0:000:00

0:00

"Gdy nie można oddzielić mamy od dziecka lub mama podejmie decyzję, że dziecko ma z nią pozostać, to robimy wszystko aby zapewnić im odpowiednie warunki bezpiecznego kontaktu. Nie umiem inaczej, nie chcę i uważam, że nie mam prawa na przemocowe traktowanie mamy i dziecka. Nie takie jest moje zadanie" - mówił OKO.press dr Maciej Socha*, specjalista położnictwa, ginekologii i perinatologii, m.in. szef znanego Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha na Zaspie w Gdańsku.

Przywołuje fakty naukowe i racjonalne argumenty:

  • dopóki infekcja SARS-CoV-2 nie powoduje niewydolności oddechowej rodzącej kobiety, dopóty nie powinna wpływać na decyzje o wykonaniu cięcia cesarskiego;
  • poród rodzinny nie będzie stanowił większego zagrożenia, niż poród bez osoby bliskiej, bo właśnie najbliżsi partnerzy są pierwszymi osobami, na które osoba zakażona transmituje koronawirusa i zwykle są w tym samym stadium infekcji/ choroby;
  • z badań zarówno płynu owodniowego, jak i krew pępowinową oraz wymazów z łożysk i od noworodków wynika, że transmisja wertykalna zakażenia z matki na noworodka nie ma miejsca;
  • dopóki infekcja SARS-CoV-2 nie powoduje niewydolności oddechowej rodzącej kobiety, dopóty nie powinna wpływać na decyzje o wykonaniu cięcia cesarskiego;
  • siara nie zawiera koronawirusa. Także mleko matki karmiącej nie zawiera koronawirusa i dlatego nawet mama zakażona mogłaby w miarę bezpiecznie karmić swoje dziecko zabezpieczając usta i nos, aby zminimalizować ryzyko transmisji drogą kropelkową.

Wszystko to jednak wymaga stworzenia odpowiednich zabezpieczeń przed zakażeniem zarówno kobiet rodzących, jak personelu.

"Jeżeli którykolwiek z lekarzy powie, że nie ma odpowiedniego stroju, maseczek i boi się o bezpieczeństwo swoje i zespołu medycznego, to niestety - jako ordynator - uznam, że dobro lekarzy i położnych jest bardziej zagrożone. To dla mnie wyższa konieczność, której muszę poświęcić dobro porodu naturalnego".

Wywiad, który przeprowadziliśmy z dr. Sochą to wyraz rozterek i prób ratowania "rodzenia po ludzku" w warunkach epidemii. W pierwszej części wywiadu dr Socha opowiadał, czego mają prawo domagać się kobiety w ciąży, jak przygotowany (czy raczej nieprzygotowany) jest system opieki zdrowotnej do pandemii. I jak jego oddział próbuje z zachowaniem zasad bezpieczeństwa przestrzegać praw kobiet, co określił jako „medycynę partyzancką, wielką improwizację”. Poniżej - część druga wywiadu.

Kobiety rodzą cały czas. Ponad 1000 porodów dziennie

W czasach pandemii wydaje nam się, że życie zamarło. Ale dzieci rodzą się nadal, w Polsce jest codziennie ponad 1000 porodów. Z tego znaczna większość miała być porodem rodzinnym.

"Dostajemy mnóstwo sygnałów, że zakaz porodów z osobą towarzyszącą wywołuje lęk, poczucie niesprawiedliwości i złość kobiet oczekujących na poród. Nawet prywatne kliniki wstrzymały taką możliwość - mówi OKO.press Joanna Pietrusiewicz szefowa fundacji Rodzić po ludzku. - Dlatego ważne są próby podejmowane przez takich lekarzy jak dr Maciej Socha, który jest młodą, nowoczesną twarzą polskiego położnictwa i ordynatorem dużego i wysoko cenionego przez kobiety oddziału [prawie 4000 porodów rocznie - red.]".

Fundacja apeluje do ministra zdrowia o ponowną analizę sytuacji i sprawdzenie, czy placówki medyczne wdrożyły już takie procedury bezpieczeństwa zarówno dla rodzących, jak personelu medycznego, że można przywrócić porody rodzinne.

"Władze medyczne reagują irytacją na nasze zastrzeżenia - mówi Pietrusiewicz. - Mamy pandemię, a one się czepiają. Ale taka jest nasza rola, jako organizacji strażniczej. Dopytujemy władz, na jakiej podstawie prawnej wprowadzają ograniczenia. Argumentujemy, gdy wydają nam się przesadne. Pytamy też, dlaczego zalecenie konsultantów nie są jawne.Powinny wisieć na stronie ministerstwa zdrowia.

W apelu do ministra zdrowia z 27 marca fundacja stwierdza, że "poród rodzinny nie będzie stanowił większego zagrożenia niż poród bez partnera".

27 marca Fundacja Rodzić po Ludzku wysłała do Ministra Zdrowia Apel o powtórną analizę sytuacji wstrzymania porodów rodzinnych w związku ze stanem epidemii SARS-CoV-2.

Zdajemy sobie sprawę z bieżącej sytuacji epidemicznej i ryzyka, które wiąże się z pandemią SARS-CoV-2, w tym ryzyka, jakie ponosi personel medyczny świadczący opiekę okołoporodową. Doskonale rozumiemy też podjęte działania prewencyjne, związane z dystansowaniem społecznym, mające na celu zmniejszenie ryzyka rozprzestrzeniania się nowych zakażeń koronawirusem, powodującym COVID-19.

Głęboko wspieramy działania ograniczające możliwość transmisji zakażenia, dlatego też proponujemy zastosowanie rozwiązań, które mogą nawet poprawić bezpieczeństwo personelu medycznego i jednocześnie zapobiec negatywnym skutkom podjętych wcześniej restrykcji w zakresie porodów rodzinnych.

Wierzymy, że koncepcja rodzicielstwa obejmuje parę, która razem żyje, razem stara się o ciążę, razem jest w ciąży, a następnie ta właśnie para razem rodzi dziecko. Każde z rodziców ma inne zadania i obowiązki podczas ciąży, porodu i wychowania dzieci, ale niewątpliwym jest fakt wspólnotowości pary. Z biologicznego punktu widzenia wspólnotowość pary przejawia się wysokim prawdopodobieństwem reprezentowania przez parę takiego samego statusu zdrowotnego (chorobowego). Analiza klastrów zachorowań na COVID-19 ujawniła, że to najbliżsi partnerzy są jednymi z pierwszych osób, na które następuje transmisja koronawirusa i zwykle reprezentują podobne stadium infekcji/choroby.

Tym samym, po przeprowadzeniu ankiety epidemiologicznej, z wykluczeniem objawów i czynników ryzyka zakażenia SARS-CoV-2 u zgłaszającej się do Punktu Przyjęć do Porodu pary, logicznym –

z epidemiologicznego punktu widzenia – jest uznanie, że w tej szczególnej sytuacji tzw. poród rodzinny nie będzie stanowił większego zagrożenia niż poród bez partnera.

Poród z bliską osobą daje kobiecie poczucie bezpieczeństwa, wpływa korzystnie na jej stan emocjonalny, a także na stan fizyczny i realnie poprawia wyniki porodowe. Więź partnerska w tym intymnym momencie, jakim jest poród, stanowi wsparcie naturalnych mechanizmów porodowych. Należy mieć też na uwadze, że doświadczenia porodowe mają realny i udowodniony naukowo wpływ na macierzyństwo, a pozytywne doświadczenie porodowe stanowi prewencję depresji i innych zaburzeń psychicznych.

Do Fundacji wpływa bardzo dużo listów świadczących o ogromnym stresie, jaki przeżywają kobiety oczekujące na poród w obliczu braku możliwości porodu z bliską osobą. Wskazują na silne emocje, stany lękowe i depresyjne, które wręcz zaburzają ich codzienne funkcjonowanie, a w obiektywnej ocenie mogą wpłynąć na zniweczenie szans na zaangażowany poród zakończony sukcesem położniczym.

Wierzymy, że można wypracować odpowiednie rozwiązania, które pozwolą zapewnić bezpieczeństwo epidemiczne i proponujemy rozważyć:

- zaopatrzenie partnera rodzącej w maseczkę zasłaniającą usta i nos (jeśli rodząca akceptuje maseczkę, zaproponowanie tego rozwiązania także rodzącej)

Uzasadnienie: aby wyeliminować ryzyko związane z możliwością, że partner rodzącej jest bezobjawowym nosicielem SARS-CoV-2, zasłonięcie ust i nosa maseczką chirurgiczną lub FFP2/FFP3, będzie daleko posuniętą ostrożnością; jeśli oddział posiada wystarczającą ilość środków ochrony indywidualnej - lub partner/ para posiadają własne maseczki - rekomendujemy rozważenie takiej opcji.

- wprowadzenie pary do pokoju narodzin, najkrótszą z możliwych dróg, z ograniczeniem kontaktu z innymi pacjentkami i personelem medycznym, zgodnie z zasadami dystansowania społecznego,

Uzasadnienie: większość Punktów Przyjęć do Porodu/ tzw. Izb Przyjęć Położniczych, ma bezpośrednie połączenie z traktem porodowym, nie wymagające przechodzenia przez oddział z hospitalizowanymi pacjentkami; jeśli warunki lokalowe szpitala pozwalają na odpowiednie przemieszczenie pary na trakt porodowy, rekomendujemy rozważenie takiej opcji.

- skorzystania z, zawartego w Rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 16 sierpnia 2018 r. w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej, umożliwienia rodzącej korzystania ze wsparcia osoby bliskiej, co pozwoli m. in. na: efektywniejszą aktywność fizyczną i bezpieczniejsze znajdowanie optymalnych pozycji podczas porodu, utrzymanie aktywności fizycznej zmniejszającej odczucia bólowe, zastosowanie technik oddechowych i ćwiczeń relaksacyjnych a tym samym skrócenie czasu trwania porodu i zmniejszenie ryzyka interwencji medycznych

Uzasadnienie: obecność bliskiej osoby stanowi nie tylko wsparcie psychiczne ale i fizyczne rodzącej, co wiąże się z pomocą podczas aktywności ruchowej i tym samym odciążeniem personelu a także zmniejszeniem czasu trwania porodu i skróceniem czasu kontaktu personelu z rodzącą; dążenie do zmniejszenia czasu i bliskości kontaktu z rodzącą, dzięki obecności partnera, zmniejszy ewentualne ryzyko zakażenia podczas opieki nad rodzącą z bezobjawowym zakażeniem SARS-CoV-2.

Zdajemy sobie sprawę ze wzmożonego lęku, jaki przeżywa teraz personel medyczny, a także faktu, że skala zjawiska związanego z zagrożeniem epidemiologicznym przerosła najśmielsze oczekiwania oraz że zasoby jakimi dysponują szpitale mogą być niewystarczające. Mamy jednak nadzieję, że jeśli tylko warunki lokalowe szpitala, organizacja pracy oddziału i zabezpieczenie w środki ochrony indywidualnej pozwoliłyby na uczestniczenie w porodzie obojga rodziców, to postępowanie takie mogłoby przynieść wymierne korzyści medyczne i wręcz przyczynić się do zmniejszenia ryzyka ewentualnej transmisji koronawirusa podczas porodu. Dlatego proponujemy wsparcie zmiany aktualnego zakazu porodów rodzinnych na rekomendację, aby dopuścić możliwość porodu rodzinnego.

Zasadne wydają nam się zalecenia proponowane wcześniej przez Konsultanta Krajowego ds. Położnictwa i Ginekologii Pana prof. Krzysztofa Czajkowskiego, dotyczące obecności osoby bliskiej podczas porodu:

Osoba towarzysząca powinna przed wpuszczeniem do sali porodowej wypełnić ankietę zawierającą czynniki ryzyka zakażenia i w przypadku zaistnienia, nawet tylko jednego, nie może uczestniczyć w porodzie. Poza samą rodząca nie powinno się wpuszczać osób trzecich do oddziałów, w tym sal operacyjnych, oddziału położniczego i noworodkowego.

Światowa Organizacja Zdrowia, międzynarodowe towarzystwa naukowe na całym świecie oraz CDC i ECDC nie polecają wprowadzenia zakazów porodów z osobą bliską. Przeciwnie, biorąc pod uwagę rekomendacje dotyczące np. opieki okołoporodowej, i to nawet pacjentek z podejrzewanym lub potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2, wynika wprost możliwość (zalecenie) obecności bliskiej osoby w szpitalu. My jednak chcemy skupić się na tych parach bez podejrzenia zakażenia nowym koronawirusem, które stały się ofiarą działań ochronnych. A działania ochronne wg wspomnianych organizacji mają pozwolić na zachowanie warunków, zmniejszających ryzyko transmisji wirusa powodującego COVID-19.

Rozumiemy, że przyjęcie najbardziej radykalnych rozwiązań wydawało się na początku najbardziej logiczne, ale dzisiaj proponujemy optymalizację rozwiązań, które w szczególnych warunkach pozwolą na maksymalizację bezpieczeństwa i osiągnięcie lepszych wyników.

Danie podmiotom leczniczym świadczącym opiekę okołoporodową możliwości odbywania porodów rodzinnych, przy zapewnieniu odpowiednich warunków i wskazaniu możliwych rozwiązań organizacyjnych, byłoby szansą dla wielu par na pozytywne doświadczenie.

Dlatego jeszcze raz prosimy o rozważenie zmiany rekomendacji zabraniającej porodów rodzinnych na taką, która da możliwość szpitalom na ich bezpieczne przeprowadzanie, przy zachowaniu odpowiedniego bezpieczeństwa personelu i rodzącej pary.

Tak jak większość osób szykujących się do porodów, a także personelu medycznego towarzyszącego kobietom podczas porodu, przejęci jesteśmy sytuacją związaną ze stanem epidemii SARS-CoV-2.

Ograniczenia porodów z osobą towarzyszącą wywołują lęk, poczucie niesprawiedliwości i złość w osobach oczekujących na poród.

Zdajemy sobie sprawę z bieżącej sytuacji epidemicznej w kraju i ryzyka, w tym ryzyka, jakie ponosi personel medyczny. Nasz apel skierowany do Ministra Zdrowia oraz konsultanta krajowego ds. ginekologii i położnictwa oraz perinatologii dotyczył

prośby o ponowną analizę sytuacji w szpitalach, zastanowienia się, czy placówki medyczne mają już możliwości organizacyjne i wdrożone procedury bezpieczeństwa zarówno dla kobiet rodzących, jak i dla personelu medycznego umożliwiające przywrócenie porodów rodzinnych.

Mamy świadomość, że istotne jest zachowanie w tej sprawie szczególnej ostrożności. Z jednej strony słyszymy głos rodziców, którzy chcieliby przeżyć wspólnie narodziny swojego dziecka i emocji jakie im towarzyszą, jest też głos personelu medycznego, który obawia się o swoje zdrowie, a także nie jest w stanie zorganizować odpowiednio oddziałów, by zagwarantować wszystkim bezpieczeństwo medyczne oraz głos kobiet, które obawiają się o swoje zdrowie i uznają za zasadne przyjęte ograniczenia.

Uważamy, że ważne jest zachowanie równowagi między potrzebami wszystkich tych stron.

Każdy obywatel ma prawo występować z petycjami do decydentów w tym kraju. Jako Fundacja przyjęliśmy w tej sprawie inną strategię. Chcemy rozmawiać i zachęcać naszych decydentów do bieżącej analizy sytuacji. Będziemy dopytywać Ministerstwo i sprawdzać, czy możliwa jest zmiana stanowiska. Pośpiech w tej sytuacji nie jest dobrym doradcą.

Zdajemy sobie sprawę z wyzwania, jakie mają teraz przed sobą osoby odpowiedzialne za organizację opieki. Wiemy także, że bezpieczeństwo medyczne porodu zależy od bezpieczeństwa medycznego personelu medycznego.

Jako Fundacja będziemy co jakiś czas apelować o ponowną analizę sytuacji kobiet i bieżące monitorowanie sytuacji na porodówkach, a jeśli względy związane z procedurami bezpieczeństwa medycznego na to pozwolą, to reagowanie na potrzeby kobiet i ich rodzin oraz zmianę procedur. Dalej stoimy na stanowisku, że każda kobieta ma prawo do troskliwej i pełnej szacunku opieki, a sytuacja związana z zagrożeniem epidemicznym nikogo z tego nie zwalnia.

Wierzymy, że decyzje konsultantów oparte są na wnikliwej analizie sytuacji, w tym analizie merytorycznej i organizacyjnej dotyczącej zasobów jakimi dysponuje szpital. Naszym zadaniem jest wnosić głos kobiet, ich potrzeby i trudności z jakimi się zmagają, wierzymy, że wspólne działanie, rozmowy przyczynią się do poprawy tak trudnej sytuacji kobiet, ich rodzin i personelu medycznego.

Zespół Fundacji Rodzić po Ludzku

Dr Maciej Socha: Nie chcę być rewolucjonistą, chciałbym byśmy po prostu, bez strachu, spojrzeli na wyniki badań i rozwiązania przyjęte w innych krajach (wywiad)

Dominika Sitnicka, Piotr Pacewicz, OKO.press: Jaką cenę walki z koronawirusem płacą kobiety w ciąży?

Dr Maciej Socha, ginekolog- położnik, onkolog, perinatolog*: Najbardziej bolesne jest to, że zmuszeni byliśmy zawiesić tzw. porody rodzinne. Od kilku tygodni rodzice nie mogą być już razem przy narodzinach swojego dziecka. Rodzącej nie może towarzyszyć mąż, partner lub partnerka ani jakakolwiek inna bliska osoba.

To bardzo delikatny temat. Głęboko popieram wszystkie - uzasadnione wynikami badań i logiki - ograniczenia, które zmniejszają transmisję zakażenia, to oczywiste! Jednak wierzę, że możliwe jest przyjęcie takich rozwiązań, które zwiększą bezpieczeństwo personelu medycznego i naszych pacjentów, a zarazem nie będą aż tak restrykcyjne. Wiemy przecież, jak to zrobić.

Zamiast panikować, warto lepiej się zorganizować, skorzystać z doświadczenia innych krajów i… zacząć powoli wracać do życia!

Rodzić we dwoje. Wróćmy jak najszybciej

Pana Oddział w Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku na Zaspie był ostatnim w Polsce, gdzie kobiety mogły rodzić z partnerem.

Tak, ponieważ wierzę, że

koncepcja rodzicielstwa obejmuje parę, która razem żyje, razem stara się o ciążę, razem jest w ciąży, a następnie, ta właśnie para, razem rodzi dziecko.

Rozumiem, że wydanie zaleceń, aby kobieta rodziła bez bliskiej osoby, wynikało z zagrożenia epidemicznego, które było w Polsce szczególnie duże, ze względu na brak środków ochrony indywidualnej.

Ale z biologicznego punktu widzenia, wspólnotowość pary, która chce razem rodzić, oznacza także wysokie prawdopodobieństwo takiego samego statusu zdrowotnego (chorobowego), w zakresie zakażenia SARS-CoV-2!

Czyli albo oboje są zakażeni koronawirusem, albo nie są.

Analiza klastrów zachorowań na COVID-19 potwierdziła, że właśnie najbliżsi partnerzy są pierwszymi osobami, na które osoba zakażona transmituje koronawirusa i zwykle są w tym samym stadium infekcji/ choroby. Dlatego, gdy do naszego Punktu Przyjęć do Porodu zgłaszała się para do porodu, przeprowadzaliśmy ankietę epidemiologiczną a po wykluczeniu objawów i czynników ryzyka zakażenia SARS-CoV-2,

uznawaliśmy, że poród rodzinny nie będzie stanowił większego zagrożenia, niż poród bez partnera.

Jeśli mamy parę, u której nic nie wskazuje na zakażenie koronawirusem, to powinniśmy ich potraktować co najwyżej jako bezobjawowych zakażonych, czyli dokładnie tak samo jak wszystkich innych pacjentów.

Mam nadzieję, że w ramach powrotu do normalnego życia, niestety z koronawirusem, który zostanie z nami dłużej, pary będą znowu mogły normalnie rodzić.

Przy zastosowaniu środków zmniejszających ryzyko zakażenia personelu i jednoczesnym zabezpieczeniu położnej i lekarza w odpowiednie środki ochrony, poród rodzinny będzie z korzyścią dla wszystkich.

Nie chcę być rewolucjonistą, chciałbym byśmy po prostu, bez strachu, spojrzeli na wyniki badań i rozwiązania przyjęte w innych krajach

Władze próbują za wszelką cenę ograniczyć transmisję wirusa. Obecność osoby towarzyszącej zwiększa ryzyko zakażenia, zwłaszcza, że podczas porodu dochodzi do intensywnych kontaktów.

Zgoda. Ogólne zalecenia ograniczenia kontaktów stworzono, aby nas zabezpieczyć i są mądre, ale uch wdrożenie w konkretnej sytuacji wymaga myślenia. Zalecenia wskazują co robić, ale

jeśli zaczniemy panikować, to pojawi się ich nadinterpretacja, która zawsze jest szkodliwa.

W szpitalach wprowadzono zakaz odwiedzin, i co do zasady, zgadzam się z nim. Dlatego jeśli nie ma możliwości bezpiecznego wprowadzenia osoby towarzyszącej kobiecie rodzącej na salę porodową, to nigdy bym na takiego pomysłu nie poparł.

W naszym Oddziale prowadziliśmy rodzącą parę do pokoju narodzin najkrótszą z możliwym dróg, z ograniczeniem kontaktu z innymi pacjentkami i personelem medycznym, zgodnie z zasadami dystansowania społecznego.

Większość Punktów Przyjęć do Porodu w polskich szpitalach ma bezpośrednie połączenie z traktem porodowym.

Nie trzeba przechodzić przez oddział, gdzie są hospitalizowane pacjentki.

Wiadomo, że jest Pan jednym z wielkich zwolenników i propagatorów rodzeniu po ludzku. Ale może władze myślą o tym inaczej?

Myślimy podobnie, a ja jestem zwolennikiem tzw. Standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej, opisanego w rozporządzeniu Ministra Zdrowia z 16 sierpnia 2018 roku. Zgodnie z tym rozporządzeniem, obecność osoby bliskiej podczas porodu pomoże rodzącej:

  • podjąć aktywność fizyczną, która jest pożądana,
  • stosować techniki oddechowe i ćwiczenia relaksacyjne, które wpływają na skrócenie porodu, a tym samym zmniejszają ryzyko interwencji medycznych,
  • znaleźć optymalną pozycję podczas porodu zmniejszającą odczucia bólowe.

Do tego dochodzi wsparcie psychologiczne i poczucie bezpieczeństwa kobiety rodzącej oraz wartość przeżycia wspólnego porodu dla pary i ich dalszego związku.

Z perspektywy zagrożenia epidemicznego wsparcie osoby bliskiej podczas porodu minimalizuje potrzebę i długość trwania kontaktu fizycznego rodzącej z personelem medycznym.

Sądzę, że myślenie w tych kategoriach, przy odpowiednim dostępie do środków ochrony indywidualnej oraz, w idealnym świecie, do testów dla wszystkich przyjmowanych do szpitala, pozwoliłoby szybko zawiesić zakaz porodów rodzinnych.

Do Fundacji Rodzić po Ludzku, z którą współpracuję, wpływa dużo listów o ogromnym stresie, jaki przeżywają kobiety ciężarne pozbawione możliwości porodu z bliską osobą. Wskazują na stany lękowe i depresyjne, które zaburzają ich funkcjonowanie, co może zniweczyć szanse na zaangażowany poród, zakończony sukcesem położniczym i szczęśliwe rodzicielstwo

Według prezesa Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego prof. Jerzego Samochowca, można zakładać, że wiele osób doświadczy ostrej reakcji na stres wywołany sytuacją epidemiczną.

W pół roku po pandemii będziemy mieli rzeszę osób z objawami stresu pourazowego, wynikającego z braku wiarygodnej informacji i nie do końca racjonalnego zarządzania kryzysem przez służby państwowe. Pacjentki z położniczym PTSD (ang. Post Traumatic Stress Disorder), w mojej ocenie, będą stanowiły ich znaczącą grupę.

Dziecko podczas ciąży nie jest zarażane

A co z zalecanym obecnie cięciem cesarskim u ciężarnych zakażonych koronawirusem? Polska ma i tak ogromny odsetek cięć, wg szacunków fundacji Rodzić po ludzku blisko 50 proc. Czy trzeba je robić kobiecie z COVID-19? Czy taka operacja nie zwiększy groźby zakażenia personelu medycznego?

Nie, cięcie cesarskie nie naraża personelu na większe ryzyko zakażenia. Wręcz przeciwnie. Dlatego konsultanci krajowi w dziedzinie położnictwa i ginekologii oraz perinatologii, zalecają rozważenie cięcia cesarskiego ze wskazań epidemiologicznych. W świetle niewielkiej ilości dowodów naukowych dotyczących porodów pacjentek z COVID-19 i braku pewności, że poród pochwowy jest bezpieczny, takie zalecenie było na początku epidemii w pełni uzasadnione.

Dlatego w pierwszej światowej publikacji naukowej, opisującej porody kobiet z COVID-19, wszystkie 9 ciężarnych miało wykonane cięcia cesarskie ze wskazań epidemiologicznych. W kolejnej publikacji z 15 przypadków ciężarnych zarażonych SARS-CoV-2, po porodzie było 11 ciężarnych, z czego 10 urodziło cięciem cesarskim a jedna pochwowo.

Trzecia publikacja potwierdza, to czego się spodziewaliśmy: z 43 porodów ciężarnych zakażonych SARS-CoV-2, 55 proc. rodziło pochwowo, bez powikłań. I co ważniejsze, jeśli wykonano cięcia cesarskie to ze wskazań położniczych, a nie epidemiologicznych.

Przy okazji opisywanych porodów badano zarówno płyn owodniowy jak i krew pępowinową oraz pobrano wymazy z łożysk i od noworodków. W żadnej próbce nie było koronawirusa. Uznano, że transmisja wertykalna zakażenia nie ma miejsca.

Oczywiście w medycynie mówienie o pewności jest mocno ryzykowne, ale póki co nie mamy podstaw naukowych, by sądzić że zakażenia płodu w ciąży jest w ogóle możliwe. Jedyną potwierdzoną formą transmisję wirusa pozostaje droga kropelkowa.

Polska bardziej za cesarką niż WHO

Dlatego poczynając od amerykańskiego towarzystwa naukowego, przez brytyjskie i australijskie, nowozelandzkie i kanadyjskie, a kończąc na CDC Centers for Disease Control and Prevention centra kontroli i prewencji chorób w USA – red.] i WHO [Światowej Organizacji Zdrowia – red.], wszyscy stoją na stanowisku, że

dopóki infekcja SARS-CoV-2 nie powoduje niewydolności oddechowej rodzącej kobiety, dopóty nie powinna wpływać na decyzje o wykonaniu cięcia cesarskiego.

Wydźwięk polskich zaleceń jest nieco inny. Konsultanci krajowi w dziedzinie położnictwa, ginekologii i neonatologii, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników oraz prezes Polskiego Towarzystwa Neonatologicznego, twierdzą, że gdy kobieta jest zakażona SARS-CoV-2, należy rozważyć cięcie cesarskie ze wskazań epidemiologicznych. Poza sytuacjami, gdy poród jest zaawansowany, przebiega dynamicznie lub rokuje zakończenie w krótkim czasie.

W praktyce, zalecenia te są przez wielu lekarzy interpretowane jako obligatoryjne wskazanie do cięcia cesarskiego. Także u pacjentek z podejrzeniem SARS-CoV-2.

Adwokat diabła

Takie zalecenia wydają się zrozumiałe wobec aktualnej sytuacji w ochronie zdrowia i stanu zabezpieczenia personelu, jakim dysponujemy w szpitalach. Pacjentka przebywając na sali porodowej i rodząc pochwowo, naraża nieodpowiednio zabezpieczony personel medyczny na kontakt ze swoim oddechem, czyli na ryzyko infekcji drogą kropelkową.

Cięcie cesarskie trwa zwykle nie dłużej niż pół godziny, a poród siłami natury kilkanaście godzin. Zmieniają się w tym czasie położone, lekarze a w efekcie mamy dużą grupę narażonych. A trzeba wziąć pod uwagę, że

nie mamy śluz, że nie mamy maseczek, że nie mamy środków ochrony indywidualnej (np. kombinezonów), a przyłbice wydrukowali nam na drukarce 3D studenci! W tej sytuacji cięcie cesarskie staje się lepszym, bezpieczniejszym, jedynym rozwiązaniem, które wskazuje rozsądek.

Czyli z powodu braków sprzętu i infrastruktury zapewniającej bezpieczeństwo pozbawiamy kobiety wyboru sposobu rodzenia?

Teoretycznie nie, bo jeśli matka natura zdecyduje, że poród postępuje szybko i rokuje szybkim zakończeniem, to nie będziemy na siłę robili operacji. Podobnie, jeśli przyszła matka nie wyrazi zgody na cięcie cesarskie ze wskazań epidemiologicznych, to powinniśmy to uszanować. Ale w praktyce, w realiach polskiej ochrony zdrowia, lekarze zaproponują ciężarnej poród operacyjny.

Użyją mocnych argumentów, występując z pozycji siły będą starali się namówić ją do wyrażenia zgody na cięcie cesarskie, a ciężarna zawsze będzie na przegranej pozycji.

Z perspektywy ordynatora: dobro lekarzy bardziej zagrożone

Proszę na to spojrzeć z mojego punktu widzenia jako ordynatora oddziału położniczego: jeśli nawet ciężarna uzyskałaby pełne informacje o korzyściach i ryzyku, a następnie podjęła świadomą decyzję o porodzie naturalnym, to na porannej odprawie mogę usłyszeć od lekarzy dyżurnych, że zrobili cięcie... Bo nie mieli w co się ubrać, nie mieli maseczek ani dla siebie, ani dla pacjentki, a położne były przerażone brakiem środków ochrony indywidualnej.

I co ja na to? Nie miałbym śmiałości, żeby nawet komentować ich decyzję.

Dlatego, pomimo wewnętrznego sprzeciwu wobec warunków, w jakich pracujemy i wynikających z nich rekomendacji, zalecam lekarzom, aby rozważyli cięcie cesarskie ze wskazań epidemiologicznych. Chcę, żeby pacjentki były informowane o aktualnym stanie wiedzy i następstwach podjętej decyzji, aby miały pełną możliwość wybrania drogi porodu. Ale

jeżeli którykolwiek z lekarzy powie, że nie ma odpowiedniego stroju, maseczek i boi się o bezpieczeństwo swoje i zespołu medycznego, to niestety uznam, że dobro lekarzy i położnych jest bardziej zagrożone.

To dla mnie wyższa konieczność, której muszę poświęcić dobro porodu naturalnego.

A co będzie z dzieckiem urodzonym przez zakażoną lub tylko podejrzewaną o zakażenie matkę?

Może zarazić się od mamy drogą kropelkową, należy więc za wszelką cenę zabezpieczyć noworodka. Są sposoby bezpiecznego karmienia i tego, jak powinien wyglądać kontakt matki z dzieckiem. Wobec obecnych zaleceń nie ma jednak możliwości, aby dziecko i matka mogli być razem, nawet z odpowiednim zabezpieczeniem. Niestety dziecko będzie izolowane od matki.

Usłyszałem, że jestem szalony

Czyli wracamy do czasów PRL, zanim wprowadziliśmy system rooming-in, gdy matka i dziecko są w tym samym pokoju.

W naszym oddziale wciąż zalecam, jeśli to możliwe, aby stosować opóźnione odpępnianie i położyć dziecko matce na brzuchu. Oczywiście zabezpieczając je przed narażeniem na zakażenie! Kontakt "skóra do skóry" powinien być zachowany, ponieważ buduje więź, pomaga w termoregulacji, dziecko nabywa odpowiednich kompetencji immunologicznych.

A gdy nie można oddzielić mamy od dziecka lub mama podejmie decyzję, że dziecko ma z nią pozostać, to

robimy wszystko aby zapewnić im odpowiednie warunki bezpiecznego kontaktu. Nie umiem inaczej, nie chcę i uważam, że nie mam prawa na przemocowe traktowanie mamy i dziecka. To nie jest moje zadanie.

Za to też oberwałem. Usłyszałem, że jestem szalony. Być może, ale lekarze na całym świecie starają się zachować rozsądek i nie wylewać dziecka z kąpielą. My natomiast, pod przykrywką „daleko posuniętej ostrożności" nie pozwalamy, aby noworodek miał kontakt z mamą ani z nikim innym z rodziny, bo przecież mamy zakaz odwiedzin.

Chciałbym aby universal testing (badanie personelu medycznego i wszystkich pacjentek przyjmowanych na oddział ) i zabezpieczenie w środki ochrony indywidualnej, pozwoliło nam na rozsądne postępowanie.

Obowiązkiem państwa jest zapewnienie odpowiednich warunków świadczeń zdrowotnych.

Jeśli matka podejmie decyzję, że - znając ryzyko zakażenia - chce zostać z dzieckiem, należy zapewnić bezpieczną odległość od łóżeczka dziecka, kotary oraz płyn do dezynfekcji rąk i maseczki zakrywające usta i twarz przy bliskim kontakcie z maluchem.

W wielu szpitalach taka sytuacja jest niestety niemożliwa, bo po prostu nie ma odpowiedniego pomieszczenia, śluzy wejściowej, maseczek i strojów. A poza tym - pada pytanie - czy „opłaca się" narażać personel? Nie powinniśmy nikogo narażać i w ogóle mieć takich dylematów!

W Polsce mamy całkowity zakaz odwiedzin noworodków?

Tak, ale tylko przez odwiedzających spoza szpitala. Zdrowa mama przebywająca w połogu na położnictwie, może odwiedzać swoje dziecko np. na intensywnej terapii noworodka. Oczywiście, jak zwykle powinniśmy dbać o bezpieczeństwo i zapewnić wystarczającą ilość środków ochrony indywidualnej.

A w innych krajach?

Zalecenia w większości krajów na świecie mówią o tym, że jeśli zdecydujemy o izolacji matki od dziecka, to noworodkiem mógłby zajmować się zdrowy członek rodziny, albo bliska osoba. Obawiam się, że to pieśń przyszłości w Polsce.

Chociaż z drugiej strony. Dzięki Fundacji „Dajemy Dzieciom Siłę”, Rzecznikowi Praw Dziecka i Rzecznikowi Praw Obywatelskich powstał apel do Ministra Zdrowia. Konsekwencją tego była decyzja konsultant krajowej w dziedzinie pediatrii prof. Teresy Jackowskiej i Przewodniczącej Zespołu Doradczego Ekspertów ds. dzieci podejrzanych lub zakażonych SARS-CoV-2 prof. Magdaleny Morczyńskiej. Wydały dokument pozwalający na towarzyszenie bliskiej dziecku osoby dziecku pozostającemu w szpitalu. Można? Oczywiście!

Karmienie piersią? Znowu nadmiar ostrożności

A czy epidemia zagroziła karmieniu piersią?

Siara nie zawiera koronawirusa. Także mleko matki karmiącej nie zawiera koronawirusa i dlatego nawet mama zakażona mogłaby w miarę bezpiecznie karmić swoje dziecko zabezpieczając usta i nos, aby zminimalizować ryzyko transmisji drogą kropelkową. Inne rozwiązanie to karmienia mlekiem odciąganym przez samą mamę, innego członka rodziny lub kogoś z personelu.

Na początku epidemii ukazały się jednak zalecenia, że mleko matek z COVID-19 ma być utylizowane [niszczone - red.], a mleko matek z podejrzeniem zakażenia pasteryzowane. Później rekomendacje zmieniono i pacjentki mogą karmić mlekiem odciąganym, żeby zachować ich laktację, tyle, że dziecko ma być cały czas odizolowane od matki. Badania wskazują, że dziecko karmione piersią nabywa odporność immunologiczną, dlatego mamy się nad czym zastanawiać nawet w tak skrajnie trudnej sytuacji, kiedy matka jest zakażona.

Proszę zauważyć, że jeszcze 17 marca Konsultant krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii, prof. Krzysztof Czajkowski wydał zalecenia dopuszczające porody rodzinne i oparł je na dobrze udokumentowanych przesłankach. Niestety wydźwięk kolejnych zaleceń był już zgoła inny.

Skąd się bierze ten nadmiar ostrożności w polskich zaleceniach?

Ostrożnością jest przyjęcie specjalnych warunków działania, ale nadmierna ostrożność to już wyraz strachu w obliczu braku odpowiednich informacji lub środków.

Jeśli nie mamy potwierdzenia, że jakieś działanie jest bezpieczne, to zamiast odwołać się do wcześniejszych doświadczeń i wyciągnąć z nich logiczne wnioski, wolimy nadmiar ostrożności. Zrezygnujemy z porodu pochwowego, bo nie mamy odpowiedniego zabezpieczenia i nie wiemy czy para nie jest zarażona koronawirusem.

Próbuję znaleźć jakieś obrazowe porównanie do tego, z czym mamy obecnie do czynienia w wielu szpitalach, ale nie jestem w stanie podejść do tego bez emocji. Okazuje się, że

łatwiej wprowadzić restrykcyjne zakazy, które wpływają długofalowo na życie naszych pacjentów, niż szukać optymalnych rozwiązań.

Takim rozwiązaniem byłoby przeznaczenie funduszy na testowanie wszystkich pacjentów i personelu. I zabezpieczenie personelu w maseczki. Czekam kiedy zobaczę nie posłów lecz wszystkie moje położne i lekarzy w maseczkach FFP3.

Jak wynika choćby z raportów Fundacji Rodzić po Ludzku, na wielu oddziałach podejście do kobiet nadal nacechowane jest przemocą, utrzymuje się paternalistyczne podejście do pacjentek.

Czasem słyszę że niepotrzebnie chcę, żeby kobieta decydowała o zakresie działań medycznych, skoro przecież to ja - jako lekarz - lepiej wiem. Tymczasem ja nie wiem lepiej lub gorzej. Po prostu znam badania naukowe i opierając się na wiedzy eksperckiej mogę pomóc kobiecie podjąć decyzję. A dalej, moim zadaniem jest dołożyć należytej staranności w działaniach podjętych w zgodzie jej decyzją i z aktualną wiedzą medyczną.

Szkody wynikające z polityki państwa w reakcji na epidemię naruszą humanizację porodów w Polsce?

Staram się zrobić wszystko, żeby tak się nie stało. Doświadczenia porodowe mają udowodniony naukowo wpływ na macierzyństwo a pozytywne doznania stanowią prewencję depresji i innych zaburzeń psychicznych. Dlatego racjonalne podejście do tego, jak postępować w okresie okołoporodowym przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa i prewencji zakażenia SARS-CoV-2, jest tak ważne.

Chciałbym zapewnić dziecku i mamie możliwość budowania więzi od samego początku! Rodzenie po ludzku ma pozytywne przełożenie na rozwój dziecka, i już od dawna nie są to jakieś „opowieści ekoświrów”, ale fakty naukowe!

Oddzielone dziecko nie ma kontaktu "skóra do skóry", o który tak walczymy, nie zaznaje czułości, nie dostaje mleka matki, immunoglobulin, nie ma kontaktu z tatą, nie ma nikogo, jest samo przez 14 dni kwarantanny. Cierpi.

Czas pandemii i obostrzeń jest trudny dla ciężarnych i dla nas, bo system ochrony zdrowia nie funkcjonuje prawidłowo, nie mamy pieniędzy, testów, sprzętu, a organizacja ochrony zdrowia nie jest na odpowiednim poziomie.

Jeśli dołożymy do tego restrykcje oparte na demagogicznych argumentach i strachu, to nikomu nie pomożemy.

To co Pan proponuje?

Musimy odnaleźć się w nowej sytuacji. Mój profesor kiedyś mi powiedział: pamiętaj Maciej, żeby twoje leczenie nie było gorsze niż choroba, którą leczysz. Działanie na oślep, kierowane strachem a nie wiedzą, bez zabezpieczeń, jest takim właśnie leczeniem.

Staram się pracować tak, aby znaleźć złoty środek między restrykcyjnymi zakazami, bezpieczeństwem epidemiologicznym, a bezpieczeństwem położniczo-ginekologicznym i psychologicznym zarówno pacjentek, jak personelu medycznego.

A skoro wiemy, że ponad jedna trzecia polskich zakażeń odbywa się podczas pobytu w jednostkach ochrony zdrowia, co szósta zakażona osoba to pracownik medyczny a prawie czterdzieści procent SARS-CoV-2 dodatnich ciężarnych jest bezobjawowych, to

testujmy wszystkie pacjentki przyjmowane do szpitala.

Testujmy też pracowników ochrony zdrowia. Pozwoli to na zastosowanie adekwatnej opieki, środków ochrony i dystansu fizycznego. Musimy mieć środki ochrony indywidualnej. Musimy stosować dystans fizyczny a nie społeczny. Próbujemy toczyć walkę z koronawirusem, ale nie działając na oślep.

* dr n. med. Maciej W. Socha, lekarz specjalista położnictwa i ginekologii, ginekologii onkologicznej, perinatologii. Kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku na Zaspie. Dyrektor kliniki LEKARZE Mostowa 4 w Bydgoszczy. Adiunkt w Katedrze Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej UMK w Toruniu

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Przeczytaj także:

Komentarze