Radni Żyrardowa zmienili nazwę ulicy gen. Fieldorfa"Nila" na „Jedności robotniczej”. Ta nazwa wielu krytykom kojarzy się z komunizmem. Niesłusznie, ma znacznie dawniejszą tradycję związaną z niekomunistyczną Polską Partią Socjalistyczną. To tradycja ważna zwłaszcza w Żyrardowie
Inicjatorem nadania ulicy nazwy gen. Fieldorfa "Nila" - przywódcy polskiego podziemia zamordowanego przez komunistów - był w 2017 roku prezydent miasta, działacz PiS. Tłumaczył to dekomunizacją, chociaż IPN (tym razem, jak zobaczymy, zasadnie) nie zalecił zmiany nazwy.
Mieszkańcy protestowali. Ich inicjatywę przywrócenia starej nazwy - "Jedności robotniczej" - poparli m.in radni Koalicji Obywatelskiej.
Przez prawicowe media przetoczyła się fala oburzenia. „Szok!” - unosił się związany z PiS portal wPolityce.pl. „Ręce opadają” - pisał na Twitterze publicysta prorządowego tygodnika „Sieci” Konrad Kołodziejski.
Oburzali się jednak nie tylko działacze i publicyści związani z partią rządzącą.
„Ta nazwa ma swój rodowód, który jest parszywy i nigdy nie powinna być nazwą ulicy!” - pisał Waldemar Kuczyński, publicysta i polityk, działacz opozycji antykomunistycznej i minister przekształceń własnościowych w latach 1990-1991. Protestował także Romuald Szeremietiew, działacz Konfederacji Polski Niepodległej, opozycjonista, wiceminister obrony narodowej w rządach Jana Olszewskiego (1991-1992) oraz Jerzego Buzka (1997-2001).
„Jedność robotnicza” jest hasłem znacznie starszym niż PRL - i nawiązuje do tradycji polskiego ruchu robotniczego (zgoła niekomunistycznego). W końcowych latach I wojny światowej (1916-1918) pod nazwą „Jedność robotnicza” ukazywało się pismo wydawane przez kierownictwo Polskiej Partii Socjalistycznej. Jego redaktorem był współpracownik Józefa Piłsudskiego i wybitny działacz socjalistyczny Tomasz Arciszewski. Pismo można przeczytać w serwisie „Polona”. W pierwszym numerze tak deklarowało swój cel:
„Pragniemy zaświecić przed oczyma proletariatu słoneczną ideą Socjalizmu, pragniemy nieść do izb robotniczych i do chat chłopskich wolność i braterstwo, miłość Polski ogromną, nienawiść do ohydnych pęt ciemnoty, gwałtu i wyzysku”.
Przypomnijmy dla porządku: PPS nie był partią komunistyczną! Był najważniejszą partią polskiej lewicy niepodległościowej. Józef Piłsudski, późniejszy Naczelnik Państwa, marszałek Polski, a po zamachu w maju 1926 roku dyktator II RP, był jednym z najważniejszych przywódców tej partii i brał udział w prowadzonych przez nią akcjach terrorystycznych.
Dodajmy jeszcze, że pismo „Jedność robotnicza” było bardzo krytyczne wobec bolszewizmu.
W katalogu Biblioteki Narodowej można znaleźć jeszcze inne pisma pod tym tytułem: tworzone przez polskich emigrantów lewicowych w Charkowie (1917) oraz przez Chrześcijańskie Zjednoczenie Zawodowe RP, katolicko-narodowe związki zawodowe powiązane organizacyjnie oraz ideowo z prawicą (było coś takiego, naprawdę).
W 1929 roku powstał jeszcze pod tą nazwą związek zawodowy polskich robotników w Berlinie - w którym działała w okresie międzywojennym bardzo duża polska emigracja.
Dlaczego więc tak wielu ludziom hasło „jedności robotniczej” kojarzy się z komunizmem? Ponieważ zostało przez komunistów skradzione, podobnie jak zawłaszczyli sobie dużą część tradycji lewicy polskiej.
Dlatego np. Ludwik Waryński - założyciel partii „Proletaryat” (1882-1883) - który nie miał nic wspólnego z komunizmem - trafił na stuzłotowy banknot w PRL. Później zaś prawica próbowała „zdekomunizować” ulicę Waryńskiego w Warszawie. Trzeba było przypominać, że kiedy Waryńskiego aresztowano (1883), Włodzimierz Lenin (ur. 1870) miał 13 lat i chodził do szkoły. Nawet IPN stwierdził, że postać Waryńskiego została „zawłaszczona” przez komunistów.
Kiedy w PRL mówiono o „jedności robotniczej”, chodziło o zjednoczenie dwóch partii robotniczych w grudniu 1948 roku - komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej oraz niekomunistycznej, chociaż zdominowanej wówczas przez komunistów PPS. Było to „zjednoczenie” w cudzysłowie - w istocie PPR wchłonął PPS. Działaczy przedwojennego PPS posądzano potem, często zasadnie, o niechęć wobec nowego ustroju, nierzadko usuwając z nowej partii - PZPR. W partii przeprowadzono gruntowną czystkę.
„Nic w Polsce dzisiejszej nie posiada swego własnego oblicza. Każde słowo ma znaczenie wypaczone, każde pojęcie wykoślawione, a działanie swoisty katechizm. Partia jest instytucją, do której trzeba należeć pod grozą nie tylko szykan i trudności przeżycia, ale i utraty wolności. Ktokolwiek brał czynny udział w ruchu robotniczym, jest w tym położeniu”
- pisał wówczas pozostający na emigracji jeden z przywódców prawdziwego PPS Zygmunt Zaremba.
Wymuszone „zjednoczenie” było ostatnim akordem likwidacji resztek niezależnego życia politycznego w Polsce i początkiem stalinizmu - totalitarnej fazy reżimu komunistycznego.
Później nazwę „Jedność robotnicza” nadawano np. statkom (rudowęglowiec o tej nazwie wyruszył w pierwszą podróż na początku 1950 roku). Istniała także np. spółdzielnia spożywców „Jedność robotnicza”.
Tradycyjnie wezwanie do jedności robotniczej było tym ważniejsze, że ruch robotniczy pozostawał zawsze podzielony.
Na ziemiach polskich o poparcie robotników rywalizowało wiele zażarcie zwalczających się ugrupowań - zaczynając od komunistów, przez socjalistów z PPS (które także bywało podzielone) oraz rozmaite chrześcijańsko-robotnicze ugrupowania i związki zawodowe o nielewicowym profilu. Stąd popularność tego hasła: jedność miała zapewnić robotnikom zwycięstwo w walce o swoje prawa.
Tradycje robotnicze Żyrardowa - miasta powstałego wokół i dzięki gigantycznym zakładom włókienniczym - również mają znaczenie. Ruch robotniczy w Żyrardowie zawsze był żywy, a strajki i protesty pracowników zaczęły się od wielkiego strajku w 1883 roku i trwały aż do strajku „Solidarności” wymierzonego w komunistów na jesieni 1981 roku.
Żyrardów ma więc co upamiętniać, a krytycy tej zmiany błędnie zrównują całą tradycję lewicową z tradycją komunistyczną.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze