0:00
0:00

0:00

Opinią publiczną wstrząsnął reportaż dziennikarza portalu Onet.pl Janusza Schwertnera o mobbingu w Stowarzyszeniu "Wiosna" – organizatora "Szlachetnej Paczki". Lider organizacji ks. Jacek Stryczek przez lata znęcał się psychicznie nad pracownikami.

"Co budzi największą panikę? Spotkania z nim. Nigdy nie wiesz, kiedy zostaniesz wezwany, w jakim ksiądz jest humorze i co powie ci za zamkniętymi drzwiami. Niektórzy po takich spotkaniach biegną do łazienki i się zamykają, inni płaczą na oczach kolegów" [...] „Dla księdza Jacka jesteś nikim” – mówiła dziennikarzowi jedna z 21 osób, które zdecydowały się ujawnić przemoc w organizacji. Lider-tyran doprowadził większość z nich do kryzysu zdrowia psychicznego – ciężkich depresji i zaburzeń lękowych.

„Pracownicy boją się prezesa, często płaczą, mają zaniżoną samoocenę. Na spotkania ze mną przychodzili z drżącymi rękami, po nieprzespanych nocach, a nawet krótko po atakach paniki, wywołanych powrotem do wspomnień sprzed lat” – pisze Schwertner.

Publikacja tekstu zbiegła się w czasie z rosnącymi nastrojami antyklerykalnymi. Krytyka skupiła się na koloratce i patologiach Kościoła Katolickiego w Polsce, a nie relacjach w miejscu pracy. A mobbing to pojęcie wpisane w stosunki między pracodawcą i pracownikiem. O tym, jak pracuje się w trzecim sektorze i czy przypadek ks. Stryczka jest marginalny OKO.press opowiada Maria Świetlik.

Maria Świetlik – antropolożka polityczności, działaczka praw cyfrowych, członkini Komisji osób pracujących w organizacjach pozarządowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”.

OKO.press: Komentarze, które słyszeliśmy po publikacji materiału najczęściej brzmiały "Nie mogę w to uwierzyć"; "jak w organizacji, która pomaga mogą dziać się takie rzeczy". Czy dla Ciebie to też jest zaskoczeniem?

Maria Świetlik: Reportaż na pewno przełamał zmowę milczenia o tym, co dzieje się w organizacjach pozarządowych. Jest to przedstawione jako skrajny przypadek, tymczasem dla nas – osób pracujących w NGO’sach od lat – jest to katalog doświadczeń, który każdy z nas zebrał w jednej lub kilku organizacjach. Moglibyśmy przejść ten tekst akapit po akapicie i powiedzieć: tak, mnie lub komuś kogo znam też się to przydarzyło.

Sposób budowania relacji w organizacjach pozarządowych między władzą – zwykle zarządem – a pracownikami przebiega według schematu, który przypomina system folwarczny. Mamy organizację, której lider/liderka sprawuje niepodzielną władzę. Jest ostateczną instancją wydającą opinię i podejmującą decyzję. Mimo że formalnie władze fundacji i stowarzyszeń powinny być wieloczłonowe.

W artykule autor stawia na psychologizację tych relacji. Czytamy publiczną diagnozę ks. Stryczka jako osobowości autorytarnej, patologicznej (nawiasem mówiąc, stawianie takich diagnoz nie powinno mieć miejsca). Nie ma natomiast refleksji nad tym, jak to się dzieje, że przemoc trwała latami i nikt nie reagował na nią. W prywatnej firmie rzeczywiście nie ma instancji, do której można się odwołać. Natomiast w fundacjach istnieją Rady Fundacji, które są odpowiedzialne za działania zarządu. W Stowarzyszeniach tymi władzami są Komisja Rewizyjna i Walne Zgromadzenia.

W reportażu w ogóle nie padło pytanie o odpowiedzialność osób, które przez lata sprawowały te funkcje.

Przeczytaj także:

W statucie stowarzyszenie „Wiosna” ma obydwa ciała, ale w praktyce wszystko rozbija się o to, jak te ciała definiują swoją rolę. Czy zajmują się wspieraniem zarządu czy wspieraniem organizacji? Kontroli poddana jest tylko działalność finansowa i merytoryczna organizacji na zewnątrz. A co z pracownikami? Tu ewidentnie mamy lukę. Władza więc de facto jest w rękach jednej osoby i to nieuchronnie prowadzi do niebezpiecznych sytuacji – w przypadku „Wiosny” chodzi o kilkanaście osób znajdujących się w poważnym kryzysie zdrowia psychicznego.

OKO.press: Czy słusznie opinia publiczna wskazuje, że taka sytuacja miała miejsce, bo organizacja jest związana z Kościołem katolickim?

To jest problem, który powtarza się w tym samym schemacie niezależnie od tego, czy organizacje mają na sztandarze krzyż, flagę unii europejskiej, prawa kobiet; wyznają wartości chrześcijańskie, progresywne, prawicowe czy liberalne. Problem jest strukturalny. Przemoc psychiczna w trzecim sektorze jest powszechna. Liczba osób, które lądują na zwolnieniach psychiatrycznych albo odchodzą z pracy, żeby się leczyć, jest zatrważająca.

Czy jednak mobbing nie jest zjawiskiem, z którym borykają się na równi pracownicy wszystkich sektorów?

Oczywiście, możemy powiedzieć, że ten problem dotyczy tak samo sektora publicznego i prywatnego. W tym sensie organizacje pozarządowe nie są niczym wyjątkowym. Ale mają swoją specyfikę.

Do organizacji pozarządowych przychodzą pracować osoby, które mają poczucie odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale za dobro wspólne. Pracują po to, by zmienić rzeczywistość na lepszą. Są gotowe poświęcić osobisty komfort – godząc się na niższe płace, pracę w nadgodzinach, zajęte weekendy, brak benefitów – po to, żeby zrobić coś dla innych.

To jest postawa szlachetna, ale potencjalnie niebezpieczna. Będąc skupionym na osobach, na rzecz których pracujesz, można przyzwolić na poziom przemocy ponad granice swojej wytrzymałości. Oczywiście, żeby przemoc miała miejsce musi być sprawca. Specyfiką polskich NGO’sów jest to, że funkcjonują w kulturze liderskiej. Ten lider/liderka – eksponowany medialnie – staje się marką, którą za wszelką cenę się chroni. W ochronę angażuje się cały zespół. Liderzy i liderki polskich organizacji sprawują w nich władzę przez lata.

Kiedy mówimy o władzach politycznych, wiemy, że kadencyjność i rotacja stanowisk to rozwiązania, które działają. W NGO'sach tego nie ma. Masz feudalnego pana, którego pozycja jest niekwestionowalna i niepodważalna.

Skoro skala jest tak powszechna, to dlaczego tak mało słyszymy o podobnych przypadkach?

Pracownicy są zakładnikami poczucia misji całej organizacji, a nawet całego sektora.

Co słyszymy, gdy chcemy ujawnić mobbing? „Nie zaszkodźmy sektorowi”, „nie możemy pluć na organizację, która buduje domy dla osób w kryzysie bezdomności. Przecież to ważniejsze niż Twój osobisty komfort”.

Średnia wielkość organizacji pozarządowej w Polsce to zarząd i czterech pracowników. To wielkość mikro-firmy. Z badań wynika, że największa przemoc jest właśnie tam, bo nie ma do kogo się odwołać. Siła przetargowa – jak to mówimy w języku związkowym – jest słaba. Ryzyko poniesienia ciężkich konsekwencji – intensyfikacji mobbingu, zablokowania drogi rozwoju zawodowego, awansu czy utraty pracy – za próbę buntu jest wysokie.

Sama raz straciłam pracę przez to, że odmówiłam pracy na czarno przez kolejny miesiąc. I to w organizacji walczącej o sprawiedliwość społeczną.

To, co się dzieje, to też maskowanie relacji władzy. W historii o „Wiośnie” był ksiądz, który mówił, że jest księdzem, po to by nakłaniać swoje pracownice i pracowników do dzielenia się prywatnymi sprawami. A potem wyciągał te historie w miejscu pracy, naruszając nie tylko prawo do prywatności, ale też poczucie bezpieczeństwa tych osób. Sama byłam nakłaniana w organizacji do dzielenia się swoimi uczuciami. Gdy to zrobiłam, stało się to przedmiotem mojej ewaluacji.

Chodzimy razem na piwo, mówimy sobie po imieniu, ludzie zaczynają wierzyć, że to nie szef, tylko moja przyjaciółka. Po czym to, o czym sobie po prostu rozmawiamy po pracy, zostaje wyciągnięte na spotkaniu zespołu.

Musimy pamiętać, że moment powstania organizacji pozarządowych w Polsce to lata 90., kiedy panował neoliberalny model zarządzania nastawiony na efektywność i efektowność, a nie dobre zarządzanie relacjami w pracy.

Kolejny powód, który sprawia, że pracownice i pracownicy NGO nie mówią publicznie o tym, co się dzieje, to lęk, że nikt nas nie zechce wysłuchać. Kto się za nami wstawi, gdy ujawnimy przemoc w organizacji, która ma pozytywny wizerunek i pomaga potrzebującym? Dlatego mam ogromny szacunek dla osób z "Wiosny", które mimo wszystko zdecydowały się opowiedzieć swoją historię. W przypadku „Wiosny” było łatwiej, bo ujawniono przemoc związaną z instytucją Kościoła Katolickiego, co zbiegło się w czasie w antyklerykalnymi nastrojami.

A gdybyśmy ujawnili podobny przypadek w organizacji feministycznej?

Mamy taki przykład związany z Kongresem Kobiet. Gdy opisałam w jaki sposób podczas tej imprezy, współorganizowanej przez NGO i miasto, traktowano kobiety pracujące w ochronie wylała się fala hejtu. Kobiety uznawane za czołowe feministki zamiast zatroszczyć się o prawa pracownicze, zaangażowały swój kapitał społeczny i symboliczny, czas i energię by tylko uciszyć sygnalistkę. Podważały moją uczciwość, wiarygodność i intencje. Usłyszałam że działam w zmowie z PiS-em albo jeszcze gorzej, że ktoś mnie zainspirował, że szukam tylko rozgłosu itd. Przecież nie może być tak, że ktoś przejął się losem ochroniarki, prawda?

Kongres Kobiet wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym napisano m.in.: "wyrażamy ubolewanie wobec sytuacji, w jakiej znalazły się pracownice firmy ochroniarskiej, i postanawiamy, że kolejne Kongresy będą staranniej weryfikowane pod kątem przestrzegania praw pracowniczych osób, które pracują w miejscu, gdzie odbywa się Kongres. Jednocześnie ubolewamy nad eskalacją dyskusji dotyczącej organizacji naszego Wydarzenia. Niektóre opinie pozostają w sprzeczności z wyjaśnieniami, jakie uzyskałyśmy od podmiotów odpowiedzialnych za przygotowanie hali, w której odbył się X ogólnopolski Kongres Kobiet, i jej ochronę".

Oświadczenie Kongresu Kobiet, 27 czerwca 2018

W związku z publiczną dyskusją na temat organizacji X ogólnopolskiego Kongresu Kobiet wyrażamy ubolewanie wobec sytuacji, w jakiej znalazły się pracownice firmy ochroniarskiej, i postanawiamy, że kolejne Kongresy będą staranniej weryfikowane pod kątem przestrzegania praw pracowniczych osób, które pracują w miejscu, gdzie odbywa się Kongres. Przestrzeganie praw pracowniczych powinno obowiązywać w czasie wszystkich publicznych zgromadzeń i w całym świecie pracy. Będzie to – tak jak było dotychczas – postulatem Kongresu Kobiet i wskazówką dla jego realnego działania.

Jednocześnie ubolewamy nad eskalacją dyskusji dotyczącej organizacji naszego Wydarzenia. Niektóre opinie pozostają w sprzeczności z wyjaśnieniami, jakie uzyskałyśmy od podmiotów odpowiedzialnych za przygotowanie hali, w której odbył się X ogólnopolski Kongres Kobiet, i jej ochronę. Atak na Kongres Kobiet uderza w bezinteresowną pracę społeczną tysięcy kobiet zaangażowanych w prodemokratyczny, emancypacyjny ruch społeczny, jakim jesteśmy. Cieszymy się jednak, że dyskusja wokół praw pracowniczych daje Kongresowi mocne wsparcie do dalszej walki o zmianę sytuacji kobiet na rynku pracy.

Poza tym pragniemy przypomnieć o tym, że:

– Kongres Kobiet jest platformą na której spotykają się różne osoby, opinie i organizacje. Wszystkich łączy wola realizacji egalitarnych i sprawiedliwościowych postulatów Kongresu, dotyczących rynków pracy, zdrowia, edukacji, kultury, mediów etc.

– Kongres Kobiet co roku zaprasza do współpracy około sto organizacji pozarządowych, których przedstawicielki zabierają głos w dyskusji, prowadzą swoje panele oraz maja stoiska promocyjne (bezpłatnie).

– Kongres Kobiet jest inicjatywą samorządną, gdzie wszystkie bierzemy odpowiedzialność za jego merytoryczny kształt oraz przestrzeganie standardów prawnych, etycznych i solidarnościowych. Wszystkie jesteśmy współgospodyniami Kongresu. Nasz Kodeks mówi: „Dbajmy o wspólną przestrzeń, nie czekajmy aż ktoś zrobi to za nas!”

– Kongres Kobiet jest Wydarzeniem, w którym nie ma podziału na elity i masy. Tak zwany VIP-room służy panelistkom do omówienia swojej pracy, a organizatorkom do omówienia scenariusza całości Wydarzenia.

– Doroczny Kongres Kobiet nie jest imprezą masową. (Jest spotkaniem zamkniętym – trzeba się zarejestrować poprzez stronę internetową.) Mimo to co roku zgłaszamy fakt odbywania się Kongresu do policji i straży miejskiej. Przechodzimy kontrolę przeciwpożarową oraz zapewniamy opiekę medyczną. Mamy też wykupione dodatkowe ubezpieczenie. Tak było też w tym roku w Łodzi (dyżur patrolu policyjnego, karetka z dwoma ratownikami dostępnymi w punkcie medycznym i dyżur dwóch strażaków – w obydwa dni Kongresu).

Kongres Kobiet to wysiłek tysięcy osób, działających społecznie na rzecz innych kobiet i egalitarnej demokracji. Doceniajmy ich poświęcenie, zaangażowanie, wytrwałość, pomysłowość, solidarność i odpowiedzialność. Dziękujemy, że byłyście z nami!

Kongres Kobiet

Nie możemy ulegać złudzeniu, że kiedy jest słuszna misja to nic złego się dziać nie może. Skoro nie wierzymy w to, że ksiądz nie może krzywdzić bo ogranicza go etos chrześcijański, tak samo nie powinniśmy wierzyć w to, że osoba działająca na rzecz praw człowieka nie jest zdolna do mobbingu.

Z czym zgłaszają się osoby do Komisji: czy to prekarne warunki pracy czy raczej mobbing?

Jeśli chodzi o warunki pracy, to obecnie największym problemem jest kwestia nadgodzin. Większość osób zdaje sobie sprawę, że w NGO’sach trzeba pracować po godzinach lub w weekendy. To nie jest problemem. Problem pojawia się wtedy, gdy ktoś chce te nadgodziny odebrać (bo o wypłacie za nadgodziny w NGO nie słyszałam). Pracownicy mają kilkadziesiąt, a nawet kilkaset godzin do odebrania, ale nigdy nie ma dobrego momentu, by wysłać ich na kilka dni wolnego.

To z czym najczęściej się spotykamy to pomiatanie, przemoc psychiczna, dręczenie, szykany. Z tym też najtrudniej się walczy.

To, co próbujemy robić w Komisji to praca na podstawach. Przede wszystkim ważne jest, by osoba doświadczająca upokorzeń w miejscu pracy, dostrzegła, że to nie z nią jest coś nie tak, tylko z miejscem, w którym pracuje. W każdej grupie ludzi może zdarzyć się ktoś o skłonności do nadużywania czynnej i biernej agresji. Gdy taka osoba ma wzmocnienie w postaci strukturalnej władzy, wynikającej ze stanowiska, robi się niebezpiecznie dla jej otoczenia. Wtedy najważniejsze jest, czy w tej organizacji jest możliwość przeciwstawienia się tej przemocy – indywidualnie i zbiorowo. W uproszczeniu – jaką cenę poniesie się za jej ujawnienie.

Z doświadczeń moich oraz osób, które trafiają do Komisji, widać, że tego typu problemy próbuje się rozwiązywać psychologizując je, np. wprowadzając fikcyjne mediacje. Przysyła się psychoterapeutów, czy psychologów, którzy prowadzą „dobrowolne” sesje dla zespołu.

Te sesje, superwizje, czy mediacje, mają sprawić, że będziemy lepszymi pracownikami, bo zmieni się nasze złe nastawienie. Bo winny jest, oczywiście, zespół a nie zarząd. A gdy odmówisz udziału w „dobrowolnej” sesji narażasz się na ostracyzm albo blokujesz sobie ścieżkę awansu. Dlaczego? Bo jesteś osobą, która nie angażuje się w poprawę organizacji.

Czy wsparciem może być tutaj polskie prawo?

§ 1. Pracodawca jest obowiązany przeciwdziałać mobbingowi. § 2. Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników. § 3. Pracownik, u którego mobbing wywołał rozstrój zdrowia, może dochodzić od pracodawcy odpowiedniej sumy tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę. § 4. Pracownik, który wskutek mobbingu rozwiązał umowę o pracę, ma prawo dochodzić od pracodawcy odszkodowania w wysokości nie niższej niż minimalne wynagrodzenie za pracę, ustalane na podstawie odrębnych przepisów. § 5. Oświadczenie pracownika o rozwiązaniu umowy o pracę powinno nastąpić na piśmie z podaniem przyczyny, o której mowa w § 2, uzasadniającej rozwiązanie umowy.

Mało kto tego próbuje. Jest mała wiara w to, że uda się udowodnić mobbing. Przepisy wskazują, że to po stronie osoby zgłaszającej przemoc leży ciężar dowodowy. Wśród osób pracujących w NGO istnieje przekonanie, że bez nagrań ciężko o przychylny wyrok. Każdy kto doświadczył mobbingu wie, że mobber doskonale potrafi zorganizować go tak, by był ukryty. Publicznie – przy kolegach/koleżankach z zespołu – jesteś chwalony, a kilka godzin później, w cztery oczy – szykanowany. Jedynym świadkiem jest sprawca.

Z czym musi liczyć się osoba, która ujawnia mobbing?

Z większą ilością szykan. Wystarczy, że ujawnisz, że działasz w związku zawodowym i już jesteś inaczej traktowany. Takie są doświadczenia osób z Komisji. Póki działam na zewnątrz – wszystko jest okej. Gdy działalność związkowa kieruje się do środka organizacji, to pojawiają się zarzuty o konfliktowanie zespołu, naruszanie idyllicznej wspólnoty, która istniała dopóki nie przyszedł związkowiec i tego nie zepsuł, roszczeniowość, nieumiejętność zrozumienia jakie są priorytety organizacji, „spijanie śmietanki”.

Związkowcy są poddawani szczególnemu monitoringowi. Spóźnienia są traktowane jako „typowe zachowanie związkowca”. Pojawiają się zarzuty, że nie wywiązujesz się z obowiązków albo że nie da się z tobą rozmawiać.

Praca związkowca polega na wyartykułowaniu istniejących konfliktów – tak jak sygnaliści – mówią głośno to, czego nikt nie chce głośno powiedzieć. Za to przysługuje im ochrona prawna przed zwolnieniem. Ale ona nie chroni przed mobbingiem.

Więc związkowcy prędzej, czy później odchodzą sami, bo nie da się pracować pod ciągłym ostrzałem.

To jest zadanie dla nasz wszystkich – stworzyć taki system, który da wsparcie osobie ujawniającej przemoc. Musimy dać kredyt zaufania ofierze. Wesprzeć ją, nawet jeśli nie ma nagrań. Tak jak powoli zaczynamy to robić w przypadku przemocy seksualnej. Następnie zapewnić jej bezpieczeństwo. A nie mediacje ze sprawcą. Tak samo jak byśmy opowiadali o przemocowej relacji małżeńskiej. Nie radzilibyśmy dręczonej żonie, żeby siedemnasty raz próbowała „porozmawiać z nim”, bo może sprawca się w końcu zmieni. Powiedzielibyśmy: twoje zdrowie jest ważniejsze. To ty zasługujesz na nasze wsparcie, wysłuchanie i zaufanie.

Wejście w konflikt z organizacją może skończyć się też wilczym biletem – o tym wspominali również pracownicy Wiosny. Jeśli pracujesz w organizacji pomocowej czy prawno-człowieczej to na pewno twój przełożony zna się z przełożonym z organizacji, w której możesz chcieć pracować. Milczysz, bo chcesz znaleźć tam pracę. Inaczej narażasz się na „szeptany marketing”, który urządzi ci twój pracodawca wśród innych organizacji.

Co się dzieje z osobami, które doświadczyły mobbingu?

Jak już przejdziesz przez kilka organizacji to wiesz, że to nie jest jednostkowy problem. Zwykle wtedy osoby odchodzą z sektora, a to jest poważna strata w wymiarze społecznym. Jeśli jest osoba gotowa angażować 40-60 godzin swojego tygodnia po to, by zmienić rzeczywistość na lepszą, a doprowadzasz ją do tego, że już nigdy więcej się nie zaangażuje, to można spokojnie stwierdzić, że mamy do czynienia z poważnym defektem społecznym. A tym nikt się nie zajmuje.

W czasach, gdy cały sektor obywatelski jest poddany ostrzałowi ze strony rządu, ci którzy ośmielają się go krytykować skazują się na krytykę czy funkcję „pożytecznych idiotów”. Co więc robić?

Jedynym rozwiązaniem jest mówić i mieć za sobą sieć wsparcia. Gdy zobaczysz, że problem nie leży w tobie, tylko w systemie, to potrafi uwolnić. Wtedy trzeba zacząć o tym mówić – potraktować to jako nową misję.

Moje doświadczenie ujawnienia sytuacji na Kongresie Kobiet nie było przyjemne, ale dużo więcej osób odezwało się z głosem: „dziękuję za to co robisz” i opowiadały własne historie.

Tylko dzięki temu nagłośnieniu dojdzie do zmiany. Gdyby miała nastąpić jakaś dobrowolna refleksja, to już dawno zobaczylibyśmy poprawę. Potrzebne są konkretne świadectwa, by liderzy i liderki czuli ze strony pracowniczej i społecznego otoczenia NGO-sów presję i kontrolę.

"Nic bardziej nie zagraża moralności jednostki ludzkiej niż przyzwyczajenie do wydawania rozkazów. Musi ono zdemoralizować nawet najmądrzejszych, najszlachetniejszych, najbardziej bezinteresownych i nieskazitelnych. Jest tak dlatego, że ze sprawowaniem władzy jest nierozerwalnie złączona pogarda dla klas ludowych [red. – pracowników] i przesadne wyobrażenie o swoich własnych zasługach". To napisał 150 lat temu Michaił Bakunin. Idealnie pasuje do dzisiejszych problemów w NGO'sach.

Chcesz opowiedzieć o mobbingu w swojej organizacji? Napisz do naszej redakcji na adres: [email protected]. Jeśli potrzebujesz wsparcia napisz: [email protected]

Czy opisywane przez Marię Świetlik warunki pracy w organizacjach pozarządowych mają też związek ze sposobem finansowania polskich NGO i ich strukturalną słabością? Wkrótce opublikujemy tekst na ten temat.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze