała rok temu marsz antyfaszystowski, zaczynając współpracę z koalicją. Obecnie członkini kolektywu Antyfaszystowska Warszawa. O sobie mówi: antyfaszystka, feministka. "Bo jedno bez drugiego nie ma racji bytu" – dopowiada.
Helena (27 lat) o sobie również opowiada hasłami: antyfaszystka, anarchistka działająca w ruchu queer [osób nieheteronormatywnych i transpłciowych – red.] oraz antymyśliwskim. Chciała się zaangażować w Marsz, bo ważne są dla niej podstawowe wartości: pomoc wzajemna, solidarność międzyludzka, a także wspólne tworzenie bardziej sprawiedliwego świata. Co to znaczy? "Takiego, w którym będziemy współistnieć ze sobą oraz innymi istotami w sposób pokojowy i oparty na wzajemnym szacunku" – mówi.
"Nie opowiadamy za dużo o grupie" – tłumaczą. "Wielu ludzi nie rozumie, dlaczego antyfaszyści czasami noszą kominiarki. Jest to po prostu kwestią ich bezpieczeństwa. Wiemy, że część osób to odstrasza, dlatego chcemy odczarować nasz wizerunek".
Grzegorz: "Antyfaszyzm jest wycinkiem naszej działalności. To jest ten fragment, w którym my wypowiadamy się bezpośrednio przeciwko faszyzmowi. Tak naprawdę należymy do ruchów, które angażują się szerzej np. w ruch feministyczny, LGBT czy związkowy. Wystarczy powiedzieć, że ostatnio aktywnie wspieraliśmy strajk w LOT.
Często ludzie patrzą na nas jak na dziwną grupę, która nie wiadomo dlaczego nagle protestuje. A przecież za nami stoją konkretne postulaty i wartości".
I to nimi, a nie osobistymi historiami, najchętniej się dzielą. Grzegorz najlepiej czuje się w historii i polityce – małej i dużej. Marta i Helena opowiadają o założeniach marszu, potrzebie solidarności i strategiach na to jak – trawestując populistyczne hasło Donalda Trumpa – uczynić antyfaszyzm znów powszechnym.
Przez miasto chcą przejść tanecznym krokiem. Pod włos patetycznej tradycji obchodzenia rocznicy niepodległości organizują street party [imprezę uliczną – red.]. "Antyfaszyzm ma długą tradycję wyrażania protestu przez formy artystyczne, chociażby taniec i muzykę. W czasach, gdy faszyzm dochodził do władzy powstawały krytyczne balety, a jedną z form oporu dla dyktatury Franco było flamenco" – mówi Grzegorz.
Mają nadzieję, że w ten sposób uda się też z antyfaszystowskich marszy zdjąć odium mrocznego pochodu.
"W Polsce nie ma tradycji zabawy. Jest ona zamknięta do ciasnych zamkniętych przestrzeni – mieszkań czy klubów. Dlatego wyrazem naszej wolności jest wyprowadzenie zabawy na ulice" – dodaje Helena.
Choć do efektów wyzwolenia 1918 roku i kształtu polskiej państwowości podchodzą krytycznie, to samą datę interpretują pozytywnie. Grzegorz: "11 listopada ma tradycję antyimperializmu, wyzwolenia się spod jarzma innych. To mogłoby być radosne święto".
Wydźwięk akcji ma zmienić nie tylko muzyka. "W Warszawie zburzonej przez faszystów i nazistów postawa antyfaszystowska powinna być oczywista i pozytywna, szczególnie wśród ludzi, którzy mienią się spadkobiercami powstańców. Ale chcemy odczarować ten negatywny przekaz, który urósł na prefiksie »anty«" – mówi Grzegorz.
Dlatego na ulice wychodzą z 11 postulatami. Dotyczą one grup wykluczonych: kobiet, osób z niepełnosprawnościami, lokatorów, bezdomnych, mniejszości etnicznych i narodowych, osób LGBTQ, seniorów czy uczniów. Helena: "To wszystko grupy, które jako pierwsze cierpią na popularyzacji faszyzmu. Cudzoziemcy i osoby LGBTQ to znani wrogowie homogenicznej Polski. Kobietom pod hasłem nacjonalistycznej demografii ogranicza się prawa reprodukcyjne i narzuca tradycyjne dla patriarchatu role społeczne. Ale zauważamy też osoby, które nie skorzystały na ochronie państwa. Mowa tu np. o lokatorach, którzy przez luki prawne, od lat są wyrzucani na bruk".
Przez lata dominującą strategią ruchów antyfaszystowskich były blokady. Dlaczego odsunęli się na równoległe ulice?
"Nie organizujemy blokad na 11 listopada od kiedy zrozumieliśmy, że mogą być skuteczne tylko przy użyciu sił policji. Nie chodzi nam o to, żeby wykorzystywać służbę państwową jako żywą tarczę" – mówi Grzegorz.
Marta: "Blokady organizujemy tylko wtedy, gdy mamy realną szansę żeby była ona skuteczna – na przykład tak jak blokadę marszu szturmowców pierwszego maja 2018 roku. Blokady z góry skazane na porażkę, jak ta 11 listopada, są marnowaniem energii, a my wolimy ją przeznaczyć np. na edukację społeczeństwa czy bezpośrednią pomoc uchodźczyniom".
Dlatego krytycznie przyglądają się akcji, którą szykują Obywatele RP i Warszawski Strajk Kobiet. Te grupy na trasie przemarszu – prezydenckiego i/lub nacjonalistycznego – chcą stanąć z Konstytucją i zablokować pochód. Grzegorz: "Na przemarsze faszystów nie powinno być miejsca. Ale trudno dziś dotrzeć do dużej części uczestników Marszu Niepodległości z tym dlaczego – w ich mniemaniu – biało-czerwony pochód jest blokowany. Ta strategia wymaga ogromnej mobilizacji społecznej. Akcje organizowane przez »awangardystowskie« grupki są spóźnione. Miały szansę siedem czy osiem lat temu.
Dziś mogą tylko pogłębiać polaryzację społeczną. A to nie jest to, co chcemy osiągnąć. Szczególnie jeśli ma tylko służyć konfliktowi politycznemu rozgrywanemu przez główne partie".
Z żalem i rozgoryczeniem opowiadają o symetrii faszyzm i antyfaszyzm, którą miały wykreować "liberalne media". "W Wielkiej Brytanii dosłownie wczoraj na czele blokady przeciwko neofaszystom stał burmistrz miasta. A w Polsce liberalne media jeszcze trzy lata temu wzywały nas do odwoływania wydarzeń i nie prowokowania jakiejś drugiej strony. Częściowo też dlatego odsunęliśmy się od konfrontacji, która umożliwia stosowanie tej fałszywej symetrii. Cofnęła nas ona o lata pracy. Dalej odrabiamy to, co zostało bezmyślnie zaprzepaszczone przez publicystów i redaktorów" – mówi Grzegorz.
Helena: "W ostatnich dwóch latach liberalne centrum zaczęło zauważać antyfaszyzm. Kiedyś postawa traktowana jako »skrajnie radykalna«, dziś zaczyna trafiać do mainstreamu". Ale to nie znaczy, że łatwiej się dogadać. Grzegorz: "Liberalne środowiska dziś wpadają w tę pułapkę, w którą my wpadliśmy w latach 90.
Tak bardzo skupiliśmy się na walce z faszystami, że staliśmy się ruchem jednej sprawy. Doraźnie wygraliśmy w tej kwestii, ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Ludzie nie dostrzegli całej agendy, która idzie w parze z antyfaszyzmem.
Hasło Obywateli RP »W Polsce nie może być faszystów, bo Konstytucja« to problematyczny argument. Ta sama Konstytucja zobowiązuje państwo do zapewnienia każdemu prawa do godnego życia i dachu nad głową. Ciągłe zagrożenie podstawowych warunków bytowych to jedna z kwestii, które popychają ludzi w ręce faszystów. Tak długo jak protest dotyczy tylko efektów, a nie powodów, tak długo będzie fasadowy i sposobem na ukojenie swojej moralności.
Oczywiście próbujemy rozmawiać i się solidaryzować, ale nie jest to proste. Dzieli nas kolosalna różnica doświadczeń, a także perspektyw. Inaczej rozumiemy to, co działo się przez ostatnich 25 lat w tym kraju. My na co dzień pracujemy z tymi, którzy zostali wykluczeni, przemieleni, wypluci. Oni raczej otaczają się środowiskami beneficjentów transformacji. Mamy nadzieję, że z czasem uda nam się zakopać te różnice. A póki co robimy swoje".
Grzegorz: "Wszystko zaczęło się, gdy na czoło wysunęła się koalicja ONR i Młodzieży Wszechpolskiej, które podporządkowały sobie mniejsze grupy. Wtedy też skapitalizowali wieloletnią agitację na stadionach – o której już w latach 90. alarmował ruch antyfaszystowski. Kiboli i bojówkarzy przyciągnęli estetyką ulicznych »burd«, wrogów do zwalczenia. A zewnętrznie rozgrywali to jako walkę z reżimem politycznej poprawności i dyktatem obcych wartości. Ten dyskurs ochoczo podjęło PiS, potrzebujące siły ulicznej. Dla nich był to wygodny sposób, by zaszkodzić rządzącej koalicji PO-PSL. PiS mniej lub bardziej jawnie zaczął wspierać marsz. Szeregowi posłowie finansowali autokary dowożące do stolicy uczestników marszu z całej Polski. Wiemy to z wykradzionej wewnętrznej komunikacji nacjonalistów na forach opublikowanej na gnwp.eu. Z każdym rokiem marsz się rozrastał.
Gdy dołączyła przybudówka PiS – kluby »Gazety Polskiej« – na marszu zaczęły pojawiać się mityczne »rodziny z dziećmi«, gotowe przymykać oko, na to że idą pod przewodnictwem jawnych faszystów, bo ważniejsza była sprawa walki z rządem".
Decyzję prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz o zakazaniu Marszu Niepodległości nie odbierają z entuzjazmem. Raczej traktują ją jako element politycznego PR-u.
Marta: "Decyzja o odwołaniu marszu jest spóźniona o wiele lat i najwyraźniej improwizowana. Wygląda jak element walki politycznej pomiędzy głównymi partiami. Uznajemy ją do pewnego stopnia – tak jak każde działanie wymierzone w odradzanie się ruchu faszystowskiego".
Helena dodaje: "Ale środki, które proponuje prezydent, czyli odgórne zakazy i policyjne pałki nie są według nas akceptowalne. Opór wobec faszyzmu jest najbardziej skuteczny, kiedy przybiera formę masowego i oddolnego ruchu. To on swoją postawą i liczebnością ma szansę przytłoczyć tych, którzy próbują siać nienawiść".
Pytam o ocieplanie wizerunku skrajnej prawicy. Na marszach Młodzieży Wszechpolskiej pojawiają się przecież prosocjalne hasła takie jak: "mieszkanie prawem, nie towarem". ONR chętnie wystawia też kobiety do pierwszych rzędów na marszach i wywiadów prasowych. Grzegorz: "To schemat podkradania naszych haseł i postulatów i jednocześnie szczyt ich zaangażowania w te kwestie. To też część budowania wizerunku w stylu Trumpa. Przekaz ma być tak rozmydlony, że każdy, kto chce, może wybrać z tego co tylko zechce. Do bojówkarzy i neonazistów dotrą hasła wieszania czerwonych na drzewach i najbrutalniejsze apele promowane przez organizatorów – o czystości rasowej i antysemickie.
Oczywiście reklamują się też kobietami, dziećmi i rodzinami, a są media, które chętnie to pokazują. W rzeczywistości marsz to nic więcej niż pokaz dominacji i siły, ale media gotowe są zaprosić ładnie przystrzyżonych chłopców o kontrowersyjnych poglądach, bo tym zwiększą oglądalność.
Marsz Niepodległości jest też punktem zbornym dla neofaszystów z całej Europy. Część ma wyroki, część członków jest ścigana. Jestem ciekawy jaka byłaby reakcja społeczna, gdyby »kadrowi członkowie« naszych organizacji odpowiadali za udokumentowane zabójstwa. Oburzenie zmiotłoby nas z powierzchni ziemi. Jednocześnie takie larum nie podnosi się, gdy organizatorzy marszu oficjalnie zapraszają na marsz czy do Sejmu Forza Nuova czy Casa Pound – ruchy otwarcie wznoszące faszystowskie saluty, hołubiące Mussoliniego i mające na koncie udokumentowane zabójstwa.
To są naprawdę niebezpieczne ugrupowania. W imprezie przed Marszem uczestniczy też przykładowo znany z propagowania neonazistowskiej, rasistowskiej propagandy instruktor ochotniczego batalionu ukraińskiej armii – zinfiltrowanego przez neonazistów i stanowiącego wylęgarnię działalności neofaszystów na Ukrainie. Niedawno taka grupa skatowała w 10-20 osób parę naszych przyjaciół".
O szczegółach marszu i postulatach Koalicji Antyfaszystowskiej możesz przeczytać pod linkiem. Zdjęcia zrobiła Agata Kubis.
Nacjonalizm
Protesty
Władza
Hanna Gronkiewicz-Waltz
100-lecie niepodległości
11 listopada
antyfaszyzm
Koalicja Antyfaszystowska
Młodzież Wszechpolska
ONR
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze